Wszędzie się spieszę. Nie dlatego, że mnie "czas goni", wręcz przeciwnie. Mogę sobie pozwolić na leniuchowanie, nic nie robienie, ale nie potrafię! przykłady? Proszę bardzo.
Opalanie...odpada, bo wymaga nieruchomego leżenia, a mnie leżak parzy w tyłek. Ileż to razy siostra przyjeżdżała do mnie w celu wystawiania się do słońca. Ona karnie leżakowała...a ja ? Po 2 minutach lazłam w rabaty, skubałam chwaściska, albo z sekatorem hasałam po żywopłocie. Siostra do mnie ..."połóż, że się kobieto!"......łatwo powiedzieć, gorzej wykonać ;)
Przejażdżki rowerowe, to kolejny przykład. Mieszkam, gdzie mieszkam, rower jest przydatny, postanowiłam sobie, że każdego dnia, niespiesznie będę przemierzać okoliczne uliczki. Niespiesznie? Akurat...zawsze gnam na złamanie karku. Co prawda to "złamanie karku", to rzecz względna ;), bo są cykliści, którzy mnie wyprzedzają...ale zwykle wracam do domu umordowana...hm.
Spacery z Kamą......ktoś z boku może powiedzieć, że ścigam się z własnym cieniem!
Posiłki...to kolejne moje wariactwo. Eleganckie spotkanie przy biesiadnym stole.....stawiają przede mną jadło....towarzystwo, elegancko chwyta za sztućce, a ja odkładam je po zakończonej konsumpcji! Nawet, jak spożywam samotnie, jem na czas...... i tłumaczę sobie " czego tak gnasz, przecież nikt nie odbierze Ci tej kanapki z żółtym serem"...gadaj zdrów!
Bywa, że jestem mocno zmęczona tym spieszeniem się i marzy mi się, np. poleżakować....nooooooo i idę w chwaściska!
A teraz spieszę zaprezentować moje ostatnie dokonania skórzano-szyciowe :)
I na koniec zapraszam do mojego
poprzedniego wpisu , zabawa cały czas trwa :)
Beata