piątek, 21 września 2012

Pomieszanie z poplątaniem...

Zakładając bloga obiecałam sama sobie,że to co będę tu publikować itd...będzie dla świata wirtualnego.
Widzę jednak,że to były czcze obietnice ;). Powód !? Bardzo prosty!O osobach,które znam wirtualnie myślę w realu.Ale jak nie pomyślisz o prowadzącym świetnego bloga fotograficznego,gdy widzisz babę żniwną ;) Na ową babę żniwną trafiłam przypadkowo na forum kulinarnym, by potem obejrzeć ją "u źródła"
 Baba żniwna na WŻ  
Chłop i baba ...u Grzegorza

Ponadto mam swoją babę :D
Moja baba ;)
Babę swoją pozyskałam w bardzo spontaniczny sposób.Z Chłopem robiliśmy foty naszym zwierzakom,gdy grupa rowerzystów zatrzymała się,by zagadnąć o niecodzienny widok jakim są beztrosko brykające cielęta przy swoich matkach.Ponadto rowerzyści mieli w planach obejrzeć bunkry, a nie mieli pojęcia gdzie ich szukać.Chłop zaproponował właściwą osobę czyli mnie.I dzięki temu,że miałam spontaniczną przejażdżkę rowerową mam babę żniwną i nowe kontakty realno-wirtualne ( oczywiście wymieniliśmy się adresami email).
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Jednak sednem mego pomieszania z poplątaniem było spotkanie kilku osób,które znają się z pewnego forum( a niektóre z pewnych-chodzi o liczbę mnogą).Czyż real nie pomieszał się z życiem wirtualnym?
Pomieszał się!
      Spotkanie było planowane od dość dawna i miejsca spotkań były planowane różne.Osób miało być ok 15.Bardzo chciałam być na tym spotkaniu, a martwiłam się ,że jak zwykle coś wypadnie i wytężając swoje szare komórki obmyśliłam je na Podlasiu w pobliskiej agroturystyce. Pomysł spontaniczny,ale bardzo korzystny dla mnie.Myślę jednak,że nikt nie posądził mnie o egoistyczne myślenie ;).Z agroturystyki zrezygnowaliśmy na konto pobytu na moim "ranczo"'
    Co mogę napisać o spotkaniu...? A to ,że było nas razem sztuk 8.Była 65-latka i 25-latka i zdecydowana większość w wieku około moim.Przyjechały z różnych stron Polski i nie tylko z Polski! Radość ze spotkania była niesamowita.Była to radość połączona z ciekawością.Można powiedzieć ,że byłyśmy w stanie euforii i ekstazy.Rozmowy były bardzo długie i poważne oraz lapidarne i chaotyczne. O wszystkim i o niczym.Prawdziwe Polek nocne rozmowy ...Śmiech pomieszany ze łzami wzruszenia...Wszystko to uświetniło pieczenie chleba i babki ziemniaczanej w piecu kaflowym;krojenie gruszek do suszenia nad piecem(i ich podjadanie :D);ubijanie masła z wiejskiej śmietany;gotowanie bogracza;spacer do lasu i gotowanie i suszenie plonów z lasu i kilka innych typowo babskich spraw.Koty i psy zostały wygłaskane na zapas :)

   Dla mnie to spotkanie dało wiele! Utwierdziłam się w przekonaniu,że są ludzie tak samo zwariowani jak ja,podobnie rezolutni i całkowicie obiektywni.Ludzie,którzy potrafią uszanować inność.Nie będę się tu rozpisywać szczegółowo ,bo nie o to chodzi.
Po prostu dziękuję dziewczyny!!!

    Ponadto  hymnem tego spotkania jest  dla mnie Fiolka



Śpiewam sobie na głos mimo późnej pory i mam ochotę wznieść toast wódką cytrynową!

NA   S'DROFIE!!!!

niedziela, 9 września 2012

Serdeczne życzenia ; >

Nie jestem mistrzem w składaniu życzeń i nigdy nim nie byłam.A spisać czy skopiować życzenia to nie sztuka.Moją zasadą jest życzyć komuś to co sprawi mu przyjemność.Ostatnio szczególnie prześladują mnie życzenia moich znajomych, koleżanek i kolegów;>
Zazwyczaj zbywam to żartem,ale zaczyna we mnie kipieć i czekam momentu aż się nie powstrzymam i wybuchnę!
Ale zacznę od początku...

Kilka dni temu w pracy zrobiłam dobry uczynek.Zajęcie kilkuminutowe,ale nikomu się nie chciało tego zrobić.Zaanonsowałam koleżankom,że to co odwlekane to już przez mnie zrobione.
-Daj tobie zdorowie i sobacze nóżki-odpowiedziała jedna w tutejszym chachłackim narzeczu .
-A ja Ci życzę ,żebyś Kacperka urodziła!-odpowiedziała druga.
-No,no,no!Nie przyjmuję takich życzeń-odpowiedziałam z miną wyrażającą moje niezadowolenie ;/

Często żartujemy,ale te żarty przestają mnie bawić ...
I żeby to tylko ten jeden incydent,ale nie!

Napotkana znajoma pyta:
-Jak tam dzieci sobie radzą z dala od domu?
Odpowiadam i opowiadam jednocześnie o szkołach i o internatach moich Młodych.
-No to wam teraz nic nie zostało jak zrobić sobie trzecie dziecko.Duży dom,sami jesteście,a wtedy byłoby weselej.Pustkę spowodowaną wybyciem dzieci do szkół byście mieli zapełnioną.
NOOOOO!Zbaraniałam,zowczałam i dostałam wytrzeszczu obu oczu!
Grzecznie odpowiedziałam:
-Ale ja wcale,a to wcale się nie nudzę ani nie czuję żadnej samotności.Tak samo jest z moim Chłopem i teściową!

Odwiedza nas znajoma z dwójką rocznych bliźniąt.Urocze łobuzy.Jeden z nich jest chrześniakiem mojej Młodej.Młoda uwielbia dzieci i marzy,by mieć bliźnięta.
-A jaki on słodziutki mamo!Popatrz jak się śmieje do mnie!-woła zachwycona.
Zagaduję,zabawiam itd..ale jakiegoś szczególnego zachwytu typu "ochy' i 'achy' nie umiem okazać.
-Mamo!zróbcie sobie takiego-śmieje się córka.Argumentuje,że oboje z bratem by pomagali ,a ja przy dziecku uspokoiłabym swoje nerwy(co to nieraz na nich pożytkuję!)
-Dochód nasz skromny też chcesz podzielić na was troje?Zastrzegam,że pampersy zabiorą więcej kasy niż Ci się wydaje,a na ubrania wydam o wiele więcej bo dziecko rośnie.
-No tak...-mówi skapitulowana Młoda.


Przechodzący sąsiedzi nieraz żartują,że bocian coś nam przyniesie jeszcze ;>
Bociany bowiem upatrzyły sobie nasz dom jako punkt obserwacyjny.A może chcą zrobić gniazdo ...?

Przy okazji tematu przypomina mi się moja dawna koleżanka z pracy.Pracowała razem ze mną i mieszkała w hotelu pracowniczym.Mąż mieszkał w odległej o ok 50 km miejscowości zajmując się gospodarstwem rolnym.Koleżanka bardzo pragnęła dziecka i często o tym opowiadała.Z czasem zaczęła mówić o swoich obawach co do posiadania potomstwa.Pamiętam jak z okazji imienin złożyłam jej życzenia..."Zdrowia,szczęścia i co tam sobie jeszcze zamarzysz.I przede wszystkim zdrowego dzidziusia jak najszybciej." Na moje życzenia koleżanka zalała się łzami,a ja czułam się bardzo głupio...bo pomyślałam,że te moje życzenia przyjmie z radością. Odtąd jestem bardzo powściągliwa w ich składaniu.


Tak więc...

Dobrego wiele Wam życzę ;)))




............czy ten bociek wygląda na takiego co dzieci przynosi...?  ;>


piątek, 7 września 2012

O doładowaniu ;)

Każdy z nas ma swój sposób,by doładować akumulatory.A to jest bardzo potrzebne!Wiem to po sobie...
Praca na 3 zmiany,obowiązki domowe,na podwórku,w ogródku,załatwianie mnóstwa spraw za siebie i za Chłopa  nieraz przerasta moje nie skromne możliwości...Tak i teraz było ...Najcięższy okres w roku jakim są żniwa zbiegły się z 18-tymi urodzinami Młodej.Impreza na mojej głowie,ponadto kombajn w polu coraz ulegał awarii i Chłop dzwonił po kierowcę i dostawcę zarazem z poleceniem:-Jedź szybko i szybko wracaj.Jadę jak mogę szybko(ale z wyobraźnią!) i wracam.Tak trefnie się składało,że grafik dzienny był bardzo napięty,gdy miałam nocki.Ponadto w pracy bywało ciężko...
Nadmiar zajęć spowodował,że popadłam w zwykłą stagnację.Nic mi się nie chciało,wszystkiego miałam dość i do tego dochodził płaczliwy nastrój jak u małej dziewczynki.Wiedziałam,że potrzebuję jakiegoś bodźca...Czasami gadaliśmy sobie z Chłopem wieczorową porą przy kieliszku nalewki słuchając deszczu w rynnach;czasami żartowałam z koleżankami z pracy;czasami pozytywny nastrój sam z siebie przychodził...a czasami nie chciał być po prostu lepszy i już!
I tak o tym całym bałaganie zgadałam się ze swoją koleżanką wirtualną.
Nie pamiętam czy pisałyśmy na gg czy na forum czy sms.Koniec końców wyszło,że się zdzwoniłyśmy.Każdej z nas było jakoś ciężko na duszy ;>
I nie wiem do dziś czy ona żartowała czy napisała to poważnie.Nie pamiętam nawet w jakiej to było formie napisane...Ale to nie jest ważne !

Podczas jakiegoś wypadu do miasta po zakupy i po części do psujących się maszyn zagaiłam do Chłopa:
-Nie miałbyś nic,gdybym zaprosiła do nas Anovi.Znam ją wirtualnie ...itd...itp...
Nie pamiętam jakich jeszcze argumentów użyłam,ale Chłop odpalił:
-A zapraszaj!Jak tak bardzo chcesz i jak Ona zechce przyjechać...
Chłop poszedł po zamówione łożyska a ja podskakiwałam na siedzeniu auta.Chciało mi się płakać -tym razem z radości!Nie mogłam zebrać myśli,by zadzwonić i pogadać...Zadzwoniłam.I znów podskakiwałam z radości słysząc to co chciałam usłyszeć!
Za kilka dni dostałam krótkiego i rzeczowego smsa z terminem przyjazdu.
I nie mogłam się doczekać!

............................................................................................................................................................................

Przyszłam z nocnej zmiany i wiedziałam,że spać mi się nie będzie chciało.Do 14 z minutami miałam czas.Zaplanowałam upiec chleb i babkę ziemniaczaną.Ponadto pobiegłam radośnie do lasu i nazbierałam kurek.Byłyśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym.Kurek był wysyp.Po powrocie z lasu babka i chleb do pieca,a ja pod prysznic dla otrzeźwienia(nie orzeźwienia :P) ;)
Pojechałam na PKP.
Stałam na peronie i czekałam na opóźniony pociąg rozmawiając z kuzynką( też czekała na przyjazd podróżnych).Zrobiła wielkie oczy jak jej powiedziłam,że czekam na koleżankę z G*.
-A skąd Ty znasz ludzi z G.?-zapytała kuzynka
-To wirtualna koleżanka-powiedziałam.
-I nie boisz się obcego człowieka do domu przyjąć?!
-Nie.Czego mam się bać-odpowiedziałam z przekąsem.
Pociąg nadjechał i wysiadł z niego tłum ludzi(zazwyczaj to pojedyńcze osoby!)
Wypatrywałam znanej mi ze zdjęć osoby.Dopiero jak zobaczyłam machającą do mnie rękę to poznałam.
Wyobrażenie moje było inne,ale w realu okazało się bardziej korzystne.W drodze powrotnej okazało się,że jadąc na PKP nie poznałam swej córki,która szła poboczem i rzekomo do mnie machała.A to ci dopiero matka zakręcona:)))

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mój chleb bardzo Ci smakował.Podobnie babka ziemniaczana.Siedziałam przy stole z dziwaczną miną gdy pałaszowałaś moją babkę ziemniaczaną prosto z pieca kaflowego.Nie mogłam przełknąć Twych zachwytów nad czymś tak zwyczajnym.Zresztą przyzwyczajona jestem do pochwał typu :"może być...".Bardzo dobrze nam się rozmawiało i nieprzerwanie miałam wrażenie,że znamy się od zawsze ;). Pierwsze emocje  minęły i przyszedł wieczór.Chociaż byłam 24 godziny na nogach(oj! chyba więcej!) jakoś specjalnie sen mnie nie morzył .Jednak Chłop zadecydował : idziemy spać!
I w łóżku na Twój temat mamrotał : -druga Jaśka! druga Jaśka!

Następne dni minęły nam na gotowaniu pierogów(miał być przecie cały gar!) ; wyjazdach w moje ulubione miejsca,które chciałam Ci pokazać;robieniu zakupów na zbliżający się zjazd mojej rodzinki z okazji święta Przemienienia Pańskiego na Grabarce i przygotowaniach do tejże imprezy od strony kuchni.Przez te dni czułam się szczególnie wyróżniana w domu,bowiem omijały mnie obowiązki gospodarskie typu dojenie itp.Chłop uznał,że "tak dobrze Wam się gada,że nie będę przeszkadzał pierdołami"
Nie będę się tu rozpisywać o naszym spotkaniu,bo nie widzę potrzeby,ale!

 Dziękuję Ci za:
-koguta z cytryną,
-rybę pod beszamelem,
-za ostre noże(będę się i ja uczyć ostrzyć :D)
-ogólnie za pomoc w kuchennym bałaganie!
Szczególnie dziękuję Ci za to,że nie denerwowało Cię,że ciągle Ci wpadałam w słowo ;)
Nie wiem za co powinnam Ci jeszcze podziękować...Może za nasze wieczorne rozmowy przy kieliszku wódki cytrynowej?Rozmowy o dzieciach,o chłopach,o wirtualnym i realnym życiu...?Może za wygłupy przy ubijaniu masła z wiejskiej śmietany?
Może za spacery po moich ulubionych miejscach?
Może za  wieczorne wygłupy nad Bugiem "pod wierzbą",gdzie próbowałam zrobić zdjęcie zachodzącego słońca siedząc(klęcząc) na zwalonej do rzeki wierzbie..?Śmiałyśmy się jak wariatki i przepłoszyłyśmy wszystkie ryby łowiącemu nieopodal(jak się później okazało!) znajomemu.
A tak apropo!
To ta wierzba i ten zachód słońca!







Ponadto zaskoczyłaś mnie poskromieniem małego niejadka,który wbrew opinii jego mamy nie będzie jadł.
Mojej niewidomej babci bardzo się spodobałaś!
Mojej toksycznej mamie też!
Goście,którzy się zjechali byli zachwyceni kunsztem kulinarnym(wiadomo czyim :D)
Cieszę się,że odnalazłaś się w tak licznej grupie ludzi jak moja rodzina i moi znajomi.
Miałyśmy tyle planów!Miałam Ci zapleść warkocz-nie zdążyłam!Miałyśmy pojechać rowerami nad Bug(to ma swoisty klimat i jest nieporównywalne z wypadem samochodowym).Miałyśmy obfotografować okoliczne drewniane domy.Pewnie coś jeszcze było w planach,ale o tym nie pamiętam w tej chwili ;)
Dzięki memu Chłopu Twój wyjazd odciągnął się o 2 dni.Dziękuję mu w myślach za to(ale się nie przyznaję do tego :P ).W tym czasie jak byłam w pracy moje koty Dzikuski jadły Ci z ręki,pies Czapi pilnował Cię w domu.Niecierpliwie czekałaś(wraz z nami) na narodziny cielaczka ,by nadać mu imię.Urodził się pół godziny przed Twoim odjazdem i został nazwany Dereszko.
Czyli ogólnie rzecz biorąc naładowałaś mi baterie!Nie stresowała mnie  brygadzistka w pracy,nie stresowało mnie nawet to,że jednocześnie 2 auta nam się zepsuło.Koleżanki z pracy mówiły,że nakręcona jakaś  jestem ;).Ja ja sobie pod nosem podśpiewywałam  " Chorałem dzwonków dzień rozkwita......a ja mam swą gitarę,spodnie wytarte i buty stare..."


    Teraz,gdy czekam na pieczony w piecu chleb myślę o Tobie.Przyczyną są pieczone gołąbki,które do spóły z chlebem się pieką.Wierzę,że kiedyś Cię nimi poczęstuję !!!



P.S.Notka miała być dodana tuż po Twoim wyjeździe.Była w mej głowie do tych pór ;)

Iv-pozdrawiam i ściskam Cię mocno!
...bo całować się nie lubię;wiesz ;>


* Z przyczyn takich i owakich nie używam w internecie nazw właściwych.Ewentualnie nicki lub pseudonimy.
 Nazwy właściwe zastępuję  pierwszą literą nazwy miejscowości lub imienia.