Każdy z nas ma swój sposób,by doładować akumulatory.A to jest bardzo potrzebne!Wiem to po sobie...
Praca na 3 zmiany,obowiązki domowe,na podwórku,w ogródku,załatwianie mnóstwa spraw za siebie i za Chłopa nieraz przerasta moje nie skromne możliwości...Tak i teraz było ...Najcięższy okres w roku jakim są żniwa zbiegły się z 18-tymi urodzinami Młodej.Impreza na mojej głowie,ponadto kombajn w polu coraz ulegał awarii i Chłop dzwonił po kierowcę i dostawcę zarazem z poleceniem:-Jedź szybko i szybko wracaj.Jadę jak mogę szybko(ale z wyobraźnią!) i wracam.Tak trefnie się składało,że grafik dzienny był bardzo napięty,gdy miałam nocki.Ponadto w pracy bywało ciężko...
Nadmiar zajęć spowodował,że popadłam w zwykłą stagnację.Nic mi się nie chciało,wszystkiego miałam dość i do tego dochodził płaczliwy nastrój jak u małej dziewczynki.Wiedziałam,że potrzebuję jakiegoś bodźca...Czasami gadaliśmy sobie z Chłopem wieczorową porą przy kieliszku nalewki słuchając deszczu w rynnach;czasami żartowałam z koleżankami z pracy;czasami pozytywny nastrój sam z siebie przychodził...a czasami nie chciał być po prostu lepszy i już!
I tak o tym całym bałaganie zgadałam się ze swoją koleżanką wirtualną.
Nie pamiętam czy pisałyśmy na gg czy na forum czy sms.Koniec końców wyszło,że się zdzwoniłyśmy.Każdej z nas było jakoś ciężko na duszy ;>
I nie wiem do dziś czy ona żartowała czy napisała to poważnie.Nie pamiętam nawet w jakiej to było formie napisane...Ale to nie jest ważne !
Podczas jakiegoś wypadu do miasta po zakupy i po części do psujących się maszyn zagaiłam do Chłopa:
-Nie miałbyś nic,gdybym zaprosiła do nas Anovi.Znam ją wirtualnie ...itd...itp...
Nie pamiętam jakich jeszcze argumentów użyłam,ale Chłop odpalił:
-A zapraszaj!Jak tak bardzo chcesz i jak Ona zechce przyjechać...
Chłop poszedł po zamówione łożyska a ja podskakiwałam na siedzeniu auta.Chciało mi się płakać -tym razem z radości!Nie mogłam zebrać myśli,by zadzwonić i pogadać...Zadzwoniłam.I znów podskakiwałam z radości słysząc to co chciałam usłyszeć!
Za kilka dni dostałam krótkiego i rzeczowego smsa z terminem przyjazdu.
I nie mogłam się doczekać!
............................................................................................................................................................................
Przyszłam z nocnej zmiany i wiedziałam,że spać mi się nie będzie chciało.Do 14 z minutami miałam czas.Zaplanowałam upiec chleb i babkę ziemniaczaną.Ponadto pobiegłam radośnie do lasu i nazbierałam kurek.Byłyśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym.Kurek był wysyp.Po powrocie z lasu babka i chleb do pieca,a ja pod prysznic dla otrzeźwienia(nie orzeźwienia :P) ;)
Pojechałam na PKP.
Stałam na peronie i czekałam na opóźniony pociąg rozmawiając z kuzynką( też czekała na przyjazd podróżnych).Zrobiła wielkie oczy jak jej powiedziłam,że czekam na koleżankę z G*.
-A skąd Ty znasz ludzi z G.?-zapytała kuzynka
-To wirtualna koleżanka-powiedziałam.
-I nie boisz się obcego człowieka do domu przyjąć?!
-Nie.Czego mam się bać-odpowiedziałam z przekąsem.
Pociąg nadjechał i wysiadł z niego tłum ludzi(zazwyczaj to pojedyńcze osoby!)
Wypatrywałam znanej mi ze zdjęć osoby.Dopiero jak zobaczyłam machającą do mnie rękę to poznałam.
Wyobrażenie moje było inne,ale w realu okazało się bardziej korzystne.W drodze powrotnej okazało się,że jadąc na PKP nie poznałam swej córki,która szła poboczem i rzekomo do mnie machała.A to ci dopiero matka zakręcona:)))
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mój chleb bardzo Ci smakował.Podobnie babka ziemniaczana.Siedziałam przy stole z dziwaczną miną gdy pałaszowałaś moją babkę ziemniaczaną prosto z pieca kaflowego.Nie mogłam przełknąć Twych zachwytów nad czymś tak zwyczajnym.Zresztą przyzwyczajona jestem do pochwał typu :"może być...".Bardzo dobrze nam się rozmawiało i nieprzerwanie miałam wrażenie,że znamy się od zawsze ;). Pierwsze emocje minęły i przyszedł wieczór.Chociaż byłam 24 godziny na nogach(oj! chyba więcej!) jakoś specjalnie sen mnie nie morzył .Jednak Chłop zadecydował : idziemy spać!
I w łóżku na Twój temat mamrotał : -druga Jaśka! druga Jaśka!
Następne dni minęły nam na gotowaniu pierogów(miał być przecie cały gar!) ; wyjazdach w moje ulubione miejsca,które chciałam Ci pokazać;robieniu zakupów na zbliżający się zjazd mojej rodzinki z okazji święta Przemienienia Pańskiego na Grabarce i przygotowaniach do tejże imprezy od strony kuchni.Przez te dni czułam się szczególnie wyróżniana w domu,bowiem omijały mnie obowiązki gospodarskie typu dojenie itp.Chłop uznał,że "tak dobrze Wam się gada,że nie będę przeszkadzał pierdołami"
Nie będę się tu rozpisywać o naszym spotkaniu,bo nie widzę potrzeby,ale!
Dziękuję Ci za:
-koguta z cytryną,
-rybę pod beszamelem,
-za ostre noże(będę się i ja uczyć ostrzyć :D)
-ogólnie za pomoc w kuchennym bałaganie!
Szczególnie dziękuję Ci za to,że nie denerwowało Cię,że ciągle Ci wpadałam w słowo ;)
Nie wiem za co powinnam Ci jeszcze podziękować...Może za nasze wieczorne rozmowy przy kieliszku wódki cytrynowej?Rozmowy o dzieciach,o chłopach,o wirtualnym i realnym życiu...?Może za wygłupy przy ubijaniu masła z wiejskiej śmietany?
Może za spacery po moich ulubionych miejscach?
Może za wieczorne wygłupy nad Bugiem "pod wierzbą",gdzie próbowałam zrobić zdjęcie zachodzącego słońca siedząc(klęcząc) na zwalonej do rzeki wierzbie..?Śmiałyśmy się jak wariatki i przepłoszyłyśmy wszystkie ryby łowiącemu nieopodal(jak się później okazało!) znajomemu.
A tak apropo!
To ta wierzba i ten zachód słońca!
Ponadto zaskoczyłaś mnie poskromieniem małego niejadka,który wbrew opinii jego mamy nie będzie jadł.
Mojej niewidomej babci bardzo się spodobałaś!
Mojej toksycznej mamie też!
Goście,którzy się zjechali byli zachwyceni kunsztem kulinarnym(wiadomo czyim :D)
Cieszę się,że odnalazłaś się w tak licznej grupie ludzi jak moja rodzina i moi znajomi.
Miałyśmy tyle planów!Miałam Ci zapleść warkocz-nie zdążyłam!Miałyśmy pojechać rowerami nad Bug(to ma swoisty klimat i jest nieporównywalne z wypadem samochodowym).Miałyśmy obfotografować okoliczne drewniane domy.Pewnie coś jeszcze było w planach,ale o tym nie pamiętam w tej chwili ;)
Dzięki memu Chłopu Twój wyjazd odciągnął się o 2 dni.Dziękuję mu w myślach za to(ale się nie przyznaję do tego :P ).W tym czasie jak byłam w pracy moje koty Dzikuski jadły Ci z ręki,pies Czapi pilnował Cię w domu.Niecierpliwie czekałaś(wraz z nami) na narodziny cielaczka ,by nadać mu imię.Urodził się pół godziny przed Twoim odjazdem i został nazwany Dereszko.
Czyli ogólnie rzecz biorąc naładowałaś mi baterie!Nie stresowała mnie brygadzistka w pracy,nie stresowało mnie nawet to,że jednocześnie 2 auta nam się zepsuło.Koleżanki z pracy mówiły,że nakręcona jakaś jestem ;).Ja ja sobie pod nosem podśpiewywałam " Chorałem dzwonków dzień rozkwita......a ja mam swą gitarę,spodnie wytarte i buty stare..."
Teraz,gdy czekam na pieczony w piecu chleb myślę o Tobie.Przyczyną są pieczone gołąbki,które do spóły z chlebem się pieką.Wierzę,że kiedyś Cię nimi poczęstuję !!!
P.S.Notka miała być dodana tuż po Twoim wyjeździe.Była w mej głowie do tych pór ;)
Iv-pozdrawiam i ściskam Cię mocno!
...bo całować się nie lubię;wiesz ;>
* Z przyczyn takich i owakich nie używam w internecie nazw właściwych.Ewentualnie nicki lub pseudonimy.
Nazwy właściwe zastępuję pierwszą literą nazwy miejscowości lub imienia.