... gdy przeglądałam zdjęcia znad Wisły i zastanawiałam się czy dać je na bloga...
Tak...Z tym blogiem (blogami) się szarpię sama ze sobą i czasem mam wątpliwości czy nie nacisnąć usuń...Przemyślałam sobie wiele spacerując po Warszawie przez wolne 3 godziny i przepadłam wraz myślami.Przejrzałam potem niedokończone notki na bloga co wiszą w roboczych i przepadłam!
...muszę je pokończyć i opublikować...
Coś dziwnego ze mną się robi,gdy ok 21.30 wyjeżdżam do pracy . Gdy Chłop zamykając garaż macha do mnie ręką tak jak to robią małe dzieci,gdy się rozstają.Szybko wtedy mrugam oczami by przywrocić im normalną widzialność.Przecież jadę autem!
...Gdy znajomy,którego odwożę do domu mówi do mnie,że mój Chłop to szczęściarz...
-Taaa... -myślę sobie- a ja szczęściara...
Jak na złość leci wtedy moja ulubiona piosenka Ferbenów
Słucham i śpiewam w głos z Wojtasem.Auto,które prowadzę osiąga obroty silnika powyżej 4 tys.
Zwalniam...mrugam oczami...
Tylko ja wiedziałam i wiem co mi się kłębiło wtedy we łbie...
Dziś rano gadaliśmy o problemach dnia codziennego. Siedzieliśmy na pniach drzewa w kotłowni i patrzyliśmy na buchający ogień w piecu C.O.Patrzyliśmy na zadowolone koty co siedziały z pół przymrużonymi oczyma.Pewnie słuchały jak rozmawialiśmy o aucie co "zjadło" nowy akumulator(zwarcie na 100 % ) ,o cholernym mrozie, o problemach ,które wynikły z powodu figi w bankomacie i o tym,że jakoś się wszystko powoli ułoży...Uzmysłowiłam sobie kolejny raz,że za takie "szczegóły" potrafiłam robić awantury,a teraz na spokojnie rozmawiam.
-Zmądrzałaś!-usłyszałam,gdy zagaiłam ten temat
...i znów przepadłam....