Bo u mnie wszystko jest z życia wzięte.
Przyszło nam pędzić to życie w niewątpliwie bardzo trudnych czasach, w bardzo trudnym, czasem nieznośnym, świecie. Ludzkość doszła do ściany. Nie mam wątpliwości, że marnie się to wszystko skończy. Chciałabym pociechy i nadziei, ale obawiam się, że o to będzie trudno. Otacza nas chaos, dezinformacja, brud, smród - długo mogłabym wymieniać. Odnoszę wręcz wrażenie, że na nic nie mam wpływu, że tylko mogę płynąć z prądem. Czasem mi się przelewa, jak dzisiaj. Pewnie macie podobnie, bo trudno nie mieć. Ciekawi mnie, jak radzicie sobie z tym wszystkim, co robicie, żeby nie zwariować i nie dać się trafić apopleksji?
Czasem jestem tak wściekła, że prawie wrzeszczę z bezsilności. Ratuje mnie poczucie humoru i miejsce, w którym żyję, bo żyję tutaj jak w bańce. Czasem muszę stąd wychynąć - robię to rzadko i bardzo niechętnie. Większość czasu spędzam nad paletą, drewienkami i co mi tam w ręce wpadnie, za chwilę na dobre zacznie się ogród. Jednak nie każdy ma taki luksus. Dlatego piszcie jak sobie radzicie z wszelkim goownem tego świata. Boję się, że moje sposoby się wyczerpią, to będę miała coś w odwodzie.
W międzyczasie (anioł niedostępny, Bambi też zamówiona i odebrana):
Bambi zwana Bamboszkiem, suchy pastel 30 x 40cm |