Zapraszam do obejrzenia krótkiego filmiku, w którym pokazuję Wam starsze książki, które kupiłam w ostatnim czasie :). Oczywiście w okazyjnych cenach. Miłego oglądania!
Akcja... oswajamy lektury!
czwartek, 19 lutego 2015
środa, 18 lutego 2015
"Brudne historie" (K.S. Rutkowski)
TYTUŁ: "Brudne historie"
AUTOR: K.S. Rutkowski
GRAFIKI: Krzysztof SADO Sadowski
ROK WYDANIA: 2006
STRON: 186


MOJA OPINIA:
Po przeczytaniu kolejnej
już pozycji autorstwa K.S. Rutkowskiego doszłam do pewnego wniosku. Tego
nietypowego, ale z całą pewnością zasługującego na uwagę autora, należy traktować
jak antybiotyk. Po jego książki sięgnijcie wtedy, gdy będziecie mieli już dość
powieści lub opowiadań, które są „wygładzone”
i zawierają zapierające dech w piersiach opisy przyrody. Pamiętajcie o tym,
żeby nie czytać książek tego autora jedna po drugiej, ponieważ tak jak piękno,
tak i brzydotę należy właściwie dawkować. Co za dużo, to niezdrowo.
„Gnida na wolności był menelem i gdy go przymknęli, nie miał co szukać
ratunku. W więziennej hierarchii stał trochę wyżej od cwela, ale niżej od
frajera.”
W przeciwieństwie do sporej liczby autorów piszących o
uroczych krajobrazach i puszystych kotkach, K.S. Rutkowski pochyla się nie tyle
nad ciemnymi, ile przede wszystkim brudnymi historiami z życia większych bądź
mniejszych popaprańców. Historiami, które wbrew pozorom nie rozgrywają się
wyłącznie w zakładach karnych i szarych blokowiskach, ale również na
Mauritiusie, Cyprze oraz podczas podróży przez Czarny Ląd, ponieważ absolutnie
każdy człowiek, niezależnie od piastowanego stanowiska posiada swoją brudną
stronę. Tyle tylko, że niektórzy ze wszystkich sił, a jednak nie zawsze z
powodzeniem, starają się ją ukryć pod płaszczykiem uroczego uśmiechu i hojnego
gestu.
„Brudne historie” są już moim czwartym spotkaniem z
twórczością K.S. Rutkowskiego, który do tej pory oprowadzał mnie po więziennych
celach („Kryminał tango”), odkrywał zakamarki męskiej psychiki („W niewoli
seksu”) oraz ośmieszał „turystów” wyjeżdżających na wakacje organizowane przez
biura podróży („Chiński ekspres”). Podobnie jak w pozycjach, które trafiły do
moich rąk jakiś czas temu, także w „Brudnych historiach” ten wymykający się
wszelkim ograniczeniom autor podejmuje się opisywania sytuacji wzbudzających
kontrowersje. Mocną, męską prozę K.S. Rutkowskiego można pokochać, albo znienawidzić.
„Od czterech dni nie spaliśmy w normalnych łóżkach ani pod dachem, tylko
w śpiworach na gołej ziemi, przy rozpalonych ogniskach, nieustannie nękani
przez moskity (…). Lepiliśmy się od brudu i potu.”
Uznanie „Brudnych
historii” za opowiadania byłoby lekkim nadużyciem, ponieważ większość z nich to
krótkie migawki, obrazy z życia najróżniejszych ludzi, którzy w dość dużym
stopniu nasuwają skojarzenia z samym autorem. Efekt jest taki, że czytając
opisane przez Rutkowskiego epizody zaczynamy poważnie zastanawiać się nad tym,
czy nie są one przypadkiem autobiograficzne… Wydana w 2006 roku pozycja zawiera
siedemnaście wymagających od czytelnika dużej cierpliwości historii. Podczas
ich czytania trzeba zapomnieć o „pięknej”, ubranej w ładne słowa, prozie.
Jeżeli „Brudne historie” będą waszym pierwszym spotkaniem z K.S.
Rutkowskim, to podczas ich czytania możecie poczuć się co najmniej dziwnie.
Traficie do zupełnie innego, ale jednocześnie podejrzanie prawdziwego świata.
„Nie lubię kobiet łatwych. Tych, które dają się poderwać, bo nie mają
nikogo, kto mógłby im tego zabronić. (…) Byle frajer potrafi poderwać samotną
kobietę. Niewielu odebrać je ich mężczyznom, patrząc im bezczelnie prosto w
twarz.”
Oczywiście nie wszystkie
utrwalone przez Rutkowskiego historie zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie.
Niektórych już nawet nie pamiętam, ale akurat to jest chyba kwestią
indywidualną. W każdym razie przy czytaniu wielu z nich autorowi udało się mnie
zaskoczyć. Ale czemu się tu dziwić – codzienność zaskakuje nas przecież jeszcze
bardziej.
„Brudne historie” polecam więc wszystkim tym, którzy szukają czegoś
innego, wzbudzającego kontrowersje, undergroundowego.
„Niektórzy w tym co piszę widzą talent, inni wypociny jeszcze jednego
grafomana. Nie wiem, kto ma rację. Wiem, że kroczę długą i krętą drogą, jaką
jest pisarstwo i albo kiedyś dojdę do jej końca zyskując nazwisko, pozycję i czytelników,
albo nigdy jej nie przejdę. Tych kilkanaście opowiadań (…) to mój kolejny krok
na tej drodze. Mam nadzieję, że nie najgorszy, ani nie ostatni.”
K.S. Rutkowski
niedziela, 15 lutego 2015
"Misia Sert. Kobieta, która odkryła Coco Chanel" (Arthur Gold, Robert Fizdale)
TYTUŁ POLSKI: "Misia Sert. Kobieta, która odkryła Coco Chanel."
TYTUŁ ORYGINALNY: "Misia: The Life of Misia Sert"
AUTORZY: Arthur Gold, Robert Fizdale
PRZEKŁAD: Katarzyna Kuś, Paweł Wolak
WYDAWNICTWO: Muza
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 508
.jpg)
MOJA OPINIA:
„To zupełnie normalne, że przytrafiają mi się tak niesamowite historie. W
końcu jestem wyjątkową osobą i w związku z tym nie mogę, niestety, żyć zgodnie
z zasadami. Muszę tworzyć własne reguły.”
„Choć skończyła już czterdzieści lat, wciąż miała dziewczęcą twarz i
lśniące oczy, które gasły, gdy tylko pojawiała się nuda. Dlatego też unikała
nudy i uwielbiała się śmiać, w przeciwieństwie do innych kobiet, które ze
strachu przed zmarszczkami rzadko sobie na to pozwalają.”
Misia zwykła mówić: „Ja sztuki nie szanuję. Ja ją
kocham.”. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która przez wiele lat nie miała
pojęcia o istnieniu tej niezwykłej kobiety. Muza Renoira była kimś, kogo w
ogóle nie interesowało honorowe miejsce na przyjęciu – zdecydowanie bardziej
wolała miejsce najlepsze, a przyznajcie sami, że zazwyczaj to nie to samo. Może
dlatego przeciętny czytelnik wie o niej tak mało…
Misia Sert była Polką, jednak jeżeli się nie mylę, to
aż do niedawna na naszym rynku wydawniczym próżno było szukać publikacji
poświęconej jej życiu. Przyznam, że byłam zaskoczona, kiedy przeczytałam, że biografia
Misi napisana przez Golda i Fizdale’a pojawiła się za granicami naszego kraju
jeszcze w 1980 roku, a więc ponad dwadzieścia lat temu. Na szczęście w końcu
doczekaliśmy się jej tłumaczenia.
„Genialny jest jej chód, śmiech i sposób, w jaki ustawia innych do pionu.
Genialne jest to, jak posługuje się wachlarzem, jak wchodzi do samochodu i jak
projektuje diademy. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że jej trudny do
uchwycenia, ulotny dar, który czasem znajdował swój wyraz w bezczelności,
zawiera w sobie również dawkę prawdziwego geniuszu.”
Książkę czyta się bardzo
przyjemnie. Mimo dużej ilości informacji dotyczących nie tylko samej Misi, ale również
innych, żyjących w czasach Belle Epoque ludzi sztuki, czytelnik z pewnością nie
będzie czuł się zagubiony. Gold i Fizdale stworzyli kompleksowy portret
kobiety, która dla świata odkryła Gabrielle Chanel. Na kartach książki
znajdziemy także nieopublikowany nigdy wcześniej rozdział o Coco ze wspomnień
samej Misi oraz listy od Colette, Ravela oraz m.in. Valery’ego.
Jeżeli jednak
zainteresowaliście się tą publikacją głównie ze względu na osobę Chanel, to
możecie poczuć się rozczarowani. Podtytuł książki może sugerować, że będzie to
temat wiodący, podczas gdy w rzeczywistości jest mocno okrojony i zredukowany
właściwie do minimum. Przyznam także, że momentami nużyły mnie przytaczane
listy, która często pojawiały się „znikąd” i nie wnosiły wiele do
kształtującego się w naszej głowie obrazu Misi Sert. Mimo tego myślę, że dla osób zainteresowanych
prywatną korespondencją tej trzykrotnie zamężnej skandalistki będzie to
prawdziwy rarytas. Niemniej jednak uważam, że pozycję poświęconą Misi warto
przeczytać. Wielka szkoda, że wciąż istnieje tyle zapomnianych postaci
polskiej, ale nie tylko, historii. Jeżeli jest więc okazja, aby poznać ich
troszeczkę bliżej, to powinno się z tego skorzystać. Na prawie pięciuset
stronach Arthurowi Goldowi i Robertowi Fizdale’owi udało się stworzyć
pasjonujący portret kobiety wymykającej się wszelkim regułom. Polecam.
piątek, 13 lutego 2015
"Magiczne dwudziestolecie" (Przemysław Semczuk)
TYTUŁ: "Magiczne dwudziestolecie"
AUTOR: Przemysław Semczuk
WYDAWNICTWO: PWN
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 320
PRZEMYSŁAW SEMCZUK: Polski dziennikarz i publicysta specjalizujący się w tematyce historii Polski okresu PRL. Był jednym z współtwórców programu telewizyjnego "Cienie PRLu" realizowanego przez TVP. Publicysta tygodnika "Wprost" i magazynu "Focus Historia".
środa, 11 lutego 2015
RECENZJA: "Podróż zimowa" (Amelie Nothomb)
TYTUŁ POLSKI: "Podróż zimowa"
TYTUŁ ORYGINALNY: "Le Voyage d'hiver"
AUTOR: Amelie Nothomb
PRZEKŁAD: Joanna Polachowska
WYDAWNICTWO: Muza
ROK WYDANIA: 2011
STRON: 93
OPIS WYDAWCY: W Paryżu panuje lodowata zima. Młody pracownik elektrowni - Zoil, udaje się z rutynową inspekcją do mieszkania na poddaszu jednej z paryskich kamienic. Jak wynika z dokumentacji, należy ono do pewnej pisarki. Tam poznaje dwie lokatorki: piękną młodą kobietę o imieniu Astrolab oraz jej odpychającą, zda się na wpół zidiociałą towarzyszkę Alienor. Zoil od pierwszej chwili pozostaje pod urokiem Astrolab, którą początkowo bierze za ową pisarkę. Tymczasem okazuje się, że Astrolab jest tylko towarzyszką , a przede wszystkim opiekunką głupkowatej Alienor, która mimo swoich ułomności fizycznych i psychicznych posiada imponujący talent i wyobraźnię pisarza. Zoil namiętnie zakochuje się w Astrolab. Ta jednak, choć nie pozostaje obojętna na jego starania, nie może i nie chce rozstać się z pisarką. Rozgoryczony Zoil zaczyna obmyślać zemstę na miarę swojej miłości: gigantyczną...

"Rzecz skrajnie brzydka wywołuje tylko próżne oburzenie. Zapał konieczny do dzieła dewastacji wzbudza jedynie wzniosłe piękno."
MOJA OPINIA: Spoglądam przez ozdobione niesamowitymi malunkami Dziadka Mroza okno. Jeszcze kilka minut wcześniej śniłam o uroczym, czarnym kocie, który leżąc na moich kolanach mruczał mi do ucha przesyconą zapachem ciepłego mleka historię swojego życia. A właściwie wszystkich dziewięciu żyć. Niestety ten niezwykły sen skończył się tak nieoczekiwanie, jak się zaczął. Budziki nie znają litości. Nie robi na nich wrażenia nawet najpiękniejsze, najbardziej realistyczne rojenie. Przyklejam więc nos do oszronionej szyby i napawam się widokiem przywodzącym na myśl scenerię rodem z baśni. Oprószone białym puchem konary drzew, szukające choćby odrobiny pożywienia wróble, tańczące wytwornego menueta płatki śniegu. Nagle mój wzrok pada na niewielkich rozmiarów książkę. Z tej odległości udaje mi się odczytać jedynie nazwisko autorki - Nothomb. Niewiele myśląc zarzucam na plecy wełniany szal i wybiegam na zewnątrz. Podchodzę do sporych rozmiarów zaspy. "Podróż zimowa" Amelie Nothomb. Pytanie tylko, co robi w tak nietypowym miejscu... Otwieram ją na pierwszej stronie i...
"Podróż zimowa" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Nothomb i mam nadzieję, że nie ostatnim, bo zauroczyła mnie właściwie od pierwszych stron, choć przyznam się Wam, że nie liczyłam z jej strony na zbyt wiele. Serce widniejące na okładce zapowiadało, że książka skrywa w swoim wnętrzu historię miłości. Banał? Tylko na pierwszy rzut oka, bo opisane wydarzenia stanowią jedynie pretekst do poruszenia spraw o wiele głębszych i ponadczasowych.
Książka jest dość krótka. Styl autorki nie zostawia miejsca na zbędne, przypadkowe słowa. Amelie Nothomb uszyła całą opowieść lepiej, niż niejeden krawiec. "Podróż zimowa" zbudowana jest z retrospekcji, którymi główny bohater, czyli Zoil, tłumaczy swój niezwykły plan zemsty na pięknej Astrolab. Zaplanowany przez niego czyn, choć w rzeczywistości wzbudziłby w nas oburzenie, w powieści zyskuje status czegoś zupełnie normalnego. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że zaczynam przejmować punkt widzenia Zoila i doskonale go rozumieć.
wtorek, 10 lutego 2015
Unboxing czyli nowe książki w mojej biblioteczce :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)