Olej arganowy nie na darmo nazywany jest "złotem Maroka". Zawiera niespotykaną różnorodność składników pielęgnacyjnych: witaminę E - najskuteczniejszy antyoksydant w ilości dwukrotnie wyższej niż w oliwie z oliwek, nienasycone kwasy tłuszczowe (NNKT) w postaci kwasów omega-6 i omega-9, które regenerują barierę hydrolipidową naskórka oraz uzupełniają niedobór ceramidów. Zapewniając odpowiedni poziom nawilżenia i odżywienia pomaga włosom zachować sprężystość oraz elastyczność.
Właściwości oleju arganowego i ekstraktów roślinnych powodują, że włosy odzyskują naturalny połysk, utracony wskutek niekorzystnego działania niektórych kosmetyków oraz czynników środowiskowych. Zmniejsza się również ich łamliwość oraz skłonność do rozdwajaniu się końcówek.
Poprawie ulega również skóra głowy trapiona przez łupież, podrażniona lub nadmiernie sucha.
Składniki:
Tradycyjnie zacznę od opakowania. W wielkim, bo 500ml, słoju mieści się kuracja do włosów, która w swoim składzie zawiera najwyższej jakości, certyfikowany olej arganowy oraz roślinny kompleks 12 ekstraktów kompleksowo wzmacniający włosy. Opakowanie jest zamykane na nakrętkę, a dodatkowo zabezpieczone jest plastikowym wieczkiem. Jest solidne i wytrzymałe (przetrwało upadek na posadzkę), ale z początku jest wyjątkowo nieporęczne, bo duże i ciężkie. Jednak ma ono także swoje plusy. Jest szerokie, dlatego z łatwością można wydobyć z niego zawartość. Szata graficzna jest raczej prosta, skromna, ale wyjątkowo czytelna (no może poza składem, bo ten jest raczej mało wyraźny). Na etykiecie znajdziemy sposób użycia, określoną pojemność, datę ważności i...w zasadzie to tylko tyle. Po dokładny opis produktu warto zajrzeć na stronę producenta.
Sama kuracja jak na produkt do włosów jest wyjątkowo rzadka (i lubi przemieszczać się w opakowaniu). Jeszcze chyba nigdy nie miałam tak 'luźnej' odżywki. Przyzwyczajona jestem do bardziej treściwych produktów. Co prawda kosmetyk nie spływa z palców jak się go nabiera, ani tym bardziej z włosów, ale mimo to zawsze mam pewne obawy jak po niego sięgam. Nie lubię marnowania produktów, dlatego za każdym razem nakładam go bardzo ostrożnie.
Kuracja ma świeży i taki 'czysty' zapach. Mnie on osobiście kojarzy się z proszkiem do prania. Tak wiem, dziwne skojarzenie, ale nic na to nie poradzę. Ten subtelny zapach nie jest duszący, ani męczący dla nosa. Dość szybko się ulatnia z włosów, więc w przypadku 'nie polubienia' się z nim nie trzeba się obawiać, że będzie się on nam naprzykrzać.
Producent zaleca nakładanie preparatu także na skórę głowy. Ja obawiając się szybszego przetłuszczenia lub/i obciążenia swoich kosmyków nakładałam ją od połowy długości włosów. Uważam, że tak jest bezpieczniej:) Kolejnymi wytycznymi producenta jest powtarzanie zabiegu codziennie przez 5 dni. Ja ze względu na to, że myję włosy co drugi dzień nie byłam w stanie nakładać jej codziennie. A więc stosowałam ją nieco inaczej niż powinnam, choć naturalnie trzymałam ją na włosach dokładnie 10 minut. I zauważyłam, że po takiej kuracji włosy są nieprawdopodobnie miękkie, perfekcyjnie wygładzone, ale nie przyklepane czy ulizane, i ładnie się układają, ale niestety nie są odpowiednio nawilżone i odżywione jak zapewnia nas producent w opisie. Ponad to kuracja absolutnie nie wpływa na przetłuszczane włosów i nie powoduje podrażnia skóry głowy, co jest ogromną zaletą tego typu kosmetyków.
Podsumowując, Maska jest warta wypróbowania, bo jest wydajna i niedroga. Pół litrowy słój w internetowym sklepie BingoSpa kosztuje 16zł, ale wyczytałam, że w Auchan i Tesco można ją dorwać nieco taniej. Ja swoje ogromne opakowanie podzieliłam na pół i część kuracji oddałam siostrze, by ta również mogła ją wypróbować i polubić. Ja polubiłam ją z pewnością i używam z przyjemnością:-) (Ale mi się rymneło:P) Maska w widoczny sposób poprawiła stan moich włosów, co ogromnie sobie chwalę. Gdyby tylko jeszcze lepiej nawilżała to byłoby idealnie...
Próbowałyście tej kuracji? Jakie są Wasze odczucia względem niej?