niedziela, 19 marca 2017

Moje przedwiosnie.






Gdybyście mnie zapytały, którą porę roku w ogrodzie lubię najbardziej to odpowiedź, całkowicie niezaleznie od tego , kiedy by to pytanie padło , brzmiałaby "tę własnie". Tak mi się na starość porobiło ,że lubię każdy czas i potrafię czerpać zadowolenie z wzystkich okoliczności pogody . Łapię się na tym ,że gdy wychodzę do ogrodu ,często mówię " Boże , ale pieknie". I nie chodzi tu wcale o to ,że mam pieknie w ogródku bo do tego to dużo brakuje ale ,że generalnie jest pięknie. Że świeci słońce albo ,że pada albo ,że wieje albo ,że mrozi albo mgli. I coraz mniej czasu poświęcam na sprawdzanie prognoz bo i po co? Nie przeżywam też bardzo strat ogrodowych. Zawsze przecież można dosadzić coś nowego. No może trochę róż szkoda ,bo w tym roku będzie marnie nawet jeśli podosadzam nowych. Rozpieszczona ostatnimi zimami i przekonana ,że przy tym ociepleniu klimatu ,okrywanie raczej szkodzi niż pomaga, postanowiłam nie okrywać . No i wesoło nie jest ale nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Zawsze byłam bardzo powściągliwa w przycinaniu róż,więc teraz drastyczne cięcie może tylko się przysłużyć dobremu prowadzeniu. Pracy jak zwykle czeka ogrom. W jakikolwiek zakamarek ogrodu by się nie poszło , to wszystko woła " przytnij mnie , przytnij mnie " albo " nawieź mnie , nawieź mnie " . A zaraz zacznie wołać ," podziel mnie, przesadź mnie". Do tego dochodzi dbanie o siewki bo to najwyższy czas na niektóre .




Niestety wiek daje o sobie znać w postaci ogromnego zmęczenia . Kręgosłup boli ,że zasnąć trudno . Coraz częściej trzeba się prostować( już nie tylko wtedy ,gdy się słyszy nad sobą przelatujący samolot) , coraz mniej ładuje się do wiaderek ,coraz częściej przsiada sie na ławeczce  ,żeby pogadaćz kurami . A propos kur , to zdecydowałam się na młode więc jak wszystko dobrze się rozwinie to za około 3 tygodnie będę niańczyć. Boję się tego trochę bo to pierwszy raz i zupełnie nie mam doświadczenia. Powiedziało się jednak "A" więć trzeba dalej w to brnać. Mamą będzie  Consuella .

Natomiast okaże się jaki to kogut z naszego Nieńka ,bo to ,że agresywny drań to wiadomo ale czy się jako mężczyzna spisuje , będziemy wiedzieć niebawem. Nie wiem co mu się stało po zimie ale zrobił się bardzo niemiły i cały czas chce mnie atakować. Musze przyznać ,że kilka razy już udało mu się mnie podejść . Jest to dość bolesne doświadczenie. Chyba czas  zaopatrzyć  się w tabliczkę " Uwaga, wściekły kogut". Póki co nie dojrzałam do tego ,żeby zrobić z niego rosół ale mocno mnie potrafi wkurzyć więc kto wie jak się to dla niego skończy. Kury za to są słodziutkie. Niosą się świetnie . Na Wielkanoc w tym roku jaj nie kupuję.

Ten trochę smutnawy w zabarwieniu czas staram się ukolorowić jak tylko mogę ,obsadzając donice i tym podobne. Pierwsze obsadzenia już zrobione. Oczywiście nie mogłam się nie pokusić o podpędzone cebulki. Niestety z ubiegłosezonowych samodzielnych nasadzeń czynionych jesienią nie byłam zbytnio minionej wiosny zadowolona więc nie robiłam tego tej jesieni. Myslę ,że to wszystko kwestia dobrego przechowania donic. Ja o to należycie nie zadbałam .Natomiast markety oferują duzo rózności więc jest w czym wybrać. Na te sadzone do ziemi przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać bo dopiero widać kiełki. Pokusiłam się też o bratki chociaż na mojej prerii nasiały się w takich niezliczonych ilościach ,że będę musiała usuwać. Część na pewno jeszcze gdzieś zagospodaruję. Na kwtnienie tychże też jeszcze trzeba będzie poczekać odrobinę więc tych kilka zakupionych już kwitnących bardzo póki co cieszy. Cieszą mnie też  prymulki uratowane przed nieuchronną smiercią w jednym ze znanych marketów budowlanych. Oni tam w ogóle tych roslin nie podlewaja. Przebisniegi wykopuję za to w moim osikowym lesie a potem , gdy już przekwiną wysadzam na trawniku. Tutaj dopiero mogę się nimi nalezycie nacieszyć bo widzę je za każdym razem gdy wychodzęz domu a do osikowego tak często nie chodzę . O dziwo w osikowym tak jakby ciagle ich przybywa. Nie wiem jakie jest rozwiązanie tej zagadki.













A z nowości , to mam wreszcie godne wejście do Narnii. Jeszcze trzeba trochę popracować farbami ale najważniejsze ,że można przejść na drugą stronę i znaleźć się w zaczarowanym lesie,gdzie mieszkają sarenki a może nawet jakiś lew. Szafa po ubiegłorocznych przymiarkach musiała zostać przerobiona bo była łączona tylko na drewniane kołki. Dostała więc trochę metalowych złączek i zawiasy a także powstał daszek ,żeby nie rozlazła się po jednym sezonie. W ten sposób powstała wiewiókowa dziupla. Zrobiłam jej nawet schody z boku  ale czy zechce zamieszkać ,to się okaże. Może kiedyś skusi się na zapas orzeszków ,który sobie spokojnie czeka.



I chciałabym jeszcze trochę o wycinaniu drzew . Zawsze byłam przeciw głupim wycinkom a niestety mało kiedy spotkałam sie z mądrą. Wojowałam mocno nawet wtedy , gdy wycinka była uzasadniona. Władza nie miała łatwo. Doszło do tego ,że najwazniejsi urzędnicy w gminie konsultowali ze mną czy nie będę wojować jeśli sąsiad wytnie drzewo. Wiele lat  potrzeba było,żebym wypracowała sobie taki stan rzeczy.  Myslę ,że udało mi się uratować przynajmniej kilka drzew. Kilka jednak i to w mojej najblizszej okolicy padło pod piłami i to już dosyć dawno. Moim sposobem na wycinanie jest nasadzanie. Ale niekiedy potrzebuję też coś wyciąć. Kiedyś pisałam o swoim osikowym lasku. To wszystko samosieje i początkowo było tak ,że rosło drzewko na drzewku. Trzeba było przerzedzić . i tak rokrocznie coś tam przycinam. Obecnie jest sytuacja taka ,że drzewa rosną w odległości od metra do trzech od siebie. To nadal za gęsto . Na dodatek osika jest krótkożyjacym drzewem. Wiele z młodych drzewek pada samych ,poniewać próchnieją od środka i przewracają się pod wpływem wiatrów. Niemniej jednak bardzo tę część mojego ogrodu lubie. Po tych przecinkach okazało się,że miedzy osikami porozsiewały się lipy, klony ,jesiony, leszczyny ,czeremchy i trzmieliny. Nic więc innego nie pozostaje jak nadal zimą robić mądre przecinki. Piszę o tym dlatego ,że widzę ,że panuje moda na totalne wycinanie wszystkiego jak leci. Zupełnie tego nie rozumiem . Drugiego marca tego roku udało mi się powstrzymać taką idiotyczną wycinkę. Pan poczuł się panem na własnym nieuzytku i postanowił zrobić czystki . Zasugerowałam ,żeby zimą przyszłego sezonu wyciął sobie co któreś drzewo , skoro i tak nie chce tam ani niczego budować ani nic uprawiać. Przyznał ,że liczy iż znowu się nasieją drzewka same a za jakiś czas on znowu będzie miał na opał. Po moich sugestiach , stwierdził ,że może faktycznie tak zrobi. Oczywiście postarszyłam Ochroną  Środowiska więc się zabrali .niestety nie zabrali ze sobą gałęzi. Teraz pewnie jakiś debil przyjdzie i podpali jak już będą odpowiednio suche i zamieszkają w nich jeże albo bażanty. Ja tymczasem doszłam do takiego poziomu ,że niczego z ogrodu nie spalam. wszystko jest wykorzystane. Z gałęzi robię zasieki. Wiem ,wiem ,że nie każdy może sobie na to pozwolić bo to jest średnioestetyczne ale ja to lubię. Na dodatek obsadzę je bluszczem i taki zimozielony zasiek może być nawet ładny.za parę lat oczywiście. Za parę lat w moim osikowym , który teraz coraz częściej nazywam kurkowym , ( nie dlatego ,że rosną w nim kurki lecz dlatego ,że żyją w nim kurki), będzie dywan z czosnku niedźwiedziego , którego to właśnie trzy sadzonki wprowadziłam zabezpieczjąc przez kurzymi pazurkami. Liści też nie palę bo liście to wiadomo ,że najlepszy materiał na ziemię liściową .Na dodatek kury uwielbiająw nich grzebać więć daję im do zagrody ,żeby nie miały nudno.



A na koniec chciałabym się pochwalić ,że udało mi się zdobyć  wymarzone dzwony do bielenia rabarbaru. Jestem zachwycona. Rabarbar dostał już jedzonko a teraz w ciepełku pod dzwonami zaczyna wypuszczać długie ,różowiutkie pędy. Nie mogę się już doczekać pysznego deseru.

I jeszcze na ostatni ostateczek dołaczę zdjęcia pochwalne do tego co pisała Agatek https://agatekmix.blogspot.com/2017/03/wierzby-i-panstwo-szpakowincy.html o wierzbie a ja dodam jeszcze naszego rodzimego klona polnego i brzozę , która jest piekna o każdej porze roku ale teraz chyba najpiękniejsza. U mnie wierzba Iwa i brzoza tworzą nierozerwalny wielopniowy duet. Uwielbiam ten widok. A klon cały w pączkach purpurowych. Myślę , nasadzajmy rodzime jesli tylko mamy na to miejsce.





I tym sposobem dotarlismy do absolutnego końca i zapraszam Was do następnego posta , w którym zaproszę do szklarnii 


do leśnego
 w miejsca , gdzie jeszcze nie byliście 
 i może na moją nową białą podłogę  .

I byc może opowiem wam o mojej siwiźnie i mękach z tym związanych.  i jeszcze prawdopodobnie  bedzie o pewnym teatrze. To tak ,żebym nie zapomniała. .Słowo się rzekło więc  wypada dotrzymać. Pozdrawiam serdecznie.

niedziela, 15 stycznia 2017

ostatni moment

 To chyba ostatni już moment ,żeby pokazać Wam moją tegoroczną zimę.Myślę,że za tydzień zacznę ją już powolutku żegnać a na początku lutego mam zamiar definitywnie z nią skończyć. Jest piękna i taka o jakiej długo marzyłam. Marzenia,jak widać lubią się spełniać, wiec należy bardzo uważać  o czym marzymy.Marząc o prawdziwej ,pięknej zimie ,na pewno nie miałam na myśli trzydziestostopniowych mrozów.Na przyszłość trzeba bardziej precyzyjnie.Do minus dziesięciu poproszę ale to dopiero w przyszłym roku. Myślę,że to wszystko dlatego ,że ubiegłoroczny rok miał rekordowo wysoką średnią temperaturę. No więc się zbilansowało. Oczywiście mnie ten mróz nie aż tak straszny ale najbiedniejsze były zwierzaki. Ptaki tak szybko pałaszowały ziarenka ,że musiałam dosypywać nawet po 3 razy dziennie. To samo z sarnami. W te największe mrozy dostawały ziarna kukurydzy i suchary z chleba . Kupiłam im też solną lizawkę.Gdy idę na spacer bez aparatu, to nawet nie są zbytnio płochliwe ale gdy widzą moją lufę ,umykają szybciutko i dopiero z bezpiecznej według nich odległości ,przyglądają mi się z uwagą.Najczęściej,gdy je dojrzę, po prostu odchodzę. Nie wiem czy dobrze ,żeby się oswoiły. Tak naprawdę to chyba powinny bać się ludzi.Moje kury natomiast oswoiły się aż za bardzo. Gdyby mogły to pewnie spałyby  ze mną w łóżku. Są bardzo towarzyskie .Zresztą mnie również ogromną przyjemność sprawia obcowanie z nimi.Ot znalazł swój swojego, można rzec.W te mrozy musiałam wstawić im grzejnik do kurnika ,bo mimo iż ocieplony to jednak takim temperaturom ocieplenie się poddało. Biegałam więc po nocach do kurnika ,żeby sprawdzić czy wszystko ok.Kurcie za to odwdzięczają się pysznymi jajami. Nie byłabym już w stanie zjeść innego jaja niż od swoich podopiecznych. Codziennie osobiście im dziękuję w postaci różnych smakołyków ale też i słowno muzycznie. Chyba czają o co chodzi.Niestety , gdy śniegu tak dużo muszą siedzieć w wolierze. Na zimę dodatkowo zabezpieczyłam ją grubą folią tak ,że jest osłona od wiatru i nie nawiewa do woliery śniegu. Mają tam suchy niezmarznięty piach i mnóstwo liści . Uwielbiają w tym się zagrzebywać.To są naprawę ptaki grzebiące.
 Nieśmiało zaczynam poczynać przyszłosezonowe plany ogrodowe.
Jesienią częściowo rozgrzebałam(też jestem grzebiąca)przypodjazdową skarpę więc nie ma zmiłuj i na wiosnę trzeba będzie kontynuować. Jestem pełna strachu bo znam powiedzenie ,że lepsze bywa wrogiem dobrego. Naprawdę nie wiem czy te zmiany wyjdą mi na dobre ale podjęłam ryzyko. Postanowiłam również zagospodarować część ogrodu wschodniego , gdzie do tej pory było trochę dzikawo. Zdradzę tylko tyle ,że będzie dużo irysów. Ciągle przede mną dokończenie warzywnika. Dokończenie? Czy w ogóle można kiedykolwiek mówić o jakimś końcu w ogrodzie?Widzę ,nie tylko po sobie ,że nie bardzo.Największym wyzwaniem będzie chyba jednak remont stodoły.Uparłam się ,że ją uratuje.Trzymajcie kciuki. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.