Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogrodnictwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogrodnictwo. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 czerwca 2016

16:24. cedry nielibańskie


W zazeszłą sobotę zakupiliśmy kwiecie (i nie tylko) do "cedrowych"* doniczek sporządzonych z budowlanych resztek przez T tak dla nas, jak i dla kilkorga znajomych.


Jeśli chodzi o uprawy użytkowe zwane agrykulturą, to posadziliśmy rozmaryn i paprysie jalapeno. Strzeże ich Mysz o Straszliwym Wyrazie Twarzy. Balkon nawiedzany jest bowiem często przez wiewiórki, które nie mają żadnych zahamowań w kwestii grzebania po doniczkach.


Mamy też ciekawostkę kwietną - jeszcze nigdy nie rosła u nas torenia (o której praktycznie nic nie wiem, ale fajnie się nazywa).


T najbardziej cieszy się z plantacji arbuza (docelowo jednego, w obecnej chwili mamy dwa, ale jeden pójdzie do Pisklaka, bo przecież balkon gotów się odłamać od budynku, jak nam narośnie arbuzów na dwóch roślinach). Arbuz rośnie pędem - w weekend z upałem i wilgocią w powietrzu myślał chyba, że siedzi w cieplarni; liściom przybyło po jakieś pięć centymetrów.


A na koniec - cyniowe słoneczko:


* co się tyczy "cedru", to mamy tak naprawdę na myśli żywotnik, ale określenie "skrzynki z żywotnika" brzmi jakoś abstrakcyjnie. Cedr się wziął stąd, że po angielsku materiał ów, bardzo zdatny na wszelkie struktury na zewnątrz ze względu na swoją trwałość i odporność na psucie i robale, nazywa się cedar albo red cedar. To jeden z wyjątków, kiedy pozwalamy sobie pongliszować, mając jednak aktywną świadomość, że to robimy oraz że balkonowe skrzynki w żaden sposób nie łączą się z cedrami libańskimi :)

środa, 30 grudnia 2015

15:69. tłum amarylisów, czyli świąteczny odcień czerwieni


Do wizyty w palmiarni zachęciły nas wieści o niedawno umieszczonych tam instalacjach. Największe wrażenie robi "dach" z niebieskich i czerwonych płatków zawieszony w pomieszczeniu, gdzie ogród botaniczny aranżuje wystawy czasowe. Tym razem - zgodnie z oczekiwaniami - było świątecznie, czyli cały tłum amarylisów i dziesiątki poinsecji.


Nie mogłam się napatrzyć na amarylisy - cóż za piękny odcień czerwieni!



Hmm, a to kwiat? Czy ptactwo jakieś egzotyczne nadlatuje?


Kwiatek bardzo bałaganiarski:


Niepozorne, drobne kwiatuszki, ale fiolet śliczny:


I jeszcze gwiaździste listki, czyli fototapeta...


...i papryki, też czerwone, ale jednak amarylisy zajmują pierwsze miejsce na podium, jeśli chodzi o intensywność barw.


I już wychodzimy... ale nie bez ciekawostki optycznej:


czwartek, 23 maja 2013

1330. fioletowo mi

Post będzie dziś wyjątkowo fioletowy, a zbiegiem okoliczności nawet i bluzkę mam dziś liliową. Hm. Coś tu jest na rzeczy...

Zrobiłam wczoraj kartkę dla Pani z Dołu (tej samej, którą zalewa nasza wanna, sprawa nadal nierozwiązana, choć poznaliśmy już powód). Pani ma dziś operację, więc zawiesiłam jej rano na drzwiach kartkę wyzdrowieniową. A niech raz będzie korespondencja nie o hydraulikach :) Pani ma dwa koty, jednego czarnego z długaśną sierścią, drugiego krótkowłosa czarno białego, o imieniu Oreo. No to i na kartce musiał zaistnieć kot.


Druga kartka jest na jutro (ha! nie w ostatniej chwili! jest postęp!) - na urodziny dla biurowej koleżanki, wielbicielki obuwia. Mam też prezencik pasujący tematycznie.


Kolejna karteluszka - kwiecie malowane akwarelkami...


...z błyszczącymi akcentami w postaci glazury na płatkach i metalicznej koronki.



Oo! Rower bez fioletu! Chyba przez pomyłkę :D


Może te wszystkie fiolety zainspirowała wisząca donica petunii, zakupiona przez T (bo mnie brakło czasu)?


czwartek, 24 maja 2012

1158. oczobipnie i błyszcząco

Po pierwsze - karteluszkę zrobiłam, raczej prostą, na urodziny koleżanki z pracy, ale jest w niej pewien myk: otóż ma wierzchnią warstwę z plastiku z brokatowym pokryciem - owo pokrycie widać nad klapkami, potem jest kawałek plastiku zupełnie przezroczystego i potem jeszcze brokatowy czerwony pasek.

Taki plastik był niedawno przylepiony do okładki jednego z naszych magazynów, w którym właśnie pracuje owa koleżanka, więc mam nadzieję na moment, w którym powie "ooooooooo! okładka!"


W dziale błyszczydeł mam jeszcze do zaraportowania, że powiódł się eksperyment z brokatową akrylówką w alkoholu technicznym (tak sobie będę roboczo nazywać rubbing alcohol). Myślę jednak, że farby trzeba dawać mniej, bo skorzystałam z dorady z Tubki i płyn najwyraźniej robi się przy takich proporcjach ciężki i zamiast ładnie psikać mgiełką, robią się większe placki. Placki też są ciekawe, ale nie to mieliśmy na myśli :)

Papier przy takim eksperymencie jest też przemoknięty i tak już zostaje, czyli wychodzi dwustronny.


Zielska na balkonie też mają oczobipne kolorki w porannym słońcu:





A już jutro wieczorkiem jedziemy na wycieczkę i mam nadzieję, że upoluję na niej mnóstwo kwiecia, gdyż Smoky Mountains to ponoć mekka kwiatolubów! Polowanie będzie tylko fotograficzne, bo to w końcu park narodowy :)

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

1137. szarości w zieleniach

Nadarzyła się dość smutna okazja, mianowicie zmarł pewien Starszy Pan, wieloletni znajomy, który mocno niedomagał już od ponad roku, ale trzymał się jakoś, bo taki po prostu był - po kilkunastu operacjach, po zainstalowaniu rozmaitych "części zamiennych" w ciągu ostatnich piętnastu lat, oznajmił kilka dni temu podczas kolejnej wizyty na pogotowiu, że jest zmęczony i chce spać. I zasnął...

Została żona, kobieta silna, samodzielna i bardzo zrównoważona, ale też już w starszym wieku. Wczoraj byłam na wake, czyli czuwaniu - kiedy tu przyjechałam, ta procedura była dla mnie dość obca, ale chyba powoli się do niej przyzwyczajam. Trudno, dojeżdża się do wieku, kiedy takich okazji będzie coraz więcej.

Zrobiłam zatem kartkę dla Żony Starszego Pana, a potem z resztek jeszcze jedną, i jeszcze mi trochę zostało, więc będzie trzecia.



Życie jednak trwa nadal, więc i nasz weekend miał bardziej optymistyczną stronę. Zakupiliśmy mianowicie i posadzili kwiecie i zioło na balkonie. Wisi sobie koszyk z petuniami i listkami, które docelowo mają wypuścić długie łodygi i zwisać:


Kot oczywiście zainteresował się od razu nowym elementem i udał się na obwąchanie:


A tu reszta doniczek - bazylia, rozmaryn, lawenda (!) zupełnie nieplanowana, ale była na wyprzedaży, przetacznik i stado lwich paszczy, które są w tym roku głównym tematem balkonu. Fajnie, że w sześciopakach z rozsadami były zestawy wielokolorowe, więc mamy snapdragony cytrynowożółte, bordowe i ze cztery odcienie różu i fioletu.


A to nasza "palma" samosiejka w towarzystwie resztek petunii i paszczy, bo nie wszystko udało mi się upchnąć w powyższych doniczkach:


I na koniec przetacznik z bliska - zwykle mam kłopot z uchwyceniem koloru na fioletowych kwiatysiach, ale chyba dzisiejsza pochmurność pomogła i mam ładną, praktycznie autentyczną barwę:

poniedziałek, 23 maja 2011

945. kolorowo na balkonie

Kwiatulce się zakupiło i posadziło podczas weekendu - balkon się pokolorował i nabrał życia. Teraz ze dwa dni będzie trzymanie kciuków, żeby się wszystko przyjęło i nie oklapło. Jak wychodziłam rano, to zielska stały na baczność :)

Brakło mi gleby do pomidora, więc muszę się udać do sklepu i dokupić conieco; poza tym z jedzeniowych rzeczy jest papryka wściekle ostra i bazylia; z kwiatków dość standardowo, z wyjątkiem tych fioletowych szpiqulców - przetacznik się to nazywa i jest kuzynem takich malusich niebieskich kwiatków, co to w Polsce dziko rosną, czasem robiąc całe niebiesie dywany! Zaskoczyło mnie to pokrewieństwo, bo te polskie przetaczniki ożankowe wyglądają całkiem inaczej, nawet kolor mają tylko zbliżony. Po raz kolejny zastanawiam się, jak naukowcy doszli do wniosku, że akurat takie a nie inne rośliny stanowią rodzinę, ale wgłębiać się nie zamierzam, bo to nazbyt pachnie przewodnikiem do oznaczania roślin, który w szkole był dla mnie wielką zmorą.

Powyżej mamy zatem Ogródek pod Teleskopem, a poniżej - zgrupowanie bratków w miejscu trochę cienistym, bo zdaje się, że bratki nie lubią zbyt wielkiej lampy.

W koszyku tradycyjnie zawisły petunie oraz dla urozmaicenia barwinek, który, mam nadzieję, będzie się za jakiś czas kaskadowo zwieszał.

Oto przykład zdjęcia niedoskonałego: kolor roślinki płomykowej (nazwa moja własna) śliczny, ale zakłóca go jakiś farfocel, drobny suchcielek pod kwiatostanem oraz pozostałość gleby na listku.

A tu jest lepiej - śliczny kolorowy brateczek, braciszek. Ależ te kolory są cudnie poskładane :)

To tyle na dziś ogródkowo - oby wszystkim Wam plantacje zdrowo rosły!

piątek, 28 maja 2010

756. o poranku

Słoneczko świeci nam od kilku dni niczym wielka, ognista lampa, a dziś rano nawet otworzyliśmy balkon, bo ustąpiła gdzieś wilgoć niemal uniemożliwiająca oddychanie. W takiej parówce zielska wszelkie rosną jak szalone. Przedstawiam część naszego balkonowego ogródka w jaskrawym porannym świetle i odpowiadam niniejszym po trosze na wyzwanie Michelle w Imaginarium, by pochwalić się niezwykłymi roślinnymi aranżacjami. Nasza nie jest raczej niczym specjalnym (oprócz tego, że mam kilka doniczek, które naprawdę lubię), ale posiadamy jeden eksponat, a mianowicie koralowiec. Wydaje mi się, że może to być mózgownik.


Zaś wczoraj wieczorem zakończyłam w Gromadzienniku etap wklejania suwenirów z Florydy. Teraz trzeba będzie wyciosać jakąś okładkę i wywołać conieco zdjęć, tych najważniejszych, i dorzucić na kilku kartach. Czyżby pierwszy raz w życiu miało mi się udać skompletowanie wycieczkowego albumu?



poniedziałek, 24 maja 2010

753. ziemniak news

Ziemniak na balkonie pędzi w górę jak szalony. Zrobiłam mu dziś zdjęcie z linijką – była wetknięta na cal w glebę, więc wysokości mamy około 7 cali, czyli około 18 cm. Mam wrażenie, że gdyby usiąść i się pogapić, to dałoby się zobaczyć, jak rośnie, a kto wie, może i usłyszeć. Nie wiem, czy teraz należy go jakoś podsypać ziemią, czyli dokonać okopania?

Karteluchę też zrobiłam, chyba już ostatni przedmiot w związku z wyzwaniem butelkowym, bo czas zacząć o następnym, które zostanie ogłoszone już niebawem, w przyszłym tygodniu. Spodobały mi się górki z butelki wodnej, no i mamy górską kartkę z płótnem, które ostatnio stało się jednym z moich ulubionych materiałów.
Jako tło posłużyła książka, z jaką zaprzyjaźniam się od kilku dni – pozazdrościłam wielojęzyczności Mrouh i wygrzebałam stare tomiszcze z rozmaitymi tekstami. Czytam sobie po trochu, na luzie, z lekką pomocą googlowego translatora i zadziwiam się, ile jest słówek niemal wspólnych między angielskim i francuskim, skoro czasem trafi się nawet cały paragraf, który potrafię rozgryźć bez słownika!

Przypomina mi się, jak gdzieś w czwartej klasie liceum zabrałam się za tłumaczenie artykułu o diamentach z National Geographic; zbyt daleko nie dojechałam, bo mnóstwo słówek musiałam sprawdzać w papierowym słowniku (o posiadaniu jakiegokolwiek komputera jeszcze się nam nawet nie śniło). Teraz mam wrażenie, że idzie mi stanowczo lepiej i noszę się z zamiarem przetlumaczenia francuskiego kawałka na angielski i na polski, ot tak – dla poćwiczenia rozumu.

Wracając zaś do papieru - karteczka z wykorzystaniem malowanych jakiś czas temu kwiatysiów na gorącym embossingu:


Natomiast ze smutkiem stwierdzam, że rozleciała się trochę przedstawiona w sobotę karteczka z panią ze starej reklamy. Okazało się mianowicie, że gruby, jakby lakierowany glazurą z brokatem karton, nie lubi kleju i obrazek zwyczajnie odlazł. Taśma obustronnie lepna też go nie przekonuje, a na przyszycie czy zastosowanie ćwieka jest już za późno, bo spodnie warstwy trzymają się wspaniale, a z kolei koronka jest przyszyta. Pomyślę jeszcze, może da się wyciąć cały spód i przytwierdzić do czegoś innego. Nie lubię, jak mi się tak dzieje, ale cóż, człowiek uczy się na błędach.