12 lutego 2016

Przez Szwecję rowerem - o Szwecji z Waszej perspektywy


Zima wciąż trwa, choć w tym roku lutowa pogoda czasem bardziej przypomina przedwiośnie. Być może niektórzy z Was zaczynają już snuć myśli o tym, jak spędzić wakacje. Jeśli rozważacie wybraniu się na urlop do Szwecji, koniecznie przeczytajcie dzisiejszy wpis z cyklu "o Szwecji z Waszej perspektywy".

Autorem tekstu jest Marcin Górski (Perkoz) i opowie Wam o zwiedzaniu Szwecji z perspektywy... dwóch kółek. Poprosiłam Marcina o podzielenie się wrażeniami ze swoich rowerowych wycieczek po Szwecji, bo wiem, że kilka udanych wyjazdów tego rodzaju ma już za sobą i planuje kolejne. O tym, dokąd można się wybrać i czego się spodziewać, przeczytacie w dzisiejszym wpisie.

Malmö - fot. Perkoz
Pierwsza z trzech moich wycieczek rowerowych do Szwecji odbyła się cztery lata temu w majówkę, wybraliśmy się ze znajomymi na Olandię, gdzie zjeździliśmy północ wyspy. Uwagę zwracają tam kamieniołomy, a także hodowle owiec, a nawet wielbłądów. Tereny, czy działki prywatne na miedzach oddzielają od siebie niskie wapienne murki, charakterystyczne dla tego miejsca. Na uwagę zwraca największy wiatrak we wsi Sandvik, przerobiony na kawiarnię. Tamże, na samej północy wyspy przebijaliśmy się rowerami przez Las Trolli, zawierający poskręcane drzewa, kończąc na latarni morskiej Lange Erik. Ostatniego dnia kwietnia Szwedzi obchodzą święto Walpurgii, mieliśmy okazję uczestniczyć w nim przy zamku w Borgholmie. Przed zmrokiem podpalono ogromny stos gałęzi, autochtoni bawili się całymi rodzinami, pojawiła się tam masa osób. Zaskoczenie przyszło koło godziny 22, gdy ludzie zaczęli się rozchodzić. Zagadnięci o to Szwedzi zdziwieni byli tym, że w Polsce taka impreza trwałaby co najmniej do godziny drugiej w nocy. Nasze uczestnictwo niosło na dodatkowy plus- było tam ciepło, co różniło ten wieczór od innych spędzanych pod namiotami.


Olandia - fot. Perkoz
Z tym miejscem łączy się ciekawa sprawa - kilka dni spędzaliśmy na zamkniętym jeszcze kempingu, korzystając z otwartych łazienek i zimnej wody. Ostatniego wieczora ktoś z nas poszedł do nieodwiedzanej wcześniej łazienki dla niepełnosprawnych, zastając tam krany z ciepłą wodą. Ot- sytuacja. Wtedy też poznaliśmy niedogodności podróży na wyspę- nie wolno przejeżdżać rowerami sześciokilometrowym mostem, wyjściem jest przewożenie rowerów autobusem, lub promami, do czego doszedłem, przypadkiem zresztą, podczas zeszłorocznej wyprawy.


prom na Olandię - fot. Perkoz

Na wyprawę do Skanii w czerwcu 2014 r. wybrałem się z kolegą, zaplanowaliśmy zabranie auta i dwóch rowerów. Pojawiły się dwie opcje dojazdu z Gdyni - pokonanie 330 km do Świnoujścia takiej sobie jakości drogami i prom do Ystad, lub Trelleborga, lub przepłynięcie do Karlskrony i stamtąd 240 kilometrowa wycieczka do Skanii. Wybraliśmy tę drugą. Pokonywanie obcego kraju samochodem ma niewątpliwe plusy, pozwala on przemieszczać się po większych obszarach, więcej zwiedzać, choć bez nawigacji może być ciężko. Końcówkę trasy z Karlskrony do miasteczka Lomma nad Öresundem pokonaliśmy w kompletnym deszczu, gdzie papierowa mapa zupełnie się nie sprawdzała. Sama Lomma jest mała, jest zaś doskonałą bazą wypadową na wycieczki do Malmö, Lundu i Landskrony. Z tamtych wakacji pamiętam jedno spostrzeżenie- małe miasta zupełnie mnie nie urzekły, one są po prostu nudne. Zeszłoroczny wyjazd potwierdził to zresztą.


Karlskrona - fot. Perkoz
region Blekinge - fot. Perkoz

W minionym roku zorganizowałem wyprawę wyłącznie rowerową. Wybraliśmy się w cztery osoby, zakładając noclegi na dziko, pod namiotami, z całym dobytkiem turystycznym w sakwach. Każdemu z nas pasowała połowa września - termin, który okazał się na pograniczu szwedzkiego sezonu urlopowego, co sprawiło nam trochę niedogodności. Powoli robiło się chłodniej, okazało się też, że park łosi, który chcieliśmy odwiedzić - był już nieczynny. Od kilku dni nie pływał już prom z Oskarshamn na Olandię, na który liczyliśmy, popłynęliśmy zaś innym - z Kalmaru do Färjestaden, a był to ostatni w roku. W tym okresie zamykanych jest również większość kempingów. Generalnie staraliśmy się wybierać drogi mniejsze, nawet leśne, choć bywało, że jeździliśmy ekspresówkami, na których nie obowiązywał na szczęście zakaz wjazdu rowerami. Wyjazd ten zamknęliśmy pętlą 800 km.


fot. Perkoz

Na podstawie trzech wypraw mogę powiedzieć, że Szwecja ma dość dobrze rozwinięte ścieżki rowerowe, choć głównie w większych miastach. Widzieliśmy też ścieżki pojawiające się nagle znikąd kilkanaście kilometrów przed miastami. Najbardziej podobała mi się trasa zamykająca pętlą miasto Växjö, prowadząca również wzdłuż kilku lokalnych jezior.


region Kronoberg - fot. Perkoz

Jak wspomniałem na początku, noclegi spędzaliśmy na dziko, korzystając z lokalnego prawa allemansrätten. Nocowaliśmy pod namiotami, choć dwie noce przespaliśmy w przebieralniach nad jeziorami. Jest wiele miejsc, gdzie otwarta infrastruktura turystyczna jest dość dobrze rozbudowana - są wiatki, betonowe konstrukcje z rusztami na ogniska, stoły z ławami. Podróżując po Szwecji praktycznie zawsze można tak zaplanować trasę, by nocować i wykąpać się w jeziorach, czy w morzu. W przewodniku przeczytałem, że na Olandii trudno jest znaleźć nocleg na dziko nad morzem i faktycznie było to niełatwe. Za to sama wyspa bardzo się nam spodobała. 


Kåseberga - fot. Perkoz

Widzieliśmy tam masę wikińskich cmentarzy, kamieni runicznych, zjeździliśmy znany z książek Johana Theorina Alvaret, co rusz mijaliśmy wiatraki, których jest tam mnóstwo. Na Olandii trafiliśmy na lokalne święto płodów rolnych, w wielu gospodarstwach wystawiano targowiska staroci, zwane loppis, w Borgholmie ma zamku i w mieście odbywały się atrakcje dla ludności. W weekend wiele osób, głównie w średnim wieku jeździło na rowerach- obowiązkowo z koszykami i w kaskach. Nie widać było w ogóle ludzi młodych, sądzę, że atrakcje te nie tyle ich nie interesowały, co w ogóle ich na wyspie nie było. Dla Szwedów Olandia jest głównie miejscem na wakacyjny, czy weekendowy wypoczynek.

Jak wiemy - Szwecja jest dla nas drogim krajem, o ile sporo jedzenia mieliśmy własnego, w pewnym momencie musieliśmy jednak coś kupować. Pamiętam złej jakości pieczywo, pasty rybne oraz piwo- słabe i słabsze. W temacie alkoholu mocniejszego sytuacja w Szwecji jest kuriozalna- dostać go można wyłącznie w sieci Systembolaget, a sklepy te... nie są czynne codziennie. Wodę- by jej ciągle nie kupować- czerpaliśmy z kranów na stacjach benzynowych, lub przy kościołach.

W Szwedach zaobserwowałem coś, co modnie zmakaronizować można mianem slow life. Nie bezpośrednio, nie od razu, ale po paru dniach, takie odczucie pojawiło się. W kawiarniach, na loppisach, nawet na wspomnianych rowerach - żyją oni jakoś tak spokojnie, bez pośpiechu.


Skillinge - fot. Perkoz
Każdy, komu Skandynawia jest bliska wie, iż ludzie tam mieszkający uwielbiają przyrodę, szanują ją, jest ona częścią ich otoczenia. Uwagę moją zwróciły ptaki. W parkach, czy na kempingach obserwowałem sporo gatunków ptaków- skakały po trawnikach, czy chodnikach, całkiem niedaleko ludzi. U nas przeważnie siedzą wysoko, bezpiecznie. W Skanii często widywaliśmy zające, nie tylko na polach, ale i w osiedlowych parkach. I naturalnie nikt ich nie gonił. Wielokrotnie natykaliśmy się na żmije, głównie przy drogach, choć raz jedna pełzała sobie trasą rowerową w Färjestaden. Ciekawy przypadek widziałem przejeżdżając przez pewną wieś - znak drogowy informujący o przejściu przez jezdnię... dla ślimaków. W Skanii zaś napotykaliśmy trójkątne znaki ostrzegawcze przedstawiające dziki, sarny, a nawet kaczki. No i łosie.


Lomma - fot. Perkoz
Olandia - fot. Perkoz

Opisane podróże do Szwecji nie są moimi ostatnimi, w tym kraju jest masa miejsc wartych odwiedzenia. W tym roku planuję zorganizować wyprawę na Nordkapp, tym razem samochodami, może ktoś dołączy?


Malmö - fot. Perkoz


09 lutego 2016

50 twarzy semli

Dziś w Szwecji fettisdagen, Tłusty Wtorek, ten dzień w roku, kiedy można niemal bezkarnie objadać się słodkimi przysmakami. Tak jak u nas sztandarowym frykasem na Tłusty Czwartek są pączki i faworki, tak szwedzkie podniebienia tego dnia cieszy semla - pszenna bułka z dodatkiem kardamonu, wypełniona migdałowym nadzieniem, szczodrze ozdobiona bitą śmietaną i z "wieczkiem" posypanym cukrem pudrem.

źródło

O samych semlach i pewnej tragicznej historii związanej z tymi pozornie niewinnymi bułeczkami pisałam już trzy lata temu. Dzisiaj pokażę Wam, że semla  ma wiele twarzy. Nie ma mowy o nudzie. Co roku szwedzcy cukiernicy wymyślają coś nowego, żeby zaskoczyć i przyciągnąć klientów. I nie chodzi tu tylko o prosty zabieg, jakim jest dodanie nowych składników do tradycyjnej migdałowej masy, choć z tego też wychodzą ciekawe połączenia, np. chokladsemla z nadzieniem z dodatkiem czekolady, hallonsemla o różowawym malinowym nadzieniu  czy nutellasemla z wiadomym składnikiem. Coraz częściej bowiem głośno robi się o semlach, które... udają coś innego.


źródło

W zeszłym roku zdecydowanym numerem jeden był semmelwrap, którą wylansowano w piekarni Tössebageriet w Sztokholmie. Semla, przyrządzona z dokładnie takich samych składników, jak klasyczne, ale podana na cieńszym cieście jako wrap miała być idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy nie lubią tradycyjnego sposobu jedzenia semli, przy którym można się nieźle natrudzić i nabrudzić. Takiego wrapa można wziąć spokojnie na wynos, zjeść po drodze, w pociągu czy w samochodzie. Idealna na nasze życie w pośpiechu :)


źródło

Po tym sukcesie poszło dalej. Cukiernia Ekmans konditori w Trollhättan ruszyła z promocją swojej korv med bröd-semla, czyli semli przypominającej hot doga - masa migdałowa i bita śmietana zamknięte są w podłużnej bułce i polane sosem waniliowym w roli musztardy oraz galaretką mającą imitować keczup. Apetyczne?



źródło

Idąc dalej tym tropem w tym roku w piekarni Magnus Johanssons Bageri och Konditori w Hammarby Sjöstad pojawiła się burgarsemla - krzyżówka semli i hamburgera. Ale spokojnie, jarosze też mogą po nią sięgnąć. Cały trik polega na tym, że do powiększonej ilości masy migdałowej dodano kakao, dzięki czemu masa może śmiało udawać dobrze wysmażonego kotleta, a bułkę posypano cukrem, wyglądającym jak sezam na hamburgerowej bułce.



źródło

Na całe szczęście są też semle, które udają inne słodkie wypieki. Imponująco wygląda na przykład semmeltårta - semlowy tort. Do poniższego zdjęcia chyba nie muszę dodawać komentarza. A to jeszcze nie wszystko. Są też babeczkowe muffinsemlor i podłużne, eklerkowe éclair-semlor (na zdjęciu na początku wpisu).


źródło

100% szwedzkości w szwedzkości ma moim zdaniem lussesemla - połączenie świątecznych semli i świątecznych lussebullar. Dla wszystkich tych, którzy w karnawale jeszcze tęsknią za Bożym Narodzeniem. Albo podczas świąt myślą już o karnawale. Taką semlę promowała kawiarnia Möllans café z Sjöbo.


źródło

2016 rok przyniósł ze sobą dwa semlowe hity. Po pierwsze, göteborski Jonsborgsgrillen lansuje tęczową semlę, regnbågssemla. Wygląda naprawdę imponująco, smakuje pewnie też ciekawie, bo każdy kolor to inny smak: na przykład niebieski to jagodowy, a zielony - kiwi.

źródło

Po drugie, wylansowano też najdroższą i najbardziej eksluzywną semlę, guldsemla - z szampańskim nadzieniem i pokrytą płatkami 18-karatowego złota. Taka semla, też od Magnus Johansson bageri & konditori z Hammarby Sjöstad w Sztokholmie, kosztuje... 955 koron.


źródło

Jeśli bułeczki, bita śmietana i cukier puder to nie Wasza bajka, może wolelibyście wariant bardziej zdrowy i pożywny semmelsmoothie (który jednak z semlą ma zdecydowanie mniej wspólnego niż wcześniejsze pozycje). Taki koktajl możecie zrobić z bananów, mango, mleka kokosowego lub ryżowego, a do smaku dodać kardamon, migdały i wanilię (przepis - po polsku - u Karoliny na hemma hos Johanssons).


źródło


Którą wersję wybralibyście dla siebie? A może macie pomysł na jeszcze inną odsłonę? Chętnie przeczytam Wasze komentarze.


Źródła:

08 lutego 2016

Urodzinowa ankieta Szwecjobloga - wyniki

Z okazji urodzin bloga poprosiłam Was o odpowiedzi na kilka pytań w ankiecie. Pisałam Wam, że dla mnie to trochę tak, jakby zaprosić Was wszystkich na urodzinowy tort i kawę, posłuchać, kim jesteście i co macie mi do powiedzenia na temat mojego bloga. Szwecjoblog istnieje już w sieci od trzech lat, przeszedł trochę dużych zmian i mniejszych liftingów, a ja bardzo chciałabym w miarę moich możliwości i umiejętności sprawiać, by się rozwijał, bardziej odpowiadał Waszym zainteresowaniom i potrzebom, żeby mógł też docierać do coraz szerszego grona. W tym wszystkim miały pomóc mi Wasze odpowiedzi.

Na podstawie wypowiedzi 184 osób mogłam spróbować naszkicować portret przeciętnego czytelnika Szwecjobloga. Oto niektóre fakty:



Oczywiście bardzo interesowały mnie odpowiedzi na pytania otwarte. Z jednej strony dowiedziałam się, że trudno będzie zadowolić wszystkich, bo zdarzały się uwagi kompletnie sprzeczne - językowe smaczki przewijały się zarówno w dziale "co najbardziej lubisz" i "czego najbardziej NIE lubisz", podobnie z uwagą na temat skromnej szaty graficznej :) 


Ucieszyłam się serdecznie, że wśród pozytywnych uwag tak często pojawiało się słowo PASJA. Autentycznie wzruszyłam się, czytając, że blog zmotywował Was do rozpoczęcia lub powrotu do nauki szwedzkiego! Szczerze przyznam Wam, że zdarzyło mi się usłyszeć już taki komentarz podczas dość przypadkowego spotkania z jedną z nieznajomych Czytelniczek - to dopiero chwyta za serce i nakręca do działania! ♥ ♥ ♥ 

Jeśli chodzi o zmiany, do których Wy zmotywowaliście mnie w ankiecie, to zaczynam powoli wprowadzać je w życie. Na początek chcę odpowiedzieć na Wasze prośby o większą ilość wpisów dla uczących się języka szwedzkiego. Do językowych smaczków (do których Wy macie stosunek ambiwalentny) chciałabym koniecznie wrócić, choć oczywiście nie z tak szaloną częstotliwością. Nad poprawą wyglądu bloga głowię się już dość długo i zajmie mi to pewnie jeszcze trochę czasu (z powodu właśnie tego głowienia w ankiecie znalazły się pytania o szatę graficzną).

O wpisy mojego autorstwa o życiu codziennym w Szwecji z punktu widzenia przeprowadzki do tego kraju będzie trudno - nie mieszkam w Szwecji i nie patrzę z tej perspektywy. W przyszłości planuję za to stworzenie bazy linków, które mogą się przydać zainteresowanym tym tematem. Mam nadzieję, że w tym pomożecie.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy przyjęli zaproszenie na taką formę urodzinowego tortu! Dziękuję za wszystkie dobre słowa, dziękuję tym bardziej za wszystkie uwagi - każdą czytałam po kilka razy!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...