Dzisiejszym wpisem chciałabym zamknąć wspomnienia z lutowego krótkiego weekendowego wypadu do Finlandii tropem Muminków. Pisanie o muminkowej wycieczce zaczęłam fotorelacją z lunaparku w Naantali, potem na spacer po Helsinkach zabrała Was gościnnie Ania. Pora na resztę wrażeń!
Wycieczka po Finlandii zaczynała i kończyła się w Turku (szw. Åbo) ze względu na to, że najwygodniej i najtaniej było nam dotrzeć na tamtejsze niewielkie lotnisko, gdzie przybywających wita... Muminek. Turku z samą Tove czy Muminkami nie ma wiele wspólnego, poza tym, że w skład zespołu miejskiego wchodzi Naantali z muminkowym lunaparkiem. Miasto właściwie stało się tylko naszą bazą wypadową, widzieliśmy je chyba jedyni nocą, w drodze na autobus lub do hostelu. A szkoda, bo Turku, dawna stolica Finlandii, jest najstarszym miastem w kraju i bardzo chciałabym pozwiedzać je na spokojnie. Podczas wieczornego snucia się po mieście najbardziej spodobały mi się pięknie oświetlone statki przycumowane przy brzegu rzeki (na jednym ze statków mieści się hostel, bardzo ciekawy pomysł na wykorzystanie nieużywanej jednostki!) oraz równie urocza drewniana zabudowa.
Helsinki (szw. Helsingfors) wywarły na mnie niesamowicie dobre wrażenie. Spodziewałam się kolejnej stolicy, która zmęczy mnie tempem i rytmem życia, do którego ja nie jestem przyzwyczajona. A zastałam zaskakujący, przyjemny spokój. Może to przez ten niezbyt atrakcyjny dla turystów sezon. Może to przez zimę, kiedy nie siedzi się w ogródkach piwnych, nie spędza czasu w parkach czy nie przesiaduje na schodach w mieście. Może to też przez to, że Helsinki liczą sobie "tylko" ponad 600 tysięcy mieszkańców. Spodobały mi się jasne, obłe fasady kamienic i ciekawe zdobienia. Pokochałam też staromodne tramwaje.
Cieszyłam się, że w porze obiadowej trafiliśmy do hali targowej, gdzie mogliśmy popróbować lokalnych smaków - obowiązkowo skosztowaliśmy pierogów karelskich (moje ulubione to te z ryżem, ziemniaczane jakoś nie podbiły mojego serca), tarty Runeberga (bardziej sezonowej babeczki, które Runeberg, fiński poeta piszący po szwedzku, rzekomo jadał codziennie do śniadania), dałam się też skusić na kanapkę z łososiem na fińskim ciemnym pieczywie. Na mięso renifera czy niedźwiedzia tylko rzuciłam okiem.
Podczas zwiedzania Helsinek oczywiście najbardziej cieszyło mnie odwiedzanie miejsc, związanych z Tove Jansson. Polowałam też na Muminki na wystawach, a pojawiały się często w zaskakujących miejscach i w równie zaskakującym towarzystwie.
W pamięć zapadł mi Skalny Kościół:
Do Tampere (szw. Tammerfors) wybraliśmy się, by zwiedzić Dolinę Muminków - muzeum poświęcone twórczości Tove Jansson. Muzeum trochę mnie rozczarowało, bo spodziewałam się czegoś większego niż tylko wystawa na parterze budynku, ale zobaczenie oryginalnych ilustracji Tove Jansson i przyjrzenie się muminkowemu domkowi, zbudowanemu przez Tove i jej partnerkę Tuulikki Pietilä, było bezcenne. Szkoda tylko, że na wystawie obowiązywał całkowity zakaz fotografowania.
Samo miasto mnie nie zachwyciło, nawet w drodze do centrum można było odczuć, że Tampere to miasto typowo przemysłowe (choć może akurat te zdjęcia tego klimatu nie ukazują).
No i na końcu Naantali - niewielkie portowe miasteczko, najbardziej znane ze Świata Muminków - Muumimaailma, które dla mnie miało wszystko, co małe portowe miasteczka Północy mieć powinny: drewniane domki, niewielki stary kościół i... ludzi śmiało chodzących po lodzie.
Które z tych miejsc Wy chcielibyście odwiedzić?