Dopadła mnie wyżej wymieniona po Nowym Roku jakoś. Właściwie to już
ostatnich miesiącach roku ubiegłego czułem, że coś jest nie tak ale zwalałem to
na „sks” i że trzeba się coraz częściej godzić z tym, że „lepiej już było”.
Pobolewały mnie stawy: barki, biodra, kolana i nadgarstki. Ten rok zacząłem od
zwolnienia lekarskiego bo dostałem jednorazowej gorączki wyglądającej jak grypa.
Później było już tylko gorzej więc nie było sensu dalej odgrywać chojraka i w
lutym poszedłem zrobić test(wcześniej sporo czytałem o boreliozie i podejrzenie
padło właśnie na nią). Kleszcze kąsały mnie kilkanaście razy w życiu(jeśli
liczyć tylko przypadki, których byłem świadomy). Pierwszy raz w 2006 roku.
Głównie podczas wędkarskich wypraw na Mazurach. W ubiegłym roku przywoziłem z
działki w czerwcu i lipcu trzy sztuki. Pewnie w końcu któryś z nich był
zakażony.
Test pierwszy(podstawowy) wyszedł dodatni więc za dwa dni zrobiłem
drugi(dokładny) i jeszcze tego samego dnia dostałem pozytywny wynik. Poszedłem
do lekarza pierwszego kontaktu i chyba wprawiłem go w zakłopotanie bo, z racji
młodego wieku, miał pierwszy raz takiego delikwenta jak ja. Brak jednolitej i uporządkowanej
wiedzy medycznej to niestety cecha tej choroby, która komplikuje i utrudnia
diagnozowanie i leczenie. Dostałem dwa skierowania do neurologa i reumatologa
mimo, że jest to choroba zakaźna… Leczenie rozpocząłem niestety prywatnie u
specjalistki chorób zakaźnych. Cały marzec byłem na L4 i antybiotyku i po
przesileniu objawów około 10 dnia zaczęło się poprawiać. Ponieważ dolegliwości
nie ustąpiły, jak zakładała pani doktor, powtórzyłem spotkanie z nią i dostałem
inny antybiotyk na dni 9 tym razem. Oprócz tego jakieś witaminy i środki
przeciwbólowe. Stan na dziś jest taki, że boli mniej ale do ideału jeszcze
daleko. W portfelu jakieś ponad półtora tysiąca mniej(nie jest to tania choroba
a gdy już bardzo boli to koszty mają mniejsze znaczenie) i żadnej pewności, że
to koniec kłopotów i wydatków w tym względzie.
Wiosek mam taki, że jeśli ktoś miał ukąszenie kleszcza to powinien być
czujny i nigdy nie wykluczać zakażenia, bo im szybciej podjęte będzie leczenie tym
większa szansa na wyzdrowienie i brak powikłań wtedy gdy organizm walczy z tym
dłużej. Mój przykład pokazuje, że prawdopodobnie zakażenie miałem znacznie
wcześniej niż w ubiegłym roku i pewnie czas pokaże jak nadszarpnęło to moje
zdrowie. Czasochłonne i selektywne buszowanie po internecie spowodowało, że
stałem się domorosłym ekspertem od tej choroby… satysfakcja, której nie
koniecznie potrzebowałem w życiu.
Choroba chorobą a żyć trzeba i cieszyć się tak jak można mimo bólu. Wczoraj
posadziłem jeszcze dwie borówki amerykańskie i skopałem mały zagonek i wysadziłem
pół kilo dymki wsiewając w środek jako dobrego sąsiada rządek marchwi. Miałem
jeszcze w planie posadzić ziemniaki i wysiać nasiona buraków i kapusty ale
czasu już zabrakło i sił też. Gnaty dziś bolą nie bardziej jak wczoraj więc
chyba nie ma się co nad sobą rozczulać i trzeba robić swoje. Na oknie rozsada
papryki czeka już na połowę maja a pięć belek słomy przygotowane już pod
ogórki. Pszczół nie brakuje bo przy kwitnących śliwach słychać i widać było
duży ruch. Mam sporo suchych gałęzi po wyciętych na podwórku akacji i
kasztanowcu i zamierzam je wykorzystać po rozdrobnieniu jako podstawę budowy nowych
grządek. Tydzień temu wyciąłem trzy krzaki leszczyny a wczoraj ułożyłem zalegające
gałęzie na jedną kupę. Od sąsiada wysiało mi się kilka świerków, którymi
obsadzę północny bok działki. Po powrocie z działki dokładniej niż zazwyczaj obejrzałem
się w kąpieli… podświadomość czy jednak lęki?
Do emerytury pozostało już mniej jak 200 logowań do komputera firmowego….
I tym optymistycznym stwierdzeniem kończę na dziś.
PS: Może będzie więcej czasu na
pisanie…