"Czasami prawda ma problem z przebiciem murów naszych przekonań. Kłamstwo, odziane w stosowną liberię, przechodzi o wiele łatwiej."
W Królestwie Goreddu trwają przygotowania do obchodów czterdziestej rocznicy podpisania pokojowego traktatu między ludzkim a smoczym rodzajem i przybycia Ardmagara Comonota, który współpracując z królową Lavondą, położył kres brutalnym wojnom dwóch ras i rozlewom krwi. Jednak pokój między ludźmi a saarantrai jest kruchy i niepewny- jego posadami zachwiało morderstwo księcia Rufusa, które zdaje się być dziełem smoka. Zabójstwo członka królewskiej rodziny podsyciło w ludziach nieufność i skrywaną nienawiść wobec smoków przybierających człowieczą postać- na ulicach Goreddu szerzy się dragonofobia, a Synowie świętego Ogdy atakują bezbronnych saarantrai pod byle pretekstem. W samym środku wydarzeń w Królestwie i przygotowań do świętowania rocznicy Traktatu Comonota znajduje się młodziutka asystentka Nadwornego Kompozytora, Serafina. Przeczuwa ona, że zabójstwo księcia Rufusa nie było przypadkiem- jej zdaniem ktoś działa na niekorzyść pokoju między ludźmi a smokami. Jednak, czy muzyczka może coś w tej sprawie zdziałać? Zwłaszcza, że sama nie może czuć się na dworze bezpiecznie- każdego dnia zmuszona jest kłamać i ukrywać prawdę o sobie, bo w świetle obowiązujących w Królestwie przepisów nie ma prawa żyć...
"Miłość to nie choroba."
Rachel Hartman snuje klasyczną opowieść fantasy- historię osadzoną w królestwie, którego realia przypominają średniowiecze, gdzie obok ludzi żyją potężne i niebezpieczne stworzenia- smoki. Te z wyobraźni autorki "Serafiny" zachowały cechy swych pobratymców ze znanych nam mitów i legend- mają słabość to złota i gromadzą je niczym Smaug z tolkienowskiej powieści, zioną ogniem i szybują wysoko w przestworzach, ale prócz tego mogą też przybrać postać ludzi. I mimo, że koncept ten nie jest może nowatorski ani oryginalny, wykorzystało go bowiem wielu innych autorów, to pani Hartman uczyniła go absolutnie zniewalającym. Bo przede wszystkim nie obdziera czytelników z ich własnych wyobrażeń o tych magicznych stworzeniach ukształtowanych przez kanon- są one potężne, majestatyczne, podstępne i śmiertelnie niebezpieczne. Mają łuski, ostre pazury, rogi i skrzydła. Zieją ogniem, składają jaja, żyją w jaskiniach i latają. Są po prostu takie jakie powinny być. A umiejętność zmiany kształtu i przybrania postaci człowieka, którą obdarza te istoty Hartman pokazuje tylko, że nie są i nigdy nie będą one ludźmi. Autorka doprowadza do zderzenia dwóch ras- dwóch rodzajów stworzeń, które różnią się od siebie pod każdym możliwym względem i nie potrafią się zrozumieć. Bo smok nawet, będąc w skórze człowieka, człowiekiem z natury nie jest. To nie jest jego przyrodzona forma i nie czuje się w niej dobrze- saar nie rozumie ludzkich uczuć i emocji, które zaczyna odczuwać, nie potrafi ich nazwać, gdyż w swej naturalnej formie ich nie doznaje. To bestia. Ale autorka udowadnia też, że nawet ten straszny i przerażający potwór może być bardziej ludzki niż niejeden człowiek, nie zdając sobie z tego sprawy i nie rozumiejąc co ten przymiotnik tak właściwie oznacza. I właśnie to nowe a jednocześnie nienowatorskie spojrzenie pani Hartman na naturę tych fantastycznych stworzeń ujęło mnie tak bardzo.
"Wszyscy byliśmy potworami i bękartami, i wszyscy byliśmy piękni."
W "Serafinie" nie odnajdziemy gnającej na łeb na szyję akcji i wbijających w fotel fabularnych twistów- rozwój zdarzeń jest raczej leniwy i nieśpieszny, przerywany opisami emocjonalnych stanów głównej bohaterki i otaczającej ją rzeczywistości. Na samym początku ciężko się w Królestwie Goreddu odnaleźć, panują tam bowiem zupełnie wcześniej niespotkane obyczaje, a jego mieszkańcy odwołują się do tylko sobie znanych Świętych, używają też zupełnie nowych zwrotów i nazw. Z czasem jednak w tym nowym świecie można się zaaklimatyzować- pomocą służy też słowniczek na końcu powieści, gdzie znajdziemy spis postaci i najważniejszych pojęć- i dać pochłonąć historii jaką opowiada nam Serafina. Wiele w niej intryg i spisków, więc nie sposób się przy niej nudzić. Dużą rolę w książce odgrywa też muzyka, bo to przez nią może wyrazić samą siebie bohaterka. Przede wszystkim jest to jednak opowieść pełna uczuć i emocji, a zwłaszcza bólu i smutku. Bohaterowie powieści przeżyli w swym życiu wiele dramatycznych chwil- historia miłości Claude'a i Linn ściska za serce, a sytuacja w jakiej znajduje się główna bohaterka wzbudza współczucie. I wiele tam jest takich postaci jakby żywo wyciągniętych z jakiejś antycznej tragedii. Na emocjonalność książki wpływają nie tylko sami jej protagoniści czy pierwszoosobowa narracja, która automatycznie sprawia, że historię się bardziej przeżywa, ale i język powieści- Hartman pisze prosto, ale zarazem poetycko, bogato i momentami kwieciście, nie stroniąc od metafor, porównań i opisów. Stylizuje "Serafinę" na powieść z innego wieku. przez co jej powieść czyta się troszkę inaczej, ale inaczej, nie znaczy przecież, że gorzej. We mnie wzbudziła ona coś na kształt zachwytu- czym prędzej chciałabym już poznać "Łuskę w cieniu". Więc polecam, polecam gorąco- nie tylko wielbicielom fantasy i smoków, ale też wszystkim wrażliwcom i miłośnikom pięknych opowieści udanych pod względem i treściowym i literackim. 5/6
"Uśmiechnął się. Ach, mogłam żyć na samych tych uśmiechach. Będę je siać i zbierać jak pszenicę."