Takim określeniem zgodnie skwitowałyśmy z Kasicą naszą wymiankę. Niezależnie od momentu, w którym się znajdujemy, to albo każda z nas coś knuje, albo ma zamiar, albo już uknuła :-) Przed świętami zrobiłam Kasi dwa bukiety dla Rodziców. Miały być prezentem od wnuków dla dziadków. Gdyby nie choróbska, to pewnie trafiłyby do Adresatów w czasie Bożego Narodzenia. Nie wiem, czy zostały już wręczone, ale zbliżające się Dni Babci i Dziadka mogłyby być dobrym pretekstem. Pierwszy z gorzką (koniecznie!) czekoladą:
A drugi z galaretkami:
Kasia w zamian coś mi szyje, ale w międzyczasie przyfrunęła od niej paczka świąteczno - imeninowa. Wraz z kartką i pięknymi życzeniami każdy z mojej rodziny został obdarowany. Od razu mówię, że nie ma na zdjęciu wszystkich rzeczy przysłanych przez Kasię - część po prostu zniknęła w czeluściach pieczary moich Demolek ;-)
"Ciastek" był dla mojego męża, obie moje córki dostały po aniołkowej zawieszce, a ja dostałam domeczek, przydasie i, w ramach imienin, kapcioszki - z przykazem, że mam już nie marudzić, że marzną mi stopy ;-) Prócz tego Kasia pamiętała o mojej Przyjaciółce - jej też się dostało. Dzięki temu i paru innym osobom moja Psiapsióła przeżywała drugą Wigilię. I uwierzcie - było jej to potrzebne. Na szczęście jej trudne sprawy zaczęły się nareszcie prostować. Pisząc to mam nadzieję, że dzisiaj znajdą swój szczęśliwy finał i nie zmienią się w niekończącą się opowieść.
Cieszę się, że dołączacie do moich cukierasków na blogu i na "fejsie" :-) A ja mam nadzieję, że po chwilowym przestoju i braku motywacji, wreszcie ruszę z kopyta - bo projektów czeka kilka. Szykujcie się zatem na moje codzienne (lub prawie codzienne) zamęczanie postami ;-)
Życzę Wam słońca, bo nie wiem jak u Was, ale u mnie za oknem listopad.