Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Loreal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Loreal. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 lutego 2015

Zakupy i zdobycze ostatnich miesięcy...

Hejka,
po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że mój organizm funkcjonuje dzięki bateriom słonecznym. Skorzystałam póki mogłam i dzięki temu przedstawię Wam dziś z bliska wór kosmetyków, który uzbierał mi się w ciągu ostatniego czasu.

Pierwszą z moich nowości jest olej tamanu marki Paese (która nie należy do moich ulubionych, jednak z braku laku zdecydowałam się na kolejny produkt od Nich). Produkt ten przeznaczony jest głównie do cer problematycznych, przede wszystkim skóry tłustej, trądzikowej, mieszanej, dojrzałej, zniszczonej, z problemami skórnymi. Produkt (jak to mądrze napisali na opakowaniu) ma właściwości gojące, przeciwzapalne, antybakteryjne, antyoksydacyjne oraz regenerujące skórę.
Mankamentem może być jego specyficzny intensywny, rzekomo naturalny, korzenny zapach, który na szczęście w miarę szybko się ulatnia.
Pojemność: 15 ml, cena: ok. 20 zł; dostępność: (nieco utrudniona) małe drogerie, Internet.
Kolejno, z uwagi na poprawę stanu mojej cery zajęłam się zmianą pielęgnacji (na doroślejszą) i przede wszystkim profilaktyką zmarszczek. 30-tka jest już coraz bliżej mnie, chcąc dmuchać na zimne, podjęłam decyzję o zakupie kremu głęboko regenerującego na noc, przedstawionym jako „kuracja dermatologiczna z wit. C + HA/P" od Ziaja. Produkt niedrogi, wydajny, łatwodostępny, wygodny w aplikacji dzięki tubce, z witaminą C, która korzystnie wpływa na wygląd Naszej skóry, nie tylko stosowana od wewnątrz. Tylko czy to wystarczy? Na pewno w głębszej recenzji rozpiszę się na ten temat.
Pojemność 50 ml; cena: ok. 12 zł; dostępność: większość drogerii, apteki.
Następnie, kosmetyk kolorowy - kremowo-żelowy cień do powiek Color Tattoo od Maybelline, w kolorze 40 - permanent taupe, który doskonale sprawdza się jako produkt do podkreślania brwi, aplikowany za pomocą skośnego pędzelka.
Pojemność: 4 ml; cena: ok. 25 zł; dostępność: drogerie kosmetyczne z szafą Maybelline.
Kolejnym gadżetem kolorówkowym jest maskara od Benefit They're Real, którą dostałam od Mikołaja. Produkt ten znalazł się na mojej liście życzeń, gdyż tym produktem miałam podkreślane rzęsy w dniu ślubu. Efekt zadowolił mnie na tyle, że chciałam móc go powtarzać wciąż :) W innym wypadku nie zdecydowałabym się na tak drogą maskarę, z uwagi na w miarę niewymagające rzęsy, które nie gardzą tuszami za 10, 2o czy 50 zł ;)
Tusz w kolorze black intense; pojemność: 8,5 g; cena ok. 125 zł; dostępność: Sephora.
Ostatnią partią kosmetyków są te do włosów, których trochę się na zbierało. Na pierwszy ogień idzie
maska regenerująca Seria Expert Absolut Repair Cellular od L`Oreal Professionnel. Produkt polecił mi zaprzyjaźniony fryzjer. Wybawienie dla włosów zniszczonych, suchych, uszkodzonych, łamliwych i osłabionych. Rozsądny skład, (m.in. kwas mlekowy) który da się odczuć już po pierwszym zastosowaniu.
Pojemność: 200 ml;  cena: ok. 40 zł; dostępność: m.in. Hebe, sklepy fryzjerskie, internet.
Kolejno, odżywka do włosów suchych i zniszczonych , awokado i masło karité od Garnier, Ultra Doux. Produkt ułatwiający rozczesywanie włosów, nabłyszczający je. Łatwy w aplikacji, przyjemnie pachnący i w rozsądnej cenie.
Pojemność: 200 ml; cena: ok. 7 zł, dostępność: większość drogerii kosmetycznych.
Następny rzecz, to także prezent gwiazdkowy, BB Cream do włosów – biotraitement beauty, od włoskiej marki profesjonalnych kosmetyków fryzjerskich Brelil. Jest to wielofunkcyjna odżywka do włosów w sprayu, zdaniem producentów spełniająca 10 zadań... Istny szał :)
Pojemność: 150 ml; cena: ; dostępność: (ograniczona) sklepy fryzjerskie.
Wciąż włosowo, ale teraz stylizacja... Rzadko spotykanym kosmetykiem w moim składziku jest (zakupiona również podczas ślubnych przygotowań) pianka do włosów dodająca objętości Got2b od Schwarzkopf. Produkt bardzo wydajny, o ciekawym zapachu, w nietuzinkowym opakowaniu, skusił mnie przede wszystkim wyglądem, gdyż nie mam rozeznania w tego typu produktach.
Pojemność: 250 ml; cena: ok. 18 zł ; dostępność: popularne drogerie kosmetyczne.

Ostatnim z włosowych produktów jest termoochronny spray do włosów niemieckiej marki Balea. Produkty tego typu mają przede wszystkikm za zadanie chronić włosy przed szkodliwym działaniem temperatury (nawet do 200 stopni C) urządzeń typu lokówka, suszarka, prostownica. Gdy dodatkowo posiadają wygodny atomizer i nie śmierdzą, spełniają moje oczekiwania ;)
Pojemność: 200 ml; cena: ok. 10 zł ; dostępność: (ograniczona) zagraniczna sieć drogerii DM, Internet.

A już tak całkiem na końcu (co nie oznacza, że jest najgorsza) jest woda toaletowa Ck One Shock, także świąteczny prezent. Słodki, nieco egzotyczny zapach, gdzie nutą przewodnią jest wanilia, zamknięty w wielkiej butli z atomizerem to to, co Tygryski lubią najbardziej. Trwałość jest adekwatna do ceny, jednak duża pojemność pozwala na częstsze dopsikiwanie się, jeśli poczuję taką potrzebę :)
Pojemność: 200 ml; cena: od 105 zł ; dostępność: większość perfumerii, Internet.

Szczerze powiedziawszy, na upartego znalazłabym jeszcze kilka produktów, no może kilkanaście, no dobra... kilkadziesiąt...które są nowościami w mojej kosmetyczce. Przedstawianie ich wszystkich na raz jednak nie miałoby sensu, bo pewnie jeden post czytałybyście 2 tygodnie :) Tymczasem wyłowiłam na ten moment garstkę rzeczy, które akurat chciałam pokazać. Większość przedstawionych kosmetyków jest przeze mnie używana od dłużego czasu, to też zdążyłam wyrobić sobie o nich jakieś zdanie.
Czy miałybyście ochotę poznać recenzję, moją opinię, na temat któregoś z pokazanych produktów?
Dajcie znać.
Całusy.

PODPIS

niedziela, 4 maja 2014

Ulubione w kwietniu...

Jak zwykle niesystematycznym krokiem weszłam w maj. Mój kwiecień był długi, intensywny i w sumie cieszę się, że już się skończył. Koniec kwietnia uraczył Nas masą drogeryjnych zniżek, z których odrobinę skorzystałam, ale teraz czas przedstawić faworytów minionego miesiąca.
Tym razem grono skromne, ale to przecież nie ilość się liczy. Szczerze niełatwo było mi wytypować kandydatów tak, by nie dublować ulubieńców, którzy byli już publikowani. Chyba na starość zrobiłam się monotonna.
Na pierwszej pozycji uplasowała się dwufazowa odżywka bez spłukiwania z nawilżającej serii Moisture polskiej marki Chantal. Kosztuje nieco ponad 10 zł, ułatwia rozczesywanie włosów, łatwo się ją aplikuje, a na dodatek tak niesamowicie pachnie (coś jakby owocowa Hubba Bubba).
Kolejne miejsce przypadło lajnerowi L'Oreal. Produkt ten zakupiłam dokładnie w maju 2012 i do dziś spisuje się u mnie bez zarzutu. Nie wysechł, jest kremowy, tak samo jak na początku (niekiedy dodaję Duraline z Inglota, by go rozwodnić). Nie podrażnia, nie ściera się, jest wydajny (została mi jeszcze ok. 1/3 opakowania. To było dobrze zainwestowane 18 zł!
Lajner miał w zestawie pędzelek, jednak wg mnie nie ułatwia on aplikacji. Sama zwykle nakładam jednym z poniższych trzech pędzli, wymiennie.
Moje graślate kreseczki wyglądają następująco:)
Na ostatnim miejscu, ale wciąż na podium są chusteczki do demakijażu z płynem micelarnym Cleanic. Świetnie sprawdzają się w podróży, albo wtedy, gdy zmycie demakijażu jest takim wyczynem, jak zdobywanie Mount Everest :) Fajnym rozwiązaniem jest plastikowe zamykanie (a nie ten odklejający się rzepek). Skóra po demakijażu dobrze oczyszczona, nie jest podrażniona, a o to w tym chodzi.
A na deser... dosłownie i w przenośni przedstawiam niekosmetycznego ulubieńca - sorbet z malin - niebo w gębie. Dostępny w sieci sklepów Aldi za niecałe 8 zł. Przepyszny!



A Czytaczki jak spędziły majówkę?
Pozdrowienia!
PODPIS

piątek, 21 lutego 2014

Włosy w kolorze porcelany - Koloryzacja L'Oreal Paris Prodigy 5 bardzo bardzo jasny opalizujący blond 10.21

Podczas styczniowej wizyty w Hebe zaopatrzyłam się w kolejną farbę do włosów, a wszystko przez fajne efekty, które zobaczyłam na blogu Barbary.
Mowa o nowości od L'Oreal Paris - farba Prodigy 5 bardzo, bardzo jasny, opalizujący blond 10.21, stworzona na bazie mikroolejku, bez amoniaku. Jej kosz to ok. 27 zł.

W opakowaniu, poza kremem utleniającym i koloryzującym, rękawiczkami i instrukcją znalazła się bardzo duża, dobra odżywka regenerująca, ale to standard w przypadku farb tej firmy :)
Mikstura miała kremową konsystencję, (coś na wzór odżywki do włosów) przyjemnie pachniała i łatwo się rozprowadzała. Skóra głowy nie została podrażniona (a niestety mam do tego skłonności).
Mój miesięczny odrost, lekko zrudziały za sprawą poprzedniej koloryzacji, również lorealowskiej <klik>.
Efekty, jak widać nie są najgorsze, ale bywały lepsze.To, co wiem na pewno, to to, że wszystkie farby w/w marki nie "ujarzmią" mojego odrostu i nie są w stanie go jednolicie pokryć. Znów odrost popada w nielubianą żółć,a tego właśnie nie chciałam.
Farbę trzymałam 30 min na odrostach + 5min malaksowania. Wydaję mi się, że włosy obecnie są lekko przesuszone, ale wątpię by przyczyniła się do tego farba. W ocenie ogólnej produkt dostaje ode mnie 4-/5. To fajny produkt, miło, że bezamoniakowe farby coraz częściej pojawiają się na sklepowych półkach, jednak czy znajdę w końcu tę jedyną?

Próbowałyście już tej nowości? 
Czy planujecie na wiosnę jakąś nową fryzurę?
Część mnie ma wielką chęć na zmiany, druga część brnie w blond - jak żyć?

Udanego weekendu.
Uściski!
PODPIS

czwartek, 9 stycznia 2014

A na głowie bardzo jasny blond perłowy z L'Oreal Preference nr 102...

Gdy tylko znajduję farbę, z którą mogę zaprzyjaźnić się na dłużej, usłyszę gdzieś lub przeczytam o jakiejś nowince, lub produkcie, którego jeszcze nie stosowałam.
Tak też było w przypadku tytułowej farby L'Oreal Preference nr 102 - bardzo jasny blond perłowy. 

Jedna z Was napisała w komentarzu, iż farba ta daje fajny truskawkowy blond - jednak, chyba wizja takowego koloru w mojej głowie wyglądała inaczej, niż to, jaki efekt otrzymałam, ale o tym za chwilę. 
Już raz prezentowałam Wam koloryzację lorealowską serią Preference, o tu: KLIK - farby te, pomimo tego, że są droższe wyróżniają się swoją zawartością:
W środku znaleźć można dużą, dobrze regenerującą odżywkę, aplikator, dzięki któremu nakładanie farby nie sprawia kłopotu - widać za co płacimy.
Przejdźmy jednak do rzeczy...Odrost był niemały jak na nieco ponad miesiąc, (poprzednie farbowanie: KLIK) dodatkowo pożółkłe pasma, które tworzą mi się praktycznie po każdej farbie, po upływie miesiąca nie podobają mi się.
Farbę trzymałam na odrostach 30 min. + 5 min. na całej długości włosów - tym samym przedłużyłam czas sugerowany przez producenta, sądząc, że wpłynie to na korzyść koloru, którego oczekiwałam.
Sądziłam, że "truskawkowym blondem" określić można efekt platyny, z lekko różową poświatą - jednak grubo się myliłam...
Gdy zobaczyłam efekt na zdjęciach, (bo w lustrze nie wyglądało to źle) a mój fotograf, a'ka Pomocna Dłoń wykrzyknął "hej Madzia, jesteś ruda" - serce mi zamarło... Jeśli moja Pomocna Dłoń zauważyła różnicę w odcieniach blondu, to znaczy jedno - ka ta stro fa...
Sztuczne światło zrobiło swoje, ale nie tylko - odrost, gdzie farba była najdłużej ewidentnie zrudział, czy raczej ztruskawkowiał, zaś włosy na całej długości przybrały wg mnie ciepłej, perłowej, przyzwoitej tonacji.
Po upływie tygodnia - dwóch intensywny pomarańcz się wypłukał i na dzień dzisiejszy kolor wygląda w miarę przyzwoicie, choć wciąż odrost jest odcinający się od reszty.
Pomimo swych przygód, wątpię, bym zaprzestała kolejnych prób, testów - to silniejsze ode mnie. Zawsze, gdy wydaję mi się, że znalazłam farbę idealną, dzieje się coś, co zmusza mnie do wypróbowania innych... Ktoś kiedyś powiedział, że baby są jakieś inne... i rzeczywiście coś w tym musi być ;)


A koleżanki blondynki jaki odcień obecnie mają na włosach?

Pozdrawiam ciepło.

PODPIS