Showing posts with label morze/sea. Show all posts
Showing posts with label morze/sea. Show all posts
Wednesday 19 September 2012
Monday 27 August 2012
dwie plaże...
dwie plaże, dwa światy, jedno i to samo morze...
zdecydowanie wybieram to ascetyczną, ze spacerującymi brzegiem morza zakonnicami, bez leżaków, przebieralni i ratowników. a Wy?
kto zgadnie co to za miejsca?
Friday 24 August 2012
damy i marynarze
tegoroczna moda plażowa wraca do starych dobrych czasów, kiedy w nadmorskich kurortach wypoczywały damy a w przybrzeżnych tawernach rządzili marynarze! i chociaż nasza dzika plaża znajdowała się z dala od kurortów i tawern... damy w kapeluszach i dzielni marynarze byli tam codziennie.
moje ulubione zdjęcie z tych wakacji - ja z najmłodszym bratem w obiektywie najstarszego brata
nie ma jak chwila odpoczynku po trudnym rejsie przy fajeczce...
tipi własnej roboty - idealne na letnią skwarny poranek na plaży...
morskich opowieści ciąg dalszy nastąpi!
Thursday 23 August 2012
wakacyjni rozbitkowie
choć od powrotu z wakacji minęły już dwa tygodnie...
nadal czujemy się jak rozbitkowie na bezludnej wyspie...
wyobcowani, zupełnie nieprzyzwyczajeni do miejskich klimatów
na nowo odkrywamy zwyczaje tubylców i bardzo tęsknimy....
za morską bryzą i pustą, złocistą plażą...
Saturday 31 December 2011
stare odchodzi, nowe przychodzi...
żegnając odchodzący rok, życzę aby nadchodzący był jeszcze lepszy od poprzedniego!
Szczęśliwego Nowego 2012 Roku!
Szczęśliwego Nowego 2012 Roku!
Thursday 6 October 2011
w koło molo
z tegorocznych wakacji nad morzem przywiozłam ponad 1200 zdjęć. nie było jeszcze czasu, żeby je dokładnie obejrzeć, nie wspominając już o ich wywołaniu (zresztą od pewnego czasu w ogóle nie wywołuję zdjęć, tylko gromadzę je na przenośnym dysku... i przyznam szczerze, że brakuje mi szelestu albumowych stron... ale po prostu nie miałabym gdzie takiej masy zdjęć trzymać). wieczorami zdarza mi się poprzeglądać plik pod tytułem "Wakacje 2011" i wyszperać jakiś interesujący kadr, o którego istnieniu zupełnie zapomniałam. i jest się wtedy mile zaskoczoną i chwilę trwa nim odtworzę sobie okoliczności jego powstania. i marzy mi się wieczór z pokazem slajdów jak wtedy, gdy byłam mała i rodzice puszczali mi rzutnikiem na ścianie zdjęcia z dzieciństwa...
na sopockim molo bywaliśmy tego lata dość często, o różnych porach dnia. czasem musieliśmy kupić wejściówkę, a czasem wystarczyło dopłynąć jakąś łajbą zwaną promem z Gdańska. molo jest teraz pięknie odnowione i kusi swoim nowym wizerunkiem. chętnie zajrzałabym tam jesienną porą... bo nigdy nie zdarzyło mi się być tam i w ogóle nad morzem w jakąkolwiek inną porę roku poza letnią...
na sopockim molo bywaliśmy tego lata dość często, o różnych porach dnia. czasem musieliśmy kupić wejściówkę, a czasem wystarczyło dopłynąć jakąś łajbą zwaną promem z Gdańska. molo jest teraz pięknie odnowione i kusi swoim nowym wizerunkiem. chętnie zajrzałabym tam jesienną porą... bo nigdy nie zdarzyło mi się być tam i w ogóle nad morzem w jakąkolwiek inną porę roku poza letnią...
Saturday 1 October 2011
zaginione fotografie, wspomnienia i bajka
przez przypadek przypomniałam sobie o tym spacerze brzegiem morza, a potem wyniosłym klifem, gdzie dostawałam dreszczy i lęku wysokości na zmianę, na widok osuwających się konarów drzew i plaży głęboko w dole. byliśmy tu już wcześniej jakieś piętnaście lat temu, jeszcze wtedy nie z moim mężem, lecz świeżo poznanym kolegą z pracy, na wyjeździe integracyjnym z mojej pierwszej zaraz po studiach pracy. po dniach wytężonej nauki przychodziliśmy całą grupą tutaj na molo, na plażę, na klif, żeby odpocząć i lepiej się poznać. wtedy to wpadł mi w oko i tak już zostało. teraz byliśmy tu trochę w innym składzie. ale o podobnej porze roku i dnia. muszę odszukać stare zdjęcia sprzed lat. miałam to zrobić po powrocie z wakacji, ale mi to jakoś umknęło.
Friday 9 September 2011
nareszcie weekend
pierwszy tydzień września za nami, pierwszy tydzień szkoły też. tempo zawrotne, tylko dla wytrwałych i zaprawionych w bojach. dlatego z utęsknieniem wyglądałam weekendu. i choć nie będzie to dolce far niente w scenerii jak na powyżej załączonym obrazku, ale zawsze dwa dni na zwolnionych obrotach przed kolejnym zwariowanym tygodniem.
i jakże miło powspominać sobie to słodkie nieróbstwo sprzed zaledwie kilku tygodni, gdy leżeliśmy na słonecznej plaży. nie przypuszczałam wtedy, że moje życie za chwilę nabierze takiego tempa. i że w mojej dobie zabraknie aż tylu godzin, żeby zdążyć ze wszystkim, co sobie zaplanowałam. i nawet nie chcę teraz myśleć jakby to było gdybym wróciła do pracy. kto i jak by to wszystko ogarnął??? tymczasem właśnie zaczął się weekend. czas na regenerację duszy, lifting ciała, rekonstrukcję kręgosłupa i czego tam jeszcze, nadrobienie braków i zaległości... i zaplanowanie niedalekiej przyszłości. ale to już jutro. teraz trochę mgnień z nad morza i może jakiś film na dobranoc.
Subscribe to:
Posts (Atom)