Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo otwarte. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 września 2019

Perfekcyjna żona // JP Delaney



Perfekcyjna żona czyli nowy JP Delaney. Jak się okazuje nowy w podwójnym znaczeniu. Czy ja w ogóle chcę coś powiedzieć? Nie jestem pewna. Przecież to JP Delaney. Przecież to kolejna książka autora, który najpierw zachwycił mnie "Lokatorką" a następnie intrygującym tytułem "W żywe oczy", który krótko mówiąc, byłam pewna, będzie gorszy od poprzedniczki, a okazał się jednak z biegiem czasu jeszcze lepszą powieścią.

To czy chcę i czy muszę coś powiedzieć? A muszę.

Rozczarowałam się?

Chyba tylko tyle. Albo aż tyle.

Ale właściwie nie, bo to jednak Delaney, a ta książka nie jest zła. Jest inna. Jest intrygująca, ale to jednak nie to... Dlaczego? 

Im dłużej myślę o Perfekcyjnej Żonie, tym mam większą gonitwę myśli. Powiedzieć, że ta książka w moim odczuciu jest po prostu słabsza od poprzednich, to jakby nie powiedzieć nic. Z drugiej jednak strony, nie będę się silić na szukanie słów i ubieranie w długie i rozbudowane zdania jednej najgłośniejszej myśli, która wręcz krzyczy w mojej głowie od kilku tygodni, które upłynęły od momentu, kiedy przeczytałam tę książkę: tamte były po prostu lepsze... ciekawsze, budzące o wiele większe emocje i budujące o wiele większe napięcie. Pamiętam, że gdy czytałam "Lokatorkę" bałam się siedzieć tyłem do drzwi. Gdy czytałam "W żywe oczy" co chwilę podczytywałam Baudelaire'a, a gdy czytałam "Perfekcyjną żonę"? Byłam po prostu obojętna. (No i wyszła więcej niż jedna myśl).

Po opisie, po okładce, spodziewałam się kolejnego świetnego thrillera, ale z tym gatunkiem ta powieść nie ma w moim odczuciu nic wspólnego. Może i niektóre wydarzenia dają nadzieje na rozwój wypadków w tym kierunku, ale jednak jest to opowieść przede wszystkim o pewnej tajemniczej śmierci, o nowinkach technologicznych i chorobie dziecka, z czego to właśnie pomysł na wplecenie sztucznej inteligencji, w takim a nie innym wydaniu sprawił, że chociaż w pewnym stopniu, ta lektura wydawała się interesująca. Niestety tylko do pewnego momentu. 

Zdaję sobie sprawę, że to wszystko co próbuje przekazać, to trochę jakby zamiecione na szufelkę śmieci z mojej głowy, które nie do końcu stanowią jakąś całość, jednak niech to świadczy o tym, że ta powieść chociażby przez to, nie należy do najłatwiejszych. Na pewno ciekawe dla niektórych będzie po prostu sięgnięcie po tego autora w trochę innym wydaniu, jednak może lepiej z nastawieniem na coś mniej emocjonującego niż zazwyczaj. Żałuję, że sama nie byłam przygotowana na coś tak odmiennego. Oczywiście w ciemno będę sięgać po kolejne książki tego autora i mam nadzieję, że każda następna, utwierdzi mnie w tym, że zachwyty nad jego twórczością naprawdę są zasłużone.






piątek, 21 września 2018

dostaniesz to na prezent // Cuda za rogiem // Keigo Higashino


Jeżeli jesteś moim znajomym, to popsuję Ci niespodziankę. Mam ochotę każdej ważnej dla mnie osobie kupić tę książkę i dać przy najbliższej okazji, czyli prawdopodobnie na święta. Mam ochotę zamówić ogromny karton wypełniony kilkunastoma egzemplarzami powieści Keigo Higashino. Dlaczego? Bo wyjątkowymi książkami aż chce się dzielić. A Cuda za rogiem to zdecydowanie jedna z takich książek. 

niedziela, 2 września 2018

jak ogłupić czytelnika i się w tym nie pogubić? // W żywe oczy // JP Delaney



Ktoś pamięta Lokatorkę? Bestseller przez który nie jedna osoba zarwała noc? Czasami nawet nie jedną? Tak? To o niej zapomnijcie, bo W żywe oczy to kompletnie inna historia, która po prostu, mówiąc najprostszym językiem - zwala z nóg. 

Kiedy tylko dotarła do mnie wiadomość, że JP Delaney znów zawita na półkach w księgarniach, wiedziałam, że po prostu będę musiała przeczytać tę książkę, niezależnie od tego o czym będzie. Czekałam blisko 1,5 roku na nową książkę tego autora i kiedy już o nim zapomniałam, przypomniał o sobie i to w wielkim stylu. 

środa, 4 lipca 2018

niebo na własność // Luke Allnutt


Chciałabym napisać o tej książce coś więcej, niż tylko pokrótce. Wydaje mi się, że po prostu na to zasługuje. A przynajmniej przed przeczytaniem tak myślałam. Luke Allnutt stworzył historię niełatwą, bolesną i zapewne część osób wzruszającą. Dlaczego więc nie jestem do końca przekonana do tej pozycji? 

Niebo na własność, to opowieść z gatunku tych smutnych, o których od samego początku myślicie, że nie mogą skończyć się dobrze. To opowieść o chorobie i walce z nią. Tym razem dotyczy ona małego chłopca u którego zdiagnozowano nowotwór i jego rodzicach, dla których świat się zatrzymał. O rodzicach, którzy z ogromną desperacją, próbują znaleźć pomoc. Ta książka, nie pierwsza, ukazuje walkę i niemożność pogodzenia się losem, o nadziei, często tej złudnej, której człowiek trzyma się jak ostrej brzytwy. 

środa, 2 maja 2018

a miało nie być drugiej szansy // Słońce i jej kwiaty // Rupi Kaur


Kiedy czytałam Mleko i miód (a było to ponad półtora roku temu) obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę chciała mieć już styczności z twórczością Rupi Kaur. Szczególnie, kiedy pojawił się jej pierwszy tomik w Polsce i internet zalała fala zachwytów, których nie tyle nie popieram, co w większości po prostu nie rozumiem. 

Jednak trochę czasu minęło i zarówno za granicą jak i u nas pojawił się kolejny tomik tej autorki. Nie byłam tym faktem zachwycona jednak okładka i kilka wierszy, na które się gdzieś natknęłam, sprawiło, że zaczęłam mieć wątpliwości, czy aby na pewno decyzja o niedawaniu Kaur drugiej szansy była słuszną. Po kilku tygodniach skapitulowałam i zamówiłam Słońce i jej kwiaty i wiecie co? Było słabo, ale nie tak źle jak za pierwszym razem. 

niedziela, 4 lutego 2018

Make your bed // William H. McRaven


Podświadomie zrodziło się we mnie przekonanie, że te najbardziej wartościowe książki muszą mieć sporą objętość. No bo jak to, można się streścić do kilkudziesięciu stron a i tak zmienić cudze postrzeganie świata i życia? Tak nie może być. Dlatego zazwyczaj do wszelkich treści "poradnikowych" podchodzę z dystansem. Lubię jednak niekiedy po takie pozycje sięgać, bo czyta się je szybko. Jednak kiedy obejrzałam przemówienie admirała McRavena, wiedziałam, że chcę po to sięgnąć z jakimś większym przekonaniem. Wiedziałam czego się spodziewać i wierzyłam, że się nie rozczaruję. 

Nie chcę się szalenie rozpisywać. Chcę tylko powiedzieć, że jest to jedna z nielicznych, jeśli nie pierwsza tego typu książka, która do mnie dotarła. To co charakteryzuje ten tytuł, to przede wszystkim to, że autor nie robi z siebie wielkiego autorytetu. Przez wszystkie strony miałam wrażenie, jakbym rozmawiała z nim twarzą w twarz. Nie czułam dystansu tylko szacunek, który zrodził się we mnie pod wpływem wydarzeń jakich doświadczył William McRaven. Make your bed to dziesięć życiowych lekcji. Krótkich ale treściwych rozdziałów, w których nie znajdują się przerysowane mądrości ale życiowe wskazówki oparte na przykładzie jego wędrówki w szeregach Navy Seals. Jego historie poruszają i sprawiają, że naprawdę chciałam się zatrzymać i po prostu pomyśleć o tym, poszukać przełożenia na moją codzienność i chociaż spróbować coś zmienić. 

niedziela, 8 października 2017

cukierkowa czy nie, niektórych książek nie sposób ocenić // It ends with us // Colleen Hoover


PREMIERA 11 PAŹDZIERNIKA

Czytając tę książkę nie byłam w stanie pohamować raczej negatywnych odczuć względem niej, a w szczególności do całokształtu twórczości Hoover. Moje nastawienie względem niej zmieniało się kilkakrotnie. Od początkowego zauroczenia, do znudzenia i złości na autorkę. Jednak dotarłam do pewnego momentu, w którym uświadomiłam sobie, że muszę napisać coś dwutorowo. Osobno opowiedzieć o samej historii z tej książki, a osobno o wielkim rozczarowaniu autorką. Inaczej zdecydowanie dzisiaj nie padłoby z moich ust, żadne pozytywne słowo. 

Twórczość Colleen Hoover śledzę od chwili wydania w Polsce Hopeless. Minęły więc już ponad trzy lata. Przeczytałam w sumie 10 książek tej autorki. Miałam okazję ją spotkać, kiedy była w trasie po Polsce. Jednak po skończeniu tej dziesiątej, czara goryczy się przelała. Już rok temu powstrzymywałam się przed wylaniem swoich żali przy November 9. Confess broniłam, bo tę historię poznałam 2 lata temu i w oryginale zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Teraz jednak nie będę ukrywać, że moja złość, przysłania "radość" z czytania w tym przypadku It ends with us. 

wtorek, 3 października 2017

Ósme Życie tom II // Nino Haratischwili



Obiecałam sobie, że zabiorę się za tę książkę przy pierwszej możliwej okazji. Oczarowana pierwszym tomem Ósmego Życia, po prostu nie wyobrażałam sobie, abym mogła pozwolić kontynuacji na siebie czekać. Co więc się stało, że od momentu kiedy tak bardzo pokochałam powieść Nino Haratischwili minęło ponad pół roku? 

Chyba nigdy nie dowiem się, dlaczego zwlekałam, tym bardziej, że drugi tom stał na mojej półce już od bardzo dawna. Muszę przyznać jednak, że był to wielki błąd. Jeżeli macie możliwość, to nie odkładajcie kontynuacji na później, bo zaszkodzicie tylko sobie. Żałuję, przede wszystkim dlatego, że dużo wątków zatarło się w mojej pamięci, przez co niektóre wydarzenia i bohaterowie musieli dać mi czas, abym sobie uświadomiła kim są. 

środa, 6 września 2017

czy ja właśnie zrozumiałam fizykę? // Wszechświat w Twojej dłoni // Christophe Galfard // przedpremierowo


PREMIERA 13 WRZEŚNIA

Mat-fiz. Trzy lata mojego życia. Matematyka, fizyka i informatyka jako stały rozkład dnia. Nigdy jednak nie przywiązywałam wielkiej wagi do praw natury, rządzących naszym światem i naszą codziennością. Wiem jednak jedno. Wszechświat nie mieści się w dłoni. A może jednak? 

Nazwisko Galfarda może być Wam nieznane. Mam jednak ogromną nadzieję, że Hawking Wam nie umknął, nawet jeśli jesteście z przedmiotami ścisłymi na bakier. Ten człowiek to jeden z najwybitniejszych uczonych naszych czasów, a Galfard to jego uczeń. Tylko ten jeden fakt wystarczył, abym rzuciła wszystko dla tej pozycji. Czarne dziury, potęga i bezmiar wszechświata to coś, co fascynuje mnie od dziecka, od czego boli mnie głowa, gdy tylko o tym myślę. Jednak Galfard przez 400 stron sprawił, że wszechświat nareszcie pomieścił się w mojej głowie i sprawił, że dostrzegłam w tym wszystkim sens. 

niedziela, 13 sierpnia 2017

smoki, prześladowanie magów, czy to Merlin? Potter? nie, to Adrian // Zaklinacz ognia // Cinda Williams Chima // przedpremierowo


PREMIERA 17 SIERPNIA

O złych książkach mówi się najłatwiej (przynajmniej mi w takim przypadku najprościej dobrać słowa). O tych rewelacyjnych mówi się z kolei z przyjemnością i nawet nie zauważa się, kiedy to nas całkowicie pochłania. Co więc z tymi nudnymi pozycjami? Takimi co na samą myśl nie jest się w stanie powstrzymać ziewnięcia? Mam nadzieję, że i ja Was nie zanudzę dzisiejszym monologiem. Dobrze chociaż, że samej książki pod tym względem nie sposób pokonać. 

Cinda Williams Chima - to nazwisko do niedawna nie mówiło mi kompletnie nic. Jednak muszę przyznać, że autorka potrafi zaciekawić czytelnika już po pierwszych stronach. To właśnie początek tej książki zadecydował, że po nią sięgnęłam. Szkoda tylko, że kolejne strony nie spełniły moich oczekiwań, a sama historia nie była tak magiczna jak myślałam. Ale po kolei. 

piątek, 4 sierpnia 2017

zmęczyłam czy przeczytałam? // Ocalałe // Riley Sager // przedpremierowo

PREMIERA 1 LUTEGO 2018

Znacie to, kiedy do premiery książki jeszcze daleko, ale wy już wiecie, że to jest TO? Kiedy historia robi furorę wśród czytelników, kiedy wszyscy są zdziwieni, że okazała się AŻ TAKA DOBRA, bo w końcu nikt tak naprawdę w to nie wierzył i musiał się sam przekonać? Kiedy spotykasz porównanie do swojej wielkiej miłości, a nawet słowa, że TA KSIĄŻKA jest od niej lepsza? (mam tutaj na myśli Lokatorkę) A znacie to uczucie, kiedy po tym wszystkim, okazuje się, że to wcale nie było TO, a raczej nic nieznaczące, malutkie to...?  Czy dzisiaj będzie długo? Tego nie wiem, ale wiem jedno. Jestem rozdarta przez Riley Sager! Teraz tylko pytanie. Która część przeze mnie bardziej przemawia? Ta za, czy ta przeciw? 

Quincy przeżyła masakrę. Dziesięć lat temu, wszyscy jej znajomi zginęli, zostali brutalnie zamordowani, a ona jako jedyna przeżyła. Dlaczego? Tego nie wie ona sama. Jednak nie jest jedyną, która chce się tego dowiedzieć. Lisę, Sam i Quincy łączą tragiczne wydarzenia z przeszłości. Prasa okrzyknęła je "Ocalałymi". Jednak czy tak naprawdę kiedykolwiek uwolniły się od tego co je spotkało? Czy przeszłość cały czas je definiuje? 

piątek, 7 lipca 2017

Światło, które utraciliśmy // Jill Santopolo


Moja pierwsza myśl, kiedy zobaczyłam tę książkę? "Ta książka ma przepiękną okładkę, ale tytuł to czysta kopia Światła, którego nie widać." Jakie więc było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że ten tytuł nawiązuje do jednej z moich ukochanych powieści nie bez przyczyny. Jednak jeśli chcecie się przekonać w jaki sposób, to niestety musicie sami sięgnąć po tę pozycję. Nie będę Wam odpierać tej przyjemności. 

Uwielbiam jak akcja powieści dzieje się w wielkiej metropolii. Kiedy życie bohaterów jest ukształtowane przez takie a nie inne warunki i zasady obowiązujące w miejscu, które ich wychowało i ukształtowało. Jill Santopolo zabiera czytelników do Nowego Yorku, któremu to właśnie dedykowana jest książka. Miastu, które tętni życiem, miejscu na którego widok świat wstrzymał oddech, kiedy 11 września 2001 roku, runęły wieże World Trade Center. Tego dnia zakończyła się historia niejednego życia, wtedy też zaczęła się wspólna opowieść dwojga bohaterów - Gabe'a i Lucy. Tragiczne wydarzenia, które rozegrały się na ich oczach sprawiły, że zrozumieli, że życie jest kruche i krótkie. Należy więc przeżyć je tak, aby marzenia nie były jedynie nierealnymi, alternatywnymi możliwościami ich życia. Marzenia trzeba realizować, a każdy dzień przeżyć z pasją. 


niedziela, 4 czerwca 2017

Ogród małych kroków // Abbi Waxman // PRZEDPREMIEROWO


PREMIERA 14 CZERWCA

Wiecie jak to jest, kiedy podczas czytania jakiejś książki, dosłownie czujecie promienie słońca na twarzy, zapach miejsc, w których znajdują się bohaterowie? Są książki, które trzymają w napięciu, szarpią nerwy, ale są też i takie, które w subtelny sposób poruszają zmysły czytelnika. Czy Ogród małych kroków, to jedna z takich powieści?

Na samym wstępie powiem tylko jedno. 14 czerwca na pewno kupię tę książkę, nawet i chociażby w Empiku. Nie wyobrażam sobie, żebym nie miała jej egzemplarzu na półce. I tutaj nawet nie chodzi mi o samą przepiękną okładkę. Ta powieść musi być w mojej biblioteczce i łatwo się z niej nie pozbędę. W końcu te wyjątkowe tytuły mają na niej zostać na zawsze. A przy okazji, będę mogła bezkarnie podrzucać ten egzemplarz wszystkim znajomym. Jeśli ktoś ze bliskich mi osób to czyta - wiedz, że ta książka Ciebie nie ominie.


niedziela, 7 maja 2017

Confess // Colleen Hoover // recenzja druga.


PREMIERA 10 MAJA


Może Was zastanawiać dzisiejszy tytuł. Dlaczego recenzja druga? A no odpowiedź jest bardzo prosta. Confess czytałam 1,5 roku temu w wydaniu angielskim i wtedy to ukazała się moja pierwsza opinia na temat tej książki Hoover. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie sięgnęła po polskie wydanie. Do zeszłego miesiąca uważałam Confess za moją ukochaną powieść tej autorki. Czy polskie tłumaczenie albo czas który upłynął odkąd poznałam tę historię, coś w tej kwestii zmienił? Sama byłam tego nieziemsko ciekawa, więc kiedy tylko nadarzyła się okazja, aby przeczytać tę książkę - porwałam ją i zniknęłam na kilka godzin.

Wiecie co mnie do tej książki przyciągnęło jak ćmę do światła? Motyw sztuki i pewne wydarzenie z pierwszego rozdziału, w skrócie dramat i łzy już od pierwszych stron. Jednak sama nie wiem, jak napisać dzisiejszego posta. Może trochę przeredaguję swoje własne słowa sprzed lat?

środa, 3 maja 2017

Lokatorka // JP Delaney // PRZEDPREMIEROWO


PREMIERA 14 CZERWCA

Ile razu w życiu trafiamy na takie książki, po których już od pierwszych stron czujemy, że to jest własnie to? I co "to" tak naprawdę znaczy? Myślę, że dotychczas trafiłam może na 10 takich książek. "Takich" czyli na takie tytuły, które porwały mnie od początku, do końca utrzymały niesamowity poziom i co najważniejsze klimat, a przy okazji oprócz rozrywki dostarczyły mi chwil rozmyślań. Czy Lokatorka to jedna z "tych" książek? 

Wiecie, ja po prostu po ludzku nie lubię książek psychologicznych. Nigdy ta dziedzina nauki mnie nie interesowała, a powieści z takim motywem mnie najnormalniej w świecie nudzą, nawet thrillery. Dlaczego więc dzisiaj piszę o pozycji, która jest właśnie thrillerem psychologicznym? 

sobota, 11 marca 2017

Ósme Życie // Nino Haratischwili


Ósme Życie to powieść o której było głośno w zeszłym roku. Jednak jak to ja, przez długi czas byłam do niej sceptycznie nastawiona, a wszystkie zachwyty wydawały mi się przesadzone. Kiedy czytałam opis, przechodziłam obok niego obojętnie, cały czas myśląc, że to nie dla mnie, aż do zeszłego miesiąca. 

Rok 2017 to u mnie przede wszystkim literatura z akcją osadzoną w przeszłości. Im więcej książek czytam, tym trudniej mi jest sięgnąć po coś, gdzie akcja dzieje się współcześnie, bądź w przyszłości. Co przeczytam kilka stron, to książki odkładam, dlatego pomyślałam, że to najwyższy czas, aby zapoznać się z twórczością Nino Haratischwili. 

poniedziałek, 13 lutego 2017

PRZEDPREMIEROWO // Diabolika // S. J. Kincaid


Troska oznacza najgorszy rodzaj bezbronności.

Diabolika to tytuł, którego trudno nie znać. Już na długo przed premierą był na ustach wielu czytelników. Tajemnicza S.J. Kincaid zrobiła niemałe zamieszanie, ale czy słusznie? 

Diaboliki to humanoidy. Wyhodowane specjalnie po to, aby chronić osobę, dla której powstały. Mają zabijać w jej obronie, a nawet zginąć, jeśli taka będzie konieczność. Liczy się dla nich tylko swój pan i nikt więcej. Więź chemiczna powstała w momencie ich poznania ma trwać aż do śmierci. Życie dla człowieka staje się ich jedynym celem.

piątek, 13 stycznia 2017

Bez słów - Mia Sheridan


Bez słów i to dosłownie. Chociaż może lepiej pasowałoby tutaj określenie bez komentarza... 

O Mii Sheridan było w pewnym momencie dość głośno. Jak dobrze się orientuję, to od czasu publikacji Bez Słów ukazały się jeszcze jej dwie książki, czy będę je jednak czytać? Odpowiedź to jedno krótkie, stanowcze NIE. 

wtorek, 19 kwietnia 2016

Nie pytaj o przeszłość, nie licz na przyszłość (Ugly Love - Colleen Hoover)


"Łzy mi
lecą,
lecą,
lecą."

Cytując Milesa Archera mogłabym właściwie ograniczyć recenzję do tych 5 słów. Czy w takim razie jest tu jeszcze coś do dodania? 

Po raz pierwszy książka napisana przez Colleen Hoover pozostawiła po sobie gorzki posmak rozczarowania i zawodu. 

Zdecydowanie nie ma sensu rozpisywać się nad stylem pisania autorki, z jaką łatwością oraz jak szybko (a nawet za szybko) się ją czyta. Wyczekiwałam na tę powieść od ponad roku, po wszystkich słowach zachwytu i ogromnej miłości do innych książek Colleen poprzeczka była wysoka i tym razem okazała się nie do przeskoczenia, jednak zacznijmy od początku. 

Tate wprowadza się do mieszkania starszego brata, aby odnaleźć się w nowym mieście, uczelni i pracy. Jednak gdy staje przed drzwiami mieszkania wszystko układa się inaczej, niż kiedykolwiek sobie to wyobrażała. Kiedy na korytarzu znajduje śpiącego i pijanego przyjaciela swojego brata nawet nie myśli o tym, że to właśnie ten chłopak wywróci jej życie do góry nogami i sprawi, że to z jego łzami wymiesza się jej cierpienie. 

Miles Archer to chłopak, który za wszelką cenę stara się zamknąć za sobą przeszłość, a jednocześnie nie pozwala otworzyć się przyszłości. Jako pilot stara się wznieść poza goniące go cienie młodości a jednocześnie pamięta, że nie może przekroczyć pewnych granic. 

Kiedy ścieżki pełnej życia i upartej Tate oraz Milesa starającego się być obojętnym na jakiekolwiek uczucia się przecinają, wniosek może być tylko jeden: to wszystko musi skończyć się katastrofą. 

Miles stawia dwie zasady: nie pytaj o przeszłość i nie licz na przyszłość. Tate wmawia sobie, że to jej zdecydowanie wystarczy, decyduje się na taki związek, chociaż doskonale wie, że kiedyś teraźniejszość nie będzie już dla niej wystarczająca. Chce uzdrowić Milesa i pokazać mu, że nie można zamykać się na miłość, nawet jeśli ma być to pokuta za wydarzenia sprzed lat.

Jak gorzkie i bolesne będzie zderzenie się światów dwójki młodych ludzi, kiedy każdy z nich skrywa swoje prawdziwe uczucia i oczekiwania? 


Colleen Hoover zdecydowanie wie, jak pisać, aby czytelnik nie mógł odłożyć książki z czystym sumieniem. Budzi ciekawość, urywając w najważniejszych momentach i podsycając tym samym naszą ciekawość. 

Tym razem akcja toczy się dwoma torami. Wzgląd na teraźniejszość daje nam Tate, a Miles przenosi nas 6 lat wstecz, gdzie razem z nim przeżywamy to, co zamknęło jego serce na miłość. Dwie ścieżki pozwalają nam poznać bohaterów, aby wkrótce połączyć się w jedną i tę samą historię. 

Mimo, że sam pomysł na fabułę jest czymś intrygującym, a tajemnica Milesa, którą stronę po stronie odrywamy wzbudziła we mnie wielkie zaangażowanie, to mimo wszystko zabrakło mi czegoś w całości. Mam wrażenie, że wszystko działo się za szybko i zbyt powierzchownie. Nawet nie zarejestrowałam, kiedy minęła połowa książki, która nie wzbudziła we mnie większych emocji. 

Dopiero ostatnie 100 stron sprawiło, że zaczęłam doceniać to co w tej książce jest pięknego. Mała liczba bohaterów i dwa wątki nie tworzą z Ugly Love skomplikowanej książki. Zazwyczaj prostota w wydaniu Hoover chwytała za serce, a tym razem pozostawiała rozgoryczenie i pytanie: i jak to? tak po prostu? 

Po raz kolejny główna bohaterka nie wyszła poza bycie narratorką, ani jej nie kibicowałam ani nie życzyłam źle. W tej historii to Miles zdecydowanie gra pierwsze skrzypce. 

Jeżeli miałabym wskazać największy plus jaki pierwszy przychodzi mi do głowy to jest nim właśnie Miles, który zamknięty w sobie intryguje, namiętnością zachwyca, a swoimi łzami porusza czytelnika oraz Kapitan, który budził moją sympatię już od samego początku, będąc powiernikiem smutków i radości głównych bohaterów. 

Autorka uchwyciła jak wiele odcieni ma miłość i cierpienie tak bardzo z nią związane. Sprawiła, że w niejednym momencie płakałam wraz z bohaterami, jednak nie sprawiła, że przeżyłam tę historię razem z nimi. 

Duchy przyszłości przywodzą mi na myśl, że Ugly Love to Hopeless w trochę innym, doroślejszym wydaniu. Te historie są od siebie bardzo różne jednak momentami podobne. Widać, podobieństwo u męskich bohaterów jednak nie można tego nazwać szablonowością. Tak jak historia może mieć dwa oblicza tak i książka może okazać się zachwycająca i rozczarowująca jednocześnie. 


Ocena:
7/10






wtorek, 8 marca 2016

Liczy się to kim się staliśmy a nie to, kim się urodziliśmy (Szklany Miecz - Victoria Aveyard)


Uciekam, odkąd pamiętam. Uciekałam jeszcze w Palach, na długo zanim to wszystko się zaczęło. Unikałam rodziny, swojego losu, wszystkiego, czego nie chciałam czuć. I dalej to robię, wciąż biegnę przed siebie. Wymykam się tym, którzy chcą mnie zabić - i tym, którzy chcą mnie pokochać.

Wystarczy jedna kropla, by wzniecić bunt. Wystarczy jedno słowo, by zasiać w mojej głowie ogromny mętlik. Czerwona Królowa niezaprzeczalnie porwała mnie już po kilku stronach. Jej potencjał przełamał moją niechęć do tego gatunku, po który nie sięgam z prostego względu: wszystko już było. Nie wiem czy da się stworzyć jeszcze coś nowego, niezaprzeczalnie można jednak wykorzystać znane schematy, aby stworzyć coś całkiem innego. Coś, czego udało się dokonać Victorii Aveyard tworząc brutalny świat, podzielony dwiema barwami krwi, od których zależy ludzkie być, albo nie być. 

Po ostatnich stronach pierwszego tomu, gdzie pojawiło się wiele tajemnic. Po momencie zdrady i wielkiego zaskoczenia, Szklany Miecz rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu gdzie zakończyła się Czerwona Królowa. Jednak nie jest już to ta sama historia. Od pierwszej strony bohaterowie ulegają przemianie i nieodwracalnie stają się kimś, kim nigdy nie chcieli być. 

Dobrze nam znany świat z pałacu, autorka zastępuje surowym światem wojny, przelanej krwi i walki nie tylko z wrogiem, ale być może przede wszystkim walki z czasem. Mare mając listę osób podobnych do niej samej, chce je odnaleźć, zanim zrobi to Maven. Oboje zdają sobie sprawę, że Nowi to siła, jakiej jeszcze nie było, moc która niesie ze sobą szansę na zwycięstwo. Jednak komu w tym wszystkim można wierzyć, skoro nie jesteśmy pewni nawet tego, kim sami jesteśmy? Mare stara się zaufać osobom jej bliskim, nie może jednak zaufać własnemu sercu. Próbuje zrozumieć kim jest i kim chciałaby być. 



Niezaprzeczalnie znajdą się zwolennicy jak i krytycy kontynuacji historii Mare Barrow. Po obiecującym debiucie, który pozostawił moje serce w rozsypce, który udowodnił, że dobro nie zawsze wygrywa, przyszedł czas na nutę goryczy i rozczarowania. Pierwsze strony a nawet ich setki nie pozwalały mi wczuć się w tę historię. Nie mogłam odnaleźć wśród nich bohaterów, których tak dobrze znałam z pierwszego tomu. Miejscami podobieństwo do innych książek, a w szczególności do Igrzysk Śmierci było tak wielkie, że dopiero po drugim podejściu do kontynuacji stworzonej przez Victorię Aveyard mogłam szczerze przyznać, że odnalazłam nić porozumienia z tą książką. 

Nie oczekiwałam niczego po kontynuacji. Byłam przygotowana na porażkę, nie spodziewałam się jednak, że historia pójdzie w takim kierunku. Kierunku do którego zmierzają wszystkie powieści ze światem podzielonych na tych co mają władzę i tych którzy się jej sprzeciwiają. 

Mare, która w Czerwonej Królowej była dla mnie tylko narratorką, tym razem dawała bardzo emocjonalne spojrzenie na świat, przez co nie możemy dostrzec więcej, niżbyśmy tego chcieli. Miejscami irytująca, czasem dziecinna i zdecydowanie zbyt dumna nastolatka nie była jednak w stanie zabić tego, co w tej historii najlepsze. 

Powiedziałem ci kiedyś, że każdy może zdradzić każdego. Wiem, że pamiętasz moje słowa. I dzisiaj znów to powtórzę: wszyscy i  w s z y s t k o  może nas zdradzić. Nawet nasze własne serce. 

Każdy może zdradzić każdego także i tym razem. Znając pierwszy tom, podejrzliwie podchodziłam do każdej postaci, które są zdecydowanie mocną stroną pióra Aveyard. Poza znanym nam książęcym braciom i Mare, mamy okazję poznać nowych bohaterów i nowe moce. Możemy znaleźć swoich ulubieńców, aby w którymś momencie przekonać się, że autorka lubi kruszyć serca czytelników zabierając tych, którym wreszcie zaufaliśmy. Po raz kolejny element zaskoczenia jest zbyt mocny, aby można było go przewidzieć. Świetnie skonstruowane intrygi i bohaterowie, szczególnie ci drugoplanowi i epizodyczni, którzy odgrywają ogromną rolę, wtedy kiedy znane nam postacie są zbyt zajęte samymi sobą. 

Jeżeli kiedykolwiek zwątpiłam za co pokochałam Czerwoną Królową, teraz miałam możliwość to sobie przypomnieć. Niesamowite emocje, ból i złość. Załamanie nerwowe i utrata cierpliwości. Chwile tak bardzo urocze, których mała ilość nadawała wszystkiemu niezastąpiony klimat i dziecinna naiwność, że wszystko jeszcze skończy się inaczej. Szklany Miecz budzi te same uczucia i po raz kolejny zostawia nas z zakończeniem, po którym jakikolwiek czas oczekiwania na kontynuację wydaje się zbyt długi. 

Jednak z jednej strony niesamowity klimat został zakłócony. Problemy z początku książki przewinęły się u mnie jeszcze pod koniec, dlatego nie mogę jednoznacznie ocenić tej pozycji. Sentyment do bohaterów z pierwszej części, których tak bardzo zabrakło mi w kontynuacji; bohaterowie, których trudno rozpoznać po przemianie w ich dorosłe kopie i niesmak, który pozostał przez skojarzenia z innymi książkami odebrał magię tej powieści, jednak mimo wszystko sięgnę po kolejny tom. Może Szklany Miecz to tylko specjalny przestój w akcji, aby wydarzyło się coś niesamowitego? Niestety w tej części nie dzieje się praktycznie nic z kilkoma mocnymi wyjątkami. Brakuje jej wyważenia przez co nie jest to dla mnie kontynuacja trzymająca poziom Czerwonej Królowej. Liczę jednak, że sam koniec tej historii nie skończy się z fiaskiem. 

Przeczytam kolejny tom i po raz kolejny będę sobie wmawiać, że nie dam się nabrać na sztuczki autorki. Będę sobie powtarzać, że jestem gotowa na zakończenie i cokolwiek się w nim nie wydarzy, przecież wiem, że autorka lubi zaskakiwać, a koniec końców nie będę w stanie przewidzieć co tym razem przygotowała. Może jednak nie wszystkie historie kończą się jak w bajce, a historia Mare będzie tego przykładem? 

Jeśli spodobała Wam się Czerwona Królowa sięgnijcie po drugi tom ale bez większych oczekiwań. Dajcie się zaskoczyć, przywiążcie się do nowych bohaterów i po raz kolejny dajcie szansę autorce zniszczyć wasze uczucia i zmiażdżyć wasze serce, a cierpliwość wystawić na nieziemską próbę. Dla niektórych postaci naprawdę warto te wszystkie wady przecierpieć, chociaż mimo wszystko ubolewam, że historia poszła w tak banalnym kierunku...

Ocena:
7/10 i to tylko ze względu na Mavena i sentyment do poprzedniego tomu

PS. Tak mój ulubiony bohater zginął, dlatego jestem nieziemsko zła. Do tego dodam, że nadal jestem team Maven co już w ogóle przelewa czarę goryczy ;) 



Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia