Kto już jakiś czas zagląda na bloga, ten pewnie zauważył, że pierwszy tom Żniwiarza wywarł na mnie ogromne wrażenie. Słowiańskie wierzenia "kupiły" mnie bez reszty, mimo że na początku podchodziłam do tej pozycji bardzo sceptycznie. Paulina Hendel stworzyła niesamowity początek serii, pełnej przygód i mrocznych stworów, które nocami budzą się na cmentarzu. Czy kontynuacja utrzymała poziom? Czekałam na Czerwone Słońce z niecierpliwością i cały czas zastanawiałam się, co autorka wymyśliła. Jak koniec końców ta część wypadła?
Najmocniejsza strona tej powieści, czyli motyw demonologii po raz kolejny mnie oczarował. Pojawiła się szansa na lepsze poznanie niektórych z nawich, które nie jeden raz wystawiały na próbę bohaterów, coś jednak się zmieniło. Kto czytał pierwszy tom ten wie (kto nie, niech teraz zamknie oczy). Magda w ciele zamordowanej dziewczyny - Oliwii, nie jest już tą samą osobą z pierwszego tomu. Wydarzenia z jej ostatnich - 21 urodzin, oraz wydarzenia jakie doprowadziły do śmierci zamieszkiwane przez nią ciało, skumulowały się w mieszankę wybuchową, przez co nie raz ta postać denerwowała nie tylko innych bohaterów, ale także i mnie.