Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Spartanie Dzieciom. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Spartanie Dzieciom. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 listopada 2017

Matematyka stosowana, czyli niepoliczalna wartość dodana ;-) *

*Albo brak pomysłu na tytuł posta... ;-)

Na stronie fundacji, która prowadzi Julcine subkonto można znaleźć dziwne działanie matematyczne. Według postawionej tam tezy, jeden równe jest stu. Obserwując, w jakim zakresie rozliczyliście się w tym roku z rodzimymi urzędami skarbowymi, jako beneficjenta swojego 1% wskazując Julkę - nie sposób się z tym równaniem nie zgodzić ;-) Hmm... Jeszcze wrócimy do tego ;-)
Procedura od lat jest niezmienna. Rozliczacie się w swoich fiskusach najpóźniej do majówki. Wskazujecie wybraną przez siebie organizację, lub spersonalizowany cel, na który przekazujecie swój 1% podatku dochodowego. Wasze macierzyste skarbówki, zwykle z ostatnim dniem lata przesyłają dane do urzędów skarbowych, pod które podlega wybrana przez Was OPP. Tutaj w końcu wszystko przyśpiesza, dane z dysków są księgowane, by na przełomie października i listopada trafić na konkretne, indywidualne subkonta w fundacji. Pół roku oczekiwania w telegraficznym skrócie...
Tak, wiem - długą drogę musi przejść przekazany przez Was 1% zanim  trafi do miejsca docelowego, ale przy tak drobiazgowych, krzyżowych kontrolach, mamy pewność, że każda złotówka zostanie prawidłowo zaksięgowana. Potem tylko trzeba wykazać przed fundacją, że cel na jaki zamierzamy spożytkować wnioskowaną kwotę, służy pomocy i ochronie zdrowia osoby, na którą wystawione jest subkonto.
Julka zwykle jeździ na kosztowne turnusy rehabilitacyjne, co jest celem samym w sobie i nie wymaga jakiś większych uzasadnień. Korzysta w tych turnusów - podkreślę to raz jeszcze - właśnie dzięki Waszej hojności, przekazywanym wspomnianym 1%, oraz darowiznom. 
Z darowiznami droga jest prostsza. Omija całą tą półroczną, urzędniczą machinę i Julka może od razu z nich korzystać. Nie ma ich dużo, ale mamy swoich stałych darczyńców, takich Dobrych Aniołów Stróżów, którzy niejednokrotnie chcą pozostać anonimowi i "niewytykani" z nazwiska na tym blogu, a którym to bardzo, bardzo dziękujemy :-*
Zazwyczaj pod koniec roku wypuszczamy kalendarzyki z namiarami na Julkę i z prośbą o przekazanie 1%. Uderzamy gdzie możemy - do rodziny, przyjaciół, znajomych, znajomych znajomych ;-)
Wielka buźka dla tych, którzy w tym roku pomogli nam rozdysponować te limitowane kalendarze ;-*
Podziękowania również dla tych wszystkich, którzy w każdy inny sposób przyczyniają się do tego, by o Julce świat nie zapomniał: wszelkie udostępnienia, "lajki", komentarze w świecie wirtualnym, summa summarum prowadzą do pozyskania potencjalnych, nowych przyjaciół Julcinej sprawy :-)
Niewiarygodnie dobrą robotę zrobił też w październiku ubiegłego roku, przyjazd do Gliwic biegającej ekipy Spartanie Dzieciom. Dzięki zaproszeniu Fundacji Bieg Rzeźnika mogli zrobić dla Julki niesamowite show, które odbija się szerokim echem także i w roku obecnym. Podziękowania dla wszystkich biegających przyjaciół :-)

W tym roku, swój 1% na Julciną rehabilitację zdecydowały się przekazać osoby i firmy rozliczające się w organach podatkowych w - tu polecę kluczem alfabetycznym - Białogardzie, Bielsku Białej, Brodnicy, Bydgoszczy, Bytomiu, Chorzowie, Chrzanowie, Częstochowie, Działdowie, Garwolinie, Gliwicach, Grodzisku Wielkopolskim, Katowicach, Kędzierzynie Koźlu, Kluczborku, Krakowie, Lesznie, Lublińcu, Łodzi, Malborku, Mikołowie, Myśliborzu, Oleśnie, Oleśnicy, Ostrołęce,  Pruszkowie, Raciborzu, Rybniku, Siemianowicach Śląskich, Strzelcach Opolskich, Szczecinie, Szczytnie, Tarnowskich Górach, Tczewie, Toruniu, Tychach, Warszawie, Wieliczce, Wodzisławiu Ślaskim, Wolsztynie, Wrocławiu,  Zabrzu, Zamościu, Zawierciu i Zielonej Górze

Z całego serca, w imieniu Julci i własnym - DZIĘKUJEMY! :-* 

Osobne podziękowania dla Darczyńców z Krakowa, Wieliczki, Łodzi, Lublińca, Katowic i Gliwic :-)
 
Czasem nam się wydaje, a co tam moje dwadzieścia groszy, czy złoty pięćdziesiąt wniesie? Wierzcie mi - dużo. To jest właśnie ta niepoliczalna wartość dodana. Ta niemierzona złotówkami, tylko usprawnieniem, a co za nim idzie - normalnym funkcjonowaniem w codziennym świecie. Tak to widzę.

PS

;-)

czwartek, 12 października 2017

"Cicho potok gada, gwarzy pośród skał..."

Bieszczady mają w sobie coś magicznego. Coś, co sprawia, że chce się tam wracać. Jakąś taką nieuchwytną nić, która, gdy raz zaczepi się o Twoją duszę, trzyma już zawsze. 

Dla nas okazją do powrotu w te czarowne strony (czwarty raz w tym roku?),  był niedawny ultraMaraton Bieszczadzki i imprezy mu towarzyszące, w których wzięliśmy rodzinnie udział. Dziewczynki wystartowały w biegu dla dzieci, mama debiutowała  na dystansie czternastu kilometrów (który bez większego marudzenia przeczłapała [uparcie twierdzi, że przebiegła 8-)] w określonym regulaminem limicie), a nad wszystkim czuwali dziadkowie, bez których ten wyjazd w ogóle nie doszedł by do skutku - dziękujemy ;-*


 Mina zwycięzcy ;-)
 Bifröst :-)
 Kto skoczył najwyżej? 8-)
 Spotkana na mecie ciocia Eliza z Fundacji Spartanie Dzieciom ;-*
(fot. Piotr Pawlak - dziękujemy!)
 "By się pozbyć złych humorów
robię zupę z muchomorów" ;-p
Daleko jeszcze???
 Nie, nie daleko...
(fot. Madzia Bogdan  - fajnie było Cię spotkać po przeszło dwóch latach)
Daleeeko jeszcze????
 Już ;-)


Dobrze było zobaczyć znajome twarze, pokibicować "swoim" w deszczu, spotkać przyjaciół, poczuć atmosferę wielkich zawodów i oddech jesieni nadciągającej od wschodu ;-) 
 Piątki mocy!
:-*
Nasz weekend w Bieszczadach, to poza zaplanowaną aktywną sobotą, również nie mniej leniwa niedziela. Niesamowita cerkiew w Górzance z trzystuletnim dębem, wizyta na zaporze wodnej w Solinie (z wszechobecnymi straganami), prawdziwy niedzielny obiad w rewelacyjnej Chacie Starych Znajomych nieopodal Sanoka (fuczki palce lizać, a barszcz, czy pierogi z czosnkiem niedźwiedzim  - poezja). A gdy zapadł zmrok? Wieczór gier rodzinnych i w drodze powrotnej kibicowanie biało czerwonym. Nawet tradycyjny korek przed Krakowem, sięgający po gasnący w zachodzącym słońcu horyzont, jakoś żwawiej zleciał przy radiowej transmisji ;-)
Akumulatory naładowane. Przy jesiennej słocie szybciej ich energia się wyczerpie, łatwiej też spada odporność na świat, na ludzi, więc dobrze mieć ukryte rezerwy ;-) Czego i wam życzę.

środa, 25 stycznia 2017

Wszelkie prawa niezastrzeżone ;-)


Pamiętacie mój listopadowy wpis o tym, jak Julka poprowadziła oddział biegnących Spartan do mety gliwickiej połówki? Hmm... Pytanie retoryczne - nigdy wcześniej nie mieliśmy tylu odsłon na blogu... :-)
My też pielęgnujemy w sobie te wspomnienia, a podczas tegorocznych ferii zimowych nabrały dodatkowego wymiaru. Wróćmy jednak na chwilę cztery miesiące wstecz... ;-)
Samo spotkanie ze Spartanami zostawiło w nas niezatarty ślad. Niesamowicie ubogacająca duchowo znajomość. Ich pojawienie się pozwoliło na spojrzenie na dysfunkcję własnego dziecka z nieco innej, szerszej perspektywy, a  - jestem o tym głęboko przekonany - w niektórych kręgach, otworzyło oczy na niepełnosprawność w ogóle.
Spartanie zostawili po sobie również wymierną pamiątkę. Swoje jesienne odwiedziny przypieczętowali bowiem przekazaniem na Julcine subkonto kwoty, dzięki której mogliśmy częściowo zrefundować Jej pobyt na turnusie rehabilitacyjnym, w wolnych od wszechobecnego smogu Borach Tucholskich.
Resztę pobytu Jula zawdzięcza Wam - to właśnie Wasze darowizny i Wasz 1%, który co roku przekazujecie na Julkę pozwolił na intensywną,  dwutygodniową terapię w "Neuronie" w Małym Gacnie. 




Turnus powoli dobiega końca, ale już teraz mogę z pełnym przekonaniem oznajmić, że te czternaście dni wytężonej pracy da Juli energetycznego "kopa" na najbliższych kilka miesięcy. Scenariusz przeważnie jest podobny, chociaż na pierwszy rzut oka nie jest to tak oczywiste. Zwykle ostatnie dni dwutygodniowego turnusu są nie lada wyzwaniem nie tylko dla Juli, ale także i dla prowadzących Ją terapeutów. Takich zmęczonych, niechętnych do współpracy "Julek" mają pod koniec turnusowych zmagań kilkanaścioro, czasem więcej, ale zawsze stają na głowie, by dziecko zmotywować do pracy, zainteresować, by nie "przesiedziało" tych ostatnich zajęć, ale faktycznie wyniosło z nich jak najwięcej.
Za każdym razem, po zakończonej - tak skompresowanej - rehabilitacji Julka wraca zmęczona do domu, a przez kolejne miesiące zarówno my rodzice, jak i Jej nauczyciele, oraz rehabilitanci, możemy wspólnie obserwować z jaką łatwością przyswaja wiedzę, czy wykonuje ćwiczenia, które wcześniej sprawiały Jej trudność.
Nic nie jest - niestety - dane na zawsze, psyche i soma Julki mają swoje ograniczenia, dlatego... staramy się wracać po taką stymulację, przynajmniej dwa razy do roku. 

















Serdeczne podziękowania dla wszystkich terapeutów, którzy przeprowadzili Julkę przez te dwa tygodnie. Jula skorzystała z pomocy logopedy i pedagoga (panie Krysia i Ela :-*), z terapii wzroku (pani Asia), z hipoterapii (pani Ania, Kasia z Robertem), z kynoterapii (Tomek z Bianką, Bellą i Tajgą). Usprawniała również umysł i ciało na zajęciach z Integracji Sensorycznej (panie Beata i Karolina), na zajęciach ogólnorozwojowych na sali (niezrównana pani Karolina), oraz doskonaliła motorykę małą podczas zajęć na terapii ręki (panie Ania i Monika). Osobne podziękowania dla Lucyny - za zapewnianie dzieciakom kreatywnych zabaw na popołudniowych zajęciach dodatkowych: kulinarnych i plastycznych, no i za wizytę alpak ;-)


W wolnych chwilach cieszyliśmy się dobrodziejstwem zimy, korzystaliśmy ze świeżego powietrza, a w nagrodę za dobre sprawowanie tata dał się namówić na wycieczkę do kina (niesamowicie plastyczna animacja Disneya "Vaiana") i spotkanie z zimowym Bałtykiem ;-)
 (fot. Lucyna :-* )




Jeszcze refleksja na koniec.
Każdy najmniejszy sukces Julki na drodze do normalności (w sensie zwykłego codziennego funkcjonowania, na co dzień niedocenianego przez zdrowych rówieśników, bo po prostu niedostrzeganego, jak chociażby prozaiczne poprawne trzymanie sztućców, czy  - nie wiem - dowolne z brzegu: wiązanie sznurowadeł), jest również... Waszym tryumfem :-) To dzięki Waszemu zaangażowaniu w nasza wspólną sprawę, jesteście  - na równi z terapeutami i nami rodzicami - autorami Julcinych powszednich zwycięstw. A te - jakkolwiek pompatycznie to zabrzmi -  kiedyś złożą się na ostateczną victorię :-)

PS ;-)   

wtorek, 1 listopada 2016

Bieganie w stylu antycznym ;-)

Biegających Spartan widziałem pierwszy raz na maratonie w Opolu w 2015 roku, potem w Cisnej, podczas tegorocznego Rzeźniczka. W międzyczasie przewijali mi się gdzieś tam w tle, ale nie wgłębiałem się za bardzo w ideologię. Byli dla mnie formą happeningu, kolorowym akcentem biegającego świata, z jakimś bliżej nieokreślonym celem działalności. Wszystko zmieniło się w połowie września tego roku, gdy skontaktowali się ze mną Organizatorzy naszego miejskiego półmaratonu z informacją, że na październikowy bieg przyjeżdża biegająca ekipa z Fundacji Spartanie Dzieciom, i że jest wielce prawdopodobne, iż  pobiegną dla Julki. Od tej pory wszystko toczyło się dwutorowo. Formalności szły jednym  - oficjalnym - kanałem, a z drugiej strony nadrabiałem swoją ubogą w w/w temacie wiedzę.
Świat jest mniejszy niż zakładamy. Okazało się, że tematem jednej z prac zaliczeniowych na studiach mojej żony, była właśnie historia założyciela grupy Spartanie Dzieciom - Michała Leśniewskiego i Jego wyjątkowej córeczki Oli.

Michał zgromadził wokół siebie grupę niezwykłych osób. Stworzył zespół ludzi, których łączy pasja biegania i chęć niesienia pomocy niepełnosprawnym dzieciom. Wszystko to w anturażu starożytnej Sparty (w której to, tak na marginesie - jako historyk nie mogę tego przemilczeć - prawo nakazywało zrzucanie ze skały niepełnosprawnych niemowląt, bo nie pasowały do antycznej harmonii ówczesnego świata...), by zwrócić uwagę na niepełnosprawność w ogóle i problemy, z jakimi spotykają się na co dzień rodzice wychowujący dzieci z dodatkowym bagażem. Biegnący w standardowych strojach sportowych będą tylko anonimową grupą. Ba! Biegnąca w pojedynkę, choćby najkrzykliwiej umajona jednostka, zginie w tłumie... Na jednolicie ubrany zwarty szyk, przemieszczający się przez miasto z pieśnią na ustach - każdy zwróci uwagę. 
Spartanie pojawiają się na imprezach biegowych, robią dużo pozytywnego zamieszania i... kwestują dla wybranego dziecka. Dlaczego to robią? Dla chwały i sławy? Nie. Biegną przecież anonimowo, chowając twarze za ograniczającymi pole widzenia hełmami (co naturalnie nie ułatwia też biegania). Każde z Nich biega w Spartańskich  barwach ze swoich indywidualnych powodów. Jedni z potrzeby serca, drudzy, bo na co dzień sami zmagają się z trudem wychowywania i rehabilitacji dzieci chorych, czy niepełnosprawnych. Następni, bo po prostu... mogą :-)  Najtrafniej chyba ducha spartańskiego biegania oddają słowa samego Michała:
"... biegamy charytatywnie. Celem naszego projektu jest dotarcie do środowiska biegowego i zarażenie go szlachetną ideą biegania i pomagania potrzebującym. Równocześnie zależy nam na obudzeniu większej świadomości społeczeństwa i zwróceniu uwagi na problem niepełnosprawnych dzieci i ich rodzin. (...) Cieszy nas również fakt, że zawody biegowe w Polsce zaczynają nabierać zupełnie innego wymiaru i stają się areną heroicznych zmagań ludzi, którzy gotowi są na poświęcenie graniczące z niemożliwością. A wszystko dla drugiego człowieka."
Miesiąc z okładem zleciał nie wiadomo kiedy i tak nadeszło największe święto biegowe w naszym mieście - III Półmaraton Gliwicki, a wraz nim - odwiedziny Spartan ;-)

Jula  - nie będzie w tym przesady - skradła serca swoich Gości ;-) Z resztą, co tu dużo mówić, miała po prostu dobry dzień ;-) Miałem obawy, czy poradzi sobie z własnym lękiem przed zasłoniętymi twarzami (zrodzonym po przedszkolnych przedstawieniach...), ale po krótkiej prezentacji, empirycznym kontakcie z "żywą" materią, strach prysł niczym bańka mydlana na wietrze ;-)
Wybiła godzina startu i trzydziestoczteroosobowy oddział, odziany w czerwone peleryny, niczym  - nie przemierzając -  alter ego Clarka Kenta (a tacy jawili się tego dnia, nie tylko w  moich oczach), ruszył na ponad dwudziestojednokilometrową trasę gliwickiej połówki. Miasto powitało Ich pięknym słońcem, zainteresowaniem kibiców na trasie, a w nagrodę za trudy półmaratońskiego marszobiegu w pełnym spartańskim umundurowaniu, na dwieście metrów przed metą, czekała na Nich... Julka :-) Wyobraźcie to sobie: przy monumentalnej muzyce Conquest of Paradise Vangelisa,  ponad trzydzieści osób zmierza do mety w integralnym kluczu, a prowadzi Je w swoim własnym tempie kruszynka Julka! Impresja do zapamiętania na całe życie! 
Sądziłem, że zwolni po kilku krokach i jak to ma w zwyczaju zatrzyma się, ale nie, dzielnie biegła prawie do końca i dopiero na ostatnich metrach złapała za ręce Elizę i Michała i tak przekroczyła linię mety... Duma i to dziwne drapanie w gardle jednocześnie...










Obrazy mówią same za siebie...

Potem Jula miała jeszcze swoje "pięć minut" na scenie, gdy razem ze Spartanami odśpiewała Ich hymn i miała okazję osobiście podziękować, co też uczyniła z wrodzonym wdziękiem i typową dla siebie ekspresją ;-)


Podziękowania dla Organizatorów za zaproszenie Fundacji Spartanie Dzieciom do naszego miasta i otwarte serce na potrzeby niepełnosprawnych (w tym także Julki), nie tylko przy okazji biegowego święta miasta.

Podziękowania dla samych Spartan za tak liczne przybycie, bieg dla Julki w niełatwym terenie, w pełnym uniformie (wiem, że niektórych z Was gnębiły kontuzje, a i tak pobiegliście -  chapeau bas), rzeczowe przemówienie na scenie i zwrócenie uwagi na rzeczy oczywiste, a nie dostrzegane na co dzień. Wreszcie, sprawa drugorzędna, ale naturalnie wymagająca również podkreślenia i podziękowania - wdzięczni jesteśmy za przekazanie na Julcine subkonto "wybieganej" w Gliwicach kwoty. Dzięki temu ferie zimowe Jula spędzi na turnusie rehabilitacyjnym w Borach Tucholskich, o czym nie omieszkamy poinformować szerzej ;-)

Podziękowania również dla Joli Błasiak Wielgus i Adriana Wosia, oraz Hyundai Keller Gliwice za fantastyczne zdjęcia, dzięki którym możemy te niesamowite chwile zachować na zawsze.

Monice Sulowskiej, która profesjonalnie i z oddaniem zajęła się Julą na czas mojego biegu i dzięki temu mogłem wykręcić swoją życiówkę ;-)


Ojcu chrzestnemu Juli, który od lat biega z nami w jednym teamie, także w tym roku nie zawiódł :-)

Pawłowi za przygotowanie projektu nadruku na Julcine koszulki, z podobnego korzystaliśmy już w zeszłym roku ;-)

Całej ekipie biegających przyjaciół, którzy kibicują Juli odkąd pamiętam ;-)

Pamiętajcie - każdy z nas może zostać Spartaninem. Wystarczy się rozejrzeć...

 :-*