Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CM. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 27 kwietnia 2023

"Klątwa włoskiego orzecha" Stefan Górawski

Autor zdjęcia Krzysztof Chmielarski

Podobnie jak Zbigniew Wodecki *lubię wracać tam, gdzie byłam już. Jeśli o mnie chodzi, słowa tej zapewne większości z was znanej piosenki mają odniesienie nie tylko do miejsc, czy wspomnień, ale także do książek i ich bohaterów. Jeśli mam możliwość sięgnąć po kontynuację książki, w której poprzedniej części rozstałam się z postaciami, które w pewien sposób mnie, jako czytelniczce stały się bliskie. Ich dalsze losy nie tylko mnie ciekawią, ale też leżą mi na sercu, to bardzo chętnie po nią sięgam. Chcę dowiedzieć się, jak życie, a ściślej rzecz ujmując, sam autor pokieruje ścieżkami ich losów. Mówię wam o tym nie bez powodu, gdyż dziś chcę wspólnie z wami wrócić do niewielkiej turystycznej miejscowości Jemierzyce, w której Stefan Górawski osadził miejsce akcji swojego kryminalno – obyczajowego cyklu Komisarz Ireneusz Waróg. Cykl ten bardzo mocno mnie wciągnął i zaangażował czytelniczo. W tę książkową podróż wybrałam się już po raz trzeci, gdyż właśnie o trzeciej jego części zatytułowanej „Klątwa włoskiego orzecha” chcę wam teraz opowiedzieć kilka słów.

Głównego bohatera i jego bliskich mogliśmy poznać już w poprzednich odsłonach cyklu „Sekret włoskiego orzecha” oraz „W cieniu włoskiego orzecha”, jednak jeśli trafiłaś/trafiłeś na tę recenzję bez ich znajomości, to pokrótce wspomnę, że Ireneusz Waróg, bo to właśnie on jest wspomnianym głównym bohaterem, to emerytowany stróż prawa, który po nieudanym małżeństwie i rozwodzie stara się rozpocząć życie na nowo. Jego bezpieczną przystanią miały stać się właśnie Jemierzyce. I pewnie tak by się stało, bo los postawił na jego drodze wspaniałą kobietę. Kochająca i oddana Ireneuszowi Irenka jest mieszkanką tutejszej wioski. Ma za sobą również niełatwą przeszłość i teraz jedyne czego pragnie to spokój u boku Irka, ale... No właśnie, ale Irek nie może mentalnie przejść w zasłużony stan zawodowego spoczynku, gdy dowiaduje się o niewyjaśnionych sprawach kryminalnych, które miały miejsce w wiosce i sam postanawia dociec prawdy. To, co odkrywa, otwiera puszkę pandory i generuje kolejne tragiczne wydarzenia, w których ofiarami padają także niewinni, a w niebezpieczeństwie jest nie tylko sam Ireneusz, ale także osoby mu najbliższe. O tym jednak przeczytajcie sami.

Autor przyzwyczaił nas do tego, że każdą z części rozpoczynał sielsko i anielsko, by dopiero w późniejszych rozdziałach pozbawić nas złudzeń, że Jemierzyce to taka spokojna wioska. Tym razem bieg rozgrywających się na kartach „Klątwy włoskiego orzecha" wydarzeń rozpoczyna bardzo tragiczne zdarzenie, które przelewa czarę goryczy w życiu naszego bohatera. Zawsze postrzegany przez wszystkich jako twardy i spokojny człowiek, Ireneusz staje się apatyczny, szuka ucieczki w samotność, traci chęć do życia i działania. Choć rzeczywisty stan tego, co się z nim dzieje temu przeczy, on  wmawia sobie, że sam sobie poradzi. Tymczasem Irenka widzi, że jej małżonek potrzebuje fachowej pomocy. Gdyby nie determinacja i stanowczość kobiety podyktowana miłością mogłoby dojść do kolejnej tragedii. Irek trafia do szpitala i potwierdzają się przypuszczenia jego małżonki. Zostaje przyjęty na oddział z rozpoznaniem depresji. My czytelnicy towarzyszymy mu w całym procesie terapeutycznym i staraniach o odzyskanie dawnego siebie.

Niestety mężczyzna nie może w pełni skupić się na tym, aby spokojnie zadbać o swoje zdrowie psychiczne, gdyż ktoś ewidentnie chce, aby poniósł odpowiedzialność za nie swoje winy odnośnie do zdarzeń opisanych w pierwszej scenie tej części historii. Wszystko jednoznacznie wskazuje na niego, jako winnego. Nawet wymiar sprawiedliwości nie daje wiary jego niewinności. W takiej sytuacji, po raz kolejny będzie musiał wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o oczyszczenie się z wszelkich podejrzeń. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż jest wiele osób w tej hermetycznie zamkniętej społeczności, które na małżeństwo Warógów patrzy z niechęcią, a wręcz wrogością. Ireneusz jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Ktoś bardzo dosadnie pokazuje, że jego obecność we wsi, a nawet na świecie jest mu bardzo nie na rękę. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Jeśli Irek nie odkryje, kto i dlaczego chce mu zaszkodzić, wówczas sam trafi za kratki.
Koniecznie musicie poznać całą prawdę, która na pewno was zaskoczy.

Podczas rozmowy ze znajomą na temat „Klątwy włoskiego orzecha” wyraziła ona zdziwienie, dlaczego autor połączył postać głównego bohatera z problemem depresji. Przecież policjant kojarzony jest z twardym facetem, silnym psychicznie, a tu nagle depresja. Moi kochani ja uważam, że pisarz zrobił bardzo dobrze, sprawiając, że depresja wyciągnęła swoje macki po Ireneusza. Zadał w ten sposób kłam przeświadczeniu, że jest to choroba ludzi słabych i uświadomił czytelnikom, że może ona dotknąć każdego. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas ma określoną wytrzymałość na ciosy zadawane nam przez życie. Przygniatani przez traumatyczne doświadczenia życiowe popadamy w poczucie winy, marazm i otępienie. W takiej sytuacji niezbędne jest wsparcie i miłość, tych, którzy nas kochają i chcą dla nas jak najlepiej, a także pomoc specjalistów, którzy pomogą nam przepracować wszystko, co nas dręczy, budzi niepokój i niszczy wewnętrznie, abyśmy mogli na nowo odzyskać chęć do życia. Nie bójmy się o tę pomoc prosić.

Mogę was zapewnić, że Stefan Górawski nie daje ani chwili wytchnienia swoim bohaterom. Do samego końca rzuca im kłody pod nogi, a ujawniona w tej opowieści prawda nigdy nie jest oczywista. Zarówno czytelnik, jak i sam Ireneusz już nie raz przekonali się, że tu nikomu nie można ufać, gdyż pozory mogą mylić. Bądźcie czujni.

Bardzo żałuję, że to już koniec. Dla mnie był to jeden z najlepszych cykli kryminalno – obyczajowych, jakie miałam okazję czytać, dlatego rozstaję się z nim z żalem. Na pewno jednak kiedyś jeszcze do niego wrócę.

*Fragment tekstu piosenki Zbigniewa Wodeckiego "Lubię wracać tam, gdzie byłem".

[Materiał reklamowy] Autor Stefan Górawski

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

"W cieniu włoskiego orzecha" Stefan Górawski

 Autor zdjęcia Krzysztof Chmielarski

Nie bez przyczyny mówi się, że lepiej mieć wielu przyjaciół, niż jednego wroga. Problem ten staje się o wiele bardziej złożony i niebezpieczny, kiedy negatywne emocje kogoś w stosunku do nas przeradzają się w obsesję, a rosną w siłę podsycane niepohamowanym pragnieniem zemsty. Osoba owładnięta tym destrukcyjnym uczuciem staje się nieprzewidywalna, a tym samym bardzo niebezpieczna. Nie cofnie się bowiem przed niczym, aby osiągnąć swój cel i dokonać odwetu. Już wkrótce przekona się o tym na własnej skórze, choć jeszcze o tym nie wie emerytowany policjant Komisarz Ireneusz Waróg, którego poznaliśmy w pierwszej części cyklu Komisarz Ireneusz Waróg Sekret włoskiego orzecha” autorstwa Stefana Górawskiego. Nie chcąc spojlerować fabuły pierwszej części tym z was, którzy jeszcze jej nie czytali, powiem tylko, że nasz bohater jest mężczyzną po przejściach, który świeżo po rozwodzie chcąc odpocząć i cieszyć się przejściem na emeryturę przyjeżdża na zasłużone wakacje do niewielkiej miejscowości Jemierzyce. Pobyt ten nie ma jednak zbyt wiele wspólnego z prawdziwym wypoczynkiem, gdyż zawodowe nawyki nie pozwalają mu przejść obojętnie obok dwóch niewyjaśnionych spraw kryminalnych, które koniec końców udaje mu się doprowadzić do końca. Wydawać by się mogło, że teraz już w życiu Ireneusza zagości spokój i będzie on mógł cieszyć się miłością rodzącą się między nim a jedną z mieszkanek wioski, Ireną. Miałam nadzieję, że autor pozwoli Irkowi wreszcie odetchnąć i czerpać radość z nowego lepszego życia u boku ukochanej. Kiedy przystąpiłam do lektury drugiej części wspomnianego cyklu zatytułowanej „W cieniu włoskiego orzecha”, na początku wszystko wskazywało na to, że moje nadzieje się spełniły.

W pierwszych rozdziałach książki możemy ulec wrażeniu sielankowego życia pary. Mężczyzna będący pod wpływem gorącego uczucia czuje się niczym nastolatek z motylami w brzuchu. Powoli zaczyna czuć się częścią tej małej społeczności, a jego wybranka serca robi wszystko, aby jej dom zaczął traktować również jako swój. Życie biegnie niespiesznie. Jest jednak coś, co od czasu do czasu zasiewa niepokój w sercach Ireny i Ireneusza. Są to, wrogie, a wręcz nienawistne spojrzenia kierowane w ich stronę przy każdej nadarzającej się okazji przez kogoś, kto od momentu rozwiązania zagadki dwóch zbrodni i ujawnienia ich sprawcy stał się największym wrogiem Ireneusza. Naszego bohatera nie jest łatwo zastraszyć i stara się też uspokoić Irenkę. Sprawa komplikuje się jednak o wiele bardziej, kiedy dochodzi do zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu, a nawet życiu nie tylko jego, ale także kogoś bliskiego jego sercu. Łatwo się domyślić, że w obliczu takiego zagrożenia były policjant nie może pozostać obojętnym. Prowadzone przez miejscową policję dochodzenie nie przynosi większych rezultatów, więc Irek w myśl zasady „umiesz liczyć, licz na siebie” postanawia przeprowadzić własne śledztwo.

Oczywiście nie zdradzę Wam dokąd ono doprowadzi, powiem tylko, że okaże się ono siecią wielu powiązań, a w momencie, kiedy nadejdzie kulminacyjny moment, gry chorego umysłu pragnącego zasmakować zemsty, nam czytelnikom na kilka chwil dosłownie zatrzyma się serce pełne strachu, o to, co wydarzy się za chwilę. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę, do czego gorąco zachęcam.

Wątek kryminalny nie stanowi jednak całej osi, na której opiera się fabuła książki. Mamy w niej również szeroko rozbudowaną warstwę obyczajową opisującą próbę połączenia dwóch światów kobiety po przejściach i mężczyzny z przeszłością w jedno. Nie jest to łatwe, ponieważ sama była żona Ireneusza tego nie ułatwia, a i dzieci, choć są prawie dorosłe to nieustannie pokazują że prawie robi wielką różnicę nie mogąc pogodzić się z rozpadem małżeństwa rodziców. Koniecznie przeczytajcie książkę i przekonajcie się, czy Irkowi uda się na nowo uporządkować swoje życie osobiste i poukładać je tak, by on sam i wszyscy, których kocha mogli cieszyć się szczęśliwym życiem.

Książkę oczywiście gorąco polecam. Jest to życiowa i bardzo autentyczna historia, o ludziach takich, jak my wszyscy. Bardzo prawdopodobne jest, że gdzieś obok nas żyją ludzie, którzy borykają się z podobnymi problemami, jakie mają bohaterowie cyklu. Rozpad rodziny, niełatwa przeszłość nieumiejętność pogodzenia się z prawdą o kimś, kogo kochamy, która prowadzi na skraj przepaści obłędu. Ale także potrzeba kochania i bycia kochanym, próba ułożenia sobie życia na nowo i dania szansy na przeżycie czegoś pięknego. Czyż to nie jest samo życie. Bohaterowie tutaj nie są kryształowi i bez skazy, ale któż z nas jest. To sprawia, że są autentyczni i wyraziści. Ja z wielką przyjemnością sięgnęłam po tę, jak również poprzednią część cyklu. Przyznaję, że dałam się zwieść tej wręcz leniwej atmosferze pierwszej części książki, by potem przypomnieć sobie, że Stefan Górawski nie jest autorem, który głaszcze bohaterów swoich książek po głowach. Wręcz przeciwnie, zapewnia im wiele nieoczekiwanych zwrotów w życiu i mocno doświadcza. To wszystko w połączeniu z przystępnym stylem pisania autora oraz barwnym językiem, którym się posługuje, sprawia, że książkę czyta się z dużym zaangażowaniem i ciekawością tego, co wydarzy się za chwilę. Na uwagę zasługują również dwa inne atuty książki. Pierwsza to fakt, że pisarz świetnie oddał klimat zamkniętej społeczności, w której wszyscy się dobrze znają, ale nie chcą zbyt wiele o sobie wzajemnie zdradzać. A może tylko wydaje im się, że dużo o sobie wiedzą? Sprawdźcie sami. Natomiast drugi aspekt to zauważalne w książce walory turystyczne miejscowości oraz epizody historyczne, co warto docenić.

Mam nadzieję, że zaciekawiłam was tą historią i sami będziecie chcieli również ją poznać. Ja już się cieszę, że na mojej półce czeka część trzecia, za której czytanie niezwłocznie się zabieram.


[Materiał reklamowy] Autor Stefan Górawski

niedziela, 12 czerwca 2022

"Sekret włoskiego orzecha" Stefan Górawski.



Większość osób aktywnych zawodowo będących na progu przejścia na emeryturę, snuje plany o tym, jak wspaniały będzie to etap w ich życiu. Wreszcie będą mogli odpocząć, wolni od zawodowych obowiązków, zadań i zobowiązań. Jednak, kiedy już ta chwila nadchodzi, często okazuje się, że mentalne przejście w stan zawodowego spoczynku nie zawsze jest tak proste, jakby się to mogło wydawać. Bowiem są zawody, które mimo że zaprzestaliśmy czynnego ich wykonywania, jeszcze przez bardzo długi czas pozostawiają w nas naturalne odruchy i potrzebę działania jeśli tylko znajdziemy się w sytuacji, która zbudzi nasze zawodowe instynkty. Wszak czy, jest możliwe pozostanie biernym emerytowanym lekarzem, kiedy jesteśmy świadkami wypadku? Odpowiedź jest oczywista. Zdecydowałam się poruszyć ten temat ze względu na przeczytaną przeze mnie w ostatnim czasie książkę autorstwa Stefana Górawskiego - „Sekret włoskiego orzecha”, z którego recenzją dziś do was przychodzę.

Na kartach powieści poznajemy emerytowanego komisarza policji Ireneusza Waróga. W momencie, kiedy, my czytelnicy przystępujemy do lektury książki mężczyzna przyjeżdża do niewielkiej turystycznej miejscowości Jemierzyce. Co prawda w tej małej wiosce próżno szukać imponujących atrakcji turystycznych, ale nasz bohater nie tego oczekuje. Wręcz przeciwnie, ma nadzieję, że odnajdzie tu ciszę i spokój, którego teraz tak bardzo potrzebuje. Życie tutaj płynie niespiesznie, a wręcz leniwie. Pan komisarz jednak nie wie jeszcze, że ta chciałoby się powiedzieć nudna aura jest tylko pozorna, gdyż cieniem na życiu mieszkańców wioski kładzie się tragiczna śmierć jednej z mieszkanek Jemierzyc, która przed dwudziestoma laty padła ofiarą morderstwa. Co więcej po dziś dzień okoliczności i przyczyny zbrodni nie zostały ustalone, a jej sprawca ciągle pozostaje nieznany.

Jak nietrudno się domyśleć policjant dowiadujący się o niewyjaśnionej zagadce kryminalnej nie potrafi przejść obok niej obojętnie. Zapach świeżej krwi przyspiesza tętno i budzi adrenalinę. Emerytura nie stanowi tu żadnego argumentu dla tego, aby zaniechał działań zmierzających do odkrycia prawdy. Okolicznością sprzyjającą dla Ireneusza jest fakt, że został przyjaźnie przyjęty przez tutejszą społeczność. Chce to w pewien sposób wykorzystać i dowiedzieć się od tutejszych czegoś więcej o tym, co się tu kiedyś wydarzyło, tak by nie wzbudzić ich podejrzeń. Nie jest to jednak proste, gdyż to, czego udaje mu się dowiedzieć w dużej mierze opiera się na spekulacjach, domysłach i przypuszczeniach osób z którymi rozmawia. I tu powstaje pytanie: Rzeczywiście nic nie wiedzą, czy po prostu nie chcą mówić? Odpowiedzi musicie poszukać sami sięgając po książkę, do czego serdecznie zachęcam.

Zdradzę tylko, że śmierć Aldony, bo tak miała na imię zamordowana kobieta nie jest jedyną tajemnicą, którą skrywa ta pozorna oaza spokoju. Także w Jemierzycach kilkanaście lat temu zaginął mężczyzna. A jakby tego było mało swoje  interesy prowadzi tu podejrzany biznesmen. Jak widzicie komisarz ma wiele zawiłych supłów do rozplątania, jak się szybko przekonuje w dosłownym tego stwierdzenia znaczeniu, gdyż mieszkańcy powiązani są bardzo głębokimi i złożonymi relacjami, choć sami wolą tego nie okazywać. Musicie koniecznie pomóc mu w jego prywatnym śledztwie, gdyż jemu samemu może nie być  łatwo skupić się na nurtujących go sprawach, a dlaczego?

Musicie wiedzieć, że wczasy na które zdecydował się Ireneusz nie miały na celu wyłącznie zasłużonego wypoczynku, ale także poukładania sobie w głowie i sercu wszystkiego po świeżo orzeczonym rozwodzie. Nie jest to łatwe bo mężczyzna wie, że to on zawinił, a na drugą szansę u byłej już żony nie ma co liczyć. Choć Sylwia jest nadal obecna w myślach eksmęża, to niestety teraz łączą ich już tylko dzieci, w których wychowywaniu swoją drogą mocno się różnią, co powoduje między nimi swego rodzaju zgrzyty. O tym jednak przekonajcie się już sami czytając książkę.

„Sekret włoskiego orzecha” odebrałam jako ciekawą i wciągającą powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym, w której czytelnikowi została przedstawiona bardzo szeroka i złożona płaszczyzna życia społecznego. A takie połączenia w książkach bardzo lubię. Wspaniale było poczuć ten niezwykły klimat zamkniętej społeczności pełen niewyjaśnionych tajemnic z przeszłości, w której nikt nie jest taki na jakiego wygląda przy pierwszym poznaniu i każdy ma coś na sumieniu, co za wszelką cenę stara się ukryć. Nie ma tu rozlewu krwi, której ja bardzo nie lubię. Akcja toczy się wolno dając czytelnikowi czas na poznanie osobowości wszystkich mieszkańców i skupienie się na samym śledztwie. To wszystko w połączeniu z perypetiami życiowymi zarówno Jemierzycan, jak i samego Ireneusza sprawiło, że całą historię śledziłam z rosnącą ciekawością, czując się niemalże współprowadzącą dochodzenie wspólnie z komisarzem. A kiedy już docierałam do końca pierwszej części cyklu, jej finalne sceny bardzo mocno mnie zaskoczyły, a wręcz wprawiły w osłupienie. No i oczywiście poznałam sekret włoskiego orzecha. Mam nadzieję, że wy też jesteście jej ciekawi.

Ja oczywiście zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł. Stefan Górawski posługuje się bardzo płynnym i przystępnym stylem pisania, który sprawia, że książkę czyta się niezwykle przyjemnie i szybko. Na jej lekturze spędziłam bardzo zajmujące popołudnie, podczas którego zupełnie oderwałam się od tego, co działo się wokół mnie i zaangażowałam maksymalnie we wszystko, o czym czytamy na jej kartach. Mocno wierzę w to, że taki stan rzeczy jest dla was wystarczającym dowodem na to, że jest to książka godna uwagi i ulegniecie moim namowom, byście ją przeczytali.

Recenzja powstała we współpracy z autorem, za co bardzo dziękuję.

środa, 13 maja 2020

Nikt z nas nie rodzi się z natury zły.

Moi drodzy dziś chciałabym, abyśmy przez chwilę porozmawiali o tym, co jest źródłem zła rodzącego się w człowieku. Przecież nikt z nas nie rodzi się złym z natury. W takim razie warto, jest zadać sobie pytanie: jakie czynniki wpływają na to, że pewnego dnia przekraczamy tę bardzo cienką granicę moralności i wkraczamy na drogę zła, przemocy, chorych pragnień i żądz? Drogę, która powiedzmy sobie szczerze, najczęściej jest jednokierunkowa i nie daje nam możliwości wycofania się i ucieczki ze świata pełnego brutalności, w którym nierzadko jesteśmy tylko nic nieznaczącym pionkiem w grze na śmierć i życie.

Otóż owych czynników może być co najmniej kilka. To, jaką drogą życiową podążymy, może być dziełem przypadku, bądź też mogą stać za tym ludzie, których spotykamy i którzy potrafią tak nami manipulować, grać na naszych emocjach i uczuciach, aby zmusić nas do kroków ostatecznych. Często jednak zdarza się również tak, że nie potrafimy odnaleźć się w zwykłej szarej, codziennej rzeczywistości i dajemy się złapać w pułapkę wizji lepszego życia, za które niestety musimy zapłacić bardzo wysoką cenę. Jest jednak coś jeszcze, co budzi się w nas pod wpływem, coraz to większych potrzeb stymulacji doznań emocjonalnych. Stosunkowo łatwy dostęp do narkotyków, czy pornografii budzi w ludziach niezdrowe żądze. Z czasem stymulatory dostępne na wyciągnięcie ręki przestają nam wystarczać i chcemy doświadczać więcej i mocniej. W ten sposób właśnie stajemy się częścią świata, do którego zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu.

Poruszam ten temat nie bez powodu, ponieważ tym razem wspólnie z Wojciechem Kulawskim i Jego książką Zamknięci”, o której będę Wam opowiadała w tej recenzji kilka słów, chcielibyśmy zabrać Was niejako za kulisy bezwzględnego i przerażającego świata przestępczego.

Już na wstępie muszę przyznać, że autor rozpoczyna akcję powieści z wysokiego C, bo oto trójka zupełnie obcych sobie ludzi zostaje porwana i uwięziona w ciemnym bunkrze, gdzie będą musieli wziąć udział w grze wzorowanej na z pewnością znanym większości z nas Escape Roomie. Zapewne wielu z nas chciałoby wziąć udział w takiej ciekawej i pomysłowej zabawie, w której, aby się uwolnić, trzeba rozwiązać szereg zadań logicznych przygotowanych przez organizatorów. Ja również należałam do grona takich osób, ale teraz po przeczytaniu „Zamkniętych” mówię o tym w czasie przeszłym, ponieważ teraz już nigdy nie wzięłabym udziału w podobnym projekcie. Nasi bohaterowie bardzo szybko orientują się, że ich porywacz nie ma żadnych skrupułów, a to, co dla nich przygotował to sala tortur, gdzie wykonując zadania, będą stawiali na szali swoje życie.
Już to sprawia, że z niepokojem i bijącym sercem, pełni napięcia oczekujemy na każdy kolejny krok porywacza i zastanawiamy się, jak daleko może się posunąć w swoim okrucieństwie.

Jednak to nie wszystko, co przygotował dla swoich czytelników autor, a to dlatego, że będziemy mogli również przyjrzeć się pracy policji i prokuratury, która w tym samym czasie robi wszystko, aby rozwikłać zagadkę zabójstw aktorek branży porno. Jak się domyślacie, nie jest to sprawa prosta, ponieważ środowisko to jest szeroką siatką powiązań i zależności. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, w momencie, kiedy bliskie osoby z otoczenia prokuratora Mariana Suskiego zajmującego się aktualnie prowadzoną sprawą zaczynają być w niebezpieczeństwie. Suski doskonale wie, że upomniała się o niego przeszłość, która, jak wszyscy doskonale wiemy, zawsze oczekuje konfrontacji. Ona nigdy nie zapomina.
Czyżby przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości również miał coś na sumieniu? O tym musicie przekonać się już sami, sięgając po książkę.

Zapewne nie będzie dla nikogo z Was zaskoczeniem, kiedy zdradzę Wam, że te dwa różne wydawałoby się wątki opisane na kartach książki, tylko pozornie nie mają ze sobą żadnych powiązań. Oczywiście ich płaszczyzny wspólne będziecie musieli odnaleźć sami, ponieważ ode mnie nie dowiecie się niczego więcej, ale jestem pełna podziwu i uznania dla autora, odnośnie do tego, w jak bardzo perfekcyjny sposób udało mu się je połączyć. Co za tym idzie, w efekcie do rąk czytelnika trafia bardzo wciągający i zajmujący polski kryminał dzięki, któremu udaje nam się wniknąć do szczelnie zamkniętego środowiska, gdzie życie drugiego człowieka nie ma większej wartości i zawsze jest poświęcane dla zaspokojenia bestialskich i chorych perwersji.

Nie mogłabym nie zwrócić uwagi na kreację bohaterów, którzy są bardzo wielowymiarowi. Tu nikt nie jest tylko zły albo tylko dobry. Tu wszyscy mają coś na sumieniu i nikt nie jest bez winy. Do żadnego z bohaterów się nie przywiązałam, co w kontekście tej książki, byłoby dość trudne, ale każda z tych postaci jest bardzo wyrazista, co sobie bardzo cenię i co jest ogromnym atutem tego tytułu.

„Zamknięci” to naprawdę bardzo dobra pozycja, w której mimo stosunkowo niewielkiej objętości dzieje się bardzo dużo. Wojciech Kulawski ma niesamowitą zdolność przykucia uwagi czytelnika. Od początku do końca trzyma nas w szachu silnych emocji i nie pozwala odłożyć książki do momentu przeczytania ostatniej strony.

Książę oczywiście gorąco polecam, ale tylko tym z Was, którzy jesteście gotowi na mocny kryminał i nie przerażą Was brutalność scen, których tu co najmniej kilka się znajdzie.
Zapewniam Was, że jeśli już dacie się wciągnąć tej historii przepadniecie bez reszty i nie będziecie się nudzić nawet przez chwilę.

Na zakończenie mam dla Was pewną ciekawostkę. Otóż w rozmowie z autorem dowiedziałam się, że poza pisaniem, Jego pasją jest również taniec. W każdej swojej powieści stara się w nieco zakamuflowany sposób promować tę wspaniałą aktywność. Każda kolejna książka przybliża nam choć trochę jakiś rodzaj tańca. Sprawdźcie koniecznie, o jakim tańcu przeczytacie tym razem.

Recenzja powstała we współpracy z Autorem, za co bardzo dziękuję.