Tydzień temu, otwarłam swoją maleńką białą szafę [patrz 1 zdj. w poście z 14 marca] i wkurzyłam się totalnie! Nie dość, że ma niestandardową głębokość i wszystkie marynarki mają wyświecone ramiona od ocierania o drzwi, to jeszcze zamykanie jej bez użycia kolana, graniczy z cudem. Otworzyłam ją na oścież, usiadłam naprzeciwko i zaczęłam się drapać po głowie... Najlepsza byłaby nowa, większa, ale Gero nie chce słyszeć o tym pomyśle. Już mnie zganił, że półki za parawanem montował nadaremno... Racja, racją, ale to nadal nie rozwiązuje mojego palącego problemu. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam szukać odpowiedniej szafy spełniającej następujące wymogi - musi mieć nie więcej niż 2 metry długości, pasować do klimatu mojej sypialni i być tania! Zaskakująco szybko znalazłam swój typ. Wysłałam link do Gero i czekałam... Niedługo! Zadzwonił, że szafa już jedzie i w dodatku ze zbitą {!} ceną!
Kolejny krok, to metamorfoza! Zakupiłam kredową farbę Autentico w kolorze french grey TUTAJ, zamówiłam białe wieszaki TUTAJ. Białą farbę akrylową, do malowania wnętrza szafy już miałam.
Farba kredowa ma to do siebie, że nie wymaga specjalnego przygotowania podłoża. Moją szafę dokładnie umyłam wodą z płynem do drewna,
tak dla odświeżenia. I przystąpiłam do dzieła! Malowanie zwykłym akrylem wnętrza szafy mnie wykończyło! 4 warstwy, a i tak nie jest idealnie, ale za to ostateczne pociągnięcie na zewnątrz farbą kredową to już sama przyjemność! Komfort malowania i piękne krycie sprawiają, że warto zainwestować w tą farbę. U mnie wystarczyły 2 warstwy. Po wyschnięciu musnęłam całość woskiem, a później przetarłam suchą szmatką.
Gdy baza została przygotowana, z wielką przyjemnością przystąpiłam do układania swojej garderoby. Okazało się, że wystarczy posegregować ją kolorystycznie i efekt okazał się naprawdę niezły!