Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bratek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bratek. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 kwietnia 2012

Kuracja oczyszczająca: Jednak rezygnuję...

Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że zaniedbałam nieco bloga. Poza tym pochorowałam się i ziółka musiałam odstawić.

Pomimo wielu korzyści jakie osiągnęłam dzięki tej kuracji, postanowiłam ją sobie odpuścić. Dlaczego? Ano znów mam problem z PMS-em i to dość potężny. Rozregulował mi się cykl, poza tym od kilku dni chodzę wkurzona i nie mogę się za nic zabrać. Jest to dla mnie spory minus, dlatego podziękuję i - być może - zacznę inną kurację.

piątek, 20 kwietnia 2012

Kuracja oczyszczająca: Piąty tydzień

No i minął mi piąty tydzień kuracji :)

Muszę się przyznać, że w tym tygodniu coś mi się popsuło z systematycznością, poza tym coś słabo się czuję no i efektów więcej niet. Mam też wrażenie, że organizm się przyzwyczaił (jakoś tak już mam, że szybko się przyzwyczajam i mało co jest skuteczne na dłużej...) i zastanawiam się nad skróceniem kuracji.

Przypomnę, jakich efektów się doczekałam:
  • zminimalizowanie ilości i jakości niespodzianek na twarzy - owszem, od czasu do czasu coś tam wyskoczy, ale natychmiast ulega wysuszeniu; zmniejszenie się porów, zmniejszenie populacji zaskórników na nosie i policzkach
  • zmniejszenie ilości niespodzianek na plecach, ramionach i dekolcie - efekt pojawił się mniej więcej tydzień po sukcesie na obszarze twarzy
  • opanowanie sytuacji na skórze głowy - łuska jest minimalna, swędzenia brak 
Wspomnę też o wspomagaczu - kremie z kwasem migdałowym. Tutaj też zauważyłam, że po kilku dniach skóra się przyzwyczaja. Przebarwienia bledną, ale muszę zrobić sobie ze dwa dni przerwy, bo zaczyna się coś kiepścić. Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale po "odstawieniu" na te dwa dni widzę lepsze efekty. No, ale moja skóra jest dziwna... :)

Ogólnie jestem jakaś zmęczona, zniechęcona, komputer mi się psi i zaczął się sezon pylenia topoli, więc ostatni spacer na uczelnię zakończył się efektem indiańca na twarzy i wściekłym drapaniu się po odsłoniętych częściach ciała (ramiona, dekolt, skóra głowy -.-) przez całą drogę i pół wykładu. Dwugodzinnego.
Ale byłam dzielna i głowy nie tknęłam. O.
Pomarudziłam.

piątek, 13 kwietnia 2012

Kuracja oczyszczająca: Czwarty tydzień

Mija już miesiąc odkąd zaczęłam pić zioła, a ja nie mogę się nadziwić, że tak szybko zaczęły działać i tego, jakie są wyniki ich działania. Innymi słowy - nie poznaję swojej skóry w lustrze :)

Działanie ziół bardzo dobrze współgra z kremem z kwasem migdałowym - moja twarz w końcu przestała wyglądać jak przyklejona przez jakiegoś naćpanego grafika do innego ciała. Nie ma zaczerwienień, znikają przebarwienia i maleją pory. Samą mnie to dziwi, ale powoli znikają i zaskórniki mieszkające sobie na nosie. Już raz tak wyglądałam - jak udało mi się dorwać jakiś zielony żel do twarzy z mikrogranulkami, z Avonu. Niestety, nigdy więcej go nie widziałam...

Na twarzy i plecach pojawiają się jeszcze "niespodzianki". Być może to zasługa tego, że wciąż i wciąż, i wciąż na nowo tykam twarz. Nie wierzę, że to ja ;)

Przyzwyczajam się nawet do pocenia jak dzika świnia, jak to ktoś ładnie podsumował ;)

Niestety, skóra głowy wciąż sprawia mi problemy - moje osobiste drożdżaki chyba nie chcą się ze mną jeszcze żegnać. Na szczęście, mam i na to pewien dość niekonwencjonalny, acz skuteczny sposób - o tym wkrótce ;)

Tymczasem chciałabym się jeszcze pochwalić nowym nabytkiem :)

Jak Wam się podoba? :)
PS. Witam powiększające się grono moich obserwatorów - jest Was już 31 - a nie sądziłam, że ktoś zechce mnie czytać... Dziękuję Wam :)

piątek, 6 kwietnia 2012

Kuracja oczyszczająca: Trzeci tydzień

Jak w każdy piątek, tak i dziś podzielę się efektami i obserwacjami z przebiegu kuracji ziołowej - notka o kuracji i ziołach jest dość często czytana, tak więc ułatwię Wam sprawę - [klik].

Zauważyłam dziś rano, że moje rozszerzone pory, szczególnie widoczne pod oczami i na nosie zmniejszają się. Cieszy mnie to, choć nie wiem, czy to zasługa tylko i wyłącznie ziół, czy też może jednak efekty wsparcia kuracji kremem z kwasem migdałowym :)
Na twarzy pojawia się coraz mniej niespodzianek, wszystkie kończą żywot w ten samo sposób - następnego dnia zostaje po nich delikatnie zasuszony strupek i, niestety, przebarwienia... Stąd kremik :)

Skóra głowy również przestała grymasić - oliwka bardzo sprawnie rozprawiła się z zabunkrowanymi pod skórą krostkami i po umyciu włosów więcej się nie pojawiły. Zwycięstwo!

Jedna uwaga: w notce o kuracji pojawiło się takie zdanie:
"Odwar z liści reguluje funkcje żeńskich organów rodnych."
Nie wiem, czy to tylko moje odczucia, czy może tak właśnie wygląda owo regulowanie, ale... Raz, że w wyniku tych "regulacji" przesunął mi się termin TYCH dni. O cztery dni do przodu. Dwa, że w czasie tych czterech dni miałam pełnowymiarowy PMS, z huśtawką nastrojów i ogólnym rozdrażnieniem. Gdybym chciała, mogłabym spojrzeniem wygiąć łyżeczkę w precel. Ale nie chciało mi się. BO NIE.
Tak więc, radzę uważać, bo może być wesoło ;)

Zauważyłam też, że efekt działania ziół pojawił się nawet na plecach :)
Początkowo kilka większych krostek, teraz ładnie się zasuszyły i stan skóry także tam się poprawia.

Żeby jeszcze znormalizowało się to pocenie... :x
No ale - toksyny muszą ciało opuścić, a niestety, innej drogi nie ma.

Mogę za to podrzucić Wam, włosomaniaczkom, ciekawostkę :)
Otóż na podstawie analizy włosów, można ustalić, czy dana osoba miała styczność z narkotykami, czy też nie. Tak - takie toksyny jak heroina odkładają się we włosach. I analizując, w jakiej odległości od skóry głowy znajduje się skupisko toksyn we włosie można ustalić przybliżony okres, w którym osoba miała z narkotykami kontakt.

No, to tyle :)
Wesołych Świąt wszystkim Czytelniczkom życzę! :)

piątek, 30 marca 2012

Kuracja ziołowa: Drugi tydzień

Drugi tydzień ziołopicia za mną :)

Przez ten tydzień zauważyłam dwie zmiany, w "zachowywaniu się" mojej twarzy i skóry głowy.

Po pierwsze, powoli zapominam, jak wygląda trądzik. Nawet jeśli coś się pojawi, przysycha i znika. Zostają po tym jednak zaczerwienienia, szczególnie widoczne w intensywnym oświetleniu. Gdy budzę się rano, moja twarz jest niemal matowa - nie błyszczy się, nie wygląda jak wysmarowana masłem :)
Pozostały mi jednak zaskórniki i rozszerzone pory, no i te nieszczęsne przebarwienia. Mam nadzieję, że krem z kwasem migdałowym sobie z tym poradzi :)

Druga sprawa - skóra głowy zaczyna "kaprysić". Nie przetłuszcza się, po prostu moje osobiste drożdżaki Malassezia sp. uznały, że o wiele fajniej i zabawniej jest zabarykadować się gdzieś w skórze głowy w formie grudek. Swędzących i bolesnych, żeby było jeszcze weselej :)
Podejrzewam, że posiadaczom normalnej skóry głowy, bez drożdżaków-domatorów, włosy będą się jedynie szybciej przetłuszczać, w końcu toksyny są wydalane z organizmu wraz z łojem i potem.
Ale jeśli ktoś miałby podobny problem - swędzące, bolesne grudki - zapraszam na seans z oliwką, czepkiem i ręcznikiem :)

Co się nie zmieniło?
Wciąż odczuwam działanie moczopędne ziół, choć w zasadzie już się do tego przyzwyczaiłam :)
I wciąż się "inaczej" pocę, ale to niestety, też jest zasługa oczyszczania i wyłażących ze mnie toksyn :)

Zdjęcie z lampą błyskową. Trochu się poczochrało ;)
A teraz trochę prywaty :)
Nie spodziewałam się, że moje grafomaństwo i narzekanie spotka się z takim zainteresowaniem :)
W ciągu miesiąca blog został odwiedzony ponad 300 razy, dorobiłam się nawet oTAGowania i 10 obserwatorów - dziękuję Wam wszystkim bardzo-bardzo! :)

piątek, 23 marca 2012

Kuracja ziołowa: Pierwszy tydzień

Dziś mija tydzień, odkąd zaczęłam kurację ziołową z bratkiem (ziele), brzozą (liść), nagietkiem (kwiat) i perzem (kłącze). Chciałabym opisać swoje wrażenia z pierwszego tygodnia tej kuracji :)

Przede wszystkim bałam się, jak sobie poradzę z piciem ziół dwa razy dziennie. Wieczorem nie ma problemu, odczekam ponad pół godziny po kolacji i wypiję, ale rano... I na to znajdzie się sposób. Rano w kuchni wstawiam wodę, żeby później zalać ziółka, w tym czasie jem śniadanie. Zalewam ziółka, nakrywam talerzykiem. Po 10 minutach przelewam zioła do kubka termicznego. W ten sposób temperatura ziół (naparu?) będzie odpowiednia, a ja odczekam wymagane 30 minut :)

Zauważyłam już wcześniej, że większość składników mieszanki ma działanie moczopędne. Teraz mogę oficjalnie potwierdzić - działanie moczopędne jest. Toaletę zaczęłam odwiedzać regularnie, co 4 godziny. (Nawet w trakcie pisania tej notki musiałam się udać za potrzebą :P) Ma to swoje dobre strony, gdyż - poza tym, że wydalam w ten sposób toksyny - usuwam też nadmiar wody z organizmu. I mam płaski brzuch :)

Większych niespodzianek na twarzy jeszcze nie spotkałam, pojawiły się za to drobne zaczerwienione ropne krostki. Zaobserwowałam za to, jak działa mieszanka na powstałe syfki. Na policzku wyrosło sobie cichcem coś. Coś swoją strukturą przypominało wulkan. I rozrastało się. Zanim jednak zażądało praw do zajmowanej powierzchni, do dzieła przystąpiły zioła. Wulkan zasklepił się, przysechł. Następnego dnia zupełnie zapadł się w sobie. W środę dokończył żywota - zginął z rąk... przypadkowego kontaktu z paznokciem. Sukces :)

Kolejna rzecz - skóra głowy. Do dziś nie zauważyłam wzmożonego przetłuszczania, za to pojawiło się swędzenie... Chyba nawet mnie to cieszy, choć pamiętam, że przez skórę głowy (niestety) wydalane jest największe paskudztwo - w tym konserwanty.

Zauważyłam za to nieprzyjemną rzecz. Pocę się. Okej, każdy się poci, mniej czy więcej, ale... Podejrzewam, że to dlatego, że toksyny wydalane są przez gruczoły łojowe (w końcu są nie tylko na głowie), a zmiana zapachu i wzmożone pocenie jest właśnie ich zasługą...

Z kuracji pozostało mi jeszcze siedem tygodni :)

piątek, 16 marca 2012

Kuracja ziołowa: Oczyszczanie

Jak być może widać - otrzymałam swoje zamówienie z DOZu i niniejszym rozpoczynam ziołową kurację oczyszczającą :)

Pani farmaceutka od razu skojarzyła moje zamówienie - "A, to te ziółka!" i powędrowała na zaplecze, skąd przyniosła pełną reklamówkę, m.in. ziół, ale też mój szampon dziegciowy (jako import równoległy, a więc nieco tańszy), upragniony olejek z drzewa herbacianego oraz żel aloesowy.

Przepis znalazłam na blogu HairCare, o tutaj. Przez dwa miesiące będę sobie popijać ziółka dwa razy dziennie i mam nadzieje, że będą jakieś efekty :)

Po przyniesieniu do domu obfotografowałam opakowania ziół, a potem przesypałam do słoiczka i wymieszałam. Efekty widać na zdjęciu po lewej ;)

Ładnie to wygląda, prawda?
A jeszcze ładniej pachnie :)

Wujaszek Google powiedział mi właśnie, jakie działanie mają pojedyncze składniki tej jakże barwnej mieszanki :)

Liść brzozy: "Napary i odwary z liści stosowane są jako środki moczopędne, a więc odwadniające, w schorzeniach dróg moczowych, sercowo-naczyniowych (przy obrzękach) i w gośćcu. Działają również napotnie i przy niektórych schorzeniach skórnych, jak łojotok, trądzik młodzieńczy czy łuszczyca. Odwar z liści reguluje funkcje żeńskich organów rodnych."
A także przy oparzeniach, otarciach skóry, dla jej oczyszczenia i przy problemach z pigmentacją.

Kłącze perzu: "Perz używany jest jako środek moczopędny, pobudzający przemianę materii oraz w zaburzeniach czynności układu pokarmowego."

Kwiat nagietka: Ma zastosowanie nieomal uniwersalne. Przede wszystkim stwierdzono, że ma zdolność wiązania toksyn w organizmie i przeciwdziała powstawaniu nowotworów. Można przemywać naparem nagietka trudno gojące się rany, a nawet stosować do irygacji - pomaga leczyć stany zapalne.

Ziele bratka: Leczy choroby skóry (zaburzenia przemiany materii), ma właściwości moczopędne, wykrztuśne, napotne i przeciwkaszlowe.

Brzmi kusząco, ale i nieco strasznie. Łopatologicznie ujmując: nagietek zajmie się toksynami i stanami zapalnymi, wesprze go liść brzozy i bratek. Ale jak już zajmiemy się toksynami, to trza się ich pozbyć. Jak? Ano - trzy z czterech składników mieszanki są moczopędne.

Będzie wesoło ;)

Pozostałe zakupy:
  • szampon jest już znany
  • olejek z drzewa herbacianego - z przyjemnością poświęcę mu notkę ;)
  • żel Aloe Vera - mam zamiar użyć go na skórę głowy, coby nawilżyć. I - jeśli się dobrze sprawi - doczeka się notki ;)