Showing posts with label co nieco. Show all posts
Showing posts with label co nieco. Show all posts

Monday, October 23, 2017

nalewka na owocach pigwowca





każdej jesieni, zwykłam dostawać od wujka Ryśka, kilka bądź kilkanaście wielkich owoców pigwy, zresztą tak wielkich, jak pokaźnych rozmiarów jabłko, wystarczało na płatki kandyzowanej pigwy, galaretki membrillo i pigwówkę. A że pigwowe drzewo wujka było jedynym jakie kiedykolwiek spotkałam, to długie lata myślalam, że pigwa jest lepsza od dość popularnego pigwowca, a co za tym idzie, że pigwówka lepszą od pigwowcówki jest. Nic bardziej mylnego, okazuje się, że nie zawsze trudniej dostępne znaczy lepsze.

Dwa lata temu dostałam papierową torbę pełną owoców pigwowca, ze słowami mniej więcej  takiej treści "prezent, Piotrek nie da rady w tym roku z pigowca zrobić nic, prezent". Jak szybko zaczęłam, tak szybko się poddałam. Spróbowałam pigwowiec kroić na cienkie płatki i zrobić wzorem pigwy - pigwowiec kandyzowany - po cieniutkim pokrojeniu 7 owoców, dałam sobie spokój, takie twarde (i wyjątkowo niewdzięczne do krojenia). 

Potem pigwowcem bawił się Emil, rozrzucając po mieszkaniu na przemian z orzechami, lub ze śmiechem raczkując z dwoma owocami pigwowca, po jednym w każdej ręce. Ale w papierowej torbie ciągle coś było...  a spirytusu jak na lekarstwo. Trochę zrezygnowana pokroiłam pigowowiec w duże kawałki, zalałam wódką** (tu przypomina się rzecz jasna odwieczny problem niedostępnosci spirytusu w Czeskiej Republice). Po kilku miesięcach probowaliśmy nalewkę, którą Łukasz nazwał "królową nalewek, zaraz po bakaliówce"!


Przepis na nalewkę na owocach pigwowca* (radosna twórczość własna):

1kg dojrzałych owoców pigwowca
1 litr wódki
1/3 kg cukru

Owoce pigwowca umyć dokładnie (często są pokryte jakby woskową powłoczką), przekroić na ćwiartki, usunąć gniazda nasienne, następnie ćwiartki owoców pokroić na pół. Owocowe ósemki wrzucić do słoja, zalać wódką i odstawić na 2 tygodnie. Potrząsnąć słojem raz na parę dni. Następnie zlać znad owoców płyn, a pigwowiec zasypać cukrem, potrząsnąć co pare dni, po tygodniu cukier powinien sie rozpuścić. Po tym czasie zlać znad owoców syrop i połączyć z wczesniej zlanym alkoholem (owoce można zalać ponownie butelką alkoholu). Nalewkę odstawić na 3 miesiące. Po tym czasie zlać znad osodu i próbować. Kwaśna, przyjemnie kwaśna, lekko pieprzowa, niezwykle aromatyczna.



* nalewka na owocach pigwowca często jest zwana pigwówka, wg. mnie nazwa "pigwowcówka" jest bardziej poprawn
** pigwowiec jest mało soczysty, soku wiele w nim nie ma, wystarczy zalewać wódką, nalewka szybciej dojrzewa, nie ma ostrego posmaku spirytusu.
.

Monday, September 04, 2017

dżem z papryki




w Czechch istnieje specyficzne podejście do warzyw. Zauważa to praktycznie każdy obcokrajowiec, który nawiedza Czechy na okres dluższy niż tydzień i po tym czasie skosztował już kilka razy smażonego sera, wołowiny w śmietanowym sosie, gulaszu, pieczonej karkówki, grilowanej golonki, duszonych żeberek itd. 

A więc w Czechach istnieją tylko dwa warzywa: ziemniak i kapusta. Oczywiście można w sklepach napotkać pomidory, ogórki, pory i takie tam. Można zobaczyć nawet przeróżną sałatę i bakłażany oraz zielony groszek. Przez okrągły rok można kupić podłużną, żółtawą paprykę. Nie wiem, kto to je (chyba ci obcokrajowcy), bo wszystkiego z tej listy poza ziemniakiem i kapustą na próżno wyglądać w czeskim menu. Czasem kawałeczek marchewki błyśnie w rosole, czasem listek roszponki zagości koło kotleta. O większą ilość nieprzetworzonych warzyw na talerzu dość trudno. W Czechach bowiem, powtórzyć należy, poważaniem cieszą się tylko dwa warzywa: ziemniak i kapusta, kapusta rzecz jasna tylko długo duszona, a ziemniaki nieskąpo omaszczone.

Prawdę, że "w Czechach warzyw to się je bardzo mało" przekazała nam nasza pierwsza praska przyjaciółka-obockrajowiec, Haydée (rodem z hiszpańskiego Asturias). Ta prawda w przeciągu dziesięciu z górą lat nieznacznie się zmieniła. Nadal nasi nie-czescy znajomi są zawiedzeni czeską warzywną dietą ubogą w warzywa. Różne proponują rozwiązania, niektóre bardzo reformatorskie - jednym z nich jest propozycja samej Haydée: omlet z ziemniakami* i dżem z papryki.

 

Przepis na dżem z papryki (za Haydée):

wersja 1:
słoik grilowanej marynowanej czerwonej papryki (ok. 200g odsączonej papryki)
3-4 łyżki cukru (ok. 50g)
czarny pieprz świeżo mielony


wersja 2:
kilogram czerwonej papryki

200g cukru
5 łyżek octu winnego
pół łyżeczki czarnego świeżo mielonego pieprzu

wykonanie wersja 2:
Paprykę upiec, a w zasadzie opalić nad ognisiekm (co uczyniłam własnoręcznie) lub w piekarniku. Papryka powinna troche zmięknąć, a jej skórka ma być spalona, czarna. Następnie papryki na kilkanaście minut szczelnie przykryć. Gdy przestygną zdjać dokładnie spaloną skórke, wyciąć gniaza nasienne, pokroić w cienkie paseczki. Wrzucić do rondelka, dodać cukier i ocet, a następnie gotować na średnim ogniu, aż nadmiar płynu odparuje i sos stworzy coś na kształt syropu (trwa to +/- 15minut). Dżem zasłoikować, można przechowywać parę tygodni w lodówce, choć zazwyczaj nie ma potrzeby. Podawać ze śmietakowym serkiem i s čerstvým pečivem. Paprykowy, słodki.

wykonanie wersja 1:
Paprykę odsączyć z zalewy, pociąć w 0.5cm paseczki, przełożyć do rondelka, wlać połowę marynaty, w której marynowane były papryki, dodać cukier, pieprz, a następnie gotować na średnim ogniu, aż nadmiar płynu odparuje i sos stworzy coś na kształt syropu (trwa to +/- 15minut). Dżem zasłoikować, można przechowywać parę tygodni w lodówce, choć zazwyczaj nie ma potrzeby. Podawać ze śmietakowym serkiem i s čerstvým pečivem. Paprykowy, słodki.


PS. 1. Po raz pierwszy etykietkę na dżem samodzielnie narysowała dla mnie dzisiejsza pierwszoklasistka Łucja :-)
PS. 2. O dziwo dżem ten jest lekkostrawny, nie wiem czy dlatego, że papryka pozbawiona jest skórki? Lub że jest pieczona-spalona?
* taaa, w północnej Hiszpanii ziemniaki też plasują się bardzo wysoko na warzywnej liście!
.

Monday, September 23, 2013

śliwówka, czyli nalewka na śliwkach



od dawna fascynuje mnie śliwowica, a dokładnie przygotowywanie śliwowicy domowym sposobem, wypalanie inaczej, pod osłoną nocy, nielegalnie znaczy się. Tradycyjnie, od wieków. A więc i bimber. Tak, bimber też mnie fascynuje, a dokładnie bimbru pędzenie, jako część tradycji rzecz jasna. Fascynuje mnie ze łzą w oku, bo mój Dziadek Czesiek pędził bimber, tylko że ja tego nie pamiętam... Ale gdy pytać skąd moja milość do przygotowywania nalewek nie mam wątpliwości - znad Wisły.

Babcia Cela twierdzi, że nie dało się mnie upilnować i właziłam wszędzie (i w tych twierdzeniach się nie myli:) i że na pewno widziałam Dziadka aparaturę... więc jeśli nawet widziałam, to na pewno nie wiedziałam do czego aparatura służy, bo i po co dziecku to wiedziec, niepotrzebnie by się mogło wygadać, więc zapamiętałam tylko widok koszyków z wikliny w tej piwnicy. A domek, zwany polową kuchnią, w podziemiach  którego Dziadek miał swoje bimbrowe królestwo, stoi, chociaż dom do naszej rodziny już niestety nie należy i do tego całkowicie został przebudowany. Wszystko mija. Wszystko mija za szybko. A tam latem stawał stół pod rozlożystym orzechem, pod papierówka koło studni siadaliśmy na ławeczce. Jesienią Dziadek wędził śliwki wegierki, gruszki, a rok cały Babcia piekła chleb. Tam uciekam w snach. Nad Wisłą. Budziska 132.

Znalazłam kiedyś, kiedy jeszcze nalewek robiłam mało, przepis na śliwówkę w Chemii praktycznej, 1 kg cukru i 1 kg śliwek - otrzymalam wtedy likier, więc postawiłam na śliwówce krzyżyk na długie lata. Lecz mam w sobie widać duszę bimbrownika, lubię zabawy nalewkowe i gdy tylko dostałam flaszkę prawdziwej domowej śliwowicy produkcji Iva, przypomniały mi się śliwki w połączeniu z alkoholem, powtórzyłm eksepryment ze śliwówką. Łyk śliwowicy do śliwówki pasuje jak ulał, a do tego wędzone śliwki - warto! Choć i śliwówka bez dodatku wędzonych śliwek i śliwowicy jest niczego sobie.


Przepis na śliwówkę, czyli nalewkę na śliwkach węgierkach (radosna twórczość własna):

1kg dojrzałych śliwek węgierek
1/2 litra wódki
1/2 litra spirytusu
1/2 kg cukru (można i 1/3kg)
3 wędzone węgierki
3 łyżki śliwowicy

Śliwki wypestkować, zalać wódka wymieszaną ze spirytusem, odstawić na 2 tygodnie. Potrząsnąć słojem raz na pare dni. Następnie zlać znad śliwek płyn, a śliwki zasypać cukrem, potrząsnąć co pare dni, po tygodniu cukier powinien sie rozpuściś. Po tym czasie zlać znad owoców syrop i połączyć z wczesniej zlanym alkoholem. Dorzucić wędzone węgierki i dolać łyk sliwowicy, odstawić na pół roku. Po tym czasie zlać znad osodu i próbować. Prawie jak wegierkowy bimber ;)


PS. Dochodzenie w sprawie śliwek węgierek prowadzę w Pradze, w Czechach od kilku lat. Z mizernym skutkiem. Za to śliwowica w Czechach, a szczególnie na Morawach, ma się dobrze! Każdy tutaj o śliwowicy coś wie i nawet niejeden słyszał, że robi się ją ze specjalnych małych śliwek, zapewne takich które w Polsce, a napewno w Małopolsce, zwą się węgierki górskie :-)

Monday, February 04, 2013

pasztet z dziczyzny




przypomnialam sobie poczatkiem grudnia niegdysiejsze sobotnie obiady z jelenia watrobka z duza, a wrecz ogromna iloscia cebuli. Mami moja jest mistrzynia wiekszych ilosci, podziwiam Ją za to, bo ja zawsze mam wyliczone kluski do zupy i nie planuje sie tej przypadlosci pozbyc. Zagadnelam wiec Mame, czy przypadkiem nie ma jeleniej watrobki w zamrazalniku. Nie miala. Napisala za to na drugi dzien: kupilam watrobke... kupilam razem z calym jeleniem. Nie mialysmy wyjscia - zrobilysmy wiec i pasztet!

A ze moja Mama ma dobre serce, nie potrafi odmowic zachciankom, ponadto nie za czesto uzywa wagi, ani nie lubi za bardzo liczyc w kuchni (jak mozna nie wiedziec ile sztuk pierogow sie zrobilo?;-) to nastawila w dwoch, raczej duzej pojemnosci, garnkach mieso na pasztet. Troche wiecej niz bym oczekiwala. Ugotowane mieso postawila przede mna na stole i powiedziala: no to teraz Basiu dokoncz ten pasztet.  

Ten pasztet. Gdy zapytalam Mame pokazujac jej gar z gotowym niemal pasztetem: Mamo, ile myslisz wyszlo tego pasztetu? wykrzyknela: o to bedzie napewno ze trzy kilo! Tak, ze 3. A ja drewniana lyzka o dlugosci 45cm "wyrabialam" pasztetowa mase stojac na stolku, bo nie moglam dosiegnac dna garnka. Dzisiaj wiem, ze pasztet, zaraz obok szescdziesieciu dlugosci kraulem na basenie, pieknie ksztaltuje biceps przed Swietami :-)

I zwazylam ten pasztet, jedyne 7kg i 250g, bo ja przeciez uwielbiam wazyc i liczyc w kuchni.


Przepis na pasztet z dziczyzny mojej Mamy (porcja na duza blache 24x36cm, ~1/3 maminej porcji):

1.5kg dziczyzny
1/2kg karkowki czy wieprzowej lopatki
100g dzikiej watrobki (opcjonalnie)
1 marchewka
1 pietruszka
1 maly seler
3 liscie laurowe, 
5 kulek ziela angielskiego
5 kulek czarnego pieprzu
pol garsci suszonych prawdzwkow
2-3 czerstwe kajzerki
3-4 jajka
1/2 orzeszka galki muszkatolowej
1 plaska lyzeczka swiezo mielonego pieprzu
1 plaska lyzeczka mielonych jagod jalowca
1 lyzka soli

do zapieczenia: slonina, bulka tarta

Mieso, watrobke, suszone grzyby i warzywa oraz ziele angielskie, liscie laurowe i kulki pieprzu zalac zimna woda, gotowac na malym ogniu do miekkosci, okolo 1 godziny. Nastepnie calosc ostudzic (jesli miesio gotujemy z koscia, nalezy w tym momencie je kosci pozbawic), mieso pokroic na kawalki i zmielic razem z warzywami i prawdziwkami w maszynce do miesa. Kajzerki namoczyc w rosole, ktory powstal z gotowania miesa, po czym rowniez przepuscic przez maszynke. Mase pasztetowa wymieszac, dodac jajka, starta galke muszkatolowa, pieprz, jalowiec, ponownie wymieszac. Na wysypana bulka tarta blache wylozyc pasztetowa mase, wyrownac, na wierzch poukladac plasterki sloniny, piec w temp. 175st.C okolo 30-40 minut, az pasztet delikatnie sie zrumieni. Ulubiony. Dziekuje Mamo!

Monday, January 21, 2013

z wędzoną solą i oliwą, lody




ostatnio Jaś wspomniał mi o jednym odcinku programu kulinarnego: występował tam "kucharz który miał chyba z 10 czy 15 rodzaji soli" i robił wokół tego wielkie show. A wedle tego, który mi o programie opowiadał (program notabene widziałam), było to nieco dziwne, gdy ów pan tak o soli rozprawiał, przecież sól jest przede wszystkim słona. Spróbowałam mieć dla kucharza zrozumnienie, bo przecież sól może miec walory wizualne rownież, czy aromatyczne, jak na przykład sól wędzona.

Chyba nie miałam smiałości powiedzieć otwarcie mojemu rodzonemu bratu, że mam w szafce: sól kamienną z Wieliczki, sól morską w dużych kryształkach, sól w średnich kryształkach, wędzoną sól Maldon, wędzona sól z Walencji, sól Maldon w płatkach, szarą sól, sól różową, sól z lawą, sól dla dzikich zwierząt samodzielnie mieloną na drobny pył, sól jodowaną i sól zwykłą kuchenną. NaCl.  
 
Lody to mrożony deser, przygotowywany najcześciej na bazie śmietanki, mleka i cukru, pozostale dodatki pozostają kwestią gustu i fantazji lodziarzy. Lody domowe najczęściej zagęszczane są zółtkami. 
Na mojej liście lodowej numerem jeden są lody koglowo-moglowe Ptasi. Na drugim miejscu zaś lody bliskowschodnie na bazie mlaka i cukru, zgęszczane nie żółtkami a skrobią, jak na przykład mrożony deser malabi. Lody lekkie i delikatne (polecam podstawowy przepis Marka Bittmana). Zazwyczaj budzi moją niechęć zageszczanie potraw skrobią, ale w przypadku bliskowschodnich smakołyków robię czasem wyjątek  - lody powstające w ten sposób łatwo sie mrożą nawet bez dodatkowych urzadzeń, sa koloru białego, jak śnieg, inne kolory pozostawiam na lato ;-) 


Przepis na lody z wedzoną solą i oliwą (inspiracja: lody  Claire Kelsey i bliskowschodnie lody dondurma):

250ml śmietanki 30%
250g ricotty
3 lyżki skrobi kukurydzianej (25g)
150g cukru
100ml bardzo dobrej oliwy
wędzona sól Maldon*

Skrobie rozetrzec z 50ml smietanki. Pozostale 200ml smietanki wymieszac z ricotta, cukrem i zagotowac na srednim ogniu, gdy zawrze dodac smietanke ze skrobia, wymieszac, poczekac az masa "pyrknie" :) Nastepnie tak ugotowany budyn ostudzic do temp. pokojowej. Porcjami wmieszac oliwe, posolic. Nastepnie mase schlodzic w lodowce, po czym wlozyc do zamrazalnika i mrozic przez ~10godzin, po pierwszej i drugiej godzinie zamrazania mase przemieszac dokladnie. Podawac posypane paroma krysztalkami wedzonej soli. Lody dla koneserów.

PS. Na wyjątkowe lody z solą wędzoną Maldon i oliwą namówiła Monikę i mnie Ewelina (nie mogę też nie wspomnieć, że dzięki Ewelinie znam wędzoną sól Madon:), i bardzo dobrze, z dziewczynami zawsze jest przednia zabawa, za co Im ogromnie dziękuję!

* sól wędzona Maldon jest w smaku lodów bardzo słabo wyczuwalna, ale urok swój ma.

Monday, January 09, 2012

nalewka bakaliowa i Cafe Camelot



jest w Krakowie zaułek niewiernego Tomasza, na ulicy sw. Tomasza, rzut beretem od Rynku*. Kamienice od lat nieodnawiane, to dodaje im niezwyklego uroku i gdy tylko tam zagladam jestem zdania, ze przynajmniej niektore stare budynki nalezy odnawiac w taki sposob, by nadal wygladaly tak, ze ząb czasu odcisnal na nich swe piętno. Krakow. Odcisnal swe pietno, dziewiec lat... Kraków to moja mala ojczyzna, na rowni z Beskidem Niskim.

Jest w zaulku niewiernego Tomasza Camelot,
Cafe Camelot, czasem Loch Camelot zwany. Przesiadywalismy tam z Lukaszem dlugo, to bylo swieto, saczac wisniowego koloru plyn. Dzisiaj nie jestem juz taka pewna kiedy trafilam pierwszy raz do Loch Camelot, moze pod koniec liceum, gdy na rogu pl. Szczepanskiego i sw. Tomasza znalezlismy w nieistniejacym od lat sklepiku drewnianego konika i koszyk z korzeni sosny? Moze jednak pare lat pozniej, gdy koncem XXw chodzilismy na piatkowe "Tajemnicze pokazy specjalne" do Kina Ars? Zupelnie jednak nie ma to znaczenia, znaczenie ma ze w Camelocie jestem zakochana bez reszty i gdybym nadal mieszkala w Krakowie, to z powodzeniem moglibyscie mnie tam szukac ;-) Zreszta co tam "gdybym", gdy tylko jestem w Krakowie, biegne do Cafe Camelot zobaczyc chocby jakie kwiatki stoja w oknie, tydzien temu staly hiacynty. 

Camelot slynie z niepowtarzalnej atmosfery, kabaretu w piwnicy, sal z ludowymi i sakralnymi rzezbami, z szarlotki, sernika i oblednych nalewek. Nie mozna nie zwrocic uwagi na okragle stoliki nakryte koronka (kiedys tez kelnerki nosliy biale koronkowe zapaski), i na mega-niewygodne-krzesla (cytuje Lukasza). Cafe Camelot strzeze drewniany aniol, choc ponoc nie ustrzeze przed tymi, ktorzy zwykli wykradac ksiazeczki z kawiarnianym menu... Nalewek w Cafe Camelot nie mozna sobie darowac! Wiem, powtarzam sie. Co poczac, na szczegolna uwage zasluguja w Loch Camelot bowiem owe trunki. Np. nalewka wisniowa z figami i sliwkami, sliwkowo-wisniowa z wedzonych sliwek i wisni, krupnik tez jest niczego sobie... Tylko uwaga, ze stolika we wnece okiennej niespodziewanie moga spadac kandelabry!

Znalazlam wlasnie mail w watku "zycie na emigracji" wyslany ponad piec lat temu przez Ewe, ktora pisala do mnie z Monachium: "... nie umiem zyc bez tego Rynku i cholernie dobrej kawy!!! i tych ludzi, z ktorymi winkiem zapijalam depresje:) niby tu tez maja kawe i wino, ale atmosfera nie ta sama". Pisalam wowczas: "Tez to czuje... brakuje ludzi, bliskich ludzi, tych co rozumieja bez slow... I brakuje mi ogromnie Loch Camelotu i ichniejszego sernika z sosem malinowym i atmosfery, a jakze".

Przepis na nalewke bakaliowa z jedną wędzoną węgierką, czyli wspomnienie Cafe Camelot:

500g bakalii
1l wodki
1 wedzona wegierka
3 liscie laurowe
pol laski wanilii
skorka z polowy cyryny
szklanka miodu


Bakalie (po 75g suszonych wisni, sliwek, moreli, fig, daktyli; po 25g granatowych rodzynek, orzechow wloskich, suszonych porzeczek czarnych, suszonych gruszek i suszonego ananasa) zalac wodka w duzym sloju, dodac liscie laurowe, wanilie, skorke z cytryny, jedna suszona wegierke i odstwaic w cieple miejsce na tydzien. Po tym czasie zlac znad bakalii plyn i wlac na owoce szklanke jasnego miodu. Odstwaic na kolejny tydzien, delikatnie potrzasac slojem co 2 dni. Nastepnie zlac slodki nalew, polaczyc z wczesniej zlanym nalewem alkoholowym, odstawic. Po miesiacu nalewke zlac znad osadu. Jest suszono-owocowa, delikatnie wedzona, karminowa, tylko troche brakuje okraglego stolika.

PS. Przepis na nalewke bakaliowo zanjdziemy tez u Ćwierczakiewiczowej, wiec starty to pomysl :) Wpis dedykuje Ewelajnie ktorej nalewka bozonarodzeniowa zmobilizowala mnie do stworzenia wlasnej oraz Monice ktorej na camelotowa nalewke dlugo namawiac nie musialam ;-)









* wyjasnie dla porzadku, ze w Krakowie mamy Rynek, a nie Starowke; wychodzimy na pole nie zas na dwor; a Jagiellonka to Biblioteka Jagiellonska, a nie Uniwersytet Jagiellonski :D

Monday, September 26, 2011

cydr czyli jabłecznik




każdy gatunek jabłek może być użyty do jabłeczniku; najlepsze atoli są jabłka jesienne lub tak zwane zimowe, kwaśne, mianowice z jabłoni hodowanych z nasienia i nieszczepionych; takie dają najlepszy i najtrwalszy jabłecznik.s. 63, Zielnik Ekonomiczno-Techniczny czyli Opisanie Drzew, Krzewów i Roślin dziko rosnących..., Józef Gerald-Wyżycki, 1851

Jabłka sa głównym surowcem do wyrobu win [owocowych], zwłaszcza lekkich i musujących. Z moszczu niedoprawionego otrzymuje się naturalne wino, tzw. jabłecznik, z moszczu doprawionego - wino mocniejsze, czyli wino jabłkowe.

s. 468, Chemia praktyczna dla wszystkich, praca zbiorowa, 1974

Tyle stanowia ksiazki, a jaka jest rzeczywistosc? Rzeczywistosc chyba nadal w wiekszosci przybytkow gdzie mozna kupic napoje procentowe jest mniej wiecej taka jak kilka lat temu opisywala ją w swym felietonie Agnieszka Kręglicka: "I krew mnie zalewa, mieszkankę jabłkowego raju, kiedy w sklepach alkoholowych nie mogę dostać cydru!" Dzisiaj, czasem cydr francuski czy angielski mozna spotkac na polkach sklepowych w Srodkowej Europie, niewiele i nie zawsze, zdarzy sie ze pojawi sie tez rodzimy, ale jakos tak niesmialo i w nielicznych miejscach...

Az rok temu zadwonil do nas Pavel z pytaniem: przyjdziecie za chwile pozbierac z nami prawdziwe jablka, a potem pojedziemy do tloczni zrobic moszcz? Nie wahalismy sie, pojechalismy raz dwa, dowiedzielismy sie tym samym ze w wielu podpraskich wioskach jesienia funkcjonuje instytucja zwana moštárna - czyli tlocznia sokow owocowych; wroclilismy z kilkonastoma litrami swiezego jablecznego moszczu. Na Forum Domowych winiarzy znalezlismy sprawdzone przepisy, z polecenia Ptasi. Z pomyslu Lukasza nastawilismy wlasny jabłecznik.


Przepis na cydr czyli jabłecznik (na sposób francuski, na podstawie domowego winiarza JM):
jablkowy moszcz*
butla ze szczelnym korkiem a w nim z rurka fermentacyjna



Moszcz wlac do butli (napełniając naczynie do max. 3/4 jego objetosci). Nastepnie szczelnie zamknac butle korkiem z rurka fermentacyjna i odstawic w cieple miejsce (u nas 24 st.C). Po okolo dobie-dwoch moszcz powinien juz burzliwie fermentowac, gdy fermentacja ustanie (okolo 5-7 dni od nastawienia jablecznika) jablecznik zlac znad osadu, przelac do czystej butli, zamknac korkiem z rurka fermentacyjna i umiescic w chlodzie ( u nas 12st.C) na okres 6 tygodni, po czym rozlac do butelek, pozostawic na kolejne kilka miesiecy by dojrzal. Nasz dojrzewal blisko rok, jest delikatny, owocowy, dosc wytrawny, a najwazniejsze ze swoj wlasny. Planujamy kolejne jablecznikowanie na ten rok!

* moszcz to swiezy sok owocowy, zwyczajowo z winogron, jednakze mianem
moszcz mozna okreslic swiezo wycisniety sok z dowolnych owocow czy nawet warzyw.



PS. To moje dwa grosze do Dnia Jablka organizowanego przez Tatter, z mial achecia dolacze Pusiu! :-)


Monday, June 27, 2011

orzechówka



Jakosi w lecie na Jona wyseł Jędruś Waksmundzki na Turbacz w nocy.
Noc była pogodno. Gwiazdy na niebie. Miesiącek się wytacowoł pomału
na niebo. Było cicho. I w takóm noc Jędruś Waksmundzki usłysoł:
świat gro. Syćko co jest, jest grane. Słychać harmonije przestworzy.
Ale tego nie kozdy usłyszy. Ludzie majóm hałas w uchu. Ale nie ino
w uchu, w dusy tyz. Za duzo hałasu w ludziak, coby mogli to słyseć.
Ale jakbyś to kie usłysoł, to byś pojon tajemnice świata.

strona 21, Józef Tischner, "Historia filozofii po goralsku"

Od kilku lat zbieram zielone orzechy w wieczor na swietego Jana (czyli 24 czerwca). Na Jona gdy ten miesiącek sie gramoli na niebo. Na Jona by na chwile sie wieczorem zatrzymac, by halas na moment przycichl. Powyzszy cytat moze sie zdać troche za mocny na zbieranie orzechow, ale przeciez mozna sprobowac uslyszec ze świat gro w, z pozoru, zwykly letni wieczor, podczas, z pozoru, zwyklej czynnosci. Wieczorem 24 czerwca 2011 nieopodal praskiej ruiny Baba zerwalismy 21 zielonych orzechow na tegoroczna orzechowke.

A bylo wczesniej tak: na Kajaki Czarna Hancza 2001 Gosienko zabrala 250ml buteleczke tajemniczego czarnej barwy specyfiku, ktory mial pomagac w problemach gastrycznych. I juz pierszego dnia... Grzesiek dostal powaznego bolu brzucha i plynu zostalo pol butelki jedynie :D
W pamietnej buteleczce znajdowala sie doskonala nalewka
na zielonych orzechach, nalewka wedlug receptury mamy Gosienko. Lekko nie bylo, ale zdobylam przepis ;-) Wytyczne mamy naszej kajakarskiej kolezanki byly bardzo proste: na kazdy zielony orzech nalezy wziac 3 lyzki cukru, zrobic syrop i wedle uznania mieszac z alkoholem.
Czas biegnie nieublaganie, ledwo dowierzam, ze wlasnie mija 10 lat od chwili gdy probowalam tamtej pamietnej nalewki, od czasu gdy zaczelam eksperymentowac z nalewka orzechowa, nalewka o dosc specyficznym smaku, lekko gorzkiej, o glebokiej niemal czarnej barwie i wyraznie orzechowym aromacie. Nie jest to nalewka ktora pije sie szklankami, to nalewka na smak - no dobrze, to nalewka na problemy gastryczne ;-)

Zdjecia do dzisiejszego wpisu robilam w oparach z kieliszka z 6-cio letnia orzechowka (notabene ta sama ktora pojawila sie na makagigi na zdejciu we wpisie 4 lata temu). Taka stara nalewka to jest cos, dla takiego smaku i zapachu warto czekac kilka lat!



Przepis na orzechówkę czyli nalewke na zielonych orzechach (na postawie rad mamy Gosi):

1/2 kg zielonych orzechow (zebranych w koncu czerwca badz na poczatku lipca)
3/4 kg cukru
szklanka wodki
szklanka spirytusu
skorka z 1/2 cytryny (opcjonalnie)


Orzechy pokroic w osemki, wsypac do sloja (wypelniajac go co najwyzej do 2/3 wysokosci), zasypac cukrem, przykryc sciereczka i postawic w slonecznym miejscu na 10-14 dni, mieszac raz na dzien, dwa. Nastepnie zlac syrop znad orzechow i polaczyc z alkoholem (z powyzej podanych proporcji powstaje ~35% nalewka, czasem odrobine rozcienczam ją wodka, niezly jest tez sam syrop). Po polaczeniu z syropem nalewke pozostawic w ciemnym miejscu na dobry rok. Czarna, orzechowa.


PS. Do przysmakow jakie znam z Kajakow naleza jeszcze takie perelki jak m.in: wisniowe powidlo, galaretka porzeczkowa i babka ziemniaczana. A we czwartek znow Kajaki...

Monday, May 09, 2011

nalewka sosnowa


 
z grubsza rzecz ujmujac istnieja dwie podstawowe szkoly robienia nalewek:

1. alkohol – cukier (czyli maceracja w alkoholu):
owoce (czy pędy, klącza, kwiaty, liscie) zalewa sie na kilka tygodni alkoholem, nastepnie nalew alkoholowy zlewa sie, a owoce zasypuje sie cukrem, gdy cukier sie rozpusci laczy sie nalew alkoholowy i nalew slodki.

2. cukier alkohol (czyli metoda syropu):
owoce zasypuje sie cukrem, nastepnie gdy cukier sie rozpusci zlewa sie powstaly syrop, a owoce zalewa sie alkoholem. Po kilku tygodniach syrop i nalew zlany znad owocow laczy sie.

Jestem ogromnym zwolennikiem metody maceracji w alkoholu (wlasciwe to moznaby ją nazwac ekstrakcja z uzyciem etanolu) - nalewki, ktore przygotowuje ta metoda, maja gleboki kolor, silny i zdecydowanay smak i aromat (np. dereniowka, porzeczkowka). Metoda ta zapewnia bowiem wydajniejsza ekstrakcje substancji z owocow do nalewki. Metoda maceracjii w alkoholu ma znaczna przewage nad metoda syropu: otrzymany nalew alkoholowy jest calkowicie wytrawny, jest sam w sobie nalewka, poprzez dodanie cukru rozpuszczonego w owocach z nalewu mozna nastepnie dowolnie nalewke dosladzac, tej mozliwosci nie daje metoda syropu.

O ile nie polecam przygotowywac nalewek owocowych poprzez zasypanie owocow miekkich cukrem, to w przypadku nalewki na zielonych orzechach i nalewki sosnowej z pelnym powodzeniem moge powiedziec, ze metoda syropu przynosi calkiem niezle rezultaty. Sporzadzony syrop orzechowy czy sosnowy mozna pozostawic dla osob, ktore alkoholu nie spozywaja, a z czesci syropu sporzadzic nalewka, ot tyle widze plusow metody syopu :-)


Przepis na nalewkę sosnową (moja radosna tworczosc, inspiracja Bareya):

wersja 1 (ekstrakcja alkoholem):
1/2 kg pędow sosny
2 szkl wodki
1 szkl spirytusu 95%
kilka zielonych (jednorocznych) sosnowych szyszek
okolo 2 szkl cukru


Pędy i szyszki sosny zalewam mieszanka spirytusu i wodki (sloj czy butla powinien byc wypelniony maksymalnie do 3/4 wysokosci). Po 14 dniach zlewam cala ciecz (filtrujac przez poczwornie zlozona gaze), a sosnowe pędy zasypuje cukrem, codziennie potrzasam butla by cukier szybciej sie rozpuscil. Po kolejnych kilkunastu dniach zlewam syrop i lacze z uzyskanym wczesniej nalewem alkoholowym, filturuje przez gaze. Nalewke odstawiam w ciemne miejsce na pol roku, a moze nawet rok.

wersja 2 (na bazie syropu, slodsza):
2 szkl syropu z pędów sosny
1/2 szkl spirytusu 95%
1 1/2 szkl wódki
garstka sosnowych igiel
Wszystkie skladniki mieszam, dorzucam sosnowe igly, korek butli szczelnie zamykam i odstwaiam na kilka miesiecy, jesienia bedzie jak ulal, w miedzyczasie nalewke nalezy zlac znad osadu ktory utworzy sie na dnie butli. Pędy sosnowe z ktorych przygotowalam syrop tez zalewam alkoholem, slabszym max. 40%. Zywiczno-drzewna nalewka, charakterystyczna, moze nawet specyficzna. Na smak.


PS. W poprzednim wpisie o syropie z pedow sosny przestrzegalam przed zrywaniem pedow z zywych drzew - gdyby ktos pytal, gdzie nalezy szukac scietych drzew sosny, to odpowiadam ze za kazdym razem, gdy zupelnie przypadkiem jestem w lesie, to trafiam na jakas wycinke, jak wczoraj w okolicy Kounova, czasem wystarczy sie rozejrzec.

Monday, February 07, 2011

smażona śmietana



zazwyczaj każdy z nas ma dwie babcie, żadne odkrycie. Tez miałam te dwie rodzone, choć potem przywłaszczyłam sobie babcię Rózię, te Babcię od rożków, której ciepło, serdeczność, jak i spósob krzątania się po domu bardzo mi zawsze imponowały, i fakt ze chwytała za rękę gdy opowiadała o czymś z przęjeciem, ze głaskała nawet dorosłe wnuki.

Babcia Celka, ta po której zwykłam mówić że mam temperament, bezpośredniość i ten okropny upór jest kochaną Babcią, ale nie odziedziczę po niej zeszytu z przepisami, nigdy takiego nie pisała... Babcia Helka zaś starała się być dobra, a zarazem była oschła. Ironią losu jest, że babcia Helka naprawdę lubiła kucharzyć, ze mogłabym przewertować jej zeszyt z przepisami, ale jakoś mnie to tego nie ciągnie.

Dzisiejszy przepis to stary, przedwojenny recept babci Helki. Babcia Helka hołdowala w praktyce prostej galicyjskiej kuchni, takiej raczej wiejskiej, ale z klasą i dobrymi składnikami, o ile to bylo możliwe. Zapamiętam ją dzieki gomółkom z białego sera, domowemu topionemu serowi z kminkiem i smażonej śmietanie. Nie muszę pamietać, że zabraniała chodzić po drzewach, a omlet smażyla wybrańcom, czasem smak po latach jest ważniejszy :)

Smażona śmietana to nie tyle smakołyk wyszukany, co porządany i w kuchnii mojej babci uchodzący za prawdziwy rarytas. Litr bardzo gęstej domowej smietany to nie był składnik codzienny, zresztą taka domowa śmietana też wydaje się być dziś na wagę złota. Jeśli już babcia zebrała i odłożyła litr dobrej śmietany, to przygotowywała pewnien niezwykły sos, który powstawał poprzez powolne smażenie owej śmietany na patelni o grubym dnie, sos nazywany był banalnie: smażona śmietana. Babcia podawała wtedy domowy makaron polany odrobiną s
mażonej śmietany. Smażona śmietana łączy w sobie smak przysmażonego masła, kwasnego twarogu, ma w sobie coś orzechowego, smak którego nie da się zapomnieć.


Przepis na smażona śmietanę (na podstawie wspomnień z dzieciństwa):

1 litr gestej, wiejskiej kwaśniej śmietany


Na patelnie wlewam smietane i podgrzewam na srednim ogniu, sporadycznie mieszajac. Gdy smietana jest bardzo goraca, zmniejszam ogien, gdy zaczyna sie gotowac mieszam czesciej. Po kilku minutach gotowania smietana zaczyna zbijac sie w grudki, wtedy zwiekszam nieco ogien. Po kolejnych kilku minutach smietana zaczyna oddzielac sie od masla, a nastapnie rumienic i smazyc (od wlania smietany na patelnie do usmazenia mija 30-40minut, w zaleznosci czy smietane chce bardziej czy mniej rumiana), gdy jest rumiana, znaczy to ze jest gotowa.
Usmazona smietane dodaje zamiast stopionego masla do domowego makaronu, leniwych klusek, knedli. Posypuje bulka tarta i cukrem, a Lukasz czarnym pieprzem. Lubie ten kwaskowaty-smażony aromat.



PS.1. Jak zawsze przy okazji smażonej śmietany, pozdrawiam Pania Lianowa, dziekuje za domowa i gesta, prawdziwa smietane.
PS.2. Makaron w naszym domu robi Lukasz, z przepisu z Silver Spoon Pasta, marzenie (patrz PS.3)!



PS.3. Przepis na świeży domowy makaron Łukasza (w oryginale: fresh pasta dough) na podstawie przepisu z Silver Spoon Pasta, wydawnictwa Phaidon (4 porcje):

1 i 3/4 szkl mąki (najlepiej typ 00)
2 jajka
szczypta soli

Na stolnice wysypac make, dodac szczypte soli, w mące zrobic wglebienie, wbic jajka. Przy pomocy rąk zagniesc i wyrobic ciasto (wyrabiac okolo 7-10 minut). Ciasto zagniesc w kule i pozostawic by "odpoczelo" na 15 minut. Nastepnie przy pomocy walka do ciasta badz maszynki walkowac ciasto na bardzo cienko, wykrawac porzadane ksztalty, chwilke przesuszyc, gotowac w osolonej wodzie. Trudno cos dodac :-)

Monday, August 25, 2008

m&m's


jeszcze pare lat temu w dodatku do Wyborczej pt. "Turystyka" mozna bylo trafic na cykl z serii "Pamiatka z podrozy". Rozbawil mnie raz Leszczek Talko, ktory przyznal ze z ktorejs z kolei podrozy do Wloch przywiozl kultowy ekspres do kawy marki Francis Francis, niewazne ze w przerazliwie zielonym kolorze, marzenie zrealizowal i juz!

Ja nie przywoze jeszcze ekspresow (choc coz, o Francisie X1 marze :) za to zwykle sa to kamienie, kawalki drewna i oczywiscie produkty zywnosciowe. W tym roku, kiedy to juz nie udalo sie nam zdobyc kremu snickers w sloiku (ktory to spozywam raz, jedyny raz w roku na kajakach) postanowilam w kraju masla orzechowego zaopatrzyc sie w pokazne ilosci slodyczy z maslem orzechowym w srodku. Nie zebym byla od razu jakims fanem jedzeniowej kultury amerykanskiej - mysle, ze raz w roku ani maslo orzechowe ani hamburger nikomu nie zaszkodzi. Polecam wiec goraco
milosnikom masla orzechowego sprobowac m&m's z maslem orzechowym zamiast calych orzeszkow w srodku -- moim skromnym zdaniem moga spokojnie konkurowac z snickersem w kremie!

Sunday, August 10, 2008

borówki


w tym roku, po raz drugi w historii moich kajakow (pierwszy raz mial miejsce na Drawie2002) doszlo do zbierania borowek (zwanych w niektorych czesciach Polski jagodami:). Dokonalismy rowniez pomiaru czasu zbierania: o.5 litra w 30-40 minut, zalezy glownie od zdolnosci manualnych zbieracza jak i faktu posiadania dobrego wzroku.

Borowki nastepnie spozylismy z jogurtem, smietanka i cukrem w dwu wersjach:
a. z bąblowcem
b. bez bąblowca (czyli borowki oplukane w wodzie)
A ja jak do tej pory zachorowalam na pomysl Kasi, czyli muffinki z borowkami oraz pomysl Agi: kruche ciasto z borowkami i gora bezy na wierzchu - pozdrawiam jagodowo :)

Monday, July 14, 2008

powidło wiśniowe


czyli kajakowe wspomniania...

Moje pierwsze 5 dni wakacji uplynelo pod haslem powidlo wisniowe - robilam je pierwszy raz, a zainspirowala mnie na ubieglorocznych kajakach Alina vel Ala
. Do tej pory slowo "powidlo" oznaczalo w slowniku moich pojec kulinarnych powidlo wegierkowe i ja, znany uparciuch, bylabym sie w stanie klocic godzinami ze jedynie dlugo smazonym wegierkom miano powidla winno sie nalezec!

Dzis wiem ze powidlo to rodzaj przetworow z bardzo mala iloscia cukru (
lub wogole bez cukru), bardzo dlugo smazone, praktycznie do odparowania soku. Mozna usmazyc wiec powidlo rowniez z wisni i wcale nie jest od wegierkowego gorsze. Powidlo owe jest kwasne niemilosiernie i wysmienite, idealne zrodlo witaminy C, wiec ahoj! i do wiosel :-)


Przepis na powidlo wisniowe wg. Aliny vel Ali:

3 kilogramy bardzo dojrzalych, wydrylowanych wisni
kilka lyzek cukru (ortodoksyjni nie dodaja:)

Wisnie (najlepiej tzw. sokowki) zasypac cukrem, najlepiej w garnku o grubym i szerokim dnie, odstawic na 10 minut, wymieszac, nastepnie powoli zagotowac. Gdy wisnie "puszcza sok" i doprowadzimy je do wrzenia,
polowe plynu mozna odlac dzieki czemu powidlo bedzie smazylo sie krocej (sok mozna wykorzystac jako syrop do deserow). Wisnie nalezy nastepnie gotowac az odparujemy prawie caly sok, a masa wisniowa zacznie przypominac gesta marmloade (na koncu smazyc na bardzo malym ogniu). Caly proces zabiera, w zaleznosci od srednicy garnka, nawet do kilku godzin (ja akurat gotuje powidlo z przerwami, pietnascie gotowania powiedzmy, potem powidlo calkowicie studze, znow zagotowuje i tak w kolko). Gdy powidlo ma konsystencje "ze lyzka staje" nadaje sie do przelozenia do sloikow.

Nie warto sie zamartwiac - powidlo wisniowe jest tak pyszne, ze zapomniny szybko o godzinach spedzanych
z drewnana lyzka w reku i wpatrywaniu sie w wisnowa mase :-)

PS.1.
Za zdjeciu: drogocenny sloiczek powidla wisniowego od Ali + polaniecki miod rzepakowy.

Monday, June 30, 2008

syrečky


duzymi krokami zblizal sie nasz przyjazd do Srodkowej Europy, ktory tym razem zaczac mielismy w Zlotej Pradze. Od kilkunastu wiec dni dreczylismy sie tzw. marzeniem kulinarnym i planowalismy jakie miejsca w tym celu odwiedzimy ponownie? Wydawaloby sie, ze po miesiacach bez wieprzowiny, Lukasz popedzi na golonke czy inne zeberka... Ale tu mnie zaskoczyl stwierdzeniem, ze nie ma to jak smazone sery, a nade wszystko wonne olomoucké tvarůžky!

Te dojrzewajace serki wyrabia sie w okolicach Olomunca od XVI wieku, obecnie produkuje je firma AW
w miasteczku Loštice. Do ich wyrobu uzywa sie tylko i wylacznie twarogu oraz soli, a barwa oraz aromat zaleza od stopnia dojrzalosci syrečků. Najlepiej smakuja podane ze swieza bulka i maslem lub usmazone na zloto podawane, prawdziwa česká klasika, z frytkami.

Pamietam jak lat temu juz chyba nascie przeczytalam w krakowskim dodatku do Wyborczej (a moze byl to program telewizyjny?) recenzje Roberta Maklowicza zachwalajaca owe tvarůžky, przy najblizszej wiec okazji przywiezlismy je z Bardejova... Nie zachwycily nas wtedy... mam nadzje, ze tym postem oraz zdjeciem tvarůžků z kminkiem uda mi sie choc po czesci zrehabilitowac :)

Monday, June 16, 2008

panzanella


z pewnym rozgoryczeniem stwierdzam, ze od miesiecy juz chyba nie zagoscil tu zaden wloski przepis. Pociesza mnie jedynie fakt, ze nie zagoscil tez zaden francuski, bo wtedy czulabym sie na prawde strasznie niezrecznie wobec mojego ulubionego wakacyjnego kraju jak i jego kuchni! Coz, jestem kulinarna szowinistka, przedkladam Rzym nad Paryz (nie tajemnica jest, ze Paryza nie znosze, moze nie potrafie go docenic, coz nie potrafimy wszystkiego:), choc uwielbiam crème brûlée, to pierwsze miejsce i tak zajmuje u mnie crema di mascarpone...

Ale mialo byc o wloskiej klasycznej kuchni, wiec: panazlanella -- toskanska salatka chlebowa na upalne dni, na piknik nad brzegiem morza, gdy dojrzale warzywa pachna jak nigdy, a oliwa kusi. Obawiazkowe skladniki to chleb, pomidory i dobra oliwa wlasnie. Moja wersja zawiera ponadto: czerwona cebule, pikantna papryczke chili, pietruszke, sok z cytryny, szczypte soli, cukru. W roli chleba swietnie sprawdza sie jasny zytni na zakwasie.

W tym miejscu pozostaje mi jedynie miec nadzieje, ze nie sa to ostatnie upalne dni gdy panzanella smakuje wysmienicie, musi byc przeciez jakis sposob na zabranie tej slonecznej izraelskiej pogody na jakis miesiac do Europy Srodkowej, nieprawdaz?

PS. Lukasz prosil mnie bym dodala, ze On woli wersje z octem balsamicznym, z tego tez powodu rak na prawde robie salatke na zmiane: raz
panazlanella z sokiem z cytryny, raz z Aceto Balsamico di Modena :-)

Sunday, May 11, 2008

brambory pečené kateřiny


zaczynam powoli zapominac o moich ulubionych czeskich przepisach, moze dlatego, ze wogole nie pasuje mi do tutejszego otocznia twarogowy knedlik, czy smazony ser... Jednak chyba to nie zapomnienie, moze to usypianie tesknot? Mimo tego, ze nie jestem fanem miesa, to przeciez czasem marze o salatce ziemniaczenej z smazona panierowana wieprzowa watrobka (smažená vepřová játra s bramborovým salátem) i zapewne z tego powodu przypomnialam sobie o potrawie o ktorej mowa w tytule czyli: pieczone ziemniaki Kateřiny w roli glownej!

Przepis: obmyte, obsuszone surowe ziemniaki w mundurkach kroimy w osemki, rozrzucamy na blasze i pieczemy do rumianosci, miekkosci. Z jogurtu ze smietana/majonezem oraz natka pietruszki i czosnkiem, sola, pieprzem przygotowujemy sos, ktorym zalewamy przestygniete nieco ziemniaki. Podajemy z czymkolwiek z grila, badz chocby z salatka ze swiezych warzyw :)

I historia: Kateřine poznalismy dzieki Ivce, pojechalismy w okolice Tabora dokladnie rok temu... ale gdyby nie subtelny fakt, iz wczesniej wypatrzylam na Malej Stranie pewne maritonetki i gdybym nie wspomniala akurat Pavlovi, ze bracia Ruzicka robia piekne loutky, to dzis nie znalabym ani Kateriny ani Jej salatki...

Sunday, January 06, 2008

smaki dziecinstwa 1


czyli grzanka z serem i slodka papryka!
Jest kilka dań (oj, nie wiem czy "dań" to nie jest za duzo powiedziane:) ktore kojarza mi sie wylacznie z dziecinstwem, wsrod nich prym wiedzie smazona smietana (tu i tu), ktora byla luksusem tak niespotykanym, ze niektorzy chowali owa smietane prawie pod kluczem w spizarni. Grzanki z serem, takie prawdziwe, zapiekane na patelni, na malutkimm ogniu, az takim luksusem nigdy nie byly, ale poniewaz dziecinstwo ma swoje prawa, wszystko wydaje sie wtedy wieksze, smaczniejsze i bardziej skomplikowanie niz teraz, to czas na wspomnienia :)
Banalna to kolacja, na ktora potrzebujemy:
- kilkudniowa bulke
- miekki zolty ser (edam, maasdam,
emmentaler, w ostatecznosci cheddar :-) choc zapewne w dziecinstwie byl to najzwyklejszy "salami" i tez smakowal wysmienicie!)
- maslo
- slodka czerwona papryke w proszku
Bulke kroimy w cienkie kromki, smarujemy maslem i ukladamy na patelni, kromki przykrywamy serem i posypujemy papryka. Smazymy az beda dobre, czyli do roztopienia/przyrumienienia/skwierczenia sera -- co kto lubi :)

Saturday, December 22, 2007

for Christmas


coffee full of cardamon
hearts full of honey
and every minute full of people you love and need!
B+L

Friday, October 12, 2007

pigwa



ciekawe czy w tym roku obrodzila pigwa, jesli tak to chyba niebawem powinien nastac na nia sezon? Na zdjeciu zeszloroczna marmolada-galaretka z pigwy mojej roboty wg. przepisu Nancy Gaifyllia, dodalam troszke mniej cukru, a w trakcie gotowania do pigwy dorzucilam nasiona i obierki zw woreczku z gazy (by nie wyrzucac cennej pektyny).

A wogole pomysl na marmolade pigwowa i ser, to mistrzostwo (proponuje z bundzem)! Moja hispanska kolezanka opowiadala mi niejednokrotnie, iz jest to bardzo popularne polaczenie w Hiszpanii, a na moje pytanie "z jakim serem mozna jesc ta marmolade?", Angeles odpowiedziala rozkosznie: "a z jakim serem ja jej nie jadlam?" :-)

Thursday, October 04, 2007

baton vs begel


na zdjeciu: fragment z albumu o Izraelu, a tymczasem my juz tutaj. I prawda jest, ze wszelkie precle, buly, chlebki i chałki tu kroluja. Te owalne, zwane jerozolimskimi, sezamowe bagele, ktore widac na zdjeciu, sprzedawane sa wraz z przyprawa za'atar w malym zawiniatku, czesto zrobionym z kawalka gazety :-) ponoc nie mozna wyjechac z Jerozolimy nie probujac ich, wiec jeszcze zostajemy...
A alternatywa to musli baton z jogurtem (z polskiego Coffee Heaven luz czeskiej Crocodilli, ktore sie strasznie wstydza swojego odpowiednio polskiego i polskiego pochodzenia), na Bliskim Wschodzie ciezko dostepne -- to nawiazanie do poprzedniego postu -- wiadomo, nie mozna miec ciastka i zjesc ciastko jednoczesnie :-)