Monday, September 26, 2011

cydr czyli jabłecznik




każdy gatunek jabłek może być użyty do jabłeczniku; najlepsze atoli są jabłka jesienne lub tak zwane zimowe, kwaśne, mianowice z jabłoni hodowanych z nasienia i nieszczepionych; takie dają najlepszy i najtrwalszy jabłecznik.s. 63, Zielnik Ekonomiczno-Techniczny czyli Opisanie Drzew, Krzewów i Roślin dziko rosnących..., Józef Gerald-Wyżycki, 1851

Jabłka sa głównym surowcem do wyrobu win [owocowych], zwłaszcza lekkich i musujących. Z moszczu niedoprawionego otrzymuje się naturalne wino, tzw. jabłecznik, z moszczu doprawionego - wino mocniejsze, czyli wino jabłkowe.

s. 468, Chemia praktyczna dla wszystkich, praca zbiorowa, 1974

Tyle stanowia ksiazki, a jaka jest rzeczywistosc? Rzeczywistosc chyba nadal w wiekszosci przybytkow gdzie mozna kupic napoje procentowe jest mniej wiecej taka jak kilka lat temu opisywala ją w swym felietonie Agnieszka Kręglicka: "I krew mnie zalewa, mieszkankę jabłkowego raju, kiedy w sklepach alkoholowych nie mogę dostać cydru!" Dzisiaj, czasem cydr francuski czy angielski mozna spotkac na polkach sklepowych w Srodkowej Europie, niewiele i nie zawsze, zdarzy sie ze pojawi sie tez rodzimy, ale jakos tak niesmialo i w nielicznych miejscach...

Az rok temu zadwonil do nas Pavel z pytaniem: przyjdziecie za chwile pozbierac z nami prawdziwe jablka, a potem pojedziemy do tloczni zrobic moszcz? Nie wahalismy sie, pojechalismy raz dwa, dowiedzielismy sie tym samym ze w wielu podpraskich wioskach jesienia funkcjonuje instytucja zwana moštárna - czyli tlocznia sokow owocowych; wroclilismy z kilkonastoma litrami swiezego jablecznego moszczu. Na Forum Domowych winiarzy znalezlismy sprawdzone przepisy, z polecenia Ptasi. Z pomyslu Lukasza nastawilismy wlasny jabłecznik.


Przepis na cydr czyli jabłecznik (na sposób francuski, na podstawie domowego winiarza JM):
jablkowy moszcz*
butla ze szczelnym korkiem a w nim z rurka fermentacyjna



Moszcz wlac do butli (napełniając naczynie do max. 3/4 jego objetosci). Nastepnie szczelnie zamknac butle korkiem z rurka fermentacyjna i odstawic w cieple miejsce (u nas 24 st.C). Po okolo dobie-dwoch moszcz powinien juz burzliwie fermentowac, gdy fermentacja ustanie (okolo 5-7 dni od nastawienia jablecznika) jablecznik zlac znad osadu, przelac do czystej butli, zamknac korkiem z rurka fermentacyjna i umiescic w chlodzie ( u nas 12st.C) na okres 6 tygodni, po czym rozlac do butelek, pozostawic na kolejne kilka miesiecy by dojrzal. Nasz dojrzewal blisko rok, jest delikatny, owocowy, dosc wytrawny, a najwazniejsze ze swoj wlasny. Planujamy kolejne jablecznikowanie na ten rok!

* moszcz to swiezy sok owocowy, zwyczajowo z winogron, jednakze mianem
moszcz mozna okreslic swiezo wycisniety sok z dowolnych owocow czy nawet warzyw.



PS. To moje dwa grosze do Dnia Jablka organizowanego przez Tatter, z mial achecia dolacze Pusiu! :-)


Monday, September 19, 2011

izrael, migawki nieco targowe

lubie kazdy targ, nie ma za bardzo znaczenia czy jest to krakowski Stary Kleparz (ktory uwielbiam), gorlicki malenki maslany rynek ostatnio odnowiony i nad podziw urokliwy, czy uporzadkowane i zadbane targi w Helskinchach badz Sttudgarcie lub obłędny swiateczny targ w Norymberdze. Prawdziwe warzywa i owoce, lokalne slodycze, miody, nabial nie maja sobie rownych.

Targi o ktorych znow wspomne dzis: suk w Starej Jerozolimie i zydowski shuk Mahane Yehuda, tez w Jerozolimie maja zupelnei inny charkter niz polskie targi czy te bardziej zachodnioeuropejskie. Nigdzie w Europie chyba nie spotkamy tak licznie siedzacych na samym bruku staruszek sprzedajacych ziola niemal na kilogramy, a w sezonie suszone winogrona czy figi, sprzedawcow nawolujacych, wrecz wrzeszczacych co sil, sprzedawcow w szczerozlotej koronie zachecajacych do zakupu halvah :-)

W miejsce przepisu polecam dzisiaj kilkanascie jerozolimskich targowych migawek, zapewne zdjecia nie oddadza calego charakteru opisywanych miejsc, ale sa namiastka wrazen, wrazen ktorych nie moze sobie odmowic w Jerozolimie ani jej mieszkaniec, ani turysta, tym bardziej ktos kto lubi wrzawe, owoce i slodycze!

Na izraelskim targu nie moze zabraknac granatow (ktore swietnie nadadza sie na zydowski Nowy Rok Rosh Hashanah, juz za 10 dni), jak widac nie moze zabraknac tez soku ze swiezych granatow i okuć z motywem granatow na bramie w dzielnicy armenskiej Starego Miasta:





Nie moze zabraknac tez daktyli, suszone dostepne sa caly rok, te jeszcze nie do konca dojrzale wisza na daktylowych palmach wokol Starej Jerozolimy chociazby, swieze juz pojawily sie w sprzedazy 3-4 tygodnie temu:



Halva w stoisku "King of Halvah" kusi niesamowicie, tegoroczny hit to chlwa z owocami passiflory, hit ponadczasowy to chalwa makowa (zdjecie ponizej):




Aromatyczne herbaty, suszone czy swieze owoce zawsze dobre:





Kontunuujac "slodki" wątek - kusza ogromne blachy z domowa baklava, a zaraz obok foremki drewnianie (rzadziej te plastikowe) na ciastka ma'amoul:



I beduinskie czy arabskie handlarki, ich tez nie moze zabraknac na palestynskim z kolei targu, z ogromnymi torbami wypelnionymi ziolami, baklazanami, liscmi winogron, winogronami, figami:







PS. Bacha wyroznila mnie niedawno, za co ogromnie dziekuje!

Monday, September 05, 2011

ze śliwkami i dereniówka


pojechalismy wczoraj na dereń, w Czeski Kras jak co roku, choc w tym roku na poczatek do lasu w poblizu miejscowosci Roblín, gdzie wiosna przy okazji przylaszczek podziwiania znalezlismy kilkanascie kolejnych dereni. I jak co roku zbieralam deren, a Lukasz czytal, tym razem akurat nie New Yorkera ale "Rozpoznanie wzorca" Williama Gibsona, srednio co pietnascie minut rzucajac zdanie w stylu: kleszcz po mnie idzie lub dobrze, ze nie musze niczego z toba zbierac, bo nienawidze :D

Uwielbiam nasze wspolne wypady do lasu, we mnie sie budzi wtedy atawizm zbieracza o ktorym nawet ostatnio rozprawiali Pióro i Bieńczyk zastanawiajac sie dlaczego zbierania plonow nalezy do kanonu naszych wyobrazen o szczesciu i sielance? Nie wyjasnili owi panowie zjawiska jednoznacznie, musi wiec byc z deka irracjonalne, ale coz, tez lubie czasem pozbierac, a potem nastawic dereniowke, dopiero wtedy moge siegnac po ksiazke.

Dluzsza chwile zastanawialm sie co poza dereniowka mozna zrobic z derenia, zastanawialam sie i nic z tego zastanawiania sie nie wyszlo, oboje z Lukaszem wyjatkowo zgodnie stwierdzilismy, ze deren jest za szlachetny by robic z niego jakis zwykly dzem czy ocet, co zreszta chodzilo mi od kilku dni po glowie...

Sliwkowa tarta zasluguje na lyk dereniowki i na dodatek orzeszkow piniowch, ktory okazal sie nielada przebojem (wypatrzone rok temu u Majki). Owa kropla dereniowki do sliwek, to szczegolnie propzycja dla tych, ktorzy dereniowki pic nie musza, ale uwielbiaja ją robic, z doswiadczenia wiem, ze dereniowke bardzo dobrze sie rozdaje :-)

Przepis na tarte ze śliwkami, orzeszkami piniowymi i dereniowka:
ciasto:
200g maki
100g zimnego masla
50g cukru
3-4 lyzki lodowatej wody
ponadto:
400g wegierek
25g piniowych orzeszkow
50ml dereniowki
plaska lyzka masla
zoltko
gruby cukier

Make wymieszac z cukrem, dodac zimne maslo, lodowata wode i szybko zagniesc. Wlozyc na pol godziny do lodowki. Sliwki umyc, wypestkowac, zalac dereniowka i odstawic na kilkanascie minut. Schlodzone ciasto rozwalkowac na ksztalt kola o 4mm grubosci, delikatnie rozprowadzic na nim lyzke masla, na srodku ulozyc odsaczone z nalewki sliwki, posypac orzeszkami piniowymi. Boki ciasta zawinac, tak by przykryly sliwki. Brzegi ciasta posmarowac zoltkiem, posypac cukrem. Piec 25 minut minut w 175st. C. To ciasto na jesien, rumiana jesien.

PS. Jesli ktos ma ochote na inne nietypowe dodatki do sliwek, to polecam jescze czeski patent: sliwki i mak.

Tuesday, August 30, 2011

izrael, migawki nieco kulinarne


sa cztery miejsca w ktorych mieszkalam dluzej niz chwile (czyli po kilka lat), ktore darze ogromnym sentymentem, w ktorych zostala czastka mnie. A moze to ja zostawilam w tych miejscach czastke siebie? Nie wiem do konca, wiem jednak ze miejsca te to: Beskid Niski, Krakow, Praga i Izrael, wracam do nich gdy tylko moge, co kilka miesiecy, co dzien lub raz na rok. Kilka dni temu znow odwiedzilam Izrael.


Palmy daktylowe i biale mury Starej Jerozolimy (ktore, zwyklam zartowac, wyczytalam sobie w dzieciecej bajce, powyzsze dwa zdjecia) to jeden z moich ulubionych izraelskich widokow, konkurowac moze z nim jedynie poranek na shuku Mahane Yehuda czy wieczor na plazy w polnocnym Tel Avivie badz nad Jeziorem Galilejskim, archeologiczne wykopaliska liczace najmniej kilka tysiecy lat ktorych nich nie odwiedza (ze przytocze Shivte na pustyni Negev czy Susite na skraju Wzgorz Golan), ciagnie mnie do tych miejsc ogromnie i w mig po powrocie zapominam ze pod nogami straszny brud (tym razem postanowilam nie owijac w bawelne i uzyje tutaj wprost slowa brud), a dookola okropna wrzawa, wrzawa mila, choc w duzych dawkach zwlaszcza o 4 nad ranem troche meczaca :-)

W miejsce przepisu dzisiaj kilkanascie wakacyjnych zdjec, dosyc przypadkowych i wyjatkowo niezaplanowanych, glownie kulinarnych, czuje ze moze to byc kompletnie nieobiektywny obraz Izraela - nie znajdziecie mych zdjeciach ortodoksyjnych dzielnic, zaniedbanych zaulkow, balaganu na plazy, nie odczujecie upalow ani powiewu popoludniowego wiatru. Celowo zapominam o tym co niekoniecznie w Izraelu lubie, robie to dla wlasnej wygody, myslac tylko negatywnie nie mialabym powodu wracac do Ziemi Obiecanej.
Tak juz jest, Izrael jest miejscem ktore nie pozostawia czlowieka obojetnym...

Na poczatek wedrowca zapraszam nad brzeg Jeziora Galilejskiego, na dwa chleby - pity i oczywiscie hummus do tego. Nie sklamie jesli napisze ze w duzej mierze dla tego widoku lecialam tym razem do Izraela, dla wieczoru i poranka nad Jeziorem Genezaret, gdy wokolo palmy daktylowe, slonce i upal, naprzeciw charakterystyczny ksztalt gory Arbel, a ludzie boso chodza po szkle:





Zmeczony kontynentalnym sloncem wedrowcu uciekaj szybko do gorzystego klimatu Jerozolimy,
najlepiej zaslodzi knafeh (na jednym z ponizszych zdjec towarzyszy nam Waldek, ktoremu ogromnie dziekujemy za goscine!):






Jesli jednak wedrowca slodki niezmiernie knafeh nie kusi, to moze skosztuje "ulicznego jedzenia" w ktorym Izrael i Palestyna przoduje, ze wspomne falafel czy plaskie placki z za'atarem i oliwa, burekasy, chipsy bisli, bodajze najlepsza poza Italia kawe (mrozona obledna), wspaniale lody z passiflora i znow deser - rugelach z czekolada, te z piekarni Marzipan ponoc slynne na caly swiat:








Na koniec wedrowiec spoczac moze w pasiastym namiocie lub na perskim dywanie. My nie moglismy sie oprzec i znow odwiedzilismy nasze ulubione jerozolimskie restauracje: Askadinye na ulicy Shimon HaTzadik i Al-Diwan Hotelu Ambassador, znow z Jerozolimy wrocilam z beduinskim dywanem, znow z łzą w oku wspominam daktylowe palmy i biale mury Starego Miasta, te najpiekniejsze od strony Bramy Damascenskiej:





Monday, August 08, 2011

lody, daktylowe


przedwczoraj w archeologicznym przewodniku* Jerome Murphy-O'Connor'a, moim ulubionym przewodniku zreszta, znalazlam bilet z palestynskiego autobusu. Nie powinno mnie to wcale dziwic, bowiem zakladki w moich ksiazkach to wykorzystane bilety komunikacji naziemnej czy lotniczej, bilety wstepu do muzeow, parkow narodowych, wizytowki z kawiarni, z rzadka suszone liscie choc i takie sie znajda, jak te oliwne na powyzszym zdjeciu.

Pamietam dobrze jak spedzilismy pierwszy nasz piatek w Jerozolimie. W samo poludnie, po leniwyym sniadaniu (w Palestynie i Izraelu weekend przypada na piatek i sobote) pierwszy raz jechalismy wspomnianym arabskim busem i wybralismy sie na spacer po Starym Miescie. Nie wiedzielismy, ze wtedy konczy sie poludniowa modlitwa na Wzgorzu Swiatynnym, ktora w czasie Ramadanu gromadzi rzesze wiernych, nie wiedzielismy ze bardzo waskie uliczki Starej Jerozolimy zalewa morze ludzi. Tak, nie tlum ludzi, ale morze! Na dobre 30 minut utnkelismy przyparci do sciany, a ludzka rzeka plynela w kierunku przeciwnym do kierunku naszego ruchu. Po przeciwnej stronie uliczki stali przerazeni amerykanscy turysci krzyczac do nas z zapytaniem jak dlugo to potrwa? nie mielismy wowczas pojecia, ale rok pozniej w trakcie trwania Ramadanu celowo chodzilismy do jerozolimskiego Strego Miasta
by czuc, widziec i slyszec radosc swietowania.


We Wschodniej Jerozolimie koniec calodziennego ramadanowego postu obwieszczaja wystrzaly armat, naprawde armat, huk to nieprzecietny (te same armaty zreszta oglaszaja bladym switem postu poczatek)! Zaraz po zachodzie slonca nalezy "przerwac post", tradycja glosi by uczynic to spozywajac daktyle.

Daktyle stanowia zreszta nadzienie popularnych ramadanowych ciastek makroud (na zdjeciu po lewej) oraz nadzienie ciateczek ma'amoul. Na przerwanie postu jednak zjada sie suszone daktyle
, mozna by skusic sie tez na daktyle nadziewane orzechami, choc raczej nie robi sie tego czesto. Jesli Ramadan przypada na letnie miesiace, to mozna by zaryzykowac daktylowe lody, jesli ktos Ramadanu nie obchodzi, to na owe zimne, slodkie i sycace lody moze skusic sie w samo upalne poludnie!

Przepis na lody daktylowe (inspiracja Uri Buri):
2 szkl mleka
200g daktyli
2 lyzki jasnego miodu (opcjonalnie)
2 duze zoltka
2 lyzki cukru
1 szkl slodkiej smietanki 30%
garsc prazonych orzechow badz sezamu (opcjonalnie)

Daktyle pozbawic pestek jesli takowe zawieraja, zmiksowac na gladka mase (mozna dolac odrobine mleka w trakcie miksowania). Zoltka utrzec z cukrem. Zmiksowane daktyle wymieszac z mlekiem, miodem i zagotowac, nastepnie wlac do zoltek z cukrem, mase ubijac 1-2 minuty, gdy dosc dobrze przestygnie wlac smietanke i znow ubijac przez 1-2 minuty. Mase lodowa schlodzic w lodowce, a nastepnie zamrozic przy pomocy maszynki do lodow, badz w zamrazarniku (wtedy przez pierwsze 4 godziny mrozenia nalezy lody co godzine bardzo dokladnie wymieszac, zamrazac kilkanascie godzin). Przed podaniem mozna lody posypac prazonymi orzechami lub sezamem. Dobre na ochlode lub na oslode ;-)

PS. Od Tili dostalam wyroznienie, ogromnie dziekuje!

* Jesli jeszcze nie powiedzialam tego tutaj o sobie, to nadmienie, ze nie znosze urzadzen GPS, a moja wielka miloscia sa przewodniki i mapy; mapy i przewodniki potrafia mi zastapic wszelaka rozrywke, wiele planow miast umiem na pamiec, bede butna i powiem, ze nigdy sie nie gubie, chociaz moze nie zawsze do celu ide/jade najkrotsza droga :-)

Monday, July 25, 2011

strudel





jesli ktoś raz skosztował prawdziwego strudla, będzie już zawsze za nim tęsknił.
Ten wiedeńsko-budapesztanski specjał (na Węgrzech zwany rétes), w czasach
gdy Kraków leżał jeszcze w Europie, równie często goscił na galicyjskich sto
łach.
strona 216, Robert Makłowicz, "CK kuchnia".

Pamietam nieco przez mgle zywe wspomnienia i dyskusje o strudlu w domu mojej babci, w domu ktory kiedys lezal w polnocnej czesci Galicji. Strudel byl ciastem o ktorym rozprawialo sie wieczorami, ale nigdy sie go nie pieklo. Gdy po raz pierwszy
w wiedenskiej kawiarni sprobowalam strudel, nie mailam watpliwosci, ze to samo ciasto bylo bohaterem rodzinnych opowiesci, szybko przekonalam sie na wlasne oczy, ze strudel w Europie przelomu XX i XXI wieku ma sie bardzo dobrze i nie jest ciastem tylko z bajek.I tak, popelnilam kiedys ten blad, sprobowalam prawdziwy wiedenski strudel. Po tygodniu, z tesknoty za tamtym smakiem siegnelam po przepis. Lat minelo juz wiecej niz kilka, wyprobowalam nadzienie klasyczne z jablkami, nadzienie ze sliwek, nadzienie z wisni - ktore powala na kolana, a przedwczoraj - morelowe, morele bowiem jak zaden inny owoc kojarza mi sie z Austria.

Strudel (wym. sztrudel) jest bodajze najslynniejszym austriackim ciastem. To rodzaj zawijanego ciasta, w tradycyjnej wersji przygotowywany z ciasta niemal pierogowego z dodatkiem octu winnego i kropli oleju. Elastyczne ciasto walkuje sie bardzo, bardzo cienko, nadziewa owocami (slone farsze tez sa znane), zwaija i piecze polewajac sowicie maslem jednoczesnie. Podaje jeszcze cieply. Bez strudla nie ma Austrii, ale i kazdy w Czechach i na Slowacji wie co to jest strudel, strudel ukrywa sie tutaj pod pod nazwa závin badz štrúdl, w Chorwacji tez zna go dzisiaj niejeden i mowia ze na Wegrzech tez. W Krakowie nigdy sie ze strudlem nie spotkalam, czyzby Krakow rzeczywiscie przestal byc w Europie i zapomnial czasy swego ukochanego cesarza Franciszka Jozefa?

Przepis na strudel z morelami i czarnym pieprzem:

Ciasto (wedlug ambasadora Austrii Wolfganga Steiningera z WO 12.06.1999)
250g maki
szczypta soli
pol szklanki letniej wody
lyzeczka oleju
lyzeczka octu winnego
jajko

Nadzienie
1.5kg moreli
skorka otarta z cytryny
kilka szczypt swiezo mielonego czarnego pieprzu
100g cukru
100g masla
50g bulki tartej

Make wsypac do misy, zrobic w srodku dolek, dodac szczypre soli, ocet, olej, wlac letnia wode i
wbic jajko, ciasto zarobic i wyrabiac az bedzie elastyczne i miekkie (wyrabiam okolo 10 minut). Nastepnie ciasto przykryc nagrzana miseczka i pozostawic na kolo 30 minut. W tym czasie morele oplukac, obrac, pokroic na cwiartki, dodac cukier, skorke z cytryny, pieprz i odstawic na okolo 15 minut by puscily sok. Ciasto podzielic na 2 czesci, rozwalkowac bardzo cienko na prostokat 40x60cm mniej wiecej, posmarowac roztopionym maslem, posypac bulka tarta, nalozyc nadzienie (bez syropu ktory powstanei na dnei moreli), zwinac delikatnie, przelozyc na natluszczona blache, posmarowac roztopionym maslem, posypac cukrem. Piec 30 mniut w temp. 175. st.C. Wcinac jeszcze cieply, mozna wspomniec czasy Austro-Wegier.


PS. Morelowe wypieki uskutecznialam z Alcia, Monika i Majanka, jak zwykle swietnie sie z dziewczynami bawilam ;-) Morelowe smaki wybrala Monika, ktora zreszta przypomnialam mi o strudlu.

Monday, July 11, 2011

tarta, z młodymi ziemniakami


mam przed oczami scene z filmu gdzies o polskiej wsi XIX wieku, a moze to bylo w ksiazce, w Chłopach? W kazdym badz razie, kazdego roku gdy nadchodzi lato wrecz czuje, ze jest jak dawniej: kobieta idzie z obiadem na pole gdzie pracuja zniwiaze, w reku niesie gliniane dwojaki, a w dwojakach ziemniaki i kwasne mleko.

Tak, ziemniaki z kwasnym mlekiem stanowia dla mnie prawdziwy polski letni obiad, obiad z letniej kuchni Babci Celki, takiej wiejskiej prostej kuchni (niekoniecznie bogatej zreszta). Gdy nastawal czas zniw,
Dziadek Czesiek rankiem dłubał mlodych malenkich ziemniakow, mleko czekalo juz ukwaszone... kolo poludnia wszyscy wcinalismy ziemniaki z kwasnym mlekiem w cieniu pod ogromnym orzechem na skraju podworka, bezcenne!

W Pradze mlode ziemniaki sa rarytasem calkowicie nieznanym. Ale czy moze byc lato bez mlodych ziemniaczkow z maslem, koperkiem? Nie moze, prawda? Jesli ktos nie ma odwagi serwowac glinianej miski pelnej mlodych ziemniaczkow i kubka kwasnego mleka, to co powie na tarte z mlodymi ziemniaczkami? Bardziej swiatowo a jednak po polskiemu?


Przepis na tarte z mlodymi ziemniakami (spod na ciasto Żaby + radosna tworczosc wlasna):

ciasto
200g maki
100g masla
1 zoltko
1 lyzka smietany
2 lyzki maku
duza szczypta soli

nadzienie
1/2kg mlodych, malych ziemniakow
1 lyzka masla
1 szkl kwasnej smietany
2 jajka
50g bryndzy
50g oscypka
garsc koperku
3 mlode cebulki z cybuchami

Ciasto: Make posiekac z maslem, dodac zoltko, smietane, sol, mak, zarobic w kule i odstawic do lodowki na min. pol godziny. Nastepnie ciastem wylozyc forme na tarte (o srednicy 25 cm), ponakluwac i podpiec w temp. 175 st. C 20 minut.
Nadzienie: Ziemniaczki obrac, poprzekrawac na polowki badz cwiartki i gotowac w lekko osolonej wodzie okolo 20 minut (maja byc odrobine twarde). Nastepnie na patelni rozpuscic maslo (wylaczyc gaz), wrzucic ugotowane ziemniaczki, posiekany koperek, cebulke, cybuchy, wymieszac delikatnie potrzasajac patelnia. Ziemniaki wylozyc na podpieczony spod i zalac smietana wymieszana z jajkami, bryndza, startym oscypekiem. Mase wlac na podpieczony spod, piec 20 minut, na poczatku w temp. 175 st, po 10 minutach temperature piekarnika zmniejszyc na 150st. C.
Zajadać pod orzechem na podworku, gdy słońce świeci nad nami, ogrzewa nasze nagie ciała promieniami, lato, lato...

Dobrych, upalnych wakacji wszystkim zycze!