Należąca do rodziny Astrowatych (Asteraceae) roślina może, uwaga, dorastać do prawie 2 metrów wysokości. Tworząc przy tym obficie kwitnące, i zwarte kępy.
Kwitnie w sierpniu, i wrześniu, ale w tym roku pierwsze kwiaty pojawiły się na roślinie już końcem lipca. Kwiaty są największą ozdobą rośliny, pojedyncze są raczej niewielkie,w kolorze zgaszonego różu. Zebrane jednak w spore wiechy, robią spore wrażenie.
Jak już wcześniej wspomniałam rośliny są wyjątkowo mało wymagające, i łatwo dostosowujące się praktycznie do każdych warunków, jednak na lekkich glebach może przysychać, dlatego w okresach suszy warto dodatkowo ja podlewać.
Po raz pierwszy z Sadźcem zetknęłam się dopiero w trakcie mojej pracy w Wielkiej Brytanii. Malutka sadzonka - a właściwie jeden pęd z kilkoma korzeniami, przywleczony przez jednego z naszych wolontariuszy szybko przystosował się do panujących wokół niego warunków, i z każdym rokiem zaczął pochłaniać kolejne elementy rabaty.
Mój stosunek do niego by ambiwalentny, taka typowa 'love hate relationship' , czyli krótko mówiąc kochałam go nienawidzić. Nie zliczę ile razy próbowaliśmy go wytępić. Jednak co roku odrastał ze zdwojona siłą. W końcu poddaliśmy się, jego wola przeżycia wygrała.
Pokochały go jednak nasze pszczoły, które w słoneczny dzień obsiadają prawie każdy kwiat. I może przez te pszczoły, dla których Sadziec stał się cennym źródłem pożywienia mój stosunek do niego w chwili obecnej bardzo złagodniał, i powoli zaczynam doceniać jego walory.
Sadziec świetnie nadaje się do ogrodów naturalistycznych. Ze względu na swoje rozmiary jest ciekawą rośliną osłonową. Dobrze wygląda też zestawiona z różnego rodzaju trawami, i niskimi krzewami.
Czekam na Wasze opinie o tej roslnie.
Macie, sadzicie?
Lubicie, a może wręcz przeciwnie?
Pozdrawiam serdecznie.
XOXOXO