Wątróbka po berlińsku
½ kg wątróbki (u
mnie drobiowej)
3 jabłka
2 cebule
3 łyżki masła
sól, pieprz
mąka do
otoczenia wątróbek
Wątróbki umyć,
osuszyć pokroić w plastry (jeśli mamy wątróbkę wieprzową lub cielęcą). Otoczyć
w mące. Jabłka obrać, pokroić na plastry, wyciąć gniazdo nasienne. Cebulę obrać
i pokroić w piórka. Na patelni rozgrzać łyżkę masła, obsmażyć plastry jabłka z
każdej strony po 2 minuty. Zdjąć je z patelni i trzymać w ciepłym miejscu. Na
pozostałym po smażeniu jabłek maśle smażyć cebulkę do zezłocenia. Jeśli brakuje tłuszczu dołożyć
jeszcze trochę masła. Usmażoną cebulkę posolić, zdjąć z patelni i również
trzymać w ciepłym miejscu. Na patelnię włożyć pozostałe masło i na nim usmażyć
wątróbkę. Po usmażeniu posolić ją i popieprzyć (nie wolno smażyć jej przed
smażeniem, bo stanie się twarda). Na talerzu układać krążki jabłka, na nich
usmażoną cebulę i wątróbkę.
Podawać z
ziemniakami (świetnie pasują pieczone ziemniaki).
Często jest tak,
że w miejsca które łatwo trafić bo są np stosunkowo blisko trafiamy późno albo
wcale. Tak było z Berlinem. Od kilku lat mówiliśmy, że należałoby się tam
wybrać, skoro to tylko niecałe 4 godziny jazdy samochodem. Ale na mówieniu się
kończyło. Teraz zawzięłam się i wszystko zaplanowałam – zarezerwowałam hotel,
W. poinformowałam, że do Niego należy ustalenie marszruty po mieście i w drogę.
Hotel okazał się
całkiem fajnym miejscem, doskonale położonym a cena jak na berlińskie warunki
była jak najbardziej atrakcyjna. W sumie poza czystą pościelą i własną łazienką
nie oczekiwałam niczego więcej.
Miasto powitało
nas zmienną pogodą. Raz świeciło słońce, raz było wietrznie, czasem mżyło lub
kropiło co zupełnie nam nie przeszkadzało.
Jadąc do Berlina
nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ostatnio byłam tam w latach
siedemdziesiątych a wspomnienia miałam bardzo mgliste. Liczyłam jednak na
dobrze mi znany niemiecki porządek. Zaskoczyło mnie to co zobaczyłam. Na
trawnikach walające się śmieci, kwiaty jeśli już rosnące na wiosennych rabatach
to mocno zaniedbane, wyjątkiem był ogród przy pałacu Charlottenburg.
Nie wiem czy
wpływ na to ma fakt, że mimo podziału miasta całość leżała na terenie dawnego
NRD i ludzie nie mają niemieckiego „ordnung muss sein”?
NRD bez
wątpienia wycisnęło piętno na architekturze miasta. Stare monumentalne
gmaszyska (niebrzydkie, ale przyciężkie i bez polotu) sąsiadują z
pozostałościami czasów komunistycznych.
To nie jest tak,
że Berlin mi się nie spodobał. Miasto jest pełne zieleni, oferujące turystom
liczne ciekawe muzea (bez komentarza pozostawię to, w jaki sposób weszli w
posiadanie wielu eksponatów), wspaniałe sklepy i doskonałe restauracje
(oczywiście nie mam na myśli budek czy przenośnych na ramionach straganów z
kiełbaskami). To w tutaj zjadłam najlepszą w życiu grillowaną wołowinę, która
rozpływała się w ustach. Tutaj też siedząc na ławce w Tiergarten obserwowałam
bawiące się króliki.
Spędziłam
wspaniały weekend, śmiejąc się do rozpuku, jedząc i pijąc pyszne rzeczy we
wspaniałym towarzystwie, a fajne miasto było tylko miłym dodatkiem :)