Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rosyjski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rosyjski. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 września 2018

Przyciąganie, czyli to nasza ziemia i wara wam od niej

Zaglądacie czasem na serwisy VOD w poszukiwaniu filmów? W dobie różnych -iksów i -aksów wybór wciąż rośnie, nie musimy ograniczać się do TV, ale czasem warto zajrzeć też na inne stronki, może za ciut mniejsze pieniądze. Wśród propozycji z ostatniego miesiąca wypatrzyłem sobie rosyjskie S-F. Ale jak to, powiecie? Przecież to pewnie coś jak z naszymi produktami krajowymi - nawet nie ma co porównywać z produkcjami amerykańskimi. I tu Was zaskoczę, bo jeżeli chodzi o warstwę wizualną i efekty, "Przyciąganie" zasługuje na bardzo dobre noty. Coś innego trochę tu zawiodło, ale póki co możemy jedynie pomarzyć, by u nas wyłożono taką kasę na produkcję i by można było zobaczyć w polskim filmie taki rozmach.
Wyobraźcie sobie statek obcych, który po tym jak znalazł się nad przestrzenią Rosji, został zestrzelony i rozwala się na jednym z moskiewskich osiedli. Ale jak spektakularnie się rozwala. No po prostu wow!

czwartek, 7 lipca 2016

Egzekucja w dobrej wierze - Aleksandra Marinina, czyli bez legitymacji, ale umiejętności nie wyparowały

Trzydzieści dwie książki na koncie i to z jedną bohaterką, a czytelnicy nadal chcą nosić cię na rękach i wyczekują kolejnych tytułów? Kurde oto prawdziwa królowa kryminału, a nie jakieś wypromowane jednym czy dwoma tytułami autorki. I o dziwo powiem Wam, że miałem podobnie jak z ostatnim Wrońskim: sama zagadka kryminalna jakoś mało wciąga, a mimo wszystko cholera trudno się oderwać. To kryminały, ale z duszą – bez chłodu skandynawskiego, bez rozdmuchanej akcji, prawdziwie żmudne śledztwa, praca intelektualna, a nie survival dla supermenów.
Co ciekawe, wydawnictwo Czwarta Strona, zdecydowało się nie bawić w druk starszych tytułów, ale zaoferowało czytelnikom najnowszy tom, w którym... Nasta Kamieńska nie jest już nawet milicjantką...
Bohaterka zmienia się wraz z kolejnymi powieściami, dojrzewa wraz z autorką. To ciekawe, że Aleksandra Marinina nie wykorzystuje tak modnego pomysłu na retro kryminały, ale każe swojej major Kamieńskiej dostosowywać się do zmieniającej się rzeczywistości.

czwartek, 8 października 2015

Pod elektrycznymi chmurami, czyli dokąd to wszystko zmierza

No i już wiadomo co dopisać do planów czytelniczych, prawda? Nadrobić zaległości z Aleksijowicz :) Ale przy okazji tych klimatów rosyjsko-białoruskich, przypomniało mi się, że nie było jeszcze u mnie notki na temat nowego filmu Aleksieja Germana Jr. No to nadrabiamy. Produkcja, w której przy sporych trudnościach z dokończeniem, pomagały Polska i Ukraina, w kinach już od kilku dni. Ale raczej w kinach studyjnych i od razu warto zastrzec, że to obraz raczej dla smakoszy rzeczy wytrawnych. Nawet na polskiej premierze niestety znalazło się kilka osób, dla których zdaje się, że wysiłek intelektualny i odrobina otwartości na trochę inny wymiar opowieści, okazały się niemożliwe do osiągnięcia. Cóż. I tak dobrze, że nie przyszli z popcornem. 

To film, w którym warstwa plastyczna i obraz są równie ważne jak i sama fabuła. Gdyby brać na logikę poszczególne części (7 mini opowieści) i szukać między nimi powiązań, mogłoby być trudno. Ale warto spróbować po prostu wszystko chłonąć, a potem spróbować sobie różne klocki ułożyć.

sobota, 5 września 2015

Jezioro łabędzie, czyli piękna klasyka, ale jednak usypia

Szedłem na to wydarzenie z dużymi obawami. W ramach projektów Multikina mam już za sobą sporo przedstawień teatralnych, jedną operę, jakieś filmy dokumentalne. Ale baletu jeszcze nie. Musi być kiedyś ten pierwszy raz, prawda? Mimo, że nie jestem znawcą, ba, nawet nie jestem miłośnikiem baletu, to przecież "Jezioro łabędzie" zna każdy i chyba każdy też wie, że Teatr Bolshoi z Moskwy to klasa sama w sobie. Jak to się będzie oglądać w kinie?

Ostrzegam, że to mocno subiektywne wrażenia i mogło na nie mieć wpływ również moje zmęczenie. Niestety mocno znużyło mnie to przedstawienie. Piękna muzyka Czajkowskiego brzmi świetnie, wiele scen bardzo mi się podobało i do profesjonalizmu tancerzy, do choreografii nie mam co się przyczepiać. To co jednak było dość denerwujące (a co rzucało mi się w oczy) to fakt iż w scenach zbiorowych w pałacu (a było ich sporo) solowe występy na pierwszym planie psuło totalne zesztywnienie na planie drugim. Jedyne gesty to kiwnięcie ręką, a poza tym jakby wszyscy zastygli w nieruchomych pozach i nawet nie zamieniają ze sobą słowa. Brak w tym totalnie życia, odrobiny ruchu, autentyczności. Przyzwyczajony do scen operowych, gdzie wszyscy uczestniczą aktywnie w ożywieniu drugiego planu, tu mierziło mnie to strasznie.

sobota, 18 lipca 2015

Lewiatan, czyli piękne choć bardzo depresyjne kino

Cóż to za film. Czemu wygrała Ida, skoro tak naprawdę zwycięzcą powinien zostać zdecydowanie obraz Zwiagincewa? No dobra, wizualnie może nasza produkcja ciekawsza, ale po paru miesiącach spokojnie o niej zapominasz, a Lewiatan po prostu "ryje mózg" i siedzi tam dużo dłużej. Nazywany antyputinowskim (przesada), w Rosji raczej pokazywany niechętnie, pokazuje mieszkańców tego kraju w taki sposób, że włosy dęba ci stają. Porównać to chyba można jedynie do produkcji Smarzowskiego np. Dom zły. Tyle, że tu jest jakoś tak realniej i jeszcze mniej nadziei. 
Głupi los, głupia duma, charakter, który nie pozwala ci się poddać, wódka, która pojawia się obojętnie czy to spotkanie, czy jesteś sam, nieważne czy jesteś wesoły czy załamany. Wyjścia nie ma, a nawet jeżeli je widzisz (straceńcze) to wódka da ci odwagę by nie stchórzyć. I tak żyją ci ludzie, trochę jak kukiełki na scenie życia - zależni od innych, ale alkohol pomaga im o tym zapomnieć i daje na chwilę złudzenie szczęścia.

piątek, 27 marca 2015

Dwa wieczory z Rosją, czyli raz się wybawisz, raz wynudzisz


Notka podwójna, wybaczcie, ale jak się doliczyłem dziś 100 szkiców, o rzeczach o których chciałbym napisać, to się złapałem za głowę. Będzie więc więcej dwu, albo i trzy paków :) 
Jutro książka, a potem może filmowo...
A dziś teatralnie i dokumentalnie. Obie rzeczy z tego tygodnia i obie o Rosji.


Najpierw teatr Buffo i wieczór rosyjskie, czyli taki ich "the best of" - zbiór różnych piosenek i muzycznych podróży za naszą wschodnią granicę. Trochę bez ładu i składu, ale o dziwo bawi. I to nie tylko ze względu na dobre, dowcipne prowadzenie Janusza Józefowicza, ale przede wszystkim ze względu na profesjonalizm wykonawców i naprawdę (niektóre) ciekawe pomysły na aranżacje. Była i Ałła Pugaczowa i duet Tatu, piosenka z rosyjskiej wersji spektaklu Romeo i Julia i Biełyje rozy... Szaleństwo taki zestaw.

poniedziałek, 27 października 2014

Geograf przepił globus, czyli zajrzeć w duszę Rosjanina

geograf-przepil-globus-plakat-2014
Rosyjskie filmy tak rzadko goszczą na ekranach naszych kin (no może poza Sputnikiem i podobnymi festiwalami), że każda taka okazja jest już sama w sobie małym świętem. Dociera do nas niewiele, ale są to już perełki wybrane, nagradzane i wyjątkowe. Warto na nie polować w kinach studyjnych, albo potem na płytach, czy w telewizji. Niejednokrotnie się o tym już przekonałem (choćby Elena, Wyspa, Rusałka, wymieniając te nowsze). 
"Geograf przepił globus" również ma w sobie coś wyjątkowego. Historie o relacjach między nauczycielem, który ma dość luźne podejście do nauczania i młodzieżą, którą próbuje zarazić jakąś pasją (a nie tylko wbić wiedzę do głów) to temat często podejmowany. Ale pokażcie mi jakiś film, w którym nauczyciel nosiłby w sobie taką oryginalną osobowość jak Witkor z filmu Aleksandra Vedelinskiego.  

wtorek, 15 lipca 2014

Tatiana Polakowa - Przytul mnie mocno, czyli kobieta z charakterem



No to wracamy do klimatów kryminalnych. I będzie ciąg dalszy!
Tym razem z Polakową spotkanie drugie. O książce z innej serii już pisałem i trochę kręciłem nosem, ale tym razem pożyczywszy dla znajomej z biblioteki i po jej namowach, w dwa dni pochłonąłem ostatni tom z serii bardziej poważnej, prawdziwie kryminalnej. I jeżeli czegoś żałuję to właśnie tego, że zaczynam serię od ostatniego tomu :( Chyba muszę sięgnąć do początków, nie tylko dlatego by lepiej poznać wszystkie postacie, ale przede wszystkim tło, środowisko w jakim się dzieje akcja. Bez tego miałem fajną lekturę, ale wciąż zagwozdkę z rozstrzygnięciem kto tu jest przedstawicielem organów prawa, a kto jakimś mafiosem. Chociaż w Rosji zdaje się, że to wszystko mocno się miesza - nawet z niekoniecznie czystymi rękoma można dzierżyć jakiś stołek, a znowu funkcjonariusze równie często jak rozkazy, spełniają zachcianki różnych znajomych. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie po lekturze Polakowej.

czwartek, 26 czerwca 2014

Straż nocna, Straż dzienna, czyli oprócz środków liczy się też pomysł


Jak myślimy o filmach Sci-Fi, czy fantasy, to poruszamy się raczej w obszarze obrazów anglojęzycznych. Najczęściej to kwestia budżetu, ale jak się okazuje można napotkać niezłe perełki z innych krajów. Skoro pisarze potrafią, to dlaczego nie filmowcy?
Dużo dobrego słyszałem o tej ekranizacji książek Siergieja Łukjanienki, ale dopiero niedawno udało się trafić obie części (trzecia nie powstała) w telewizji. I wiecie co? To naprawdę robi wrażenie! Brawa za odwagę i brak kompleksów.
Szkoda tylko, że kontynuacja już nie trzyma poziomu, czuć większe pieniądza, ale gdzieś zatraciła się cała magia.

piątek, 6 czerwca 2014

Nie ma jednej Rosji - Barbara Włodarczyk, czyli chyba lepiej było w telewizji

/
Rano pisałem o Rosji (film Żyła sobie baba) i wieczorem też Rosja :)

Pamiętacie z TVP reportaże z Rosji pod wspólnym tytułem "Szerokie tory"? Podobało Wam się? Barbara Włodarczyk, wieloletnia korespondentka telewizji w Moskwie, zna Rosję na pewno od różnych stron, ma na pewno też talent, by znaleźć ciekawych rozmówców i dzięki "normalnym" ludziom, pokazać nam to czego pewnie żaden turysta na pierwszy rzut oka nie dostrzeże. Dzięki temu pokazuje nam różne oblicza tego kraju, cały przekrój zarówno społeczny, jak i geograficzny. Od milionerów, aż po bezdomnych, od wieżowców po podziemia, od Moskwy po Syberię. Słucha, wypytuje, a ponieważ jeździ z kamerą, pewnie ma nawet więcej otwartych drzwi, niż ci, którzy pracują jedynie piórem. I oto część z tych reportaży telewizyjnych, teraz ukazuje się w formie książkowej.

niedziela, 1 czerwca 2014

Żyła sobie baba, czyli rozliczyć się z człowieczeństwa... I rozdawajka.

Dziś dwie notki nawiązujące tematycznie do Rosji. Pierwsza dotyczy filmu, a wieczorem książka. A jak dobrze pójdzie to jutro kontynuacja w tej samej dawce. 
Dziś film, który pokazuje jak można w sposób bardzo emocjonalny, naturalistyczny, niby poprzez historię jednostki, ale opowiadać o losach całego narodu, jego historii. W życiu głównej bohaterki można dostrzec nie tylko los wielu kobiet, siłę do znoszenia przeciwności i nieszczęścia, których źródłem są najczęściej mężczyźni, ale wciąż w tle mamy wydarzenia, które pokazują nam realia Rosji w okresie Rewolucji. Tylko kilkanaście lat (chyba 1909-1921), a oglądasz to niczym sagę wielu pokoleń, tak wszystko szybko się zmienia. Świat wariuje i żadne próby przystosowania się do jego realiów mogą nie być wystarczające.

sobota, 25 stycznia 2014

Soczi. Igrzyska Putina - Wacław Radziwinowicz, czyli kulisy organizacji najdroższej olimpiady zimowej w historii

Uwaga, książka pojawi się do zdobycia już za kilka dni! Kto chętny ten niech trzyma łapkę na pulsie, zagląda na bloga, lub na profil Notatnika na FB.
Już coraz bliżej do zimowej olimpiady w Soczi (kto nie widział reklamówki autorstwa m.in. Bagińskiego to polecam!), rośnie zainteresowanie zarówno występami naszych sportowców jak i samą olimpiadą. I ta niegruba książeczka wpisuje się idealnie w ten czas i w to nasze zainteresowanie, przybliżając nam kulisy tego wydarzenia. Wiadomo przecież, że organizatorzy dołożą starań by przed kamerami wszystko było idealnie, a pewnie mało kto z nas ma czas i możliwość by pojechać tam kibicować naszym i zobaczyć na własne oczy nie tylko obiekty, ocenić organizację, ale i spotkać się z mieszkańcami Soczi i porozmawiać z nimi na temat tego co dla nich znaczy olimpiada.
Wacław Radziwinowicz (to ten od Gogola w czasach Google'a) kilkukrotnie odwiedził miasto i okolice, by przyglądać się przygotowaniom, na bieżąco mieszkając w Rosji śledzi różne doniesienia medialne i stara się docierać do różnych źródeł informacji, ale daje nam też sporą dawkę historii i geografii przybliżając nam region, w którym Rosjanie igrzyska organizują. Dzięki temu różne pytania jakie nam zadaje autor (m.in. o koszty, sens olimpiady w tym miejscu, wpływ inwestycji na dalsze życie w regionie) wydają się oparte nie na jakichś plotkach, ale na solidnych podstawach.

środa, 18 grudnia 2013

Andriej Diakow - Za horyzont, czyli najważniejsza jest misja

To już moja czwarta notka o książkach ze świata Metro 2033, więc nie będę pisał zbyt dużo, żeby się nie powtarzać. W każdym razie domknięcie trylogii Diakowa uważam za prawie tak dobre jak wcześniejsze książki (W mrok, Do światła), a autorowi należą się pochwały nie tylko za to, że potrafił wpisać się w realia świata stworzonego przez kogoś innego, ale zrobił to w swoim stylu i z klasą. To nie geniusz, ale sprawny rzemieślnik na pewno, na dodatek z własnymi pomysłami.
Już we wcześniejszych powieściach Diakowa akcja wyszła z tuneli petersburskiego metra, mieliśmy okazję poznać lepiej otoczenie w jakim przyszło ludziom żyć, poznać niebezpieczeństwa, przed którymi się kryją pod ziemią (bo nie chodzi tylko o promieniowanie). Także i tym razem wypadki pchają bohaterów w daleką wyprawę, wciąż gna ich pragnienie (uważane przez wielu za mrzonkę), że gdzieś tam być może są nie skażone tereny, gdzie ludzie mogą spokojnie i bez ryzyka żyć. W znanym nam z poprzedniej części transporterze zwanym maleństwem, załoga pod dowództwem stalkera Tarana chce dotrzeć aż do Władywostoku.

czwartek, 21 listopada 2013

Elena, czyli traktat o egoizmie

Muszę przyspieszyć z notkami, bo szykuje mi się trochę bardziej intensywny tydzień (szkoda, że ominie mnie trochę wydarzeń kulturalnych), wyjazd, a tu szkiców notek zrobiło się tyle, że niektóre rzeczy ulatują już z głowy. W każdym razie plan na najbliższe dni: skończyć wreszcie "Łaskawe", zdobyć jakieś bilety na grudzień (koncert, teatr), jutro nocny maraton filmowy z córką i jej koleżankami (a i sam obejrzę kolejną część Igrzysk śmierci z przyjemnością, no i jakiś audiobook na drogę do Krynicy. Ostatnio częściej słucham powieści niż płyt z muzyką.
Na jutro w planach notka książkowa (tylko zastanawiam się co z 3 przeczytanych ostatnio wybrać), a na dziś film. Andriej Zwiagincew już po pierwszym obrazie został okrzyknięty geniuszem i następcą Tarkowskiego. Ja dotąd pisałem u siebie jedynie o Wygnaniu, przy którym miałem mieszanie uczucia. I od razu muszę powiedzieć, że Elena zrobiła na mnie większe wrażenie, chyba na dłużej ją zapamiętam. O ile w poprzednim filmie urzekała forma, to tu raczej treść mnie rozwaliła.

niedziela, 20 października 2013

Solaris po raz trzeci, czyli domykam cykl

No i znowu odkładam pisanie o Życiu Adeli. Ale dzisiaj tak miły dzień z rodzinką, że nie mam ochoty na jakieś kontrowersyjne notki (a więc jutro). Domykam więc cykl pisania o Solaris - do odnalezienia na blogu teksty o powieści i ekranizacji Amerykanów. Dziś dzieło Andrieja Tarkowskiego, a ja stwierdzam, że takie grzebanie w różnych adaptacjach daje naprawdę sporo frajdy i pozwala wyciągnąć na światło dziennie dla siebie jakieś nowe przemyślenia. Chyba będę częściej sobie coś takiego fundował.
Film może drażnić monotonią i patosem, jest trochę przegadany i zbytnio stylizowany, ale moim skromnym zdaniem udało się wydobyć z powieści Lema nawet więcej niż Sonnenbergowi. Co prawda autor powieści podobno zżymał się strasznie na tę produkcję, twierdząc, że to raczej ekranizacja "Zbrodni i kary" w dekoracjach Sci-Fi, ale pamiętajmy o tym kiedy ten film powstawał. Trudno by w tamtych czasach oddać w pełni wszystkie niuanse techniczne, czy kosmologiczne, pokazać fenomen zetknięcia z oceanem, czyli z obcą cywilizacją. Chcąc nie chcąc reżyser skupił się na warstwie filozoficznej i rozważaniach nad etyką wyborów ludzkich (np. czy zabijając "kopię", dokonujemy morderstwa). Tam gdzie Amerykanie dostrzegli głównie materiał na skomplikowany romans, dusza słowiańska dostrzega dużo więcej. I potrafi to pokazać.  

czwartek, 19 września 2013

W rajskiej dolinie wśród zielska - Jacek Hugo Bader, czyli homo sowietikus

Ale dzień... Sporo pracy i pewnie jutro ciąg dalszy zapieprzu, ale za to wieczorem w Matrasie spotkanie z Markiem Krajewskim, udało się kupić z dużą zniżką najnowszą książkę, zdobyć autograf, a po powrocie do domu miłe niespodzianki. Oczywiście najpierw czekało mnie jeszcze odrabianie lekcji z dziećmi, ale paczki dostrzegłem. A w nich - od Gutka płyta z Sugar Man, a od Czarnej Owcy dwie kniżki z Czarnej serii - oj będzie uczta! Tylko muszę się zastanowić, czy starym zwyczajem oddawać Wam to w jakichś konkursach - byliby chętni? Po takim zakończeniu dnia, nawet zmęczenie nie przeszkadza, bo też humor poprawia satysfakcja, że ten wysiłek nie idzie na marne. Przygotowywanie szkolenia, czy konferencji zwykle sporo kosztuje, ale radocha z tego jak wszystko wyjdzie spora...
Jutro może coś filmowego, w różne luki wrzucę dwie notki muzyczne (wreszcie znowu była chwilka by wysłuchać jakichś płyt od początku do końca), a na dziś książka. Hugo Bader został wybrany jako lektura na DKK i wzbudził całkiem pozytywne reakcje. Ale oprócz rozmowy o poszczególnych reportażach z tego zbioru i tego które zrobiły na nas największe wrażenie, zeszło nam trochę na temat subiektywności takiej formy pisania. Traktujemy je jako dokument, świadectwo prawdy o czasach, miejscach, ludziach. Ale to jest nie tylko skażone osobowością, możliwościami autora (gdzie uda mu się dotrzeć) i jego poglądami. Do tego dochodzi jeszcze jedna rzecz: reportaż mam wrażenie skłania do tego by szukać czegoś kontrowersyjnego, ciekawego, skupia się na jakimś wycinku (np. bolesnym, trudnym), a my czytając myślimy sobie, że ten wycinek jest w jakiś sposób reprezentatywny dla społeczności, dla kraju. Zadajemy sobie pytania: jak to możliwe? Czemu takie rzeczy się dzieją?

książka do kupienia m.in. tu

wtorek, 10 września 2013

32 omdlenia - Antoni Czechow w teatrze Polonia, czyli taka klasyka wciąż zachwyca


Od dłuższego czasu marzyłem, by zobaczyć ponownie Jerzego Stuhra na scenie teatralnej (ostatni raz to chyba prawie 20 lat temu w Molierze z jego studentami). Do wyboru miałem albo 32 omdlenia, albo Kontrabasistę (oba w teatrze Polonia), ale zaporowe ceny dotąd mnie skutecznie stopowały. Dopiero wybór prezentu urodzinowego przez przyjaciela zmobilizował mnie do wykonania ruchu. I nie żałuję ani jednej wydanej złotówki!
Wykorzystując trzy jednoaktówki ("Niedźwiedź", "Oświadczyny" oraz opowiadania z tomu "Historie zakulisowe") młodego Czechowa, reżyser Andrzej Domalik wraz z trójką wielkich aktorów, zafundował nam nie tylko miły wieczór (który zakończyliśmy w Babooshce), ale i ogromną przyjemność kosztowania teatru w jego klasycznej formie. Scena, słowo i człowiek. Nawet dekoracje nie potrzebne (jedynie trzy krzesła, wieszak). Bez wydumanych odniesień do współczesności, bez eksperymentowania, szokowania, zabawy formą. Po prostu zagrać jak najlepiej to co ma się do zagrania. Widz i tak czuje przecież kiedy się go olewa i podsuwa mu się chałturzenie zamiast gry. Nawet przecież w te klasyczne komedie teksty, na których pewnie studenci szkół teatralnych mogą sobie ćwiczyć, można tchnąć życie. W 32 omdleniach doświadcza się właśnie takiego dotknięcia teatru, w którym nie tylko się bawisz, ale czujesz, że i aktorzy bawią się tym tekstem, wkładają w niego serce.

piątek, 1 marca 2013

Gogol w czasach Google'a - Wacław Radziwinowicz, czyli i śmieszno i straszno


Ponieważ od przyszłego tygodnia autor rozpoczyna cykl spotkań w kraju rozmawiając z czytelnikami na temat tej książki (w planach Łódź, Olsztyn i Warszawa - najbliższe już 7 marca we Wrzeniu Świata), więc nie ma co dłużej odkładać tej notki - może jeszcze zdążycie tę pozycję zdobyć i przeczytać. A moim zdaniem warto. 
Ostatnio coraz więcej u nas dobrych reportaży, ale ciekawe, że coraz częściej pojawia się publikacji o miejscach dość odległych (Afryka, Azja, kraje ogarnięte konfliktami, działaniami wojennymi, kraje egzotyczne lub mało dostępne dla turystów), a dużo mniej jest publikacji z miejsc i krajów z nami sąsiadujących (Mariusz Szczygieł jest wyjątkiem). Czy naprawdę nie dzieje się tam nic ciekawego? Czy już na tyle dobrze znamy naszych sąsiadów, że wszystko o nich wiemy? A może stwierdzamy, że są mało interesujący? Na każde z tych pytań odpowiedziałbym, że nie! Dlatego ze sporym zaciekawieniem przyjąłem wydaną przez Agorę książkę wieloletniego korespondenta GW z Moskwy. Zawartość to krótkie felietony, kilka dłuższych reportaży i korespondencje z okresu 1998-2012. Kawał historii kraju i jego mieszkańców. 

sobota, 19 stycznia 2013

Świat jest teatrem- Boris Akunin, czyli jak to jest z tą dojrzałością

Jest świeżutki Akunin (o tym jak go zdobyć na dole) i to po raz kolejny z Erastem Fandorinem (bo jakoś mniej mnie kręcą powieści z innych serii tego autora, może poza Siostrą Pelagią). Pojawia się pytanie czy jakieś inne wydawnictwo, po zamknięciu Świata książki, będzie zainteresowane wydawaniem tego autora - wszak w Rosji ukazał się już kolejny tom pt. Czarne miasto. Tych którzy Fandorina już poznali i polubili chyba nie muszę zachęcać do lektury, a tych którzy nie znają powinny zachęcić te kolejne tomy, które są kupowane w wielu krajach. Mody przychodzą i odchodzą (np. na kryminały skandynawskie), a pewne nazwiska wciąż są czytane - o dziwo często dotyczy to właśnie kryminałów retro. Są tak inne z tą historią w tle, z tym klimatem świata, który już odszedł w niepamięć, tu nawet morderstwo i śledztwo inaczej smakują. Warunków do spełnienia, aby się to podobało jest kilka - liczy się nie tylko pomysł na fabułę, ale i ciekawy bohater, dobre pióro aby oddać całe tło i sprawić by dzięki postaciom drugoplanowym, dialogom i różnym wydarzeniom chłonęło się opowieść myśląc nie tylko o samym mordercy. Tak jak Agatha Christie jest dla mnie mistrzynią takich powieści, tak Akunin wbił się na moje półki ze swoimi powieściami tuż obok niej i to bez żadnych kompleksów. U niego dochodzi jeszcze jeden fajny element: tak jak niespecjalnie mnie kręci angielska wieś, tak carska Rosja i jej świat - tak różnorodny, tak barwny, fascynują bardzo. Czym żyli ludzie, jakimi sprawami tuż przed tą nadchodzącą rewolucją, która sprawi, że niewiele po nich pozostanie...

sobota, 22 grudnia 2012

W mrok - Andriej Diakow, czyli przenosić na ekran czy nie?

No to kontynuując tematy apokaliptyczne coś moim zdaniem ciekawszego. O pierwszym tomie napisanym w ramach Uniwersum Metro 2033 przez Andrieja Diakowa pisałem tutaj. Teraz kolej na część drugą. Ale nie przejmujcie się - mimo, że bohaterowie głównie są ci sami, to książki wydaje mi się spokojnie można czytać niezależnie. Parę nawiązań autor uczynił, ale też wszystkie są wyjaśnione - nie wpływa to jakoś w dramatyczny sposób na to by się nie połapać w treści. I wiecie co? Czyta się nie tylko równie dobrze jak "Ku światłu". Czyta się jeszcze lepiej!
Postaram się napisać krótko o zawartości, a jednocześnie nie zdradzać zbyt wielu elementów. 

Miejsce: Petersburg wiele lat po nuklearnej zagładzie. Ludzie żyją najczęściej ukrywając się w tunelach metra, a wychodząc na powierzchnię zmagają się nie tylko z promieniowaniem, ale i z różnymi potworami, które powstały pod wpływem przeróżnych mutacji.
Bohaterowie: stalker (jak to wyjaśnić? najemnik, przemytnik?) Taran oraz jego przybrany syn Gleb. Tym razem od razu na początku książki ich drogi dramatycznie się rozchodzą, więc to co będzie mocno pchało Tarana do przodu w jego działaniach to będzie pragnienie uratowania chłopaka, a potem zemsta. 
Akcja: Oj będzie się działo.

książka do kupienia m.in. tu