Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przystawka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przystawka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 grudnia 2010

Jajka zapiekane w karczochach.

Jak pachną karczochy?
To była pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy, gdy zobaczyłem je w lokalnym dyskoncie, leżące pomiędzy innymi „egzotycznymi” warzywami i owocami, rzuconymi tutaj w przedświątecznym szale marketingowym.
Uwielbiam wąchać jedzenie. Czasem sprawia mi to większą przyjemność, niż sam proces spożywania. Zdarza się, że widzę zakłopotanie na twarzach restauratorów, kiedy przychodząc spisać ich przepis, do lokalnej gazety, pochylam się nad talerzem i zanim włożę pierwszy kęs do ust, wciągam powietrze nosem delektując się aromatem potrawy. Zupełnie jakby obawiali się, że ja sprawdzam w ten sposób świeżość ich popisowego dania.
Karczochy wpływały na moją wyobraźnię już od dawna – nawet swego czasu zasadziliśmy parę sztuk, z nadzieją, że uda nam się je wyhodować i wreszcie spróbować ich owianego tajemnicą (przynajmniej dla nas) aromatu. Niestety rośliny nie przetrwały zimy, więc nie zawiązał się cenny, jadalny kwiat, który pojawia się dopiero drugiego roku. Te kupione w sklepie nie pachniały jakoś szczególnie – po potarciu zewnętrznych płatków dało się jedynie wyczuć delikatny, lekko trawiasty aromat. Poczułem się zawiedziony i odłożyłem je na wierzch naszego niebieskiego pieca, zaraz obok butelek z oliwą. Po kilku dniach przypomniałem sobie o nich i postanowiłem zrobić z nich użytek na śniadanie. Po obcięciu ich zgodnie z instrukcjami znalezionymi w książkach i internecie wrzuciłem do leciutko osolonej wody z niewielkim dodatkiem soku z cytryny. Przykryłem pokrywką i usiadłem na kuchennym krześle z książką w ręku. Parę minut później znad książki wyciągnął mnie aromat unoszący się w całej kuchni – trochę przypominający świeżo wysuszone siano, trochę gotowane kolby kukurydzy – jakkolwiek by tego nie opisywać – zaczęło pachnieć końcówką lata. Nie wiem, czy sprawiły to karczochy, czy opis Toskańskich łąk przeczytany właśnie w książce, ale nagle nabrawszy pełne płuca ciepłego i wilgotnego powietrza zupełnie zapomniałem o półmetrowej warstwie śniegu za oknem. Wrześniowe, południowe słońce właśnie dziś zajrzało do mojej kuchni.


  • 4 karczochy
  • 4 jajka
  • Ok. 150 g. śmietany 18%
  • Ok. 100g. sera pleśniowego typu roquefort
  • Sól
  • Pieprz
  • Sok z cytryny
  • Oliwa z oliwek
  • Szczypta oregano
Karczochy najpierw obcinamy – odcinamy łodygi, zaraz u nasady, następnie odrywamy zeschnięte zewnętrzne płatki kwiatu, a pozostałe obcinamy nożyczkami usuwając kolczaste końcówki. Następnie cały kwiat obcinamy ok. 2 cm od góry. Miejsca cięć możemy posmarować sokiem z cytryny. Wrzucamy do lekko osolonej wody, wyciskamy sok z ćwiartki cytryny i gotujemy pod przykryciem ok. 20-30 minut aż zmiękną.

Ser pleśniowy kroimy w drobną kosteczkę, mieszamy ze śmietaną. Doprawiamy delikatnie solą. Kiedy karczochy się ugotują odsączamy je z wody, następnie delikatnie rozchylamy płatki i wyciągamy ze środka te najbardziej delikatne, pozostawiając jedynie samo serce kwiatu na dnie. Siekamy drobno wyciągnięte płatki i mieszamy ze śmietaną i serem. Takim nadzieniem faszerujemy każdego z karczochów, na wierzch wbijamy po jajku, oprószamy z góry pieprzem i oregano. Karczochy wkładamy do naczynia żaroodpornego, skrapiamy obficie oliwą i wrzucamy do piekarnika rozgrzanego na ok. 180 °C, na jakieś 15 – 20 minut, aż jajka się zetną. Możemy całość lekko przykryć folią aluminiową – to sprawi, że jajka dojdą szybciej, a kwiaty nie wyschną nam na wiór.

Wykładamy na talerz, skrapiamy jeszcze odrobinę oliwą i sokiem z cytryny.


Świetne – ostry aromat roqueforta fajnie równoważył delikatny smak karczochów. Po wyjedzeniu jajka odrywaliśmy grube płatki i maczając je w resztkach sosu śmietanowo serowego, zębami zdrapywaliśmy miąższ, który był siedliskiem smaku.

Karczochy pachną wrześniową łąką w słoneczny, gorący dzień.

dodajdo.com

niedziela, 7 listopada 2010

Krem oscypkowy.

Tak, proszę państwa, oscypek – polska duma narodowa, więc nie mogło go zabraknąć na akcji „gotujemy po polsku" której patronuje serwis Z pierwszego tłoczenia. Leżały te małe oscypeczki w lodówce i się prosiły, żeby coś z nimi zrobić, a jako, że jeszcze nam zostało kaczki z wczoraj , więc poszukiwałem czegoś bardziej na przystawkę, starter, zupę czy danie pierwsze. I w ten sposób wymyśliłem strasznie fajny krem oscypkowy.


  • 0,5 selera
  • 5 małych oscypków
  • Łyżka masła
  • 200 ml. śmietany 30%
  • 300 ml śmietany 18%
  • Łyżeczka chrzanu tartego
  • Sól,
  • Pieprz.

Selera kroimy w drobne słupki lub julieny, i dusimy na maśle aż zmięknie. Dolewamy śmietanę 30%, chwilkę razem gotujemy, dodajemy posiekane drobno oscypki. Gotujemy razem aż oscypki zaczną się roztapiać, a śmietana zgęstnieje do konsystencji sosu. Dodajemy śmietanę 18% i łyżeczkę chrzanu tartego. Na bardzo małym ogniu gotujemy jeszcze jakieś 5 min aż większość oscypków będzie miękka lub się po prostu roztopi. Doprawiamy solą i pieprzem.


Ja zrobiłem miseczki z ciasta kruchego i w nich podałem krem – fajnie to razem wyglądało, a i smakowało razem nieźle. Chrzan świetnie orzeźwia mocny smak oscypka, seler go dopełnia a w ustach zostaje śmietanowo – maślany posmak.


Nawet moja żona, która oscypka jakoś specjalnie nie uważa, stwierdziła, że bardzo smaczne i sobie 3 razy dolewała, ja z resztą podobnie. Tej kaczki wczorajszej znów nie dojedliśmy do końca.

Gotujemy po polsku!

Ps. Przepraszam, że zdjęcia są takie „za mgłą” ale dopiero teraz zauważyłem, ze któryś kuchcik bawił się aparatem i cały obiektyw pięknie wypalcował.

dodajdo.com

piątek, 15 stycznia 2010

Pudding z Yorkshire z frankfuterkami i skarmelizowaną cebulą.

W zeszłym roku zrobiłem wersję wegetariańską tego puddingu wyszła bardzo smacznie, pomyślałem sobie wtedy, że to takie fajne danie, że można by je przygotowywać znacznie częściej i wiecie co? Zapomniałem o tym! Przypomniało mi się wczoraj wieczorem.
Problem z Puddingiem z Yorkshire jest taki, że nie do końca wiadomo w który posiłek go wpasować, bo jest to z pewnością bardzo smaczne na śniadanie, ale z tym wiąże się jeden problem – zajmuje zdecydowanie za dużo czasu jak na śniadanie – ciasto trzeba przygotować ze 2 godziny wcześniej, a i samo danie robi się jak nic z pół godziny. Więc przyjmijmy, że jest to fantastyczna sprawa na drugie śniadanie, czy inny lunch, brunch czy co tam jeszcze.



Na ok. 4 - 6 porcji [zależy jakich kokilek użyjecie]

  • 2 jajka
  • 70 g mąki
  • 200 ml półtłustego mleka
  • Sól i pieprz.

Nadzienie:
  • 80g. masła
  • 1 duża cebula
  • Łyżeczka cukru
  • 3 frankfuterki
  • 4 oliwki
  • Szczypta harissy

  • Ok. 100ml oleju

Ciasto proste jak drut – toż to prawie ciasto naleśnikowe – roztrzepujemy jajka w misce, dodajemy stopniowo mąkę roztrzepując ją z jajkami, aż będzie w miarę jednolite. Cały czas mieszając trzepaczką dodajemy mleko. Doprawiamy solą i pieprzem i wstawiamy do lodówy na ok. 2 godziny. Ten czas jest bardzo potrzebny – ciasto ma zupełnie inną konsystencję, jest bardziej „napowietrzone” a tym samym znacznie bardziej się nadaje do naszych celów – dzięki temu nasze puddingi wyrosną w piekarniku jak grzyby po deszczu, a nie staną się małymi, zbitymi plackami.

W tym czasie można zrobić całą masę innych rzeczy – można wyrobić ciasto na chleb, posprzątać podłogi, można użerać się z drugim kuchcikiem, który cały czas ryczy i nie możemy odkryć o co mu właściwie w życiu chodzi [i tak już będzie do 18nastki, albo i dłużej], możemy zadumać się nad ogromem wszechświata i tajemnicą stworzenia, możemy [jeśli to noc] liczyć gwiazdy na niebie, możemy położyć się na podłodze i nie robić nic oprócz gapienia się w sufit… no cóż, możemy prawie wszystko.
A później…
A później nagrzewamy piekarnik na 220 oC, cebulę kroimy w cieniusieńkie pół-plasterki i dusimy ją w rondelku w którym najpierw roztopiliśmy 80g masła, na bardzo malutkim ogniu. To duszenie chwilkę zajmie – z 20 min. jak nic, a my w tym czasie spokojnie zajmujemy się pozostałymi sprawami, mieszając cebulkę tylko raz za czas.
A pozostałe sprawy to:
Do kokilek wlewamy po równo olej – rozsmarowując go również po ściankach. Ja mam kokilki o średnicy 7cm dlatego mi tego ciasta starczyło na 4 porcje. Jeśli ktoś ma trochę mniejsze to polecam właśnie takie – ciasta powinno starczyć na 6 porcji, jeśli nalejemy go prawie do pełna. Mniejszy rozmiar również pozwoli ciastu idealnie się upiec, przyznam szczerze, że moje są tak na granicy dobrze zrobionych.
Tak więc do nich wlewamy ten olej i wstawiamy do nagrzanego piekarnika na ok. 4min. Kiedy olej zacznie dymić wlewamy do nich chochlą ciasto i wstawiamy do piekarnika na jakieś 25min. Puddingi powinny nam mocno wyrosnąć, być rumiane i chrupiące z wierzchu, natomiast ciasto w środku powinno być wciąż trochę miękkie.
W między czasie na patelence przesmażamy fraknfuterki doprawione harissą [lub po prostu ostrą papryką] na koniec dorzucamy posiekane oliwki.
Do duszącej się cebuli dodajemy pod koniec łyżeczkę cukru, karmelizujemy całość.

Kiedy minęło 25 min. wyciągamy szybko i zwinnie [jak ninja] puddingi z piekarnika a następnie z kokilek. Układamy na ciepłe talerze [ważne – inaczej od razu oklapną] a do środka ładujemy nadzienie.
Podajemy ciepłe.
Można jeszcze posypać odrobiną startego sera, jeśli ktoś lubi.



Kuchciki się cieszą, żona się cieszy, my się wkurzamy, bo zdjęcia nam nie wychodzą. W końcu ksywka „vj shaking hands” skądś się wzięła.

Ale przynajmniej żarcie dobre jak cholera!
dodajdo.com

wtorek, 15 grudnia 2009

Krem łososiowy.

Niektórzy mówią, że moje dwa kuchciki, to jedyne co mi się udało w życiu zrobić, co ma ręce i nogi. Otóż ten krem łososiowy, który ostatnio wymyśliłem zadaje kłam tej oszczerczej tezie. No, może nie do końca, bo rąk ani nóg ten krem nie posiada, ale z pewnością należy do tych rzeczy które mi w życiu wyszły. Pewnie nie aż tak jak kuchciki, ale nad kremem pracowałem sam, a nad kuchcikami… no nie ważne z resztą, w każdym bądź razie wiadomo powszechnie, że co dwie głowy to nie jedna… ojjjj… chyba się tylko pogrążam.


  • Łososia wędzonego 200g.
  • 3 łodyżki selera naciowego
  • Łyżka masła
  • 250g śmietany 30%
  • 200g śmietany 18%
  • 100g sera pleśniowego typu camembert
  • Sos Worcester
  • Sól, pieprz.

Szalenie prosta sprawa. Masło roztapiamy w rondlu. Seler naciowy siekamy w dosyć drobne pół-plasterki i dusimy na tym maśle, z 5 min. Po tym czasie dolewamy ok.1/3 śmietany 30%. Dusimy, aż śmietana zredukuje swoją ilość do połowy a seler zacznie mięknąć. Siekamy drobno łososia, wrzucamy do selera. Razem dusimy znowu ok. 5 min. po tym czasie dorzucamy pokrojony w kosteczkę camembert, czekamy aż się roztopi, dolewamy resztę śmietany 30% i śmietanę 18%. Doprawiamy solą i pieprzem, sosem Worcester i gotujemy na niewielkim ogniu jeszcze z 10min. Jeśli zależy nam na naprawdę kremowej konsystencji, to możemy na koniec „bziuuukiem” wszystko zmiksować. Ja tak zrobiłem. Ale tak naprawdę zależy to od tego, jakiej konsystencji oczekujemy, bo osobne kawałeczki łososia i lekko chrupkiego selera też mają swój urok.



Ja podałem to w miseczkach zrobionych z kruchego ciasta [dlatego też mi zależało na właśnie takiej a nie innej konsystencji]. Kruche ciasto zrobiłem wg. propocji:
30 dkg mąki
18 dkg masła,
Szczypta soli, szczypta cukru.
Łyżka zimnej wody.

Posiekane masło wyrobiłem z przesianą mąką, pod koniec, aby uzyskać sprężystą, jednolitą formę dodałem łyżkę zimnej wody. Wyrobione uformowałem w kulę, zawinąłem w folię i do lodówki na pół godziny. Nagrzałem piekarnik na 180 oC. Ciasto rozwałkowywałem na placuszki o średnicy ok. 10 cm i wyklejałem nim wysmarowane masłem foremki do muffinek. Wystających brzegów nie obcinałem, tylko starałem się jakoś ładnie uformować. Do piekarnika na ok. 20min. Miseczki gotowe.



Do miseczek nalewamy krem, możemy ozdobić odrobiną pietruchy, lub koperku.
Wynosimy do pokoju, gdzie znajdują się goście, goście są zachwyceni wyglądem, zjadają wszystko mrucząc cały czas pod nosem, a później nam kursują cały czas do kuchni z tymi ciastowymi miseczkami w rękach, żeby im jeszcze nalać do środka tego pysznego kremu.
No i co ja mam zrobić? No nalewam normalnie.
dodajdo.com

piątek, 30 października 2009

Coxinha – brazylijskie pałeczki.

Przepis na to danie znalazłem dawno temu w jakiejś gazecie. Jako, że portugalski to akurat nie jest jeden z tych języków jakie doskonale znamy i wymówienie tej nazwy nie wydawało się nam możliwe dla przeciętnego mieszkańca krajów słowiańskich, więc w naszym domu potrawa ta zaczęła funkcjonować pod nazwą hoksi-koksi. Z resztą nie tylko nazwa rozpoczęła własne, nowe życie w naszym domu, również nadzienie ulegało przeróżnym modyfikacjom.
Ponoć po portugalsku coxinha to po prostu ten kawałek kurczaka, który my nazywamy dramstikiem [ekchm… my tak naprawdę nazywamy to podudziem, a anglojęzyczni nazywają to drumstick’iem ale już mniejsza o większość], natomiast moja znajoma która mieszka w Brazylii [pozdrowienia Agapol – jeśli czasem tu zaglądasz!] mówiła mi, że właściwie tego terminu używają oni jako nazwy na wszelkiego rodzaju małe przekąski, które kształtem przypominają taką pałeczkę.
Ja tam nie wiem. Wiem, za to, że to bardzo fajne danie, my jedliśmy je dzisiaj na obiad, ale tak naprawdę świetnie się nadaje jako przekąska lub przystawka, na różnego rodzaju imprezy, podana z dobrym dipem do maczania. Fajne i na ciepło i na zimno.


Porcja dla 2-3 osób:
  • 1 pierś z kurczaka
  • 1/2 niewielkiej cebuli, posiekane
  • 1 ząbek czosnku, posiekany
  • 3 łyżki masła
  • 1 kostkę rosołową
  • Sól, pieprz
  • 2 szklanki mąki
  • 1 duże jajko
  • 150 g. sera żółtego startego
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany 18%
  • Natka pietruszki
  • Szczypiorek
  • Łyżeczka musztardy.
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • Bułka tarta
  • Olej do głębokiego smażenia

Kurczaka, cebulę, czosnek masło i kostkę rosołową [najlepiej jeśli macie swoje] wrzucamy do gara, wlewamy ze 2 szklanki wody i gotujemy aż kurczak będzie miękki. Oczywiście jeśli istnieje potrzeba doprawiamy solą i pieprzem [wszystko w tej kwestii zależy od waszej kostki rosołowej]. Kiedy kurczak jest mięciutki wyciągamy go i odkładamy na chwilę do ostygnięcia, a rosół przecedzamy i odmierzamy 2 szklanki czystego bulionu.
Pierś siekamy drobno, albo wrzucamy do takiego bziuuuka [ja z racji lenistwa wrzucam do bziuka].
Ser mieszam ze śmietaną, posiekaną natką i szczypiorkiem, dodaję łyżeczkę musztardy – nie za ostrej, nie chcemy, żeby zdominowała smak. Sól, pieprz, sok z cytryny. W ogóle to w oryginale chyba był tutaj biały serek czy twarożek, zamiast tych moich mieszanek– też bardzo fajnie to smakowało, więc również tą wersję polecam, gdyby się ktoś natknął.

2 szklanki bulionu zagotowujemy, i wsypujemy 2 szklanki mąki cały czas energicznie mieszając, gotujemy jeszcze z minutę, ciasto odstawiamy do ostygnięcia. Kiedy już będzie miało odpowiednią temperaturę, żeby żółtko się nie ścięło wrzucamy jedno duże żółteczko.
To są trochę zachwiane proporcje w tym przepisie – oryginalnie powinno być odpowiednio na 1,5 szklanki mąki 1,5 szklanki bulionu i 1 żółtko, na 3 szklanki jednego i drugiego 2 jajka, więc ważne jest, żeby używając moich proporcji mieć faktycznie duże jajo.

Ciasto możemy rozwałkować i wykroić z niego kółka, chociaż przyznam, że my po prostu odrywaliśmy małe kulki i na dłoni formowaliśmy okrągłe placuszki. Do środka każdego ładowaliśmy nadzienie z posiekanego kurczaka i masy serowej. My dla ułatwienia oczywiście zmieszaliśmy je razem. Więc nadziewamy, zlepiamy ciasto jak pierogi, i nadajemy całości kształt przypominający trochę te całe pałeczki.

Białko roztrzepujemy z odrobiną mleka, pałeczki obtaczamy w jajku i bułce tartej.
Smażymy w głębokim oleju parę minut, aż będą ładnie brązowe.


Tyle. Gotowe, na talerzu możemy skropić lekko cytryną lub limoną. Można też podać jakiś dip do maczania – wedle fantazji.
Fajne połączenie konsystencji – po przebiciu się przez chrupiącą skorupkę wgryzamy się w delikatny miąższ. Delikatny smak kurczaka bardzo fajnie komponuje się ze smakiem wywaru, który pozostał w cieście, dodatkowo podkreślony przez kwaśnawo-ostrawy smak nadzienia serowego.

dodajdo.com

sobota, 28 marca 2009

Jajka w koszulkach kładzione na cebulowych tartelkach

Ten przepis Roux’a chodził za mną już od dawna. Dziś wreszcie go wypróbowałem. Poddałem go delikatnym modyfikacjom, niestety zbyt delikatnym, żebym mógł nazwać go swoim pomysłem inspirowanym przepisem Roux’a. Czego niezmiernie żałuję, bo danie jest tak fantastyczne, że chętnie bym się nim chwalił na prawo i lewo.


  • 2 jajka
  • 1 nieduża cebula
  • Łyżka masła
  • Plaster boczku
  • Łyżka śmietany 18%
  • Ciasto francuskie
  • Tymianek
  • Sól, pieprz.

Cebulę kroimy w talarki. Masło roztapiamy i na malutkim ogniu przesmażamy w nim cebulę, aż zmięknie. Dodajemy pokrojony w kosteczkę boczek. Smażymy jeszcze chwilę. Dodajemy śmietanę, tymianek oraz sól i pieprz do smaku. Dusimy razem aż śmietana zgęstnieje i zmniejszy swoją objętość.

Z ciasta francuskiego wycinamy kółka. Roux podaje u siebie średnicę 12 cm. Ja miałem akurat wykrawacz do ciasta o średnicy 7 cm – różnica jest właściwie chyba tylko wizualna – na większych jajka trochę ładniej się prezentują, nie są tak upchane jak na tych moich.

Na ciasto francuskie wykładamy nadzienie cebulowe. Wrzucamy do piekarnika nagrzanego do 220 oC na jakieś 10 – 15 min.
W tym czasie robimy jajka w koszulkach. Do gotującej się wody z octem wlewamy delikatnie z filiżanki jajko i zagarniamy łyżką.

Tartelki wyciągamy z piekarnika, na wierzch kładziemy gotowe jajka. Możemy ozdobić ziołami, jeśli mamy świeże to gałązka tymianku, bądź listek bazylii jak najbardziej wskazany.
Jak nie mamy, to musimy, jak ja, kombinować z suszonymi i jakimiś świeżymi warzywami żeby wizualnie uatrakcyjnić danie. Z resztą, właściwie – nie musimy – danie samo w sobie wygląda bardzo atrakcyjnie.


Jest bardzo smaczne – cebulka smażona, czy właściwie duszona długo w maśle ma delikatny, lekko aksamitny smak. Jajka w koszulkach – moja ulubiona forma – są z zasady bardzo delikatne. Do tego chrupki spód z ciasta francuskiego – świetna sprawa.
Jak dla mnie – bardzo.
Bardzo bardzo nawet.

foodelek: przepisy tygodnia
dodajdo.com

poniedziałek, 23 lutego 2009

Torciki szpinakowe nadziewane oscypkiem.

Lekko wykwintna przystawka. Robi się ją dosyć prosto, a zachwyca smakiem. Podana przed obiadem właściwym niesamowicie rozbudza smaki i oczekiwania gości.
I ja się im z resztą nie dziwię, bo wygląda świetnie, a smakuje jeszcze lepiej.



Potrzebujemy:
400 g szpinaku
1 jajko
Parę plasterków oscypka
2 średnie ząbki czosnku
1 cebula
Curry, sól, pieprz, starta gałka muszkatołowa
Łyżka śmietany 18%

Do sosu:
Łyżka masła
Łyżka mąki
Szklanka mleka
Sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Trochę startego oscypka

Na patelni przesmażamy posiekaną cebulę, po chwili dodajemy czosnek. Kiedy cebula się zeszkli dodajemy szpinak. Jeśli używamy mrożonego najpierw go rozmrażamy i odcedzamy nadmiar wody, jeśli świeżego siekamy drobno. Smażymy razem odparowując, aż całość będzie konsystencji kremu – nie będzie już płynna, ale jeszcze nie będzie suchymi grudkami. W międzyczasie doprawiamy szczyptą curry, solą, pieprzem i sporą ilością startej gałki muszkatołowej. Dodajemy łyżkę śmietany, mieszamy całość i jeszcze raz zagotowujemy.
Odstawiamy do ostygnięcia.
Kokilki [foremki ceramiczne do zapiekania] smarujemy oliwą. Ja użyłem takich o średnicy 6 cm i głębokości 3, powinno wyjść wtedy ok. 6 porcji. Można oczywiście użyć innych rozmiarów.
Kiedy masa szpinakowa lekko ostygnie wbijamy do niej jedno jajko i dokładnie mieszamy, aż się połączy w spójną całość. Ładujemy do foremek. Uwaga – całość troszkę urośnie, więc nie ładujemy po same brzegi, bo nam wypłynie.
Torciki nadziewamy jeszcze pokrojonym w kostkę oscypkiem.
Całość wkładamy do piekarnika nagrzanego na 240 oC i zapiekamy ok. 20 min.

Robimy sos. Roztapiamy masło, dodajemy mąkę, przesmażamy chwilę. Dodajemy zimne mleko roztrzepując trzepaczką, aż się zagotuje. Wsypujemy oscypek i przyprawiamy.

Gotowe torciki wyciągamy z piekarnika. Kiedy trochę przestygną wyciągamy delikatnie z foremek. Układamy na talerzu, polewamy z góry sosem, obsypujemy startą gałką i pieprzem.
Podajemy ciepłe.



Muszę powiedzieć, że ta przystawka stała się hitem wieczoru i szczerze powiedziawszy troszkę się obawiałem, czy nie zawyżyłem poziomu przed podaniem dania głównego. Pomijając fakt, że goście nie bardzo chcieli przyjąć do wiadomości że to tylko przystawka i nie dość, że domagali się jeszcze, to jeszcze zmietli z talerzy wszystkie pozostałe resztki po dzieciach.
Na szczęście danie główne wytrzymało pokładane w nim nadzieje z godnością.
Ale o tym jutro.

foodelek: przepisy tygodnia
dodajdo.com

sobota, 7 lutego 2009

Śniadania, przekąski, przystawki

Jajka zapiekane w karczochach.

Rogaliczki z ciasta francuskiego z szynką.

Krem oscypkowy.

Poleśniki.

Jajka w koszulkach na podkładce z jabłka, boczku i sera.

Jajka sadzone na tostach z pieczarkami i z grillowanym brie.

ndyjskie Alu Kofty i przyprawa garam masala.

Meksykańska Chimichanga z sosem quacamole.

Jajka na chrupka kładzione na duszonej marchewce, polane sosem serowym.

Jajka w koszulkach na tartinkach z kiełbasą jałowcową.

Pudding z Yorkshire z frankfuterkami i skarmelizowaną cebulą.

Krem Łososiowy

Boczek, por, seler, śmietana - zapiekanka śniadaniowa.

Kiełbaski na piwie przeciw chorobie.

Coxinha – brazylijskie pałeczki

Prosta śniadaniowa pasta łososiowa

Jajka w koszulkach kładzione na tartinkach cukiniowych

aprawdę dobry smalec domowy.

Jajka na chrupko kładzione na duszonej cukinii i boczku

Jajka w koszulkach na cukinii, oblane sosem śmietanowym

Jajka zapiekane z fetą i łososiem

Sałatka z grillowanego ananasa i mango

Śniadaniowa sałatka parówkowa na ciepło.

Pasta z wędzonej makreli i czerwonej fasolki, oraz ratatuja

Jajka na chrupko na młodej rokiettcie

Parówki zapiekane w kruchym cieście.

BLT

Grillowane brzoskwinie na szynce szwarcwaldzkiej.

Pyszne grzanki śniadaniowe by olive and flour

Prosta sałatka z selera naciowego i brokułów.

Jajka w koszulkach na szczawiowym podkładzie.

Jajka w koszulkach z karmelem, ananasem i sosem curry.

Jajka zapiekane w pieczarkowych czapeczkach.

Krem pieczarkowy serwowany w bułeczkach

Jajka w koszulkach kładzione na cebulowych tartelkach

Śniadanie rolnika

Serowa biała jajecznica

Waniliowe jajka zapiekane

Selerowa frittata na śniadanie.

Śniadaniowo Gofrowo

Bułeczki afrodyzjakowe.

Oscypkowe ciasteczka

Torciki szpinakowe nadziewane oscypkiem

Śniadanie z oscypka

Omlet zawijany, czyli impresja na tajski omlet.

Egg benedict wg mnie

Na śniadanie smażeny syr

Parówki pieczone dla parówkowych skrytożerców

Jajka warszawskie

Jajka na chrupko z sałatką z rukoli.

Pudding z Yorkshire wersja wegetariańska.

Jajka w koszulkach na mango, skropione limoną.

Ptysie z nadzieniem szpinakowym

Jajka pieczone wg mnie
dodajdo.com

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Pudding z Yorkshire wersja wegetariańska.


Przepis na tą fantastyczną przekąskę, lub przystawkę znalazłem u Roux'a, przy czym w oryginale był on z kiełbaskami chipolatas, a ja postanowiłem zaprezentować wersję bez mięska.

Będziemy potrzebować:
- 2 jajka
- 70 g mąki
- 200 ml półtłustego mleka
- Sól i świeżo zmielony pieprz.

- 50g masła
- 1 duża cebula
- trochę oliwy
- 3 spore pieczarki
- trochę startego sera żółtego
- szczypta cukru

Najpierw roztrzepałem jajka w misce, dodałem troszkę mąki. Roztrzepałem je razem – aż się zrobiło jednolite. Po trochu dodawałem resztę mąki, cały czas roztrzepując, żeby było gładkie. Wlałem mleko mieszając trzepaczką, doprawiłem solą i pieprzem.
Wygląda jak klasyczne ciasto na naleśniki – może trochę rzadsze.
Teraz całość trzeba włożyć gdzieś na 2 godziny do lodówki.

Po tym czasie, rozgrzałem piekarnik do 220ºC i zabrałem się za przygotowywanie nadzienia:
Posiekałem cebulę w cieniutkie pół-plasterki, a w rondelku rozpuściłem masło. Następnie wrzuciłem do niego cebulę i na bardzo małym ogniu dusiłem ją w tym maśle w sumie ok. pół godziny, mieszając średnio co 5 min, aż całkowicie zmiękła.

Biorę foremki do zapiekania. Ja użyłem takich o średnicy 7cm, ale myślę, że były one za duże – po pierwsze – w przepisie oryginalnym tego ciasta starczyło na 6 foremek, a mi tylko na 4, po drugie gotowe puddingi były z wierzchu mocno zrumienione, natomiast w środku były na granicy gotowego/surowego ciasta. Więc jeśli ktoś ma mniejsze foremki, to polecam mniejsze.
Nalewam do nich odrobinę oliwy [tyle, żeby tylko lekko zakryła dno] i wstawiam do rozgrzanego piekarnika na ok.5 min, aż tłuszcz zacznie dymić. Gdy się to stanie ciasto mieszam i chochlą wlewam do foremek – prawie do samych brzegów.
Wstawiam do piekarnika na jakieś 25 min. Aż do momentu, gdy pudding będzie rumiany i chrupiący, ale jednocześnie wciąż odrobinę miękki w środku.

W tym czasie na patelni przesmażam posiekane pieczarki, kiedy już dochodzą opruszam pieprzem i tymiankiem. Cebulę która już dochodzi posypuję cukrem i zwiększam ogień. Całość podsmażam, ciągle mieszając, aż lekko oblepi się karmelem.

Upieczony pudding wyciągam z foremek, parzę się odrobinę w palce, mamroczę pod nosem. Talerze miały być ciepłe, ale trochę o tym zapomniałem i teraz pudding zaczyna opadać w szybkim tempie. Do środka każdego z nich nakładam cebulkę i pieczarki, posypuję z wierzchu serem. Podaję jeszcze gorące. Wszyscy są zachwyceni taką przekąską, w ogóle nie zwracają uwagi, że puddingi opadły, co mnie trochę pociesza i wcinają, że hej. Po chwili puddingów nie ma. Szczęście, że zdążyłem fotki trzasnąć.

dodajdo.com

wtorek, 6 stycznia 2009

Jajka w koszulkach na mango, skropione limoną.


Będąc dzisiaj rano w sklepie znalazłem bardzo tanie mango i w ten sposób zrodził się w mojej głowie pomysł na śniadanie, które będzie kontrastowało z biało-mroźnym krajobrazem na zewnątrz.

Mango naciąłem na pół, a następnie giętkim nożem odkroiłem połówki od pestki, starając się przy tym jak najmniej zmasakrować przekrój samego owoca. Skropiłem połówki odrobinę sosem chili i sosem sojowym i zgrillowałem na niewielkim ogniu na patelni. Mango jest stosunkowo twarde, więc potrzebuje sporo czasu, żeby się ładnie zgrillowało. A robimy to na małym ogniu, żeby się nie przypaliło.

Jajka w koszulkach trzeba szybko ugotować.
Dlatego do garnka z jakimś litrem wody dodałem parę łyżek octu. Kiedy woda się zagotowała wlałem do niej, delikatnie najpierw jedno jajko. [fot.1] Nagarnąłem łyżką białko, które zaczęło pływać po całym garnku, tak, żeby zaczęło tworzyć coś bardziej zwartego. [fot.2] Z drugim jajkiem powtórzyłem czynność.


Jeśli znajdziecie gdzieś przepis w którym do wody na początek dodaje się soli – nie wierzcie mu! Jajko robi się przez to mniej spoiste. Wiem co mówię – kupę nerwów straciłem kiedyś próbując wykonać ten przepis i nigdy jajka mi nie wyszły ładnie.

Na patelence rozpuściłem ok. łyżki masła, dorzuciłem żółtego sera – jakieś 100g, pokrojonego w kosteczkę. Roztopiłem. Dodałem łyżkę śmietany i trochę pieprzu.

Na tej samej patelni grillowej, na której jest mango przesmażyłem jeszcze szybciutko po plasterku boczku.

Ułożyłem złociste mango na talerzach, posmarowałem każde ok. łyżeczką pikantnego sosu chilli, na to położyłem po plasterku boczku. Na wierzch wyłożyłem po jajku – obcinając łyżką o krawędź garnka wystające farfocle z białka i oblałem sosem serowym.

Całość skropiłem sokiem z ¼ limonki.
Voila!

Najlepiej smakuje z jakimś lekkim białym pieczywem, np. z tostem.
Wymarzonym ideałem byłyby do tego świeże croissants, ale niestety z braku możliwości nabycia takowych zadowoliłem się tylko dobrą kawą.

dodajdo.com

piątek, 26 grudnia 2008

Jajka pieczone wg mnie


na 2 porcje:

2-3 plasterki szynki lub salami
2,5 łyżki śmietany 12%
2 jajka
Trochę sera typu feta
Odrobina żółtego sera do starcia
sól, pieprz, tymianek, sos Worcester


Rozgrzewam piekarnik – temperatura docelowa 170ºC. W między czasie na małej patelence na odrobinie oliwy przesmażam pocięte w kwadraciki salami i szynkę. Oczywiście, wędzona szynka też by się nadawała, a jeśli ktoś ma dobrą szynkę parmeńską, to w ogóle wspaniale.
Ja nie mam.
Wiec przesmażam salami, jak już się troszkę przesmaży, dodaję łyżkę śmietany i wszystko razem mieszam, skrapiam paroma kroplami sosu Worcester. Sos można sobie spokojnie odpuścić, ja po prostu uwielbiam jego smak w połączeniu ze śmietaną i używam go kiedy się tylko da.
Mieszam, wyłączam palnik.

Biorę 2 żaroodporne foremki, smaruję je wewnątrz masłem. Następnie rozkładam do nich przesmażone salami ze śmietaną. Wrzucam do środka po kawałku fety, i delikatnie wlewam po jednym jajku do foremki – tak, żeby żółtko się nie rozlało. [fot.1] Teraz do każdego jajka wlewam delikatnie śmietanę i staram się, żeby żółtka lekko wystawały w środku, a śmietana tworzyła pierścień dookoła nich [fot.2]… staram się…. staram… kurde!... ok, udało się… no prawie.
Na wierzch posypuję jeszcze zmielonym pieprzem, rozkruszoną fetą, solą – ale naprawdę malutko, bo feta jest już dość słona. Tymianeczek i starty ser żółty dopełniają kompozycję.
Teraz wykładam blachę do pieczenia pergaminem, wstawiam do niej foremki i wlewam ostrożnie wrzątek, mniej więcej do połowy wysokości. Żeby tylko nie nachlapać do jajek [fot.3].

I tyle – wkładam do piekarnika, jeśli jest rzeczywiście na 170 stopni to za ok. 10 - 11 min. białka powinny być ścięte a żółtka półpłynne - tak jak ja lubię, dla mojej żony muszę przetrzymać jeszcze ze 2 min, bo ona lubi jak wszystko jest ścięte.
Czyli po 12 minutach w piekarniku już wszystko powinno być jasne.
I jest jasne.
Jajka pieczone w foremkach lądują na stole.
Do tego świeże pieczywo, pyszna kawka i śniadanko gotowe.
dodajdo.com
Blog Widget by LinkWithin