"Of all the gin joints in all the towns in all the world, she walks into mine." CASABLANCA, 1942
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jean Dujardin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jean Dujardin. Pokaż wszystkie posty
środa, 23 marca 2016
czwartek, 4 lutego 2016
[145] Film: "Marsylski łącznik / La French" (2014)
"Marsylski łącznik to ciekawe kino z pogranicza filmu kryminalnego i dramatu, które z pewnością zachwyci albo przynajmniej zainteresuje wszystkich tych widzów, którzy dobrze wspominają Francuskiego łącznika (...).
- Arkadiusz.
sobota, 10 maja 2014
[71] Film: "Obrońcy skarbów / The Monumensts Men" (2014)
Po ostatnich fleschowych recenzjach znalazłem wreszcie film, któremu chcę poświęcić cały tekst. Tym obrazem są stworzony przez Georgea Clooneya (scenariusz i reżyseria) i Granta Heslov'a (scenariusz) "Obrońcy skarbów", czyli dość luźna, choć nie tak całkiem mijająca się z prawdą, historia stworzenia i funkcjonowania podczas II wojny światowej jednostki zajmującej się ochroną i odnajdywaniem skradzionych przez III Rzeszę (ale oczywiście nie tylko) arcydzieł światowej sztuki.
A dlaczego luźna? Ponieważ twórcy, choć inspirowali się realnymi wydarzeniami, to odwzorowywali je raczej bardzo ogólnie. Niby zarys się zgadza, ale już ich odtworzenie musiało im pasować do fabularnego wydźwięku całej historii. I tak mamy tutaj na przykład śmierci dwójki bohaterów, co jest prawdą, jednak już ich okoliczności i przyczyny są zgoła odmienne od tych rzeczywistych. Tak samo bohaterowie. Jest w nich wiele z realnie istniejących i biorących udział w tych wydarzeniach ludzi, choć noszą oni jednak inne nazwiska i są czasami kompilacją kilku osób. I tak na przykład, co wynika z moich spostrzeżeń, Matt Damon odtwarzający postać podporucznika Jamesa Grangera w rzeczywistości wzorowany był na podporuczniku Jamesie J. Rorimerze, George Clooney, filmowy porucznik Frank Stokes to rzeczywisty porucznik George Stout, a Cate Balnchett jako Claire Simone, to wypisz wymaluj słynna Rose Valland, natomiast szeregowy Sam Epstein (Dimitri Leonidas) to raczej na pewno szeregowy Harry Ettlinger (pełną listę można znaleźć tutaj). Jednak czy moje odczytanie prawdziwej tożsamości niektórych postaci jest prawidłowe tego w 100% nie jestem pewien, choć wydaje mi się, że tak właśnie było. Moja wiedza w tej materii wynika z lektury książki, na której wzorowali się twórcy filmu, a mianowicie "The Monuments Men: Allied Heroes, Nazi Thieves and the Greatest Treasure Hunt in History", której polskie tłumaczenie pt. "Obrońcy dzieł sztuki" recenzowałem już jakiś czas temu (recenzja tutaj).
A o czym tak dokładnie jest ten film? Clooney po raz kolejny wziął na warsztat historię ważną i ostatnimi czasy dzięki różnego rodzju publikacjom (książki Edsela, a także Grabież Europy Lynn H. Nicholas, czy też Skarby w cieniu swastyki Leszka Adamczewskiego) coraz szerzej dyskutowaną. Chodzi o zakrojoną na gigantyczną skalę hitlerowską akcję rabowania (często pod nazwą konfiskaty lub ochrony) największych dzieł sztuki (głównie obrazów, ale także rzeźb, ceramiki, biżuterii, antycznych mebli etc.) z podbijanych i okupowanych krajów. Powodów takiego zachowania było wiele, choć z tego filmu dowiemy się pobieżnie raczej tylko o dwóch. Hitler chciał stworzyć w Linzu, swoim rodzinnym mieście w Austrii, największe i najokazalsze muzeum świata; drugim jest fakt, że wielu nazistów było również koneserami sztuki, jak na przykład pokazany w początkowych sekwencjach Göring.
Jednostka, która w filmie przybrała nazwę The Monuments Men, miała te dzieła odnaleźć i zwrócić prawowitym właścicielom. Ich dodatkowym zadaniem było przeciwdziałanie niszczeniu kolejnych dzieł, czy to architektury czy sztuki, podczas prowadzenia walk. W jej skład weszli najodpowiedniejsi do tego rodzaju pracy ludzie: konserwatorzy zabytków, pracownicy muzeów, rzeźbiarze, architekci etc. I choć ich zadanie przypominało trochę prace Syzyfa, to jednak starali się ją wykonać jak najlepiej i najdokładniej.
Film w swoim wydźwięku jest bardzo stonowany. Stara się uświadomić nam jak ważnym dziedzictwem jest sztuka, czyli to co udało się stworzyć ludzką ręką przez setki lat oraz jak łatwo możemy zaprzepaścić to na zawsze. Ale także zadaje pytanie, czy jest ona ważniejsza od ludzkiego życia, które może być utracone w konsekwencji jej ratowania. Żołnierze nie mają z odpowiedzią na to pytanie żadnych problemów, jest ono skierowane raczej do nas widzów. I wcale nie tak prosto na nie odpowiedzieć, choć jak się wydaje członkowie The Monuments Men zdają się również ją znać, przy czym jest ona zgoła odmienna od tej armijnej.
Cała konwencja i stylistyka "Obrońców skarbów" jest łatwa w odbiorze. Miejscami mamy do czynienia z zagęszczeniem akcji, jednak nie są to chwile, w których byśmy obgryzali paznokcie z nerwów. I choć zdarzają się też momenty wzruszające (jak choćby motyw z nagranymi życzeniami świątecznymi na płytę gramofonową, który z tego co pamiętam jest autentyczną historią), to ogólnie film jest lekki i utrzymany w tonie żartobliwym. Przyczyniają się do tego same postaci (np. około 70cio letni szeregowiec już brzmi śmiesznie) dobrze zagrane przez, co by tu nie mówić, wielkie gwiazdy, jak i niekiedy kontrast między nimi oraz ich podejście do sprawy (nawet w najbardziej dramatycznych chwilach nie opuszcza ich poczucie humoru i dystans do tego co się dzieje).
Film na pewno jest hołdem złożonym członkom MFAA (Sekcja Zabytków, Archiwów i Dzieł Sztuki, już w przekładzie na polski), i dzięki pokazaniu ich działalności w hollywoodzkiej superprodukcji z zawrotną ilością gwiazd na pewno zostanie ona dostrzeżona przez wielu ludzi, którzy nie mieli o niej wcześniej żadnego pojęcia. To kolejny atut tej produkcji.
Ja natomiast, po seansie, miałem jedynie nadzieję, że jeden trzech naszych najcenniejszych obrazów, który dotychczas nie został odnaleziony po wojennej zawierusze - mam tutaj oczywiście na myśli Portret młodzieńca Rafaela - nie skończył tak jak pokazywała to jedna ze scen tego filmu. Swoją drogą takie zachowanie, które wprowadzało w czyn dyrektywę Hitlera o nazwie Neron mogło być wydane jak i wykonane jedynie przez szaleńców.
Podsumowując, uważam że film, choć nie powalił mnie na kolana, to jednak bardzo mi się podobał i dzięki temu, że porusza ciekawy temat na pewno warty jest uwagi.
Ocena gatunkowa - hmm... a jaki to gatunek?
Ocena ogólna - 7/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)