Piotrusiu! Zauważ, czego w naszym kraju nie może restaurator. Nie może np. robić nalewek. Nikt zresztą nie może robić nalewek, by je sprzedawać, a ich konsumpcja dozwolona jest tylko na imieninach u wuja. Robiąc nalewki, korzysta się z alkoholu monopolowego, więc nie jest to bimbrownictwo, a jednak w trosce o obywateli żadnej nalewki, poza "Nalewką babuni", której producent winien się smażyć w piekle, nie uświadczysz. A przecież nalewki to arcypolski specjał. Znaszli inny kraj, gdzie dereniówka czy pigwówka dojrzewa?Robert Makłowicz do Piotra Bikonta, Polska kuchnia nielegalna, Wprost 37/2003Tak pisał Makłowicz do Bikonta niemal 10 lat temu, na łamach
Wprost. Uwielbiam te ich listy, ich kwieciste uprzejmości, uwielbiam jak piszą do siebie
"Mój drogi Bobeczku!",
"Piotrusiu drogi!", uwielbiam ich celne uwagi, mniej czy bardziej cięte żarty, narzekania bez sensu nie lubię, ale M+B nawet jak się burmuszą to z sensem. I z humorem.
Coś jest w tym, co piszą o nalewkach. Niby ma to swój urok, że tylko domowe, tylko własne, wyczekane, ale przecież nie każdy nastawia nalewki, niektórzy mają przyjaciół, którzy lubią zrobić więcej niż są w stanie wypić i obczęstować, ale przecież można by wyjść na nalewkę do miasta.. Można by ten arcypolski specjał pokazać niepolskim gościom, można by? Idzie może powoli ku dobremu,
Slow Food coraz szerzej promuje domowe przetwory, prawdziwe sery, przedni lokalny alkohol, póki co raczej na targach, jarmarkach czy festynach, od czegoś zawsze trzeba zacząć :-)
A są i miejsca wyjątkowe.
W uroczych, obrazkowych menu krakowskiej
Cafe Camelot jest cała strona z nalewkami, może nawet dwie? Zastanawia mnie to zawsze, ilekroć tam jestem - czy nalewki z
Camelota to takie prawdziwe domowe nalewki, skąd je biorą? Jedno jest pewne, to na pewno nie są
Nalewki Babuni,
Dziadunia, ani żadne wynalazki, to naprawdę smaczne, uczciwe nalewki. Są przeróżne i jest hit - nalewki na gorąco, takie na zimę, aromatyczne, pyszne. I gorąca wiśniówka z suszonymi figami - tym pomysłem jestem zauroczona :-)

Do
Loch Camelot trafiłam dzięki Basi, a właściwie z Basią, gdy przyjechałam do Krakowa jakiś czas temu - mieszkałam wtedy jeszcze w Szczytnie, a w Krakowie znałam (pamiętałam) tylko
kościół z witrażami*,
kościół z wahadłem** i kilka pocztówkowych widoków. Basia powiedziała, że
musi, do Loch Camelot
musi iść jak już jest w Krakowie i w zupełności to rozumiem :) To taka bardzo krakowska kawiarnia***, z drewnianą podłogą, koronkami, świątkami, niskim sufitem i stolikiem w oknie, stolikiem do przesiadywania, choć raz na jakiś czas..
Dziś zaproponuję nalewkę na suszonych owocach, nalewkę inspirowaną
gorącą wiśniówką z suszonymi figami i śliwkami z
Loch Camelot, na nalewkę bakaliową zaprasza dzisiaj też
Basia :-)
Bakaliówkę nastawiłyśmy na nieco słabszym niż zwykle (przy nalewkach na świeżych owocach) alkoholu, być może dzięki temu dojrzała b. szybko, już dziś jest doskonała.
Nalewka na suszonych owocach - inspiracja:
nalewka wiśniowa z suszonymi figami i śliwkami z
Cafe Camelot w Krakowie:
Owoce, np.:
100 g suszonych wiśni
100 g suszonych śliwek
100 g suszonych fig
50 g suszonej czarnej porzeczki
50 g kandyzowanej skórki cytrynowej
50 g kandyzowanej skórki pomarańczowej
25 g suszonych owoców dzikiej róży
25 g suszonych jabłek
25 g suszonych gruszek bergamutek
garść jasnych rodzynek
garść suszonych jagód z nalewki
garść orzechów włoskich
1 wędzona węgierka
Przyprawy:
1/3 laski wanilii
3 listki laurowe
13 ziarenek czerwonego pieprzu
5 ziarenek czarnego pieprzu
3 kardamony
+750 ml wódki 40%
+250 g cukru
Owoce i przyprawy (lekko rozgniecione) wrzuciłam do dużego słoja, zalałam wódką, odstawiłam na 14 dni. Po tym czasie zlałam pierwszy nalew (delikatnie wyciskając owoce), owoce zasypałam cukrem, odstawiłam na kolejne 10 dni, co 2-3 dni zawartość słoika mieszałam. Zlałam otrzymany syrop, połączyłam z pierwszym nalewem, odstawiłam do sklarowania. Nalewka dojrzewa dopiero 2 tygodnie, a już jest pyszna!

*Kościół Franciszkanów z witrażami S. Wyspiańskiego.
** Wahadło Foucaulta a kościół Wszystkich Świętych.
***Choć klimatem przypomina mi trochę sopocki
Zaścianek, pierwszą
moją kawiarnię, może dlatego ją tak polubiłam?
Cafe Camelot obok
Chederu to zaś najulubieńsze miejsca w Krakowie :-)
PS. Trzeba to jeszcze jasno napisać: owoce z nalewki są obłędnie pyszne i absolutnie nie należy ich wyrzucać, tylko ponownie podsuszyć i dodać do placka! :-)