Dokonało się! Dożyłem! Jestem wreszcie emerytem!!! Od
miesiąca już nie muszę chodzić do pracy i zmagać się oporem materii. Nie mam
już nad sobą prezesów, dyrektorów, kierowników, żadnych zawodowych spraw i
zadań. Brak mi trochę jedynie koleżeństwa(tych porannych gadek na temat a
czasem całkiem bez sensu…).
Pozytywne jest to:
że mogę cieszyć się wnuczkami; i że mam ich już trzy(ta trzecia ma już
tydzień); że najlepsze godziny dnia spędzam w dziennym świetle;
że starcza nam środków na życie; że mniej mam niedobrych emocji…
Niedobre jest to:
że muszę brać leki; że nie mogę fizycznie robić tych wszystkich rzeczy, które
odkładałem na teraz właśnie; że boli bez leków przeciwbólowych; że tego
wyleczyć się nie da…
Na razie nie
zaznałem jeszcze beztroskiego lenistwa. Ciągle gdzieś, komuś, coś trzeba zrobić
albo nie być w domu w związku z tym. Dzieje się jednym słowem. Nie było nawet
czasu i sposobności by celebrować 40 lat małżeństwa( za to w prezencie od losu otrzymaliśmy
trzecią wnusię). Może jeszcze we wrześniu się uda gdzieś wyjechać, choćby na parę dni.
Na razie próbujemy uporządkować
mieszkanie po wymianie kaloryferów. Było jak na budowie pył i gruz z rozprutych
ścian. Nie dość, że za oknem budowa tramwaju do Wilanowa to jeszcze to. Nie
jest źle jesteśmy już bliżej niż dalej. Jeszcze tylko doczyścić podłogi w dwóch
pokojach trzeba i zmontować meble, na które czekamy. Czy będzie lepiej? To się
okaże.
Na działce nie ma
zielska po pas dzięki uprzejmości życzliwych ludzi. Nie mam siły na użeranie
się z trawami i chwastami i machanie kosą. Muszę się przyglądać temu co pochłania natura. Nie mam w tym roku
żadnych grządek. Jedynie jabłka jakoś obrodziły więc będzie trochę do zjedzenia
i częstowania najbliższych.
I tyle na razie z
emeryckiego żywota…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz