Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kulinarnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kulinarnie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 lipca 2013

Wiśniowa rapsodia

Zabrałam się w tym roku za przetwory owocowe, a dokładniej pisząc wiśniowe. Uwielbiam wiśnie pod każdą postacią, a najbardziej jako sok do herbaty. Żaden przesłodzony, kisielowaty sklepowy sok nie dorasta do pięt ;-) sokom domowym, a ponieważ mama od kilku lat się zbuntowała i robi tylko soki malinowe lub porzeczkowe, wzięłam w te wakacje sprawę we własne ręce. Z 12 kg wiśni uzyskałam 36 słoików różnej wielkości dżemów, soków, wiśni do placka i konfitur. A wyglądałam przy tym jak Balladyna mordująca siostrę ;-)






 A na deser Gacek pijany :-)

Smacznego niedzielnego obiadku :-)

środa, 5 września 2012

"Chińszczyzna"

Dawno nie było u mnie nic kulinarnego, więc nadrabiam ;-)

Podczas ostatniej wizyty we Wrocławiu (tak wspaniale ciepło opisanej przez Anię) skusiłam się na chińskie jedzenie i postanowiłam sama w domu upichcić coś podobnego. Miała to być wołowina na ostro z ryżem. Ale - w naszym sklepie wołowiny akurat nie było ;-), Grzesiek strasznie kręcił nosem na "ostre" (ach, niech mi ktoś wymieni chłopa na takiego co lubi pikantnie zjeść!), i ryż też mi się skończył (co odkryłam po powrocie z zakupów ;-)
Zrobiłam więc wszystko inaczej niż w przepisach, nie wiem co chińskiego pozostało w mojej potrawie (chyba tylko grzybki i sos sojowy), ale smakowała nam bardzo i była łatwa w zrobieniu, więc dzielę się swoim eksperymentem:

Pojedynczy filet z kurczaka kroimy na kawałki i solidnie podsmażamy. Do podsmażonego kurczaka dodajemy pokrojoną czerwoną paprykę (i ci, którym nikt nie marudzi, mogą dodać trochę papryczki chilli). Chwilę przesmażamy razem, po czym dodajemy pokrojoną w słupki marchewkę, kalarepkę (zastępuje nieprzełykalnego dla mnie bambusa), pora, 2 drobno pokrojone łodygi selera naciowego i ugotowane grzyby chińskie. Chwilę wszystko razem smażymy, po czym dodajemy 3 łyżki sosu sojowego, sól i 2-3 łyżki bulionu warzywnego. Dusimy jakiś czas (warzywa muszą być jędrne, a nie rozgotowane), parę minut przed końcem dodajemy wyciśnięte 2 ząbki czosnku. Jemy z ryżem lub kuskusem lub co kto lubi :-)



Smacznego :-)

wtorek, 25 października 2011

Zupa krem z dyni i koty jesienne

Dziś podaję przepis na pyszną zupę krem (może być z dynią, ale niekoniecznie). Zawsze miałam problem ze zrobieniem dobrej zupy krem, ale znalazłam ostatnio przepis w gazecie i się nim podzielę :-) Przy okazji bardzo polecam tę gazetę - kupiłam ją niedawno w kiosku (choć data wydania to czerwiec), bardzo ciekawa, jeśli ktoś lubi tematykę diet i zdrowego odżywiania.


Moja modyfikacja jest taka, że daję więcej wody (bo w przeciwnym razie zupa ma konsystencję sosu) i soli oraz inne warzywa jak pietruszka czy seler.
A tu już moje wykonanie:

Na koniec koty jesienne, czyli ciepłolubne i (dawno nie widziane) znów się przytulające:


Idąc za radą Ani, podałam kotom jogurt naturalny - bardzo im posmakował:


Do tego stopnia, ze nawet Kocia z Rysią jadły razem grzecznie:


Czy ktoś orientuje się jak często można podawać taki frykas futrzakom?

środa, 19 października 2011

Barszcz kiszony - na zwiększenie odporności

Dziś chciałabym wszystkim polecić nasz rodzinny sposób na odporność w sezonie jesienno-zimowym, a mianowicie barszcz kiszony. Tym specyfikiem mama faszerowała mnie całe dzieciństwo, bo byłam dosyć anemicznym dzieckiem - tzw. zdechlakiem. Barszczyk, na który przepis zamieszczam poniżej, poza dobroczynnym wpływem na odporność, świetnie działa też na czerwone krwinki w przypadku anemii. Ma dość specyficzny smak i jeśli się go nigdy nie piło, trzeba się do niego przekonać - podobnie jak np. do oliwek. Grzesiek, który nigdy czegoś podobnego nie pił, na początku trochę grymasił, a teraz bardzo polubił ten smak. Jest to też nieodłączny składnik barszczu wigilijnego :-)
Potrzebujemy włoszczyznę (ilość można dowolnie modyfikować) - powiedzmy 2 marchewki, pietruszka, kawałek selera no i podstawowy składnik czyli buraki (kilka sztuk). Kroimy wszystko w plastry i wrzucamy do dużego szklanego słoja lub naczynia kamionkowego. Dodajemy kilka obranych ząbków czosnku i zalewamy letnią przegotowaną wodą (ja zalewam około 3 litrami), do tego dodajemy mniej więcej 3 łyżeczki soli i kromkę (lub skórkę) z razowego chleba. Przykrywamy wszystko gazą i odstawiamy na kilka dni (u nas to z reguły 4 dni, później barszcz zaczyna mi się psuć, ale widziałam też przepisy, w których kisi się się go dłużej) w ciepłe miejsce. Po tym czasie przecedzamy barszcz przez gazę, rozlewamy do butelek i trzymamy w lodówce, pijąc 1-2 szkl. dziennie. Polecam :-) Jedynym minusem jest to, że barszcz "lubi się" zepsuć  - ma tendencję do pleśnienia, dlatego czasem lepiej zrobić mniejszą ilość i szybciej wypić, w tym czasie kisząc już sobie następny.

Smacznego :-)

PS: Barszcz trzeba przecedzać przez gazę, ponieważ zbiera się na górze taka ni to piana, ni to pleśń, ale tym nie należy się przejmować, o ile nie jest to jakaś bardzo gruba warstwa, tylko właśnie postać piany. Nie wiem jak to dokładnie opisać, ale myślę, że się zorientujecie :-) Powodzenia w kiszeniu :-)

piątek, 29 lipca 2011

Mol - znaczy kot - książkowy

Opisałam i pokazywałam już kiedyś na blogu zamiłowanie moich futrzastych do książek. Dziś ciąg dalszy - Kocia książkowa:
 Na książkowym blogu prezentowałam kiedyś opowiadanie z czytanki podstawówkowej pt.: "Zielonookie diablątko", ta nazwa wydaje mi się tu akuratna:

 A z innej beczki - piekliśmy wczoraj placka na niedzielę. Tak, właśnie wczoraj, bo sekretem tego niepozornego placka jest ciasto - które im dłużej stoi tym lepsze (oczywiście w granicach rozsądku, po roku stania byłoby pewnie mniej zjadliwe ;-)
Zamieściłam to niecodzienne wydarzenie na blogu, ponieważ ja bardzo rzadko piekę ciasta (zwykle 2 razy do roku na święta, albo i rzadziej), zdecydowanie bardzie wolę gotowanie. A tym przepisem chcę się podzielić z chętnymi, bo nam bardzo przypadł do gustu i nie jest jakoś specjalnie trudny w robocie. Pierwszy raz zrobiłam to ciasto właśnie na ostatnie zimowe święta (jest na blogu - wpis z 30 grudnia). Przepis pochodzi z gazetki "Wigilia i Święta Bożego Narodzenia" wydanej przez Lamar w 2008 r.

Ciasto wiśniowe (równie dobrze można zastąpić wiśnie innymi owocami)
Składniki: 2,5 szkl mąki, 2 i 1/3 szkl cukru (ja daję dużo mniej, bo wg nas placek wcześniej był za słodki), 1,5 kostki masła, 5 jajek, 1 żółtko, 1 szkl mleka, 1 słoik (700 ml) wiśni, 1 laska wanilii (ciężko gdzieś wyszukać, więc zastępuję 2 łyżeczkami cukru waniliowego), 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1 tabliczka białej i 1 gorzkiej czekolady

Wykonanie: 3 łyżki cukru podrumienić na suchej patelni. Stale mieszając wlać mleko i zagotować. Utrzeć 2 jajka, żółtko, 3 łyżki cukru, wanilię i dodać do mleka. Ucierać na krem na małym ogniu, nie dopuszczając do zagotowania.
Masło utrzeć z resztą cukru (tu przydaje się facet!), dodać pozostałe jajka. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i połączyć z masą karmelową i jajeczną. Wiśnie osączyć na sicie i dodać do ciasta. Formę wyłożyć papierem do pieczenia. Wyłożyć ciasto i piec 70 min w temperaturze 190 st. (uwaga! nam wystarczyło 50 min. - trzeba sprawdzać, żeby nie spalić). Wyjąć i ostudzić. W osobnych rondelkach rozpuścić czekolady. Ciasto pokryć najpierw białą, a potem czarną czekoladą, tworząc widelcem fantazyjne pasy.
Smacznego!