Showing posts with label hair. Show all posts
Showing posts with label hair. Show all posts

Tuesday, December 28, 2021

New hair, new me

Nowa fryzura, nowa ja. ^^*~~

 


Nie, tak naprawdę to wciąż ta sama ja, trochę tylko podrasowana! *^v^* Tak wyglądałam na świeżo od fryzjera, kiedy sama myję włosy to wcieram aktywator do loków i żel, potem pozwalam im wyschnąć i odgniatam loczki, więc będzie to trochę inaczej wyglądało. 

Wiedziałyście, że jest siódmy tom serii o Zawrociu i drugi o Jantarni? Ja przeoczyłam, ale nadrobiłam te dwie lektury w dwa dni (owszem, niewiele więcej robiłam poza czytaniem!), i teraz z niecierpliwością czekam na kolejne losy bohaterów. Lubicie książki Hanny Kowalewskiej?


 

Ja uwielbiam!!! Bohaterkami są młode dziewczyny, które już tyle w życiu przeszły, że można by obdzielić kilka osób a historie takie, że nie sposób się oderwać! Mamy tu miłość i nienawiść, rodzinę która potrafi być największym wrogiem i obcych ludzi, którzy zachowują się jak najbliżsi przyjaciele, niesamowicie poplątane losy ludzkie. Obydwie bohaterki dziedziczą po przodkach piękne domy i to też jest dla mnie urzekające, bo domy te są pełne pamiątek i tajemnic, w które sama bym się z przyjemnością zagłębiła, gdyby tylko ktoś zechciałby takim spadkiem mnie obdarować! ^^*~~ I czytając te książki przypomniało mi się coś jeszcze, o czym kiedyś pisałam Pimposhka - dają nam pewną lekcję. A mianowicie taką - czytam o tym, jak po raz kolejny któryś z bohaterów jest dla Matyldy albo Inki niemiły, złośliwy, coś kradnie, coś niszczy ważnego, kłamie, podkłada świnię, zachowuje się naprawdę samolubnie i podle, a ona zamiast zerwać tę znajomość i zatrzasnąć delikwentowi drzwi przed nosem próbuje zrozumieć, dogadać się, wyprostować stosunki, albo reaguje obojętnością, jest ponadto, odpuszcza. We mnie się gotuje, wywaliłabym taką osobę z mojego domu i mojego życia na zbity pysk!... Ale... przypominam sobie, że to nie ja. Że one mają prawo reagować po swojemu. Że mój wybór nie jest zawsze tym jedynym właściwym. Że nawet, jeśli one robią coś, co w efekcie nie przynosi im nic dobrego, to widocznie muszą się same nauczyć na własnych błędach. A czasami to nie są błędy, bo przynoszą pozytywne rezultaty. Ot, taka lekcja pokory w ocenianiu innych ludzi i przykładania do wszystkich swojej miarki. *^o^* Cykl o Zawrociu ma już siedem części, cykl o przygodach Inki dopiero dwa, i mam nadzieję na wiele kolejnych, bo z radością stwierdzam, że obydwie serie nie tracą na jakości!




Pod koniec listopada kupiłam sobie kalendarz adwentowy z firmy Plantuli. Wiem, wiem, po pierwsze - nie mając nic wspólnego z religią katolicką nie mam nic wspólnego z adwentem, a po drugie - nawet jakbym miała to adwent jest czasem na wyciszenie się i duchowe przygotowanie na boskie narodziny, a nie czasem na otwieranie prezentów każdego dnia przez prawie miesiąc!... *^N^* No cóż, w każdym razie, kupiłam ten kalendarz bo przekonało mnie, że dostanę 19 pełnowartościowych produktów z kilku różnych firm, a nie próbki czy testery (kalendarz był przewidziany na otwieranie od 6 do 24 grudnia). I jestem z niego naprawdę zadowolona! *^V^* 
 
 

 
1/3 produktów to były świece i woski zapachowe marki Plantuli, w tym nowości (przez trzy kolejne dni był zestaw - tealighty, kominek i woski!) i uważam, że to najlepsze świece sojowe jakich używałam! Zapachy nie za mocne, nie za słabe, równo się palą, kompozycje zapachowe są świetne, ciekawe. Poza świecami w kalendarzu były kosmetyki naturalne, zioła, syrop korzenny, ciepłe skarpety, książka! Zawartość była fajnie pomyślana na czas jesienno-zimowy i w przyszłym roku też zamierzam zrobić sobie taki grudniowy prezent. *^v^*
 




Zima trzyma a ja po operacji powoli wracam do zdrowia i formy. Grudzień jest dla mnie miesiącem na zwolnionych obrotach - chodzę powoli, w domu wszystko robię wolniej i uważniej, żeby wszystko się na spokojnie zagoiło, kontrola u lekarza dała pozytywne wyniki. Rok 2021 pożegnał naszą rodzinę niespodziewanym odejściem bliskiej osoby i to spowodowało, że te święta były kompletnie inne niż kiedykolwiek. 
A w zasadzie wcale ich nie było. 
Nie robię dużych planów na 2022. Japonia będzie albo nie, i nic na to nie poradzę. Zamierzam żyć z dnia na dzień, cieszyć się małymi rzeczami i czekać na bliskie wydarzenia, na przykład na kawę z koleżanką, z którą umówiłam się na 3-go stycznia. Od stycznia wracam do spokojnej jogi, rower pewnie poczeka do marca.
Zrobiliśmy sobie prezent na nowy rok i kupiliśmy wyciskarkę ślimakową do soków, więc wreszcie może zrobię użytek z książek z przepisami na sokowe mieszanki, które stoją u mnie na półce od dawna. Robert już się martwi, że jego soki pomarańczowe będą miały posmak jarmużu, bo NA PEWNO napcham do wyciskarki jarmuż, selera i inne tego typu podejrzane składniki! (i ma rację! *^v^*). 
Tyle na dzisiaj, idę zaparzyć sobie kubek herbaty z syropem korzennym, zapalę pachnącą świecę, zjem mandarynki. Czego i Wam życzę! ^^*~~

Sunday, March 04, 2012

Włosy - raport po 7 miesiącach

Po siedmiu miesiącach mojej odmienionej pielęgnacji włosów czas na większe podsumowanie.

(O sposobach pielęgnacji, jaką prowadzę od sierpnia 2011 możecie przeczytać poniżej:
potem już nie robiłam comiesięcznych raportów)

Zaczęłam od wysuszonych średniodługich włosów o długości 44 cm, które rosły mi w tempie 1 cm na miesiąc, bardzo się puszyły, były cienkie, matowe, łamały się na różnej długości.



Zmieniłam całe moje podejście do ich pielęgnacji:
- zmieniłam szampony i odżywki silne chemicznie na łagodne środki oparte na naturalnych składnikach, bez silikonów
- zmieniłam farbowanie chemiczne na hennę
- zmieniłam szczotkę na szerokozębny grzebień i szczotkę Tangle Teezer
- zaczęłam regularnie przed każdym myciem włosów nakładać na nie oleje lub maski, często były to domowe maski wieloskładnikowe trzymane na głowie kilka godzin
- jadłam suplementy diety: Merz Special, Walmark Wapń Cynk Magnez, olej z wiesiołka GAL w kapsułkach i piłam tran (na początku kuracji w sierpniu)
- piłam napar z pokrzywy, 2 kubki dziennie (pierwsza dawka w sierpniu i wrześniu)
- stosowałam wcierki (Jantar i Saponics Farmony) i płukanki ziołowe po myciu
(- przez 3 tygodnie piłam drożdże, jednak nie zauważyłam ich wpływu na moje włosy)

HIT:
Po siedmiu miesiącach hitami mojej pielęgnacji pozostają:
- szampon Sephora Yes to Cucumbers - znakomicie zmywa oleje, włosy są po nim miękkie i sypkie, jest bardzo wydajny, pół litrowa butla (kupiona na promocji za 28 zł) wciąż mi służy!
- szampon, odżywka i maska z serii Alterra z Granatem i Aloesem (Rossmann) - włosy są po nich oczyszczone, miękkie, sypkie, gładkie
- henna Khadi Ciemny Brąz do farbowania włosów - odżywia, pogrubia, dyscyplinuje
- aloesowa pryskanka po myciu według pomysłu Anwen - dla mnie to jest kosmetykowy superhit ratunkowy, jeszcze po żadnej odżywce czy oleju nie miałam tak gładkich i miękkich włosów, już od pierwszego użycia! *^v^* (Pewnie dużą zasługę ma w tym aloes, ale każdy ze składników pryskanki dokłada swoje trzy grosze do wspaniałego efektu odżywienia.) Jednak, dla moich włosów jest to kosmetyk okresowy, to znaczy, po około miesiącu stosowania zauważyłam, że powinnam zrobić sobie przerwę bo zaczynam być po nim napuszona.

KIT:
- podczas wypróbowywania różnych kosmetyków trafiłam na odżywkę fatalną - Joanna Rzepa Odżywka Wzmacniająca, nie zauważyłam działania wzmacniającego, jest bardzo wodnista i przez to mało wydajna, bo dużo jej schodzi przy każdym nakładaniu, a co gorsze - koszmarnie plątała mi włosy, miałam po każdym jej użyciu po kilka kołtunów jak po żadnych kosmetykach... Zużyłam jedną butelkę i więcej jej nie kupię.
- olejek do włosów Sesa Plus - zastosowałam go tylko trzy razy. Po drugim użyciu jego silny ziołowy zapach wywołał u mnie koszmarną migrenę. A po trzecim razem niestety dostałam po nim mocnego podrażnienia skóry całej głowy a w jednym miejscu placek łupieżu... Po trzech zastosowaniach oddałam YarnFerret do przetestowania.

Obecnie stosuję regularnie (oprócz powyższych szamponów i spłukiwanych odżywek):
- olejek z witaminą E (wcieram we włosy i skórę głowy ok. 1 ł stołowej olejku przed myciem na conajmniej 2 godziny)
- odżywkę do włosów Hesh Maka (raz w tygodniu zamiennie z olejami przed myciem nakładam ją na włosy na 40 minut, wymieszaną z maską do włosów - wymieszana z wodą błyskawicznie wysycha i się kruszy, i zamiast na włosach ląduje w całej łazience...)
- puszące się włosy dyscyplinuję też kroplą oleju arganowego, najpierw roztartego w dłoniach
- w marcu wracam do picia skrzypokrzywy i suplementacji, tym razem będę brała ZMA, Witaminer (nie jest jakoś szczególnie bogaty w składniki, ale dostałam go jako gratis do jakiegoś zakupu w aptece, więc go zjem ^^)  i Calcium Panthothenicum.


Po początkowym powolnym starcie (1 cm/miesiąc) moje włosy ruszyły jak z kopyta i od września rosną mi w tempie 2-3 cm/miesiąc, co obecnie daje mi długość 57 cm (przybyło 13cm). Nie podcinałam końcówek, bo nie ma takiej potrzeby - nie są porozdwajane, więc nie chcę tracić na długości, chociaż ostatnie 10 cm jest raczej cienkie... (i wciąż jestem ciekawa, jak długie włosy mi urosną i czy się kiedyś zatrzymają?...). ~^^~

Thursday, November 03, 2011

Utknęłam w majtkach / Stuck in panties

Pinupcandy i Agato, dziękuję! *^v^*

***

Tytuł dedykowany Squirk, która jest specjalistką od wyszukiwania intrygujących tytułów blogów i artykułów prasowych. *^v^*
The title I dedicate to Squirk, who is a master at finding intriguing blog post titles and article's titles. *^v^*
Utknęłam w majtkach. Naprawdę. I nie chodzi mi o to, że tak mi się przytyło, że nie zmieściłam się we własną bieliznę... ~^^~ Utknęłam rękodzielniczo.
I am stuck in the panties. Really. And I don't want to say that I gained weight and couldn't fit in my underwear... ~^^~ I am stuck knittingwise.
Sweterek Lena ma plecy i tyle, jesienno-zimowy szal leży odłogiem, a ja dziergam retro pantalony. Pierwsza nogawka poszła mi błyskawicznie, a druga ciągnie się jak flaki z olejem, sama nie wiem, czemu...
Lena cardigan has only the back part, Autumn-Winter cabled shawl has been put away, and I've been knitting warm vintage panties. I made the first leg in the blink of an eye, and the second goes on and on, and takes forever, I don't know why...

To tak gwoli przypomnienia, że tu się także robi na drutach, nie tylko objada dyniami. ~^^~
I just wanted to remind you that I also knit, not only eat pumpkins like crazy. ~^^~

Poza tym, proszę trzymać kciuki za słoneczną bezwietrzną pogodę w sobotę, bo jeśli taka będzie, to zrobię zdjęcia nowej sukience lalkowej, którą wreszcie uszyłam dla Sinclair! (Jeśli taka nie będzie, będę improwizować. ^^)
Also, please keep your fingers crossed for the sunny windless weather on Saturday, because I want to take photos of the new dress I made for Sinclair. (If the weather's not taht nice, I'll improvise. ^^)

***

Acha, i jeszcze szybki raport włosowy - przez miesiąc przybyło mi następne 2 cm, ale nadchodzi niestety moment, kiedy przyjdzie mi zrobić radykalne cięcie. Jak by nie kombinować, jedynym sposobem na odnowienie całej powierzchni włosów jest ich podcinanie aż do odrośnięcia całej długości, jaką miały włosy w momencie zmiany pielęgnacji na zdrowszą (u mnie zajmie to około 2 lat).
Natomiast chciałabym się podzielić nową metodą pielęgnacji włosów - zdopingowana wpisem Izuss umyłam wreszcie wczoraj włosy orzechami indyjskimi.

Orzechy dostałam jakiś miesiąc temu od kogoś w prezencie i stosowałam je wyłącznie do prania w pralce - wkładałam do pralki 3-4 orzechy w osobnym woreczku (żeby ich potem nie ganiać wśród prania) i prałam bez żadnych dodatków proszku czy płynów zmiękczających. Ubrania po takim praniu są czyste (bez problemu doprały się ubłocone nogawki jasnych spodni), miękkie i pachnące świeżością, i pozostają świeże przez dłuższy czas. Tych samych łupin można używać do 3 razy, jeśli pierzemy w temperaturze niższej niż 60 stopni, a półkilowy worek jest niesamowicie wydajny, po miesiącu w ogóle nie widzę, żeby coś mi ubyło, a robię pranie kilka razy w tygodniu.

No, i wreszcie zebrałam się, żeby ugotować sobie z orzechów szampon, skoro i tak już mam je w domu. Wzięłam 8 łupinek i gotowałam przez 10 minut w 500 ml wody. Potem przecedziłam i trochę wystudziłam, do mycia zużyłam połowę płynu (resztę odstawiłam do lodówki, do zużycia za dwa dni).
Pierwszym zaskoczeniem po szamponach drogeryjnych jest brak piany, ale efekt mycia jest dobrze widoczny - miałam już nieźle przetłuszczone włosy a po wymasowaniu ich płynem z orzechów i spłukaniu czystą wodą miałam wyczuwalnie superczyste świeże włosy, które jakby nawet zwiększyły objętość (podobny efekt jak po farbowaniu henną). Zaryzykowałam nienałożenie odżywki ale i tak rozczesałam się bez problemu, a włosy nabrały ładnego skrętu, którego wcześniej nie potrafiłam wydobyć żadnymi kosmetykami.

Na pewno gotowanie orzechów i potem studzenie jest nieco problematyczne, ale efekt jest interesujący. Myślę, że następnym razem użyję połowę łupin/wody, żeby przygotować jedną porcję na jedno mycie, bo wolę robić to częściej i czekać, aż płyn nieco wystygnie niż wylewać sobie na głowę zimny płyn z lodówki (czytałam, że musi stać w lodówce, bo inaczej może się zepsuć). Na pewno nie zrezygnuję z gotowych szamponów (których mam zresztą zapas), ale poddaję pomysł jako inny naturalny ekologiczny sposób na mycie włosów.
(Chociaż właśnie sobie pomyślałam, że transport tych orzechów z Indii, te tysiące kilometrów, nie jest wcale aż taki zgodny z duchem ekologii i oszczędzania energii/korzystania z lokalnych zasobów, ale to zupełnie inny temat... Może by tak spróbować z naszym lokalnym tatarakiem?)

Monday, October 10, 2011

Włosy VI

No to już wiemy, że należy się zaopatrzyć w porządne wełniane kalesony i swetry, bo po sposobie odżywiania się naszych kotów widać, że zimą będzie tęga.
A propos kalesonów, Agato, ciekawa byłam, czy ktoś sobie przypomni! ~^^~ Sama sobie przypomniałam niedawno, jak zaczęło się robić zimno. Mam bordową cienką włóczkę, która wprawdzie miała iść na sweterek, ale jeszcze nie do końca przekonałam się do tego wzoru, więc może przeznaczę ją na ciepłe gatki. *^v^*

Ewo, szczerze mówiąc nie. Polityka nigdy mnie nie interesowała i nigdy o niej nie pisałam na blogu.

Cocomino, thank you very much! Just being able to read your blog makes me happier because I'm learning new things about Japan and see the photos, and it's very uplifting. ~^^~

***

I'm writing again about my hair treatment - what changed after another month of using new shampoos and other products. Generally, it's getting better and better. ~^^~

Minął ponad miesiąc, więc czas na obiecany raport z postępów w pielęgnacji włosów.

W trakcie zeszłego miesiąca:
- piłam jak poprzednio 2 kubki naparu z pokrzywy, dodatkowo dołożyłam do tego 1 kubek naparu ze skrzypu (średnio smaczny niestety...)
- nadal piłam łyżeczkę tranu dziennie
- przez 3 tygodnie (od 24.08 do 14.09) piłam 0,5 kostki drożdży rozpuszczonych we wrzątku (i przestudzonych)
- używałam szamponów: Alterra Granatapfel & Aloe Vera, Yes to Cucumbers
- odżywek: Alterra Haarkur Granatapfel & Aloe Vera, Isana z olejkiem Babbasu
- dwa razy nakładałam na włosy hennę - raz Cassia Bezbarwna wymieszana z 10 g henny z amlą, drugi raz henną Ciemny Brąz
- 2 razy w tygodniu nakładałam na włosy oleje: kokosowy Parachute, olej z nasion bawełny, ostatnio olej z krokosza, olej z orzechów włoskich
- robiłam maski z żelu aloesowego z miodem, raz w tygodniu robiłam kilkugodzinne maski wieloskładnikowe
- przestałam trzeć włosy po umyciu szorstkim ręcznikiem frotte, za niecałe 2 zł kupiłam ściereczkę z gładkiej mikrofibry i to nią wycierałam a raczej odciskałam mokre włosy

Rezultaty:
aktualna długość na dzień 10.X: 48 cm (przyrost 3 cm w miesiąc i tydzień)

Nie wiem, co konkretnie miało wpływ na tak duży przyrost włosów - czy były to drożdże (które zresztą piłam tylko przez 3 tygodnie, nie przez cały miesiąc, po prostu każdego ranka od 24 sierpnia robiłam sobie drożdżowy napój a pewnego dnia mój organizm powiedział "koniec" i już nie piłam go dalej, widocznie nastąpiło nasycenie drożdżami i już), czy olejowanie, czy henna (która barwi ale też odżywia włosy), zapewne mieszanka wszystkich czynników.

Wizualnie nie ma jeszcze spektakularnej poprawy (zresztą chyba po żadnym jednym miesiącu nie będzie fajerwerków, bo to jest proces ciągły). Włosy mam teraz pięknie błyszczące (od henny), troszkę ciemniejsze od farbowania kolorem Dark Brown, trochę grubsze szczególnie u nasady (zapewne podrosły mi krótkie włoski, które były pourywane niedaleko głowy i baby hair, które wyrosły mi po pierwszym miesiącu kuracji, stąd większa objętość blisko czaszki), miękkie, sypkie, czuję, że wciąż służy im nowa pielęgnacja.

Niestety miałam w tym miesiącu kilka wyjątkowo stresujących dni i może dlatego mam znowu większy zauważalny ubytek włosów na szczotce, ale zamierza z tym powalczyć przy pomocy wcierania preparatu Saponics Farmony.

Wypróbowuję też nowe oleje, gdyż jak dowiedziałam się z wpisu Kasi oleje można podzielić na trzy grupy i każda z nich może inaczej wpływać na nasze włosy. Ponieważ do tej pory stosowałam głównie olej kokosowy (III grupa) i nasion bawełny (II grupa), to kupiłam do testowania próbki olejów z krokosza i pestek śliwki (I grupa) oraz z orzechów włoskich i z pestek arbuza (II grupa). Na razie nie mam miarodajnych wyników, ale nacieranie się nimi jest bardzo przyjemne, szczególnie olejem z pestek śliwek, który pachnie suszonymi śliwkami! *^v^*

(zdjęcie spróbuję zrobić dopiero w środę, mąż zrobił mi wczoraj zdjęcie przy resztkach światła, ale miałam półmokrą głowę i niewiele widać, a dzisiaj i jutro zobaczymy się dopiero po 21:00, kiedy to już wcale nie ma światła do zdjęć...)

Monday, September 12, 2011

Recenzja Biosilk Silk Therapy 17 Miracle Conditioner

Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z firmą Farouk, czego efektem było otrzymanie do przetestowania nowości kosmetycznej do włosów Silk Therapy 17 Miracle Leave-in Conditioner.


Informacje ze strony producenta:

Odżywka bez spłukiwania do włosów i skóry
Odżywia i nawilża włosy i skórę, dodaje włosom objętości, kontroluje i definiuje loki, rekonstruuje zniszczone i suche włosy, wzmacnia włosy, rewitalizuje matowe i bez życia włosy i skórę, wygładza włosy i skórę, chroni końcówki włosów przed rozdwajaniem;
zapobiega łamliwości, domyka łuskę włosów;
chroni kolor przed blaknięciem, chroni włosy i skórę przed szkodliwym działaniem środowiska, chroni włosy przed wysoką temperaturą narzędzi, pozostawia skórę miłą i jedwabną, nadaje włosom wspaniałego połysku.

Jak stosować (ze strony producenta): Po umyciu, osusz ręcznikiem włosy, nałóż równomiernie i dowolnie stylizuj. Na skórę - nałóż dowolnie i wmasuj.

Jak stosować (polski opis z pudełka): Nałóż dużą kroplę odżywki na dłonie i wmasuj w wilgotne włosy i zaczynając od końcówek.

Jak stosować (instrukcje na butelce, po angielsku, francusku i hiszpańsku): po umyciu włosów szamponem osusz je ręcznikiem, nałóż odżywkę spryskując równomiernie i dowolnie układaj włosy.
- sposób nakładania polecany obcojęzycznie na butelce pokrywa się z opisem na stronie producenta, a opis na pudełku zaleca inną technikę, to niby nie jest wielka różnica, ale nie rozumiem tej rozbieżności.

Cena: około 50 zł (produkty Biosilk są dostępne w sieci Rossmann, ale recenzowana odżywka jest nowością i nie wiem, czy już jest na półkach, potwierdzę naocznie w tym tygodniu i uzupełnię tę informację)


Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Hydrolyzed Silk, Behentrimonium Chloride, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Propylene Glycol, Quaternium-80, Panthenol, Phynoxyethanol, Caprylyl Glycol, Potassium Sorbate, Hexylene Glycol, Fragrance, Hexyl, Cinnamal, Benzyl Benzoate, Linalool, Citronellol, Hydroxycitronellal, Geraniol, Eugenol

Co z niego wynika? Na drugim i trzecim miejscu po wodzie dwie substancje silnie nawilżające i utrzymujące nawilżenie, potem silikony, silikony - tutaj te lekkie, nie tworzące warstwy oklejającej włos. Dużo zapachów - zawsze się zastanawiam, dlaczego trzeba dodać aż tyle różnych substancji zapachowych? Tu bym jednak ich trochę ujęła, patrz: o zapachu poniżej.


Moja opinia:

Opakowanie:
Kosmetyk dostajemy w zgrabnej poręcznej butelce o pojemności 150 ml z pompką, dzięki czemu możemy wygodnie nałożyć odżywkę na dłoń, a z niej na włosy lub bezpośrednio spryskać nią włosy (w zależności do tego, czy przeczytaliśmy instrukcję na pudełku czy na butelce). Butelka jest przezroczysta, co jest wygodne, bo widać, ile odżywki nam zostało.
Co do wyglądu butelki, to niestety od kosmetyku za prawie 50 zł oczekiwałabym większej staranności wykonania i lepszego projektu opakowania, bo butelka, choć wygodna jest nijaka.

Konsystencja:
odżywka ma postać średniogęstej lepkiej kremowej mazi, jest bardzo wydajna i starczy na długo nawet przy długich włosach

Zapach:
dość intensywny, kwiatowy, kojarzy mi się z kosmetykami jakich kiedyś używała moja babcia, nie ulatnia się zbyt szybko, po nałożeniu i pozostawieniu włosów do wyschnięcia wciąż go czułam

Za pierwszym razem nałożyłam odżywkę spryskując nią całe włosy, po kilka psiknięć to tu, to tam (ale bez przesady) i niestety w ten sposób bardzo łatwo można nałożyć za dużo kosmetyku, bo włosy bardzo długo wysychały, były trochę oblepione a niektóre partie wręcz sklejone. Kiedy włosy już prawie mi wyschły rozczesałam te zlepione strączki i włosy zrobiły się wyraźnie wygładzone, grubsze, nie puszące się, prawie wyprostowane (a naturalnie mam lekką falę).

Za drugim razem postąpiłam według instrukcji na pudełku, czyli napsikałam na dłoń dużą kroplę odżywki, roztarłam ją w obydwu dłoniach i wmasowałam we włosy, zaczynając od końcówek. Tak nałożony kosmetyk nie skleja włosów i w miarę dobrze spełnia swoją funkcję wygładzenia i nadania objętości.
Czyli, każdy musi znaleźć swój złoty środek między nadmierną ilością i obciążeniem a prawie niezauważalnym efektem.

O przetestowanie odżywki poprosiłam również męża, który ma długie gęste proste włosy i nałożyliśmy mu odżywkę sposobem: spryskanie dłoni i wtarcie kosmetyku we włosy zaczynając od końcówek. Efekt po wyschnięciu był taki sam, jak u mnie: natychmiastowe wygładzenie, brak puszenia się, jego włosy nabrały blasku i delikatnego koloru, który wcześniej był chyba zmatowiony przez efekt puszenia się (mąż ma naturalny ciemny brąz niefarbowany).

Wizualnie i w dotyku taki efekt odżywki jest dokładnie tym, czego bym sobie życzyła - wygładzenie, zwiększenie objętości, ujarzmienie puszących się połamanych włosków. Jednak ten efekt utrzymuje się tylko, kiedy zastosowano odżywkę, po jej odstawieniu włosy od razu wróciły do swojego poprzedniego wyglądu (zastosowałam odżywkę po kilku myciach pod rząd, a potem obserwowałam, co się dzieje z moimi włosami po kolejnym umyciu bez nałożenia odżywki). Być może trzeba zużyć pół butelki albo więcej, żeby zaobserwować trwały efekt.
Z tego powodu zmieniłabym jej nazwę na balsam, ponieważ nie odżywia trwale, a jedynie pomaga ujarzmić i uporządkować włosy po myciu.


Czy zamierzam stosować go regularnie?
Z powodu wysokiej jak dla mnie ceny oraz dlatego, że mam już inne produkty odżywiające włosy, odżywka Biosilk Silk Therapy 17 Miracle nie byłaby produktem, po który sięgnęłabym w pierwszej kolejności. Natomiast ze względu na działanie wygładzające i upiększające chętnie użyłabym jej, kiedy potrzebuję, żeby moje włosy prezentowały się naprawdę świetnie, czyli przed ważnym wyjściem.

Na koniec, zastanawiam się, dlaczego odżywka nazywa się "17 Miracle"? Nie ma siedemnastu składników, policzyłam *^v^*, nie jest przeznaczona "od lat 17-stu", nie jest to też raczej siedemnasty produkt tej marki. Nie znalazłam tej informacji na stronie producenta. Ot, taka ciekawostka. ~^^~

***

Intensywnie Kreatywna, podobno właśnie to porządne wielostopniowe oczyszczanie jest sekretem gładkiej cery Azjatek. Współczuję uczuleń, ja mogę z moją buzią robić wszystko i trzyma się dzielnie.

Anko480, zupę miso kupuję w azjatyckich delikatesach na warszawskich Kabatach, ale dostaniesz ją w każdym sklepie typu Kuchnia Świata z dużych centrach handlowych. Ostatnio dostałam z Japonii kilka różnych rodzajów, z najróżniejszymi dodatkami (tofu, glony, dymka, grzyby, itp), ale najprostsza wersja to bulion dashi z pastą sojową miso i glonami wakame. Czy jest smaczna? Hm, to kwestia indywidualna, mnie bardzo smakuje, chociaż oczywiście nie każda, bo jej smak zależy do dodatków, myślę, że jeśli lubisz smaki orientalne/smak glonów to zupa miso też Ci zasmakuje, kup sobie na początek małe opakowanie i wypróbuj.

Herbatko, po pokrzywie na razie będzie gorzej, ale podobno potem będzie pięknie. ~^^~ Nie mogę tego potwierdzić, bo na mnie wcale nie działa efekt oczyszczania się skóry, albo mam już tak czystą, że nic nie chce wyleźć na zewnątrz, albo tabletki hormonalne trzymają cerę w ryzach. ^^ Co do parabenów, niestety gdzieś tam w drugiej połowie składu są, do tych kremów przekonała mnie lepsza pierwsza połowa i dobroczynne działanie na moją cerę (co by oznaczało, że lepiej traktuję włosy niż buzię, ale moim włosom widocznie więcej szkodzi niż cerze).

Susanno, dziękuję za komplement! ~^^~ Peeling kawowy kiedyś sobie zrobiłam, efekt ciekawy i piękny zapach podczas szorowania, ale doczyszczanie prysznica trwało bardzo długo... ^^

Matyldo_ab, ja się cieszę, że ostatnio na blogach o urodzie, które czytuję, ciągle piszą o kosmetykach kolorowych, które nie są u mnie obiektem westchnień! Ale jak tylko coś się pojawia na temat szamponów, olejów, mydeł, to zaraz mam ochotę robić zakupy i też przetestować. *^v^*

Artsajke, ja też wacików używam tylko do toników. Co do ośmiu kroków oczyszczania i namaszczania, mnie też wydaje się to przesadzone i nie stosuję ich aż tylu, natomiast jest to metoda przetestowana przez Japonki czy Koreanki, może dla ich cery rzeczywiście jest to optymalne minimum?

Sunday, September 04, 2011

Włosy V

Dziękuję za komplenty dla nowego sweterka! ~^0^~

Zulko, zbliżenie ażuru było już tutaj.

Kruliczyco, tak! ^^ To TA ławeczka, ostatnia jaka się ostała.

Jadziu, wzór idzie od ściągacza i jest tylko z przodu.

Agato, w trakcie zdjęć przypomniałam sobie o tym uśmiechaniu się... ~^^~

***

I'm writing another post about my hair and how I changed my ways of taking care of them a month ago.

***

Dziś obiecane efekty miesięcznej kuracji.

Miesiąc temu zrobiłam zdjęcie poglądowe - włosy następnego dnia po wieczornym myciu, wysuszone naturalnie - lekko falowane, suche, oklapnięte, puszące się z wieloma odstającymi urwanymi włoskami, cienkie końcówki, objętość włosów znikoma (zebrane gumką tworzą cienki sznureczek).

Włosy rozciągnięte miały długość 44 cm.


I teraz czas na pierwsze rezultaty, to znaczy odpowiedź na pytanie czy warto było tak się starać?

Warto.

Wiem, że z powyższej listy zabiegów wynika, że w poprzednim miesiącu nie robiłam nic innego jak tylko siedzenie w łazience i zajmowanie się włosami... *^v^*, ale tak naprawdę te wszystkie zabiegi nie zajmują aż tyle czasu. Owszem, to coś więcej niż zmoczyć włosy-umyć szamponem-spłukać-nałożyć szybką odżywkę-spłukać. Ale dużo z tego dzieje się samo, trzeba tylko poświęcić kilka minut na przygotowanie zabiegu - łykanie tabletek to oczywistość, trzeba tylko pamiętać, żeby je brać regularnie, natomiast wcierki, maseczki i olejowanie?

Bogate maseczki wielogodzinne można robić w weekend, kiedy akurat mamy spędzić cały dzień w domu, np.: na sprzątaniu, wymieszanie składników i nałożenie ich rano na włosy to 10 minut czasu, a potem tylko zawijamy głowę w folię i lekko podgrzany ręcznik, i zapominany o maseczce aż do wieczora, do zmycia. Nałożenie na włosy łyżki stołowej oleju wraz z szybkim masażem głowy to też około 10 minut, tak samo wcieranie w głowę preparatów wzmacniających (tych nie trzeba zmywać, więc można je wcierać rano po obudzeniu, przed wyjściem do pracy płyn zdąży wyschnąć). Dla tych, którzy nie mają wolnych kilku godzin w trakcie dnia nawet w weekend polecam nakładanie maseczek i olejów na noc (można wtedy zapleść warkocz i rozłożyć na poduszce ręcznik, żeby uniknąć ubrudzenia olejem, maseczkę niestety trzeba ukryć pod folią i ręcznikiem).


A teraz do konkretów - tak naprawdę po miesiącu nie widać wielkiej różnicy, a nawet widać w teksturze różnicę na minus. Za to jest ogromna różnica w dotyku i w zachowaniu się włosów, szczegóły poniżej.


Już po tygodniu od odstawienia silnych chemicznie szamponów i odżywek moje włosy zaczęły być bardziej miękkie i puszyste (nawet mąż to zauważył ^^), czułam, że nabrały życia, były bardziej błyszczące, nawilżone, sypkie, "odlepione" od głowy.

Po trzech tygodniach i zmianie produktów pielęgnacyjnych włosy zorientowały się, że nie ma już stałej regularnej dostawy chemii i silikonów, i pokazały, w jakim naprawdę są stanie. Co było smutne, bo zaczęły się mocno puszyć (wtedy wyraźnie wyszło na jaw, że każdy ma końcówkę na innej długości, bo z powodu przesuszenia pourywały się w różnych miejscach). To właśnie miałam na myśli pisząc powyżej, że nie widać różnicy albo widać ją na minus. Ale jednocześnie z każdym olejowaniem i czesaniem Tangle Teezerem włosy nabierały blasku a pobudzone cebulki wypuściły trochę tzw.: baby hair, czyli nowych młodych włosków.

Po miesiącu zabiegów (a nawet wcześniej) po uczesaniu się zdejmuję ze szczotki maksymalnie 10 włosów, a czasami nawet tylko 5, czyli cebulki się wzmocniły i przestałam rwać splątane włosy złą szczotką (wcześniej to była duża garść za każdym czesaniem). Włosy się jakby wyrównały i zdyscyplinowały, stanowią jedną bryłę i nie przypadkową zbieraninę kosmyków, z których każdy idzie w swoją stronę. Są miękkie, w dotyku są aksamitne i sypkie, mocno się błyszczą. Aktualna długość: 45 cm.

{Na 12 dni przed upływem miesiąca zaczęłam dodatkową kurację picia rozpuszczonych w mleku drożdży, ale jeszcze nie jestem w stanie napisać niczego o jej rezultatach.}


Wiem, że jestem na początku długiej drogi. Miesiąc to dopiero mały kroczek na drodze do osiągnięcia pięknych, zdrowych włosów, ale jak na razie nie zniechęciłam się, lubię te codzienne lub codwudniowe rytuały aplikowania olejów, płynów, odżywek i łykania pastylek/picia ziołowych herbat, więc myślę, że bez problemu pociągnę temat dalej. Tym bardziej, że naczytałam się blogów włosomaniaczek, które zaczynały tam gdzie ja a po pewnym czasie mogły się pochwalić zdrowymi, pięknymi, długimi włosami. Zostaję przy olejach, wracam do henny, którą kiedyś farbowałam włosy, ale potem zmieniłam farby na chemiczne. Za miesiąc obiecuję kolejny raport z postępów. ~^^~
Ostatnio obejrzałam moje zdjęcia z czasów liceum, potem studiów i wychodzi na to, że nigdy nie udało mi się osiągnąć długości włosów większej niż około 40-45 cm (tak jakby włosy przestawały mi rosnąć) i pcha mnie ciekawość - jakie rezultaty osiągnę przy obecnej naturalnej intensywnej pielęgnacji za miesiąc, dwa, trzy, za rok?... *^v^*

Wednesday, August 31, 2011

Włosy IV

Susanno, ja na szczęście nigdy nie odważyłam się na trwałą ani rozjaśnianie, chociaż farbowanie na przemian henną i farbami chemicznymi raz za razem też zrobiły swoje... Czasami kręciłam lub prostowałam włosy ale nie za często, bo po prostu jestem leniwa i nie chce mi się długo stać z lokówką czy prostownicą i zajmować się pasmem po paśmie. ^^ Poza tym, mam słabe krążenie w rękach i podniesienie ich ponad głowę nawet na chwilę powoduje natychmiastowe odpłynięcie krwi i odrętwienie, więc odpada mozolne nakręcanie pasemek i przytrzymywanie lokówki przy głowie.
O szamponach piszę poniżej, dziecięcych nie próbowałam, bo na razie znalazłam kilka ciekawych szamponów dorosłych.

Intensywnie Kreatywna, masz rację, czytając opinie na Wizażu od razu widać, że nie ma kosmetyków, które są idealne i pasują wszystkim, bo mamy inną skórę, włosy, inaczej reagujemy na składniki i nawet te naturalne mogą uczulać i podrażniać. A co do piwa, to namów małżonka, żeby sam zaczął robić domowe piwo, tak jak mój - będzie zapas i do konsumpcji i do płukania włosów! *^v^*
A co do przesyłki dla Hiroko, to oczywiście pokażę, co uzbierałam z polskich smakołyków. ^^

Herbatko, dla mnie to nie katowanie się, bo ja lubię smak drożdży, a ponieważ jestem ciekawska, to wypróbuję tę metodę, może to tylko zbiorowa obsesja a może podziała? *^v^* Masz rację z tymi zdjęciami, nienajlepsze, powinno się je robić w takich samych warunkach, w tych samych ubraniach. Ale na obydwu zdjęciach dziewczyna ma ręce zaplecione przed sobą i na pierwszym włosy sięgają jej do łokcia, a na drugim - sporo poniżej. Ja po prostu zmierzyłam centymetrem jedno pasmo i zamierzam za miesiąc zmierzyć ten sam kawałek włosów.
Produktom Sante się poprzyglądam, na pierwszy rzut oka wyglądają obiecująco. ~^^~ A własnoręcznie wykonany żel aloesowy strasznie mnie kusi, chyba się zdecyduję, bo koszty rzeczywiście niższe niż gotowy produkt, będę się czuła jak czarownica nad bulgoczącym kociołkiem. ^^
O pielęgnacji buzi będzie w osobnym wpisie.

Agnieszko M., super! Pomoże na włosy albo nie pomoże, najwyżej napchamy się po czubki uszu witaminą B. *^v^*

Lady Ago, podziwiam Cię, że Ci się chciało czytać całego bloga wstecz!... ~^^~ No tak, muszę przyznać, że trochę się zmieniłam przez te kilka lat, mam nadzieję, że ten proces nie ustanie, bo już nie chcę być zamkniętym w domu samotnikiem (czasami on jeszcze ze mnie wyłazi, ale chyba coraz rzadziej ^^).

***

Mojej epopei włosowej ciąg dalszy, czyli jak rozpoczęłam program odnowy włosów.
Przede wszystkim musiał on być regularny, bo nie da się wziąć jednej cudownej tabletki albo raz posmarować włosów odżywką, żeby osiągnąć spektakularne rezultaty. Poza tym, "uderzyłam" na raz z kilku stron, żeby pierwsza dawka odżywiania była mocna i bogata. Wiadomości na temat tego, co i jak stosować czerpałam z kilku blogów poświęconych pielęgnacji włosów a także z forum Wizaż.pl.

Odżywianie od wewnątrz:
Przede wszystkim chciałabym napisać, że kuracja suplementami nie zastąpi nam zdrowej diety, bogatej w NNKT, witaminy i minerały, bo w takiej formie organizm przyswaja je najlepiej, ale może ją wspomóc. Suplementacja powinna trwać od miesiąca do maksymalnie trzech miesięcy, a potem powinno się zrobić kilkumiesięczną przerwę.

- moja dieta zawiera pewną ilość tłustych ryb morskich, ale żeby uzupełnić zapotrzebowanie na NNKT (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe), zaczęłam regularnie zażywać tran (1 łyżeczka dziennie, można kupić tran w kapsułkach, ale ja lubię ten rybny olejowy smak ^^) oraz olej z wiesiołka GAL (w kapsułkach)

- piłam 2 razy dziennie napar z pokrzywy (wzmacnia cebulki i przyspiesza wzrost włosów, poza tym działa oczyszczająco na cerę), muszę uważać, gdzie stawiam kubek z naparem, bo Rysiek mi go wypija albo moczy w nim łapy... ~^^~ Pokrzywa jest dla mnie bardzo smaczna, można ją pić na gorąco a w upalne dni zaparzyć dzbanek i schłodzić, znakomicie orzeźwia tak jak chłodna mięta.

- uzupełniałam też niedobory cynku, magnezu i witamin, biorąc preparaty Merz Special i Walmark Wapń Cynk Magnez (porównałam sobie składy kilku preparatów na włosy i paznokcie dostępnych na naszym rynku, i Merz Special wypadł najkorzystniej, a dodatkowo udało mi się go kupić w promocyjnej cenie)

- w osiemnastym dniu nowego sposobu pielęgnacji włosów rozpoczęłam nową dodatkową suplementację: raz dziennie rano na czczo piłam 1/2 opakowania drożdży rozpuszczonych w 250 ml wrzącego mleka (drożdże trzeba zabić temperaturą). Można je po lekkim wystudzeniu osłodzić czy dodać kakao, ja lubię ten smak w postaci naturalnej (to mój mały bonus w tej kuracji *^v^*)


Odżywianie od zewnątrz:
- codziennie stosowałam wcierki we włosy połączone z krótkim masażem głowy, wypróbowałam preparaty Farmony Jantar (nie zachwycił, nie widzę za bardzo efektów)
(28 sierpnia zaczęłam wcierać Saponics, w kolejce czeka Olejek Khadi a potem zrobię przerwę)

- myłam głowę codziennie lub co dwa dni delikatnymi szamponami z jak największą zawartością składników naturalnych Alterra Granatapfel & Aloe Vera, Yes to Cucumbers - bardzo dobrze zmywa olej kokosowy

- po myciu kładłam odżywkę/maskę spłukiwaną (Alterra Haarkur Granatapfel & Aloe Vera, Isana z olejkiem Babbasu),

- po odżywce stosowałam płukanki ziołowe i inne (ostatnie płukanie), może to być np.: zaparzone (i wystudzone) siemię lniane, pokrzywa, mięta, rozmaryn, szałwia, rumianek {pomysły na ziołowe kuracje znalazłam tutaj}, może to być piwo, cytryna, ocet, itd

- przed rozczesaniem nakładałam odżywkę bez spłukiwania (Farmona mgiełka), a na końcówki kropeleńka oleju kokosowego

- 2 razy w tygodniu olejowałam włosy (1 łyżka stołowa oleju na całe włosy suche lub spryskane wodą, zawinąć w folię i ręcznik, zmyć najwcześniej po godzinie lub zostawić na całą noc) olejami: kokosowym Parachute, oliwą z oliwek, olejem lnianym, Alterra Olejkiem pielęgnacyjnym Granat i awokado (stosuję go też na całe ciało, cudownie pachnie!),

- 1 raz w tygodniu nakładałam na kilka godzin pod folię i podgrzany ręcznik bogatą maseczkę wieloskładnikową - podstawą było żółtko i miód, czasami dodawałam 2 łyżki maski Joanna Z Apteczki Babuni, a dodatkami były do wyboru: oliwa z oliwek, olejek rycynowy, sok z cytryny, nafta kosmetyczna, witamina E, gliceryna, pantenol, keratyna, skrobia ziemniaczana, itp


Inne:
- najpierw wyrzuciłam starą szczotkę do włosów i zaczęłam używać plastikowego grzebienia o bardzo szeroko rozstawionych zębach, a po przeczytaniu kilku entuzjastycznych recenzji zmieniłam go na Tangle Teezer - ta niepozorna plastikowo-gumowa szczotka, która w reklamach obiecuje cuda rzeczywiście działa! *^v^* Po pierwsze, łatwo rozczesuje moje splątane włosy, po drugie, genialnie masuje skórę głowy, po trzecie, po jej użyciu włosy są niesamowicie błyszczące, bo domyka łuski włosa. A za to wszystko odpowiedzialne są różnej długości zęby. Mój mąż też mi ją podbiera (ma bardzo długie włosy) i nawet domaga się już swojej. ^^

- nie czesałam włosów na sucho tylko mokre zaraz po umyciu, po zastosowaniu odżywki bez spłukiwania, jeśli już musiałam uczesać suche włosy, to stosowałam metodę znaną mi od dawna z blogów miłośniczek fryzur retro i kręcenia włosów na wałki: układamy pukiel włosów na dłoni i czeszemy go lekko dociskając szczotkę do powierzchni dłoni (lok pozostaje zdyscyplinowany bez puszenia się), a nie "w powietrzu" (wtedy włosy się puszą)

- nabrałam pewnych nawyków wspomagających regenerację moich włosów, np.: kiedy kładłam się do spania, zbierałam włosy do góry na poduszkę, żeby na nich nie leżeć (szczególnie dlatego, że ja wiercę się w nocy z boku na bok i wtedy nieświadomie ciągnęłam się sama za włosy, mąż mnie ciągnął i obcierałam je o poduszkę), to samo robiłam siadając na kanapie - włosy przerzucałam za oparcie

- przestałam zbierać włosy na siłę mocną cienką gumką, używałam szerokiej frotki albo plastikowej klamry

- pozwalałam włosom wyschnąć naturalnie, a jeśli już musiałam je wysuszyć suszarką, to robiłam to tylko ciepłym (nie gorącym!) strumieniem powietrza, suszarką która jest wyposażona w jonizator powietrza (Jonizator wytwarza ujemne ładunki, które neutralizują ładunki dodatnie znajdujące się na włosach, dzięki temu włosy są wygładzone.) Mam suszarkę Roventa Brush Activ 1000 CF9220.

- przestałam stosować produkty do stylizacji włosów (pianki, lakiery) i farbować włosy farbami chemicznymi (wracam do henny)


W ostatnim odcinku 4 września napiszę, czy po miesiącu takiej pielęgnacji są jakiekolwiek efekty? ~^^~

***

Jeszcze krótka informacja - jak to się pisze na blogach kosmetycznych, nawiązałam współpracę z firmą Farouk, która zwróciła się do mnie z propozycją przetestowania kosmetyków marki Biosilk. Dzisiaj otrzymałam przesyłkę z nową odżywką bez spłukiwania Silk Therapy 17 Miracle, za kilka dni możecie się spodziewać mojej recenzji.

Thursday, August 25, 2011

Włosy III


Herbatko, na razie wpadłam na to forum na chwilkę, ale już trafiłam na odnośniki właśnie do niego w innych miejscach i zamierza tam pogrzebać w poszukiwaniu informacji. Wywar z siemienia lnianego znam i stosuję, natomiast o masce na włosy z żelu aloesowego i miodu (bez dodatku odżywki) czytałam na którymś polskim blogu. Czekam na przypływ gotówki, żeby sobie taki żel aloesowy sprawić. Miód dodaję do masek wieloskładnikowych, takich nakładanych na kilka godzin pod czepek i ręcznik.

Makneto, ja właśnie ze złości na włosy wzięłam się za nie, no bo po co mi długie włosy, skoro wyglądają tak marnie że cały czas je tylko spinam i chowam...

Kasiorko, taka długość włosów o jakiej piszesz nigdy nie była dla mnie osiągalna! Zawsze kończyło się na około 45 cm i dalej jakby zatrzymywały się w rośnięciu. Z wiekiem na pewno włosy nam się osłabiają, ale mam nadzieję, że to następuje dużo później, niż w Twoim wieku a nawet w moim wieku (mam 37 lat), chciałabym się jeszcze dobre kilka lat pocieszyć zdrowymi pięknymi włosami. *^v^*

Hannah, uwierz mi, że kiedy jeszcze pracowałam w biurze, jadałam różne dziwne rzeczy, np.: zupki chińskie w dużych ilościach, mnóstwo słodyczy, w tygodniu nie chciało mi się gotować więc na kolacje zamawialiśmy różne pizze i kurczaki, opychałam się chipsami, trochę tego było. ^^
A ciabattę upiekłam z tego przepisu i od razu mówię, że nie wyszła taka, jaką znamy ze sklepów - wyszła bardziej zwarta, chlebowa (piekłam raz z mąki na pizzę a drugi z mąki chlebowej 850).


***

Dziś tylko krótko o akcji, którą wspólnie podjęło kilkanaście dziewczyn za przykładem Czarnej Orchidei - mierzymy włosy, potem przez miesiąc pijemy raz dziennie napój z rozpuszczonych drożdży, a po miesiącu sprawdzamy jak wygląda nasza cera i jak bardzo urosły nasze włosy. *^v^*
Szczegóły TUTAJ.

Uprzedzam, że to dla wyjątkowych hardcorowców, mało kto lubi smak świeżych drożdży... ~^^~ (ja mam to szczęście, że lubię! ^^)

Wednesday, August 24, 2011

Włosy II

YarnFerret, tylko nie wyrzucaj nagle wszystkich szamponów jak leci! ~^^~ Ja wciąż mam na półce SLS-owy szampon do sporadycznego zmycia z włosów silikonów, gdyby mi się takie trafiły w innych kosmetykach i zechciały nadbudować na włosach. A czytanie etykiet - czy to jedzenia czy mazideł, powoduje, że dokonujemy bardziej świadomych i zdrowszych wyborów, też to lubię. *^v^*

Mnemonique, dziękuję za życzenia! ~^^~ A co to jest szampon "zwykły najzwyczajniejszy"? ^^ Te najtańsze polskie z najniższej półki w dyskoncie mogą mieć skład świetny albo kiepski, nie cena albo popularność występowania jest wyznacznikiem.

***

Dzisiaj trochę mojej włosowej historii czyli jak to się zaczęło...

Ano tak, że miałam już dość, że kilka godzin po myciu moje włosy wyglądały jak nędzne niteczki. Nie przetłuszczały się, nieszczególnie wypadały, nie miałam łupieżu, końcówki nie były jakoś strasznie porozdwajane, ale... włosy były bardzo cienkie, suche i nijakie. Mimo, że od dwóch lat je zapuszczałam od bardzo króciutkich i robiły się coraz dłuższe, wciąż chodziło mi po głowie radykalne cięcie, takie marne niteczki mi rosły. Co więcej, moje włosy były bardzo przesuszone, więc łatwo łamały się w różnych miejscach na całej długości i dlatego puszyły się jak szalone - każdy z nich miał końcówkę na innej długości, i im bliżej końca tym było ich mniej, stąd ta smętna cienka kitka. Dlatego najchętniej wiązałam je gumką lub spinałam gładko przy głowie, żeby nie mieć z nimi za dużo do czynienia.

Historia

Od dziecka miałam zawsze bardzo długie (do pupy) gęste ciemnobrązowe włosy zbierane w gruby warkocz (jeden albo dwa). Możecie nie wierzyć, ale do 15 roku życia codziennie wieczorem mama zaplatała mi te nieszczęsne warkocze, żebym miała gotową fryzurę do szkoły (co przypadkowo całkiem nieźle robiło moim włosom, bo w trakcie snu były zebrane razem, teraz to wiem ^^) Chyba nie muszę dodawać, że nie wolno mi było włosów obciąć! A ja chciałam mieć krótkie fryzury (albo po prostu INNE fryzury niż warkocze...).

Kiedy byłam w liceum, przestałam nosić warkocze i niestety zaczęłam farbować włosy, na przemian farbami chemicznymi i henną!... (wiem, że tak nie wolno, ale wtedy nie wiedziałam). W efekcie moje włosy robiły się coraz słabsze i cieńsze, aż wreszcie sama moja rodzicielka, wcześniej kategorycznie sprzeciwiająca się obcinaniu włosów zaczęła mnie namawiać na radykalne skrócenie w celu wzmocnienia. Cóż z tego, skoro teraz to ja już chciałam mieć tylko długie włosy! Ale przycięłam je do ramion, raz na jakiś czas wtarłam sok z rzepy, potem jakiś płyn wzmacniający z drogerii (pamiętacie płyn L lub K, jak on się nazywał? ^^), ale nie dawało to rewelacyjnych efektów (może gdybym robiła to regularnie?... ^^).

Czas mijał, a moim jedynym rytuałem dla włosów był szampon i odżywka, jak widać nie było to wystarczające dla ich wzmacniania i odbudowania, a czynniki zewnętrzne bynajmniej nie sprzyjały zdrowym włosom - stresująca praca, śmieciowa dieta, farbowanie.

Miałam też w życiu kilka nieudanych wizyt u fryzjera, włącznie z tą sprzed dwóch lat, kiedy po totalnie brzydkim cięciu musiałam ściąć włosy na króciusieńko. Myślałam, że może wzmocni to moje włosy i przyspieszy ich odrastanie, ale moje oczekiwania się nie sprawdziły (włosy to nie trawnik...). Może na początku rzeczywiście włosy ruszyły szybciej, ale potem tempo wzrostu zmalało, a to, co odrosło nie było dużo lepsze od tego, co wcześniej obcięłam.


Na początku sierpnia zabrałam się za gruntowną pielęgnację włosów, zaczęłam czytać portal Wizaz.pl i blogi "włosomaniaczek", z których dowiedziałam się całej masy przydatnych rzeczy, zaczęłam gromadzić i stosować różne produkty do pielęgnacji wewnętrznej i zewnętrznej, które miały wspomóc odrodzenie się moich pięknych włosów. Plan był taki, żeby od razu "uderzyć" z wielu stron maksymalną ilością substancji odżywczych i zabiegów pielęgnacyjnych, tak więc wyedukowałam się lekturami blogów osób, które zaczęły przede mną i zaopatrzyłam się w różnorodne specyfiki.

A jakie, o tym będzie następnym razem. *^v^*

***

I jeszcze informacja o rozdawajce u Idalii!!!

Tuesday, August 23, 2011

Włosy I

Zulko, dziękuję bardzo! ~^^~

ThimbleLady, dziękuję ale to moje imieniny, moje!... *^v^* Mężowi będziemy życzyć sto lat w innym terminie. ^^

Herbatko, co do tempa rośnięcia włosów - to i tak, i nie. Owszem, geny to jedno, ale rośnięcie włosów można przyspieszyć odpowiednimi środkami pielęgnacji, znam to zarówno z autopsji jak i z doświadczeń blogerek włosomaniaczek, których blogi wnikliwie studiuję od jakiegoś czasu. ^^ O hennie wiem, stosowałam lata temu i o niej jeszcze będę pisać, bo czuję, że powrócę do tego preparatu.

MarocanMint, dziękuję za opinię, choć z drugiej strony każde włosy są inne i inaczej reagują na ten sam kosmetyk. Szkoda, że nie można dostać próbki szamponu przed jego użyciem, to znaczy, to się zdarza, ale najczęściej w postaci próbek występują kremy, a nie szampony i odżywki, ech...


Widzę, że temat włosów jest aktualny, więc może zacznę o nich pisać w częściach (obiecuję, że ten blog nie zamieni się w blog szalonej włosoholiczki, *^v^* , ale może moje doświadczenia wspomogą inne osoby w zdrowszej pielęgnacji włosów).

Od razu zastrzegam, że to co piszę, to moje opinie i doświadczenia, każdy ma inne włosy i inne pomysły na ich pielęgnację, i ma prawo używać takich kosmetyków, jakie sam wybierze, a ja nie zamierzam nikogo krytykować ani autorytarnie wskazywać "jedynych słusznych" rozwiązań. Wolałam to napisać, żeby nie wywołała się zaraz jakaś zażarta dyskusja w komentarzach.

Moje włosy do lat się pogarszały (będę jeszcze o tym pisać następnym razem), więc w końcu na początku sierpnia usiadłam do komputera z zamiarem nauczenia się czegoś nowego o ich pielęgnacji i wprowadzenia zmian w mojej włosowej rutynie losowo wybrany szampon/odżywka, która nie przynosiła żadnych rezultatów a wręcz przeciwnie - moje włosy były coraz marniejsze.

Od czego zaczęłam po przeczytaniu kilku blogów o włosach i wątków na portalu Wizaz.pl? Od nauczenia się czytania składów kosmetyków do włosów. A dokładnie chodzi mi o ten drobny druczek po słowie INCI (International Nomenclature of Cosmetic Ingredients) pełen łacińskich i angielskich nazw tajemniczych ingrediencji.
Podstawową zasadą jest to, że producent ma obowiązek umieścić składniki według ilości dodanej to produktu, czyli od największej do ilości śladowych. To jest dla nas pierwsza bardzo ważna informacja - jeśli czynnik silny chemicznie znajduje się na pierwszej lub drugiej pozycji, to jest go bardzo dużo, jeśli pod koniec - to jest prawie niezauważalny dla naszej głowy i włosów (prawie nie oznacza wcale, bo to zależy od naszej wrażliwości na różne substancje). O szczegółach nomenklatury INCI można przeczytać np.: tutaj.
Po drugie, im krótszy i bardziej naturalny skład tym lepiej, to oczywiste.


Co szkodzi naszym włosom i skórze głowy?

- chemiczne silne emulgatory działające jako substancje myjące, bardzo popularne w większości drogeryjnych szamponów, mogą podrażniać i wysuszać skórę głowy - Sodium Lauryl Sulphate (SLS), Sodium Laureth Sulfate (SLES)
- parabeny (konserwanty)
- niektóre alkohole
- silikony i substancje ropopochodne (to po nich włosy są takie pięknie lśniące i gładkie, stosowane regularnie i w dużych ilościach - w wielu kosmetykach na raz - oraz niezmywane mogą być szkodliwe, więcej o tym np.: tutaj)

Niestety, wziąwszy pod uwagę powyższe, dziękuję ale nie sięgnę po odżywki Treatment Wax. Skład poleconej odżywki do ciemnych włosów jest taki (a pogrubione nazwy nie budzą mojego zaufania):
Aqua, Cetearyl Alcohol, Sodium Lauryl Sulphate, Methyl Paraben, Lawsonia Inermis, Parfum, Propyl Paraben, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, CI 15510, CI 17200, CI42090, CI 73015

Czy naprawdę wyciąg z henny (gdzieś w środku składu) potrzebuje towarzystwa SLS i aż czterech konserwantów, żeby zadziałał?...
Oczywiście od używania kosmetyków z powyższym lub podobnym składem nie wyrośnie nam trzecia ręka na czubku głowy, ale warto by było czasami dać naszym włosom od nich odpocząć.


Następnym razem napiszę krótką historię moich włosów. *^v^*