Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 30 dni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 30 dni. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 6


DZIEŃ 6 – KSIĄŻKA, PRZY KTÓREJ PŁACZESZ

Częściej zdarza mi się płakać przy filmach, niż przy książkach. Choć nie powiem, że książki mają zawsze suche kartki.
Natomiast książką, która jako pierwsza przyszła mi na myśl byłą „Biały Bim, Czarne Ucho”.
Co będę pisała – wyłam na niej jako dziecko. Po latach kupiłam sobie egzemplarz w antykwariacie. I wyłam jako dorosła.
Jeśli ktoś nie zna – to historia psa, którego właściciel trafił do szpitala. Czworonoga przygarnia sąsiadka, ale pies wyrusza w podróż, żeby odnaleźć swojego pana. Coś jak Lassie, ale kończy się gorzej. Dużo gorzej. Rosyjsko bym rzekła....
Ach ci Rosjanie i ich zbolałe dusze!!!!!

(A Bim ma nawet swój pomnik w rosyjskim miasteczku Woroneż!)

czwartek, 26 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 5


DZIEŃ 5 – KSIĄŻKA NON-FICTION, KTÓREJ CZYTANIE SPRAWIŁO CI NIEKŁAMANĄ PRZYJEMNOŚĆ

Na myśl jako pierwsza przyszła mi książka „Gaumardżos!” Anny Dziewit-Meller i Marcina Mellera. Co prawda nie czytałam jej, a słuchałam audiobooka w wykonaniu samych autorów. Jednak wysłuchanie jej sprawiło mi niekłamaną przyjemność. Mimo iż sądzę, że autorzy nie powinni sami recytować swoich dzieł. Nie umieją ich interpretować, odpowiednio działać na czytelnika głosem, bawić się tekstem, dodawać znaczenia poprzez zawieszenie głosu, nie umieją wczuć się w role – do dobrego przeczytania audiobooka trzeba być aktorem! Ale tu słuchałam z radością, bo treść była dla mnie ważniejsza. Słuchałam o suprach – tych wystawnych obiado-kolacjach, które przeciągają się czasem do śniadania, na których jest mnóstwo jedzenia, mnóstwo ludzi, mnóstwo toastów i do których nie trzeba mieć specjalnej okazji. Wystarczy, że jedna sąsiadka zaprosi drugą, a zaraz przyjdzie trzecia, każda weźmie męża i dzieci i dzieje się samo. Potem Ty możesz zaprosić mnie, ale jeśli następna supra będzie u mnie – też nie ma sprawy. Pożyczone krzesła i jedzenie rękami. Wciąż pełny uginający się stół.
Fascynowała mnie familiarność, jaką opisują Mellerowie. Zastanawiałam się, czy to cała Gruzja, czy tylko ten wycinek, który oni doskonale znają, Gruzja mellerolubna – mają tam przyjaciół, tam brali ślub, bo Gruzję uważają za swoje miejsce na ziemi. Zastanawiałam się, czy ja zobaczyłabym taki sam świat, gdybym tam pojechała.
Ale ten kraj to nie tylko dobro. Jest też wojna, jest też małe, wręcz nijakie znaczenie kobiet – często są zmuszane do aborcji, nieważne, czy chcą dziecka, czy nie, często są tylko tłem, cieniem. Jest ciężka sytuacja polityczna. Są ofiary. I o tym też piszą – głównie Marcin, który był, przez przypadek, korespondentem wojennym w Gruzji. Pisze o dużej ilości wódki, którą musiał w siebie wlać, gdy już wracał, o tym, jak spał nieprzerwanie cały dzień, a i tak pewnie siedzi w nim to, co widział, nie zaspał tego, nie zapił.
A mimo to pozwolili mi zakochać się w Gruzji.
„'Uczta w pergoli' to dzieło, którego reprodukcje w Gruzji znajdziecie wszędzie. Obraz, na którym trzej mężczyźni siedzą za zastawionym stołem, to symbol tego kraju, taki jak naszego 'Bitwa pod Grunwaldem'. Przyznajmy uczciwie, że wspaniała jest kultura, która na swoim najważniejszych obrazach umieszcza nie pola bitew, nie zwłoki rycerskie i połamane chorągwie, ale ucztę, ludzi, którzy są szczęśliwi, wino i jedzenie. I psa. Tego popołudnia wracając z uczty u nieznanego mi i nigdy więcej już niespotkanego Wissariona, czułam się jakbym właśnie wyszła z tego płótna. Wolę wychodzić z 'Uczty w pergoli' niż z 'Bitwy pod Grunwaldem'.”

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 4

DZIEŃ 4 – KSIĄŻKA, KTÓRA PRZYPOMINA CI O DOMU

Jest, jest taka jedna, która od razu przyszła mi na myśl... I wcale to nie książka z dzieciństwa, a przynajmniej nie taka, którą czytałam jedna ręką przewracając strony, a drugą w tym czasie ssąc zawzięcie.

Czytałam ją pierwszy raz (tak naprawdę całą i do końca) w liceum. To „Nad Niemnem” w trzech tomach, wydanie w piaskowej okładce, w twardej obwolucie, bez żadnego obrazka, obciągniętej płótnem. Czytałam ją na zajęcia. Lubiłam czytać od zawsze, ale do „Nad Niemnem” jak i do „Chłopów” podchodziłam nieufnie. Nie wierzyłam, że może mnie ta książka zachwycić, że będę zaczarowana śledzić losy bohaterów, że magicznie popłynę ta rzeką i będę podglądać postacie, że opisy przyrody mnie zafascynują – nigdy ich nie omijałam, a tutaj wprost łapczywie smakowałam i chłonęłam. A przypomina mi o domu, bo dokładnie pamiętam, gdy miałam „ją zadaną”. Leżałam chora w łóżku i nie miałam już siły czytać. I przyszła mi poczytać moja Mama. Czytała, czytała, a ja słuchałam i zdrowiałam. Gdy było mi lepiej, zabierałam od niej tom, gdy gorzej, znów podczytywała mi jakiś fragment. Później, już na pierwszym roku studiów, musiałam (chciałam!) do „Nad Niemnem” powrócić. I poprosiłam Mamę – „Poczytaj mi, Mamo!” i znów, jak najbardziej, najboleśniej pełnoletnia leżałam w łóżku i słuchałam polskiej wsi i szalonej miłości.

Druga książka, też klasyka, to „Lalka” Prusa z ilustracjami Antoniego Uniechowskiego. Gdy byłam mała moi Rodzice mieli oczywiście osobny regał na swoje dorosłe książki. Ja, jako mała dziewczynka chodziłam obok nich, zainteresowana czasem mocniej, niż swoimi książkami z wierszami i z fantastycznymi historiami. Brałem do ręki poszczególne i „czytałam”. Najbardziej lubiłam trzytomową „Lalkę” ze względu na tytuł i na obrazki. Zasiadałam, czując się dorosła i mądra, brałam do ręki ogromny tom pierwszy i czytałam:

„W początkach roku 1878, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia niemniej gorąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski.”

Nie rozumiałam nic, żadnego pokoju san-stefańskiego, sklepu GALANTERYJNEGO i słowa, które pamiętam do dziś najbardziej z całego tego czytania „SUBIEKT” – dziwnego i tajemniczego. Nie doczytałam nigdy dalej, niż do trzeciej strony i odkładałam „Lalkę” na półkę idąc do lalek – do następnego razu…

piątek, 13 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 3

DZIEŃ 3 – KSIĄŻKA, KTÓRA CIĘ KOMPLETNIE ZASKOCZYŁA

Zaskoczenia są różne. Różne poziomy otwierania oczu ze zdumienia. Różne smaki zdziwienia na języku – czasem to wyjątkowa słodycz, a czasem gorycz, która spływa do przełyku, choć tak bardzo chcesz się jej pozbyć. Ja pomyślałam o tych dobrych zaskoczeniach, o tych, które mnie poniosły w dobre słowa, w zachwyt, w dobromyślenie...
Spisałam wszystkie tytuły, które od razu przyszły mi do głowy, gdy pomyślałam „książka-zaskoczenie”. Gdy strumień świadomości minął i zaczęłam się zastanawiać, odłożyłam długopis – byłoby zbyt wiele tytułów, nie zmieściłyby się w literach...
Jako pierwsza na myśl przyszła „Siostrzyca”, bo czytana niedawno, bo od razu wiedziałam, że to książka wyjątkowa. Zaskoczyła mnie, owszem, zakończeniem, ale też językiem (i tłumaczeniem, którego wagę wciąż podkreślam!), postacią Florence, dziewczynki, która stworzyła własny świat, własny język, własny kokon. Suspens w książkach jest częsty – jest „Bez wyjścia” i jest „Emma i ja”, które opierają się na nim i zostawiają czytelnika w kompletnym osłupieniu. Ale mnie zaskakuje nie tylko to – zaskakuje mnie na przykład forma - „My to mamy speeda” było dla mnie odkryciem – puste strony, nielinearna akcja, przemyślenia pomieszane z bezmyślnością. Zaskoczyła mnie „Gra w klasy” - gdy dotarłam do jednej trzeciej autor nalazł mi przeskakiwać ze strony na stronę, błądzić po grubym tomie, szukać rozdziałów, badać zawartość, okazywało się nagle, że wszystko, co wyczytałam w pierwszej części, tej czytanej normalnie, przewraca się na drugą stronę, zobaczyłam trzewia, pomyślałam, że byłam głupia, zakładając coś, co mi się ostatecznie tylko wydawało... Zaskoczyło mnie moje pierwsze zetknięcie z Couplandem – to, że można tak pisać, tak mądrze, dowcipnie, dosadnie, tak rozwierając przyszłość i zaglądając do niej jednym okiem, by przemycić co nieco, tak grać z czytelnikiem w grę, której zasad tak naprawdę nie ma. Zaskoczył mnie „Smak języka” - do tej pory boję się wrócić do tej książki, bo podziałała na mnie niesamowicie sensualnie, na czas jej czytania zmieniałam się w kogoś innego, te zdania były jak ostrze – rozcięły mnie i wyjęły na zewnątrz moje serce... I zaskoczyły mnie – zupełnie odmiennie ”Modżiburki dwa”. Ta książka zaskoczyła mnie swoją delikatnością, swoim umiłowaniem zwyczajności, gołąbków, ale tylko tych jedzonych z Nim/z Nią, podróży na księżyc i złamanej nogi...

Koniec listy, muszę się zatrzymać. Ale mam nadzieję, że nigdy nie przestanę się dziwić literaturze...

czwartek, 12 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 2

DZIEŃ 2 – KSIĄŻKA, KTÓRĄ LUBISZ NAJMNIEJ

To pytanie zbiło mnie z tropu. To nie pytanie o książkę, która stała się udręką, albo której nie dokończyłam, nawet nie o taką, której nie znoszę, ale o tę, którą lubię najmniej. Znów musiałam główkować, co to znaczy. I przyszła mi do głowy „Gra anioła”.

No bo „lubię najmniej” nie oznacza, że nie lubię, nie oznacza, że nie wciągnęła mnie, ani nie oznacza, że nie mam jej na swojej półce. „Gra anioła” jest napisana pięknym językiem, ma wyrazistych bohaterów, ma czar i to coś „zafonowskiego” w sobie, bo pozwoliło autorowi zdobyć tak ogromną sławę. Ma zawikłaną intrygę i klimatyczna okładkę. Jednak jest to książka, którą lubię najmniej, bo w pewnym sensie mnie zawiodła. „Cień wiatru” to było objawienie – wiem, że nie tylko dla mnie. Pamiętam, gdy pożyczyłam tę książkę od kuzynki i nie poszłam na zajęcia, bo musiałam ją dokończyć. Leżałam na wersalce, w promieniach ciepłego, wiosennego słońca i tylko zmieniałam pozycję, gdy zbyt mocno uwierała mnie poduszka, albo sprężyna, wbijająca się w pośladki. To była książka, która niosła za sobą magię. Ale ta magia brała się z rzeczywistości. To mi się w „Cieniu wiatru” podobało najbardziej – to, że myślałam, że w tę historię zamieszane są jakieś nadprzyrodzone moce, że to będzie bajka, a okazało się, że wszystko bierze się z ziemi, z ludzi, z otaczającego świata, że fanatastycznośc, jaką jest przesiąknięta ta historia, to kwestia wyobraźni i interpretacji faktów. 
Tego samego spodziewałam się po „Grze anioła” - i tu mnie zabolało. Nie jestem fanką fantastyki, przeczytałam kilka książek, kilka zrobiło na mnie wrażenie, ale wolę, gdy zamiast przysłowiowych zielonych ludków, w książce jest soczysta zielona trawa, jak najbardziej realna, taka, która może rosnąć przed moim blokiem. Czekałam cały czas, że intryga potoczy się w podobnym kierunku, że nie będzie eliksiru młodości i zjaw. I tu rozczarowanie. Dopiero potem przeczytałam o zamyśle Zafona, aby każda powieść z czterech zaplanowanych o Cmentarzu Zapomnianych Książek, należała do innego gatunku literackiego. I że „Gra anioła” to z założenia miała być fantastyka, horror lub coś w tym guście. Za późno się o tym dowiedziałam, zdążyłam już najmniej polubić tę książkę. 

środa, 11 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI - DZIEŃ 1

Prowincjonalna nauczycielka stała się źródłem blogowej zabawy-wyzwania 30 DNI Z KSIĄŻKAMI.
Przyznam się, że lubię wypełniać ankiety, więc od razu mi się 30 dni... spodobało. Ale, ale.. Przeczytałam pytania i wcale już nie było mi tak spieszno do odpowiedzi. Wbrew pozorom to nie jest łatwe zadanie... To trud, wymagający przede wszystkim nieustannego odrzucania i nobilitowania, wyboru i decyzji... Ale zmierzę się, postaram się z całych sił swoich uruchomić proces decyzyjny. A zaczyna się wcale nieprosto:

DZIEŃ PIERWSZY – ULUBIONA KSIĄŻKA
Wbrew pozorom to najtrudniejsze pytanie dla książkopochłaniaczy. 
Nieustannie czytamy, poznajemy nowe najlepsze książki w życiu, zakochujemy się w słowach, odkrywamy coś, czego dotąd nie znaliśmy. Mam wiele książek, które kocham, wiele takich, które mają specjalne miejsce na półce, wiele takich, których nie lubię wypożyczać, bo nie potrafię się z nimi rozstać, mieć dalej, niż na wyciągnięcie ręki. Jest wiele takich, które kupowałabym po kilka razy, albo w obcych nieznanych mi językach, tylko dlatego, że są piękne/mądre/zaskakujące.
Sprawdziłam sobie w słowniku, co oznacza słowo „ulubiona” - to taka, którą lubi się bardziej, niż inne. To też nie ułatwiło zadania. Ta, którą lubi się bardziej, niż inne... Nie jedna, nie dwie...
Ale wybrałam...
„Kubuś Puchatek”. Książka od zawsze i na zawsze. Książka, która ma genialne tłumaczenie (próbowałam też czytać w oryginale, wcale nie jest to proste, aczkolwiek dostarcza niesamowitych wrażeń). Książka, którą powinien mieć każdy od samego urodzenia. Wraz z przyjściem na świat powinno się dostawać swój własny egzemplarz. Rosnąć z nim. Bo to książka, w której w każdym nowym momencie życia znajduje się co innego. Gdy jest się dzieckiem znajduje się zabawę w misie-patysie, a gdy się dorasta to w tej zabawie znajduje się przemijanie, ale takie, z którego można się cieszyć i w którym można odnaleźć zabawę, piękno i ważność stosunków międzyludzkich.

I wybrałam jeszcze jedną książkę - „Plastusiowy pamiętnik”. Ale to ulubiona książka w sensie czysto fizycznym (choć bardzo, bardzo lubię przygody nieforemnego plastelinowego ludzika z wielkim nosem i uszami). To egzemplarz, który dostałam kiedyś od Babci – nie pamiętam okazji – może urodziny... Gdy nieopatrznie, wiedziona przeświadczeniem, że już jestem za dorosła, oddałam swoje dziecięce książeczki, tę pozycję zostawiłam. Mam ją cały czas, lubię dotykać trochę zniszczonej okładki (zniszczyła się od czytania i starości - zawsze bardzo szanowałam książki); otwierać; zaglądać do środka; patrzeć na staromodne obrazki, na pióro ze stalówką i dziwny drewniany piórnik... Moje myśli są wtedy przy mojej Babci – „Plastusiowy pamiętnik” został, a jej już nie ma...


Lista dzień po dniu:
Dzień 1 - Twoja ulubiona książka
Dzień 2 - Książka, którą lubisz najmniej
Dzień 3 - Książka, która Cię kompletnie zaskoczyła
Dzień 4 - Książka, która przypomina Ci o domu
Dzień 5 - Książka non-ficiton, której czytanie sprawiło Ci niekłamaną przyjemność
Dzień 6 - Książka, przy której płaczesz
Dzień 7 - Książka, przez którą trudno przebrnąć
Dzień 8 - Mało znana książka, która nie jest bestsellerem, a powinna nim być
Dzień 9 - Książka wielokrotnie przez Ciebie czytana
Dzień 10 - Pierwsza książka przeczytana przez Ciebie
Dzień 11 - Książka, dzięki której zaraziłeś się czytaniem
Dzień 12 - Książka, która tak wycieńczyła Cię emocjonalnie, że musiałaś przerwać jej czytanie lub odłożyć na jakiś czas.
Dzień 13 - Najukochańsza książka z dzieciństwa
Dzień 14 - Książka, która powinna się znaleźć na obowiązkowej liście lektur w szkole średniej
Dzień 15 - Ulubiona książka traktująca o obcych kulturach
Dzień 16 - Ulubiona książka, którą sfilmowano
Dzień 17 - Książka, którą sfilmowano i zrobiono to źle
Dzień 18 - Twoja ukochana książka, która już nie można kupić
Dzień 19 - Książka, dzięki której zmieniłaś zdanie na jakiś temat
Dzień 20 - Książka, którą byś poleciła osobie o wąskich horyzontach myślowych
Dzień 21 - Książka, która przyniosła ci wielką przyjemność, ale wstydzisz się przyznać, że ją czytałaś
Dzień 22 - Ulubiona seria wydawnicza
Dzień 23 - Ulubiony romans
Dzień 24 - Książka, która okazała się jednym wielkim oszustwem
Dzień 25 - Ulubiona autobiografia/biografia
Dzień 26 - Książka, którą chciałabyś przeczytać, a jeszcze nie jest napisana
Dzień 27 - Książka, którą byś napisała, gdybyś umiała
Dzień 28 - Książka, której przeczytania bardzo żałujesz
Dzień 29 - Autor, którego omijasz
Dzień 30 - Autor, którego wszystkie książki czytasz