IZABELA
GÓRNICKA-ZDZIECH, PAWEŁ CHRZANOWSKI
„COŚ Z NICZEGO. EKO
ZABAWY DLA MAŁYCH I DUŻYCH”
PRÓSZYŃSKI I S-KA,
WARSZAWA 2012
Książka zaczyna się
złowrogo – pomijając króciutki wstęp – zaczyna się od
Ekotestu... Bałam się go zrobić, bo wiedziałam, że raczej nie
zdobędę maksymalnej ilości punktów. I że na początek przeczytam
kazanie jak to mało (no może średnio) eko jestem. Ale nic,
zaznaczałam odpowiedzi, drżąc przed karzącą ręką autorów.
Odpowiadałam na pytania – czy korzystam z telefonu komórkowego
dłużej niż trzy lata (moja komórka ma jakieś dziewięć, więc
plus) lub czy reaguję, gdy ktoś śmieci na ulicy (nie mam odwagi,
więc minus). Wynik gdzieś pośrodku. I wielkie zaskoczenie. Bo
autorzy nie są tak naprawdę po niczyjej stronie. To znaczy owszem,
chcą propagować ekologię w codziennym życiu, ale nie ganią i nie
obrażają się na czytelnika, który nie uczestniczy w imprezach
ekologicznych i nie czyta artykułów na ten temat w prasie.
Sugerują, że można coś zmienić i to niewielkim kosztem.
Pytają na przykład: „Czy wiesz, że 80 % śmieci, które wyrzuciłabyś/wyrzuciłbyś zwyczajowo jako komunalne, jesteś w stanie wykorzystać powtórnie?” [s.10] Radzą, żeby zacząć od własnego domu, własnego otoczenia. I chwalą, że skoro ich książka „Coś z niczego” jest w naszych rękach to już przecież coś. Mało tego! Przeczytałam, z początku z zazdrością, laurkę dla osób z maksymalną liczbą punktów. I oczom nie wierzyłam. Owszem – jest głaskanie po główce i cukierek za dobre sprawowanie, ale też ostrzeżenie – nie stań się ekoterrorystą – w domyśle, bo możesz zniechęcić tych, którzy dopiero zaczynają!
Pytają na przykład: „Czy wiesz, że 80 % śmieci, które wyrzuciłabyś/wyrzuciłbyś zwyczajowo jako komunalne, jesteś w stanie wykorzystać powtórnie?” [s.10] Radzą, żeby zacząć od własnego domu, własnego otoczenia. I chwalą, że skoro ich książka „Coś z niczego” jest w naszych rękach to już przecież coś. Mało tego! Przeczytałam, z początku z zazdrością, laurkę dla osób z maksymalną liczbą punktów. I oczom nie wierzyłam. Owszem – jest głaskanie po główce i cukierek za dobre sprawowanie, ale też ostrzeżenie – nie stań się ekoterrorystą – w domyśle, bo możesz zniechęcić tych, którzy dopiero zaczynają!
No i tym mnie kupili!
Człowiek bowiem z natury jest leniwy i czasem nie chce mu się
przejść dodatkowych 30 metrów do innego kosza na odpady
plastikowe. Czasem zaś jest uszczęśliwiony mogąc iść i 200. I
nie dostaje za to po głowie – dostaje mocną alternatywę, dostaje
receptę i sposób na to, by bez wysiłku móc być lepszym.
A autorzy podsuwają
pomysły, o jakim nie śniło się filozofom.
Dzielą książkę na
dwie części – jedna dotyczy zabaw w domu, a druga zabaw w
ogrodzie. Jeśli ktoś nie ma ogrodu – wystarczy wyjść do lasu,
na łąkę, na plażę. Oczywiście w otwartym terenie nie sprawdzi
się pomysł na samodzielne zrobienie pojemników na segregowane
odpady, ale można puścić ekolatawiec, albo ekotratwę. Już
pierwszy pomysł – koszykówka-śmieciówka, czyli piłka ze
starych gazet mnie onieśmielił – genialne w swojej prostocie, ale
łatwiej iść przecież do sklepu kupić gumową piłkę. Albo nwet
dwie... A tu nie chodzi o to, żeby było łatwiej. Chodzi o to, żeby
zrobić coś samemu, żeby było śmieszniej i żeby przy okazji użyć
jakiegoś „śmiecia”. A jeśli już kupiło się piłkę plażową,
to zimą można ją wykorzystać jako ekologiczną bombkę
świąteczną.
Z plastikowych butelek
można zrobić kręgle, albo kukiełkę. A z tej dużej,
pięciolitrowej, można zrobić jeża polarnego. Wystarczy mieć
oprócz butelki 16 zadrukowanych i niepotrzebnych już kartek
papieru, klej, flamastry... i trochę wyobraźni! Taka zabawa ćwiczy
sprawność manualną, uczy, że można ponownie wykorzystać
zadrukowany już papier i jest doskonałą bazą do wymyślenia bajki
o jeżyku – ważne, żeby być razem, ważne, żeby myśleć.
Przy każdej zabawce
jest zamieszczona informacja, jakie zdolności dzięki niej dziecko
rozwija, które zmysły ćwiczy. Że wytapianie świec z resztek
wosku uczy praw fizyki i cierpliwości, labirynt z foliowych torebek
propaguje ruch a ekoszablony ze starych zdjęć rentgenowskich uczą
panowania nad ruchami dłoni.
Świetne są też
EKOtropy – czyli informacje z dziedziny ekologii, zamieszczone
pomiędzy pomysłami na zabawki. Bo nie każdy wie, że „w Polsce
zużywa się 400 milionów aluminiowych puszek, które można
powtórnie przetworzyć oraz wykorzystać nieskończenie wiele razy.”
[s.37], czy że „dotykanie zwierząt żyjących na wolności może
szkodzić ich zdrowiu” [s.75]
Jedyne, do czego mam
przysłowiowe „ale”, to zdjęcia. Ja wiem, że ta książka to
pewnie „samoróbka”, że jest wynikiem wielkiej pasji, tworzona
między pracą, zajmowaniem się dziećmi, a smażeniem naleśników
na obiad. Doceniam to. I podziwiam. Nie mniej jednak mam spaczone
oko. Leniwe. Przyzwyczajone do kadrów odartych z niedoskonałości.
Przyzwyczajone do nieprawdziwości, iluzji, takiej magii w magii.
Boję się, że na półce z książkami dziecięcymi, przeładowanymi
różem i innymi jaskrawymi kolorami, mogłabym ją ominąć. Mimo że
szukam takich wydawnictw – niszowych, ale niezwykle ważnych i
twórczych. Nowatorskich. I – niespecjalnie – ale wyścig mogłoby
wygrać coś, w czym palce maczał program do obróbki zdjęć.
Zwłaszcza, jeśli nie byłaby promowana i nie stała frontem do
czytelnika. Biznes is biznes. I ciężka, rynkowa, często mała
ekologiczna, rzeczywistość. Choć książka w takim wydaniu jest
urocza.
Jakkolwiek... Dla mnie
o największej sile tej książki świadczy jej niezaprzeczalna
wartość pedagogiczna. Dobrze jest być razem. Z rodzicami/z
dziećmi. Dobrze jest, żeby obok grania w gry na komputerze, móc
umieć z nimi wyciąć z kartonu domek. I żeby w tym domku
posiedzieć z godzinkę na niewidzialnej herbatce. Żeby umieć ze
swoimi dziećmi/ze swoimi rodzicami być – być twórczo i do tego,
w tym wypadku, także ekologicznie. Bo wystarczy tylko karton po
nowym telewizorze – trzeba wyciąć w nim dziurę, ozdobić i
nazwać to teatrzykiem. I już jest coś, co umocni więzi między
członkami rodziny, co pozwoli twórczo się rozwijać, co choć na
chwilę oderwie dzieci, ale także nas, dorosłych, od bajek w
telewizji. Sami możemy być przecież bajką!
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka]