Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaguar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jaguar. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 września 2014

Bieg po księcia

Tytuł: Jedyna
Oryginalny tytuł: The One

Autor: Kiera Cass
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczorowska
Cykl: Selekcja (tom 3)
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 10 września 2014
Liczba stron: 320


America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami.

Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei? [źródło: lubimyczytac.pl]

Hmmmm. Co o tym myśleć, co o tym myśleć, co o tym myśleć… Tak naprawdę nie jestem do końca pewna, co sądzić o tej książce. Z jednej strony, podoba mi się, że autorka zakończyła serię w sposób może nie do końca dobry, ale przynajmniej logiczny. Nie tak jak inne *kaszel* Niezgodna *kaszel* autorki robią. Z drugiej strony, jestem trochę zawiedziona.

Dlaczego?
Tak jakoś. Ponieważ nic tak naprawdę nie jest proste. Spędziliśmy całe dwie książki uważając, że w świecie Selekcji i jej bohaterów, nic nie jest proste. A teraz, w części finałowej, wszystko zostało uproszczone. Karolcia doesn’t approve.

niedziela, 27 października 2013

Uratowana przez nieznajomego

Tak blisko... - Tammara Webber

Zapamiętajcie sobie raz na zawsze, ja nie czytam romansów. Po prostu nie trawię tych wszystkich łzawych scen, czy nieodwzajemnionej miłości. Książki skupiające się wokół tego najbardziej pierwotnego uczucia omijam szerokim łukiem. Łuk ten chyba jednak niezbyt dobrze spełnił swoje zadanie, ponieważ w moje łapki wpadło „Tak blisko” Tammary Webber. Przyznam się bez bicia, mogłabym kupić tę książkę nawet nie patrząc na opis. To jeden z rzadkich przypadków, kiedy sama okładka przyciągnęła mnie na tyle, żeby sformułowanie „niebanalny romans obyczajowy” mnie nie zniechęciło. Jak my to nazywamy? Aha, intuicja – która tym razem również mnie nie zawiodła.

niedziela, 27 maja 2012

Czarny eyeliner i różowe pompony, czyli romans paranormalny dla nastolatek

Tytuł: "Nevermore. Kruk"
Oryginalny tytuł: "Nevermore"
Autor: Kelly Creagh
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Seria: Nevermore #1
Wydawca: Jaguar
Liczba stron: 449
Moja ocena: 6/10

„Nie ma nic z wyjątkiem cierpienia i żalu, gdy myślimy o rzeczach i ludziach, których nie możemy mieć, o możliwościach, których nigdy nie zyskamy.”

Czym są sny? A w takim razie czym jest rzeczywistość? Czy możemy panować nad swoimi snami, zmieniać je pod swoje dyktando, czy może one przychodzą same? O tym zagadnieniu można by było się zastanawiać i zastanawiać. Powstało już wiele książek na ten temat, głównie poradniki lub książki popularnonaukowe, ale jednak znalazła się osoba, która zdecydowała się na coś innego, a mianowicie romans paranormalny dla nastolatek. A tym kimś jest nie kto inny jak Kelly Creagh wraz ze swoją powieścią „Nevermore. Kruk”

Dziwnym trafem, także i ten paranormal rozpoczyna się przydzieleniem poszczególnych osób, w tym Isobel, do grup, w których mają przygotować projekt. Zrządzeniem losu, nasza słodziutka czirliderka ma zaszczyt pracować z miejscowym odludkiem, gotem z upodobania – Varenem. Co prawda, żadne z nich tym faktem zachwycone nie jest, ale projekt zrobić przecież trzeba. Dziewczyna szybko ulega nieodpartemu urokowi osobistemu Varena, mimo że, uwaga, chłopak ma tajemniczą przeszłość. Chcąc nie chcąc, wplątuję ją w świat zapisany na kartach swojego dziennika, w którym granica pomiędzy snem a jawą niepokojąco się zaciera...

Może zacznijmy od bohaterów. Po pierwsze nie ma ich zbyt wielu, co by nie męczyć umysłu czytelnika. Autorka zaś, mimo swobodności jaką daje narracja trzecioosobowa, kurczliwie trzyma się Isobel, która szczerze mówiąc jest płaska jak stół. Nie odnalazłam w niej żadnych cech, jakie chciałabym naśladować ani nawet wad, żeby na przykład udowodnić, ze każdy popełnia błędy. Jak dla mnie, Isobel to po prostu mała, rozchichotana czirliderka, która nigdy nie słucha, co się do niej mówi. Dodatkowo, coś nie bardzo umie dobierać sobie przyjaciół. Bo czy można takimi nazwać osoby, wywijające jej numer przy pierwszej sposobności?

Po drugie – Varen. Podobno autorka kreowała go na gota z krwi i kości, jednak nie odczułam czegoś takiego. Gdyby pani Creagh nie zaznaczyła na samym początku, że Varen nie lubi towarzystwa i ubiera się na czarno, przypominając nam o tym w różnych momentach książki, nawet bym się nie połapała. A wtedy chłopak byłby dla mnie kolejnym ciachem, na którego lecą wszystkie dziewczyny, który oczywiście musi posiadać mroczną tajemnicę i co jakiś czas zawiesić oczy na głównej bohaterce. Jedynym fajnym akcentem w tej postaci był jego nieodłączny dziennik, zresztą równie mroczny, co i on sam, gdzie zapisywał równie mroczne wiersze, opowiadania i nie wiadomo co jeszcze. Ogółem, dobrze, że autorka chciała jakoś wyjść ze schematów dotyczących męskiej postaci w paranormalu, ale jednak coś nie wyszło.

Na szczęście znalazłam w „Kruku” miłą osóbkę, mianowicie Gwen. Może się wydawać trochę dziwna, nadgorliwa i narzucająca się, ale no nie wiem, być może ja takie osobliwości lubię...

Kelly Creagh wiele razy wprowadza do powieści wątki o Edgarze Allanie Poem, ale nie rozwija ich. Są one tylko taki napomknieniem, nie wnoszą zbyt wiele do fabuły, poza tym, że ostatnie sceny przypominają trochę jedno z opowiadań Poego. Nie będę mówić które, ale wspomnę, że nawet nie znając dzieł tego autora można się tego bez problemu domyśleć już na samym początku. Teraz naprawdę ubolewam, że Creagh nie postanowiła wpleść do „Kruka” więcej informacji o Poem, bo po interesującym prologu chętnie bym się o nim więcej dowiedziała. A tak, mam tylko informację o zagadkowej śmierci, problemach z alkoholem i Czcicielu Poego (org. Poe Toaster). Ten ostatni zaciekawił mnie do tego stopnia, że aż chyba poszperam w Internecie.

„Nevermore. Kruka” na pewno nie nazwę arcydziełem, chociaż do takiego nawiązuje, jednak z pewnością wybija się  przed szereg innych paranormali, a to za sprawą tej aury grozy i tajemniczości, tym razem prawdziwej, którą się czuje razem z bohaterami. Co z tego, że oni sami dość mocno kuleją bez dostatecznej kreacji, skoro kiedy się już zaczęło, to czytało się nawet przyjemnie? Natomiast jestem pewna, że fani Poego będą połączeniem romansu paranormalnego i jego twórczości zniesmaczeni, jednak „Nevermore. Kruk” z pewnością trafi do nastolatek lubiących te klimaty.


Seria Nevermore:
1. "Nevermore. Kruk"
2. "Eshadowed"


************************
Uwaga, prze kilka dni nie będę obecna ani tutaj, ani na Waszych blogach. Powód bardzo pospolity - wycieczka szkolna :)

sobota, 12 maja 2012

Nie ma już nadziei w Perdido Beach

 
Tytuł: "Faza czwarta. Plaga"
Tytuł oryginalny: "Plague. A GONE novel"
Autor. Michael Grant
Tłumaczenie: Natalia Mętrak
Seria: GONE #4
Wydawca: Jaguar
Liczba stron: 424
Moja ocena: 10/10


„ – Zabierajmy się stąd, póki możemy – ponagliła Dekka. - Wzięłam pistolet, jakby co.
- Grozi nam niebezpieczeństwo? – załkała Taylor.
- To na wypadek, gdybyś mnie wkurzyła”

„ – Zrobimy, co w naszej mocy – powiedziała Dahra obojętnym tonem. A kiedy wyszli, dodała: - Czyli nic.”

„Nie ma już nadziei w Perdido Beach.” – takim optymistycznym akcentem wita nas okładka czwartej już części serii GONE Michaela Granta. Do tego, że należy ona do moich ulubionych cyklów młodzieżowych nie muszę nikogo przekonywać. Ale czy nadal jest czym się zachwycać? Czy kolejne tomy nie są już ciągnięte na siłę? Wszystkich od razu mogę zapewnić, że powyższe słowa nie odnajdują zastosowania w rzeczywistości, bo „Plaga” dumnie stoi na poziomie poprzedniczek, a nawet go przewyższa!

Zapasy wody się kończą, a i tak to, co pozostało, nie wystarcza dla wszystkich. Kolejne dzieciaki umierają na nową odmianę grypy, której uleczyć nie potrafi nawet Lana. Dodatkowo, po mieście zaczyna panoszyć się kolejna choroba, przez którą z ciałami niektórych mieszkańców ETAP-u dzieje się coś strasznego. Na tyle, ze ogarnięte bólem dzieciaki same błagają o śmierć. Zaraza rozprzestrzenia się bardzo szybko – niedługo nie będzie komu z nią walczyć. Rada zmuszona jest ogłosić kwarantannę na terenie całego miasta, czyli delikatnie mówiąc, zamknąć wszystkie dzieciaki w domach bez dostępu do wody ani jedzenia. Na dodatek, z więzienia ucieka Drake – krążący po ulicach Biczoręki wzbudza powszechną grozę. Mały Pete, autystyczny brat Astrid śni w morderczej gorączce. Jego rozum wytwarza koszmarne majaki, z którymi walczyć muszą mieszkańcy Perdido Beach. Jakby tego było mało, Ciemność budzi się i szuka dostępu do miasta...

Gone niewątpliwie podskoczyło, jeśli chodzi o ilość scen akcji. W porównaniu z „Plagą”, poprzednie części wypadają pod tym względem słabo. Do samego końca nie jesteśmy pewni, kto wyjdzie z opresji cało, a komu Edilio może już kopać grób na placu. Krew się leje, z kątów wyłażą różne okropieństwa, które należy jak najszybciej ubić, więc się je ubija. O ile poprzednie części nie obfitowały w takie rzeczy aż tak, to w „Pladze” mamy nawet tego przesycenie. W tomach poprzednich mieliśmy okazję czytać opisy wychudzonych ciał, czy potyczek pomiędzy Samem i Cainem, natomiast na kartach plagi roi się od, nieco makabrycznych jak na mój gust, masakr. Nie ukrywam, dodało to lekturze pewnego rodzaju smaczku, chociaż nie raz odwracałam na chwilę wzrok z obrzydzeniem.

Nie wiem co się stało, ale jakoś tak nagle przestałam darzyć bohaterów ogromną sympatią. Nie jest do końca tak, że ich nienawidzę, jakieś tam ciepłe uczucia nadal do nich żywię. Prawdopodobnie powodem takiej zmiany jest coraz trudniejsza sytuacja w ETAP-ie. W tym miejscu, autor zdecydowanie powołał zadaniu, bo udało mu się ukazać psychikę i motywy zachowania bohaterów. Wiadomo, po takich przeżyciach nerwowo załamałby się każdy, czego odzwierciedlenie znajdujemy w „Pladze”. W końcu, nie jest dobrze, skoro coś pęka nawet w Genialnej Astrid, prawda?

Tak jak w poprzednich tomach, fan każdej z postaci głównych znajdzie coś dla siebie. Znajomym już sposobem, narracja trzecioosobowa przeskakuje pomiędzy konkretnymi osobami zdradzając nam akcję z różnych miejsc i punktów widzenia. O ile w poprzednich tomach wszyscy bohaterowie znajdowali się w jednym miejscu (no prawie...), nie było to aż tak potrzebne, gdyż wszystko spokojnie mogłaby zrelacjonować jedna osoba. Ale w „Pladze” każdy znajduje się gdzie indziej, więc taki pomysł okazał się dobrym rozwiązaniem. Dodatkowo, Michael Grant postanowił wpleść w fabułę kilka fragmentów z punktu widzenia Peteya, co mogło podziałać na naszą wyobraźnię. Bardzo mi się to spodobało, więc mam nadzieję, ze autor rozwinie pomysł w kolejnych częściach.

Samo zakończenie może i nie wycisnęło ze mnie łez, czy nie wiadomo jakiego wzruszenia, za to niewątpliwie wbiło mnie w fotel, a w każdym razie w miejsce, gdzie akurat siedziałam. Czy ktoś z Was może się orientuje, kiedy wychodzi kolejna cześć? Naprawdę chciałabym poznać dalsze losy mieszkańców Perdido Beach, więc chyba zaraz pójdę poszukać spoilerów...

Tak czy siak, pewna jestem tego, że czas spędzony z serią GONE będzie niezapomniany i emocjonujący. Dlatego też, ci, którzy zapoznali się chociażby z tomem pierwszym, potrzebują pewnie tylko impulsu, który popchnie ich w sidła „Głodu”, żeby następnie z niecierpliwością sięgnąć po „Kłamstwa”. Jeśli jednak znalazł się ktoś, kto przygodę w tym zamkniętym światku postanowił zamknąć na tomie trzecim, chciałabym go serdecznie zaprosić do powrotu do ETAP-u w postaci „Plagi”, gdyż jest ona, w moim mniemaniu, chyba najlepszą do tej pory częścią serii.

A tak na marginesie, kto według Was znajduje się na okładce?


Na cykl GONE składają się"
1. Faza pierwsza. Niepokój
2. Faza druga. Głód
3. Faza trzecia. Kłamstwa  ---> RECENZJA
4. Faza czwarta. Plaga
5. Faza piąta. Strach
6. Faza szósta. Światło (tytuł niepotwierdzony)


wtorek, 20 marca 2012

"Faza trzecia. Kłamstwa." Michael Grant


Tytuł: "Faza trzecia. Kłamstwa"
Oryginalny tytuł: "Lies. A Gone Novel"
Autor: Michael Grant
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Seria: "Gone. Zniknęli." #3
Wydawca: Jaguar
Liczba stron: 400
Moja ocena: 9/10

„-Nie martw się. Nie pozwolę ci spaść. -Tak? To po co przyniosłaś kask? Rzuciła mu nakrycie głowy. -Na wypadek, gdybyś jednak spadł.”

„No, Astrid- powiedział Howard- zdaje się, że właśnie odkryliśmy granice możliwości twojego wielkiego, genialnego umysłu. Rzecz w tym, że ktoś, kto był całkowicie martwy, nagle już taki martwy nie jest.”

„(...) jak to 'dziwnego'? Przecież w ETAP-ie wszystko jest dziwne.”

„(...)-Ale to nie szkodzi, bo rzeczy, którymi się martwisz, prawie nigdy się nie zdarzają, prawda? -Tak-przyznała dziewczynka.-Ale rzeczy, o których marzę, też się nie zdarzają.”

Już po przeczytaniu pierwszego tomu serii „Gone”, wiedziałam że trafi ona do moich ulubionych. Przekonał mnie do niej niezwykle oryginalny pomysł świata bez dorosłych, gdzie dzieciaki rządzą się własnymi prawami.
Miasteczko Perdido Beach przeszło już wiele, poradziło sobie z bałaganem powstałym po ‘wielkim puff’, pokonali klęskę głodu. Czym jeszcze może zaskoczyć nas Michael Grant? Na miasteczko spada ciężkie brzemię „Kłamstw”...

Akcja tomu trzeciego rozpoczyna się dokładnie siedem miesięcy po nastaniu ETAP-u. Mimo tego, wcale nie jest lepiej. Zaczyna brakować prądu i wody pitnej, bo elektrownię zajęły wrogie dzieciaki z Coates Academy. Dodatkowo, pojawia się Prorokini. Twierdzi, że jest w stanie zobaczyć, co dzieje się poza barierą. Zaczyna przekonywać wszystkich, że wyjście z ETAP-u jest tylko jedno... Poprzez śmierć. Co się stanie, jeżeli wszyscy zaczną masowo popełniać samobójstwa? Dowodzona przez Zila Ekipa Ludzi planuje zemstę na odmieńcach, a rada nie daje sobie z niczym rady. O nie, w Perdido Beach wcale nie jest lepiej...

Coraz częściej w książkach nie pojawia się zbyt wielu bohaterów. Może żeby nie przemęczać umysłów czytelników przez zapamiętywanie imion? Mogę Was zapewnić, że powyższe dwa zdania w żadnym wypadku nie odnoszą się w serii Michaela Granta. Tak jak w poprzednich tomach spotykamy się tu z wieloma charakterami. Pojawiają się także nowi, co niesamowicie mnie cieszy. Żaden z nich nie jest przedstawiony w jednym świetle. Każdy ma swoje wady i zalety, słabości i mocne strony. Uważam to za plus – zaczynają mi się już nudzić albo idealne, albo zupełnie płytkie nastolatki.
Jako że bohaterów jest tak wiele, obawiałam się, że żaden nie zostanie wykreowany wystarczająco dobrze, tak żeby mogła kogoś szczerze polubić. I kolejny plus – do gustu szczególnie przypadła mi Dekka, przede wszystkim za swoją nietuzinkową osobowość.
Cenię tę właśnie część za to, że autor zaprzestał w działaniach mających na celu kreowanie Sama na głównego bohatera, co było dosyć widoczne w poprzednich tomach. W „Kłamstwach” nadal go lubię, ale widać, że główną rolę odgrywa tutaj zbiorowość, a Michael Grant postanowił nie skupiać się specjalnie na nikim z osobna.
Irytował mnie jedynie Zil z całą jego bandą. Niedostatecznie rozumiałam jego motywy. Nie dość, że i tak jest bardzo źle, on musi jeszcze bardziej przeszkadzać. Ale może tak miało być...

Niewątpliwym atutem całego cyklu jest wartko biegnąca akcja. Mimo dosyć sporych gabarytów, książkę czyta się niezwykle szybko, co ułatwiają również wygodne podzielenie na niezbyt długie rozdziały. Na początku każdego z nich znajduje się zegarek, odliczający czas do przełomowego wydarzenia pośród małej społeczności Perdido Beach. Tak było też w tym przypadku; dokładnie za 66 godzin i 52 minuty (żeby nie zdradzić zbyt wiele, powiem tylko tyle) Mary zdecyduje, czy chce ‘wypaść’, czy dalej kierować przedszkolem.

Narracja prowadzona jest tradycyjnie w trzeciej osobie. Autor zgrabnie przeskakuje pomiędzy bohaterami, mamy możliwość poznania całej historii z wielu punktów widzenia. Mimo narratora wszechwiedzącego, nigdy nie wiemy więcej niż główni zainteresowani, przez co czasami trzeba się czegoś domyślić. Napięcie trzyma nas do ostatniej strony, na której akcja widocznie przyspiesza, a nawet po jej przewróceniu do wyjaśnienia pozostaje wiele kwestii.

Podsumowując, spotkanie z trzecim tomem serii „Gone. Zniknęli” uważam za całkowicie udane. „Kłamstwa” mają o wiele więcej plusów niż minusów, co oczywiście przemawia na ich korzyść. Tym, którzy czytali dwie pierwsze części, „Kłamstwa” z pewnością przypadną do gustu. A co z tymi, którzy serii nie znają? Powinni jak najszybciej to nadrobić, bo według mnie, „Gone” stanowi bardzo dobrą odskocznię od młodzieżowych paranormali. A ja czym prędzej rozpoczynam poszukiwania tomu czwartego; jestem bardzo ciekawa dalszych losów mieszkańców Perdido Beach.


Seria „Gone. Zniknęli”
1. „Faza pierwsza. Niepokój”
2. „Faza druga. Głód”
3. „Faza trzecia. Kłamstwa”
4. „Faza czwarta. Plaga”
5. „Faza piąta. Ciemność”
6. „Faza szósta. Światło.” (?)


PS
Powracając do zabawy związanej z tym cyklem, kto według was jest na okładce? Ja obstawiam, że dziewczyna to Astrid (Albo Mary...), a chłopak to Sam. Ale pewna nie jestem...