Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Matsumoto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Matsumoto. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 kwietnia 2015

Yayoi Kusama z Matsumoto


Yayoi Kusama, babcia japońskiej sztuki, dot lady, to nie tylko najdroższa artystka świata, ale również najpopularniejsza artystka 2014 roku według portalu Rynek i Sztuka. Nie tylko jej prace, ale również i charakterystyczny wizerunek artystki znany jest na całym świecie - czerwona czupryna i sukienki, często w kropki (zdjęcie stąd). Yayoi Kusama wyglądała inaczej na początku swojej kariery i muszę przyznać, że jej zdjęcia z tamtego okresu urzekają. To chyba moje ulubione (stąd):


Wszędzie można znaleźć jej kropki, czy to na przedmiotach codziennego użytku, ubraniach, jako dzieła sztuki, np. słynna Yellow Pumpkin na japońskiej wyspie Naoshima. Jakiś czas temu artystka rozpoczęła współpracę z marką Louis Vuitton - będąc kilka lat temu w Paryżu nie mogłam nie zajrzeć chociaż tylko na wystawę sklepu. :)



Yayoi Kusama urodziła się w japońskim miasteczku Matsumoto, z którego przeprowadziła się do Kioto, a następnie do Tokio, jednak jej ścieżka kariery na dobre rozpoczęła się dopiero w Stanach Zjednoczonych. Skąd te kropki? Bardzo wcześnie zaczęła je widzieć. Dosłownie. Pojawiały się wszędzie i uprzykrzały jej życie. Kropki okazały się być skutkiem zaburzeń psychicznych, z powodu których artystka w końcu zdecydowała się na powrót do Japonii i leczenie.

The Visionary Flowers

Rok temu miałam okazję odwiedzić Matsumoto. Musiałam zajrzeć do Matsumoto City Museum of Art, które w części poświęcone jest artystce. Przed wejściem wita nas instalacja The Visionary Flowers, ale całe otoczenie budynku muzeum nie pozostawia wątpliwości, gdzie jesteśmy. Wiele elementów przestrzeni pokrytych jest kropkami. Po mieście jeździ nawet autobus miejski w kropki, który na trasie ma przystanek przy muzeum.





Będąc w muzeum można łatwo zanurzyć się w świat artystki. Kropki pokrywają całe przestrzenie, a więc nie tylko widzimy je w postaci szkiców, obrazów, czy rzeźb, ale również instalacji i pokoi. Zachwyciły mnie jej pierwsze prace i bardzo żałuję, że nie można było robić zdjęć, nawet takich na pamiątkę, bo ciężko je znaleźć w sieci (chyba muszę w końcu kupić jakiś album...). Na stronie Tate Modern udało mi się odnaleźć jedną z pierwszych prac Yayoi Kusamy, która mnie urzekła - Untitled, rysunek ołówkiem na papierze z 1939 roku: 


Bardzo podoba mi się również jej autoportret z 2008 roku:


Yayoi Kusamę wciąż prześladują kropki i artystka jest nadal aktywna. Tworzy próbując się z nimi uporać. Niewątpliwie jeszcze nie raz nas zaskoczy i możemy tylko mieć nadzieję, ze kiedyś i w Polsce uda nam się zobaczyć retrospektywę jej twórczości. Koniec. I kropka.

wtorek, 3 lutego 2015

Czarny zamek w Matsumoto


Zawsze lubiłam zamki, nie tylko ze względu na ich historię czy architekturę, ale również za jakąś taką romantyczną wizję, z którą zawsze je utożsamiałam. Co jest o tyle dziwne, że zamki częściej stanowiły pole walk, niż romantycznych uniesień. :) Matsumoto-jō (松本城), czy też Zamek Kruków, jak bywa nazywany z powodu swojego czarnego koloru, już nie raz przykuwał moją uwagę, ale dopiero podczas ostatnich odwiedzin w Japonii udało mi się do niego dotrzeć.


Powstały w XVI wieku do dzisiaj zachował się w niezmienionej formie i jest najstarszym drewnianym zamkiem w Japonii. Przyciąga masę turystów, również spoza Japonii, a także jest świetnym tłem do zdjęć ślubnych, szczególnie w porze kwitnienia wiśni. Mimo że trafiłyśmy tam z mama już właściwie po sezonie na hanami, w Matsumoto, ponieważ leży blisko gór i jest tam dużo chłodniej niż np. w Tokio, wiśnie jeszcze kwitły. Udało nam się uczestniczyć w yozakurze, czyli nocnym podziwianiu kwitnących wiśni, o czym piszę tutaj.




Wnętrza zamku są typowe dla japońskich budowli tego typu. Zamek zwiedza się na bosaka/w skarpetkach i trzeba uważać na wyślizganych podłogach i momentami bardzo stromych schodach. W zamku poza wnętrzami podziwiać można między innymi kolekcję broni oraz widoki z najwyżej szóstej (ukrytej) kondygnacji.


Plac zamkowy jest dopieszczony do granic możliwości, a każde drzewko odpowiednio przycięte. Widok z góry na kwitnące wiśnie i fosę na długo zapada w pamięć. Warto również zajrzeć do specjalnie wydzielonej części zamku, swoistej zadaszonej werandy służącej głównie do podziwiania księżyca.


Zamek w Matsumoto zawsze kojarzył mi się z poniższym obrazkiem - czarne mury i czerwony mostek do nich prowadzący. Na miejscu okazało się, że mostek jest akurat w remoncie i nie można było na niego wejść. Mimo to udało się mniej więcej odtworzyć fotografię z folderów. :) Sporo jeszcze czasu spędziłyśmy na spacerowaniu wokół zamku pod kwitnącymi wiśniami...



Informacje praktyczne.

Website: http://www.go-nagano.net/modules/contents07/index.php?id=1&mode=disdetailsisetu&cityid=2&junleid=3&indexid=5&kubuncode=1
Czynne: od 8:30 do 17:00, zamknięte od 29 grudnia do 3 stycznia
Wstęp: 610 jenów
Dojazd: należy dojechać linią Chuo do stacji JR Matsumoto, a stamtąd do zamku można dojść piechotą w około 15 minut
Mapa: http://www.gojapango.com/tokyo/tokyo_poi_map.php?poi_id=3032

niedziela, 20 lipca 2014

Żabi Król z Matsumoto


W Matsumoto jest taka mała uliczka Nawate zwana Kaeru. Słowo to (abstrahując od pisowni) ma trzy znaczenia: żaba, móc kupować oraz powracać. Wszystkie doskonale oddają obraz tego miejsca, które pełne jest wizerunków żab, sklepików, a to wszystko sprawia, że chce się tam wracać - razem z Mamą odwiedziłyśmy te uliczkę chyba ze cztery razy w ciąg jednego dnia. :)



A skąd te żaby?
Dawniej płynąca obok uliczki rzeka była tak zanieczyszczona, że zniknęły z niej wszystkie żaby. W latach '70 ubiegłego wieku okoliczni mieszkańcy ufundowali mały chram poświęcony żabom Kaeru Daimyōjin (かえる大明神) w intencji powrotu żab. Ostatecznie rzeczkę oczyszczono, żaby powróciły, a uliczka zyskała nowe życie. Zorganizowano nawet festiwal poświęcony żabom, które odtąd były nie tylko symbolem szczęśliwej podroży, ale i całego miasta.
 

 
Co za tym idzie uliczka Nawate pełna jest żab. Już na początku wita nas kolorowa figura Gamazamurai (ガマ侍) wykonana przez studentów Tokijskiego Uniwersytetu Sztuk Pięknych. A to dopiero początek i szukanie kolejnych żabich figurek to niezła zabawa. Bardziej lub mniej ukryte są na każdym kroku.



Skoro Nawate to uliczka handlowa, nie mogło zabraknąć najróżniejszych żabich pamiątek, przedmiotów z wizerunkami żab i wszelkich wariacji na temat. Nieco zdziwiona byłam, że taiyaki czy sembe, które można tam kupić, nie było w kształcie żaby. :)



Uliczka Nawate to również sklepiki ze starociami, na ktorych i żaba się trafi, ale nie tylko, oraz restauracje i kafejki. Można tam spędzić naprawdę sporo czasu i odnaleźć prawdziwe skarby.



niedziela, 22 czerwca 2014

Sushi Day!


W związku z tym, że 18 czerwca każdego roku przypada Międzynarodowy Dzień Sushi, postanowiliśmy ze znajomymi złączyć siły i uczcić ten dzień oraz dać wyraz naszemu umiłowaniu do tego japońskiego dania rolując. Mówi się, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Nic bardziej mylnego! :)



Lista składników była bardzo długa -  ryż, zaprawa do ryżu, krewetki, kalmary, łosoś surowy i pieczony, surimi, tykwa, daikon, awokado, ogórek, mango, papryka czerwona, sałata, torebki z tofu majonez, serek... Mieszaliśmy smaki, każdy tworzył swoje własne kompozycje i efekt końcowy był powalający. 


Nie mogło się obejsć bez deseru. :) Jeszcze przed sushi na pierwszy głód poszły muffinki matcha z migdałami. A po sushi lody matcha - tym razem w ekspresowej formie, czyli lody śmietankowe zostały zmieszane z dużą porcja matcha. Nie mogło być inaczej. :) 



To była też świetna okazja, aby spróbować wasabi, które udało mi się zakupić w Matsumoto. Pod Matsumoto istnieje farma Daio Wasabi - nie udało mi się jeszcze do niej dotrzeć, ale w mieście znajduje się sklep firmowy, gdzie można zakupić pastę ze świeżego korzenia wasabi startego na tarce obciągniętej skórą rekina. Honwasabi, prawdziwe wasabi. Warto było taszczyć tę tubkę w trzech reklamówkach obłożonych lodem przez ponad dwa tygodnie. Inne wasabi już nigdy nie będzie mi smakować...



Dla mnie jednak odkryciem wieczoru był słodki sos sojowy marki Healthy Boy Brand dostępny w Kuchniach Świata (dzięki D.!) - genialny i bardzo żałuję, że nie znałam go częściej. Jest bardzo ciemny, gęsty, wygląda niemal jak czekolada i wybornie pasuje do futomaki. Nie wspominając nawet o sushi z tempurą, ale o tym muszę się jeszcze przekonać. Wkrótce. :)


p.s. Zwierzaki dzielnie nam towarzyszyły, próbowały nawet skraść rolkę czy dwie, ale musiały obejść się smakiem. Foch. :)