Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rossmann. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rossmann. Pokaż wszystkie posty

31 marca 2014

Konkurs z Rossmannem - obudź w sobie wiosnę! [przypomnienie]

Dziewczyny! 


Przypominam Wam, że do końca tygodnia macie czas na zgłoszenie się do wiosennego konkursu z Rossmannem, gdzie do wygrania są aż trzy zestawy kosmetyków

Wszystkie szczegóły znajdziecie tutaj, zachęcam Was gorąco do udziału!

21 marca 2014

Wiosenny konkurs z Rossmannem - obudź w sobie wiosnę!

Dzisiaj cudowny, słoneczny pierwszy dzień wiosny! :) Choć ta astronomiczna wiosna przyszła do nas już wczoraj, ja jestem tradycjonalistką patrzącą w kalendarz ;). Z tej okazji zapraszam Was serdecznie do konkursu, jaki przygotowałam wraz z firmą Rossmann. Warto wziąć w nim udział, ponieważ tym razem mamy nie jednego zwycięzcę, ale aż trzech! :)

26 lutego 2014

Isana - szampon i płukanka do włosów brązowych

Bardzo lubię produkty Isana, ale muszę przyznać, że jednak nie szaleję za kosmetykami do włosów tej marki... Wyjątek stanowi tylko wycofana już, kultowa odżywka z Babassu. Tym razem testowałam produkty Isana do włosów brązowych - szampon i płukankę. Szampon ma pojemność 250ml w cenie 7,59zł, a płukanka to 200ml w cenie 7,49zł.


21 lutego 2014

Kilka słów o wacikach i patyczkach od Cleanic, czyli niby nic, a jednak coś


Waciki i patyczki kosmetyczne to produkty, których każda z nas zużywa dziesiątki. Zwykle nie piszemy o nich recenzji, no bo i po co - te produkty niby nie różnią się zbytnio między sobą... a jednak różnice bywają i to dość znaczące. Sama nie cierpię wacików, które się rozwalają i pozostawiają kłaczki podczas używania. Lubię te rowkowane, bo mam wrażenie, że lepiej zbierają produkt, niezależnie od tego, czy zmywam makijaż czy paznokcie.

9 lutego 2014

Nietypowo owocowo, czyli produkty Isana do pielęgnacji ciała

Isana ma w swojej ofercie wiele świetnych zapachów żeli pod prysznic w super przyjaznych cenach. Sama zwróciłam na nie uwagę dość późno, ale teraz bardzo chętnie sięgam po te żele w poszukiwaniu nowych wariacji zapachowych.W paczce od firmy znalazłam kremowy żel pod prysznic masło shea i owoc pasji (czyli po prostu marakuja). Jak w przypadku innych żeli tej firmy, cena zdecydowanie zachęca do zakupu, bo jest to jedynie 3,99zł za 300ml. Jednak coś za coś - te żele wg mnie są nie do końca wydajne i dość szybko znikają z butelki, ale dramatu nie ma. Może ja po prostu lubię dozować je w dużych dawkach ;). Na plus wg mnie jest opakowanie - zgrabne, a przy tym przeźroczyste i wiem, kiedy kosmetyk zbliża się ku końcowi.


6 lutego 2014

Extra nawilżające trio od Isany - seria Isana Med z mocznikiem

"Mocznik" kiedyś był dla mnie niezbyt przyjemnie brzmiącą nazwą i z pewnością nie zachęcał do zakupu jakiegokolwiek kosmetyku. Z czasem jednak odkryłam jego cudowne właściwości nawilżające i mam spore zaufanie do produktów, które zawierają w sobie ten składnik. Rossmann wyprodukował serię kosmetyków Isana Med, w skład której wchodzą 3 kosmetyki, które mają ekstra-nawilżającą formułę, właśnie m.in. dzięki zawartości tego składnika. Sprawdzają się świetnie zwłaszcza teraz, kiedy kaloryfery (w końcu) poszły w ruch, a powietrze stało się suche.
 

6 grudnia 2013

Około-mikołajkowe zdobycze :) Czyli dużo dobroci nie tylko kosmetycznych!

Jestem już dużą i chyba nie zawsze grzeczną dziewczynką, dlatego rano pod poduszką nie znalazłam żadnego podarku... jednak wszystko wynagrodził mi Rossmannowy Święty Mikołaj, ponieważ dzięki niemu kurier dostarczył mi dzisiaj cudną paczkę! Poza tym oczywiście w poniedziałek skorzystałam z Dnia Darmowej Dostawy i ogólnie ostatnie dni sprzyjały zakupom, więc dziś post o moich nowych, około-mikołajkowych nabytkach :). Będzie chronologicznie:


Pierwsze zamówienie złożyłam w zeszły weekend w księgarni Wydawnictwa Znak, korzystając z ich promocji i kodu rabatowego uprawniającego do zakupu książek aż 50% taniej! W dodatku wysyłka do Paczkomatów była za darmo, więc już w ogóle cudnie :) Kupiłam książkę, na którą polowałam od dawna - Kuchnię Filmową Pauliny Wnuk, czyli książkową wersję bloga From Movie To The Kitchen, który uwielbiam i polecam :).


Drugą zamówioną książką było Pyszne 25 Ani Starmach, która jest m.in. jurorką w MasterChefie. Czytałam o tej książce bardzo mieszane opinie, ale ja osobiście jestem oczarowana! Książka ma bardzo fajny spis treści i świetne, proste przepisy! Największym ich atutem jest szybkość wykonania i to, że niemal 99% z proponowanych składników to rzeczy, które zawsze mamy w domu lub kupimy w każdym ze sklepów. Osobiście nie cierpię ganiać po sklepach w poszukiwaniu jakiegoś wyjątkowego składnika czy wydawania na posiłki niebotycznych kwot. Szybko, tanio, prosto i smacznie - czyli tak, jak najczęściej chcemy gotować i jeść ;). PS: Książki odebrałam we wtorek wieczorem, o 22 gotowałam już krem krówkowo-bananowy! Wyszedł pysznie!


Podczas DDD zamówiłam kilka drobiazgów w Aptece Gemini, którą polecała Bella. Wzięłam parafinowy peeling do dłoni z Ziaji Pro (który z kolei polecała chyba Innoooka), bo uuuwielbiam peelingi do dłoni, a ten jest ponoć świetny (12,59zł). Do tego tani, ale skuteczny i ciężko dostępny stacjonarnie krem do rąk Anidy (4,09zł) oraz tonik Fitomedu (8,99zł), który zbiera bardzo pozytywne opinie na Wizażu.


W sklepie Goodies zrobiłam zapas zimowo-świątecznych wosków Yankee Candle. Jak widać na zdjęciu, wybrałam typowo sezonowe zapachy: Salted Carmel (najbardziej specyficzny, niby fajny, ale dziwny, już go palę :D), Christmas Cookie, Snow In Love, Christmas Eve, Christmas Memories i Spiced Orange. Woski kosztowały 6zł, a dwa z nich były na promocji po 4,50zł. Chciałam kupić zdecydowanie więcej (początkowe zamówienie było na ok. 100zł :D), ale się opamiętałam :D. Żałuję tylko, że tuż sprzed nosa wysprzedano mi Season Of Peace :(.


Jakiś czas temu z koleżankami robiłam zbiorowe zamówienie z Biochemii Urody, pierwsze w mojej historii ;). Ostatnio w ogóle bardziej ciągnie mnie do pielęgnacji, niż kolorówki, choć nigdy nie sądziłam, że to nastąpi :D. Kupiłam: 50g masła shea, peeling perłowy drobnoziarnisty, pomarańczowy olejek myjący do twarzy oraz dwie ściereczki do mycia twarzy.


Na sam koniec mój niemal "właściwy" prezent mikołajkowy, bo cudowna paczka od Rossmanna! Na zdjęciu brakuje gwoździa programu - cudownego, mięciutkiego szlafroczka, który w zasadzie od razu powędrował do prania, bo chcę go jak najszybciej zacząć nosić :D. Ten "prezent" zaskoczył mnie totalnie :) Jego kawałek uwieczniłam jedynie na Instagramie ;). Poza tym, w ogromnym, czerwonym okrągłym pudełku znalazłam: 
  • Isana Med Urea - żel pod prysznic
  • Isana Med Urea - emulsja do ciała
  • Isana Med Urea - krem do rąk (uwielbiam ich krem z mocznikiem, recenzowałam go tutaj)
  • Isana - krem do ciała owoc granatu i figa do skóry suchej (od dawna chciałam go kupić, ale ciągle mi było żal, bo miałam spore zapasy mazideł w domu)
  • Isana - kremowy żel pod prysznic masło shea i owoc pasji - cudowny zapach!
  • Isana - szampon do włosów brązowych
  • Isana - płukanka do włosów brązowych 
  • czekoladę z miodem, migdałami i nugatem :)

A Wy byłyście grzeczne? :D Co przyniósł Wam Święty Mikołaj i co zamówiłyście podczas Dnia Darmowej Dostawy? :)

PS: Zdjęcia robiłam dzisiaj, a każdy z nas wie, jakie warunki panują za oknem... jestem zaskoczona, że na w ogóle coś na nich widać :D

12 lipca 2013

Czysta przyjemność od Isana Med i Alterry

Na sam koniec recenzowania wiosennej paczki Rossmanna, mam dla Was recenzję żelu pod prysznic Isana Med oraz mydełka w kostce Alterra. Obydwa produkty przypadły mi do gustu, choć nie wiem, czy kupię je ponownie. Dlaczego - o tym niżej.


Na pierwszy ogień kilka zdań na temat żelu pod prysznic Isana Med z olejkiem pomarańczowym. Sporo dziewczyn opisywało już ten kosmetyk na swoich blogach, więc ja dorzucę jedynie kilka groszy od siebie ;). Żel od strony wizualnej nie zachwyca, to raczej ten typ, na który w normalnych warunkach nie zwróciłybyśmy uwagi w drogerii. Butelka jest dość ascetyczna, biała, z napisami po niemiecku i niewielką grafiką. Cena jest przyjazna, bo wynosi 5,79zł za 250ml.


Zawartość prezentuje się już korzystniej. Żel ma standardową, jak dla takiego produktu formułę. Kolor półprzeźroczysty, o lekko pomarańczowym zabarwieniu. To, co wyróżnia ten produkt to zdecydowanie zapach. Nie spotkałam się z takimi nutami w żadnym innym kosmetyku - żel ma intensywny, owocowy zapach, mnie kojarzy się z dzieciństwem i napojami pomarańczowo-multiwitaminowymi. Niestety, jest dla mojego nosa odrobinkę chemiczny, ale nadal apetyczny :). Co do właściwości myjących, nie mogę na nic narzekać. Żel całkiem dobrze się pieni, dobrze myje i nie przesusza naskórka. 
Wątpię, żebym   kupiła go ponownie, bo jednak ten zapach nie trafia w 100% w moje gusta, ale wiem, że wiele z innych blogerek zapach zachwycił, więc warto spróbować na sobie :).


Drugi produkt to mydło w kostce Alterra o zapachu konwalii. Osobiście należę zdecydowanie do grupy zwolenników mydła w płynie. Z chęcią jednak przetestowałam to mydełko, bo mam duże zaufanie do Alterry, ponadto słyszałam o tych mydłach dużo dobrego. I faktycznie, to mydło wydaje mi się nieco lepsze od innych mydeł w kostce. Fajnie się pieni i jest bardzo aksamitne w użyciu. Dobrze myje i nie przesusza skóry. Często po użyciu mydeł w kostce miałam nieprzyjemne uczucie na skórze, która wołała o krem do rąk, tutaj tego nie ma. Co do zapachu, jest on dla mnie neutralny - lekko kwiatowy, ale niestety nie powalająco konwaliowy (uwielbiam zapach tych kwiatów), i wyczuwam w nim odrobinę takiego typowo mydlanego zapachu. Jednak to mydełko działa na moje dłonie lepiej niż niejedno mydło w płynie, więc z przyjemnością je zużyję. Jednak ze względu na komfort używania - mydło w płynie z pompką jest dla mnie jednak wygodniejsze i bardziej estetyczne - raczej nie kupię go ponownie.

Przy okazji przypominam Wam o konkursie, jaki organizuję na blogu we współpracy z marką Rossmann. Na razie jeszcze nikt się do niego nie zgłosił, więc macie duuuże szanse na wygraną ;). Na zgłoszenia czekam do końca lipca!

PS: Przepraszam za nieco słabsze zdjęcia, ale pogoda strzela focha...

1 lipca 2013

Wakacyjny konkurs z Rossmannem! :)

Uwaga, uwaga! :) Z okazji wakacji i wytęsknionego lata przygotowałam dla Was konkurs, do którego nagrody ufundowała firma Rossmann.

Kilka zasad i informacji, czyli regulamin:
  • Organizatorem konkursu jestem ja, Ev, właścicielka bloga http://kotwkosmetyczce.blogspot.com.
  • Fundatorem nagród jest firma Rossmann.
  • Zwycięzcą zostanie 1 osoba, która wykona zwycięskie zadanie konkursowe.
  • Nagrodą jest zestaw 10 kosmetyków marek własnych Rossmann, dostarczony w pięknej, wakacyjnej jutowej torbie.
  • Konkurs trwa od 1 do 31 lipca 2013r., do godziny 23:59.
  • Wyniki ogłoszę na blogu w przeciągu 3 dni od daty zakończenia konkursu.
  • Zwycięzca jest zobowiązany wysłać mi swoje dane kontaktowe w przeciągu 72h od ogłoszenia wyników konkursu.
  • Nagroda zostanie wysłana przez przedstawiciela firmy Rossmann poprzez kuriera.
  • W konkursie będą brane pod uwagę tylko te zdjęcia, które nie zostaną zgłoszone również do innych edycji tego konkursu, organizowanego na innych blogach współpracujących z firmą Rossmann.
  • Wysyłając zgłoszenie konkursowe zgadzasz się na opublikowanie swojej pracy na moim blogu, tj. http://kotwkosmetyczce.blogspot.com oraz akceptujesz warunki regulaminu.
  • Jeśli nie jesteś osobą pełnoletnią, musisz posiadać zgodę rodzica/opiekuna na udział w konkursie.
  • Wysyłka nagród odbędzie się tylko na terenie Polski.
  • Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)


Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w konkursie? 
  • Musisz być publicznym obserwatorem bloga;
  • Musisz wykonać zadanie konkursowe, a następnie przesłać je drogą mailową na adres: kotwkosmetyczce@gmail.com.

Zadanie konkursowe:

Wykonaj zdjęcie, na którym (sam lub z innymi produktami) widnieje produkt marek takich jak: Isana, Rival de Loop, Sun Ozon, Alterra, For Your Beauty, babydream itp. (spis wszystkich marek znajduje się tutaj), dostępnych wyłącznie w drogeriach Rossmann. Może to być zdjęcie domowej toaletki, na plaży, na spacerze, wakacyjnej kosmetyczki itp. 



Zdjęcie swojego autorstwa (preferowana szerokość to 800px) wyślij na adres kotwkosmetyczce@gmail.com, w wiadomości podając nick, pod jakim obserwujesz bloga oraz jedno zdanie, dlaczego właśnie ten produkt znalazł się na zdjęciu. W temacie wpisz: "Wakacyjny konkurs Rossmann". 

Nagrodzone zostanie najlepsze i najbardziej kreatywne zdjęcie, więc liczę na Waszą wyobraźnię! :) Powodzenia!

27 czerwca 2013

Fusswohl - masło do stóp, czyli kolejny plus dla Rossmanna!

Napiszę to po raz kolejny - uwielbiam masła. Oczywiście, mając na myśli masło jako konsystencję kosmetyku pielęgnacyjnego. Tym razem miałam do czynienia z masłem do stóp firmy Fusswohl. I to kolejny świetny produkt od Rossmanna, za małe pieniądze (12,49zł za 200ml).


Masło dostajemy w niskim, wykonanym z solidnego plastiku, szerokim słoiczku, co jak dla mnie jest bardzo wygodną opcją, bo możemy wydobyć produkt do końca, a dzięki dużej średnicy opakowania łatwo go nabrać. Estetyką nie powala, ale też nie razi. Jeśli chodzi o skład, wydaje mi się bardzo dobry i znajdziemy w nim m.in. olej sojowy (3 miejsce w składzie), mocznik (5 miejsce w składzie), wosk pszczeli, masło shea, olej awokado (8, 9 i 10 miejsce), a dalej także olejek limetkowy, olejek miętowy i olejek grejpfrutowy. To naprawdę dużo dobroci!


Masło ma gęstą, maślaną (jak przystało) konsystencję. Łatwo się rozprowadza, ale stosunkowo długo wchłania, choć to mi akurat nie przeszkadza, bo zawsze stosuję je na noc pod skarpetki. Trzeba je chwilę wmasowywać, inaczej pozostawia białe smugi, ale ja po prostu nakładam go bardzo obficie, więc to może dlatego. Jeśli chodzi o działanie, stopy po nim są miękkie i nawilżone. W połączeniu z tarką Scholla i peelingami, stanowi bardzo dobry zestaw do pielęgnacji stóp. Regularne stosowanie wyraźnie wpływa na poprawę kondycji stóp. Przynosi ulgę moim stopom, szczególnie zmęczonym i zmaltretowanym po bieganiu.


Do plusów z pewnością można zaliczyć też wydajność, bo mimo dość częstego i obfitego stosowania, masło jeszcze nie dobiło dna i pewnie szybko nie dobije ;).

Jedyne, co mi w tym maśle nie do końca pasuje, to zapach. Jest specyficzny, masło pachnie miętą i limonką, do dla moich nozdrzy pachnie ewidentnie, jak... miętowy płyn do naczyń Ludwik. Niby fajnie i orzeźwiająco, ale jednak dla mnie to ewidentny płyn do naczyń :D. Na szczęście po aplikacji nie ma już po nim śladu ;).

24 czerwca 2013

Isana po raz kolejny daje radę! Czyli o balsamie z olejkiem arganowym słów kilka + mój (mam nadzieję) "wielki" comeback ;)

Uff! Wstyd przyznać, ale od poprzedniego wpisu na blogu z prawdziwego zdarzenia minął prawie miesiąc! Póki co jednak mogę cieszyć się chwilą oddechu. W piątek zdałam wielki egzamin z 3 lat studiów, dzisiaj zarejestrowałam pracę licencjacką i 3 lipca się bronię, ale to już, mam nadzieję, czysta formalność :). Praktyki stety-niestety zostały odwołane, szukam czegoś w zastępstwie, ale na razie znów przyszło mi się cieszyć nicnierobieniem (no, może nie tak w 100%, ale jednak mam sporo wolnego czasu). W związku z powyższym, mam nadzieję, że blog nieco odżyje, w końcu!

W najbliższym czasie szykuję dla Was konkurs, kilka recenzji (zwierających przede wszystkim recenzje produktów od Rossmanna, ale myślę, że znajdzie się też miejsce np. na lakiery do paznokci, bo paznokcie to ostatnio znów mój wielki bzik :)), a mój blog obchodzić będzie już drugą rocznicę!


Dzisiaj mam dla Was recenzję kremowego balsamu do ciała z olejkiem arganowym marki Isana. Ta marka zbiera u mnie coraz lepsze opinie. Uwielbiam ich krem do rąk z mocznikiem, ich krem do ciała z masłem shea o cudownym zapachu, a teraz jeszcze ten balsam...

Jak dobrze wiecie, o wiele bardziej preferuję masła do ciała niż mleczka czy balsamy. Jednak jak tak dalej pójdzie, moje stanowisko w tej kwestii ulegnie zmianie. Balsam otrzymujemy w niepozornej butelce mieszczącej 250ml produktu (cena: 7,99zł). Nie jestem znawcą składów, ale olejek lub też masło w składzie znaleźć potrafię :D:

Skład: Aqua, Glycerin, Ethylhexyl Stearate, Cetyl Alcohol, Cocos Nucifera Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Isopropyl Palmitate, Butylene Glycol, Argania Spinosa Kernel Oil, Theobroma Cacao Butter, Phenoxyethanol, Dimethicone, Sorbitan Stearate, Butyrospermum Parkii Butter, Tocopherol,. Sodium Cetearyl Sulfate, Parfum, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Benzoate, Ethylhexylglycerin, Sodium Hydroxide, Xanthan Gum, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Butyphenyl Methylpropional, Linalool, Limonene, Benzyl Salicylate.

Reszta składu to dla mnie raczej czarna magia, ale naturalne olejki i masła widnieją tutaj dość wysoko w składzie, co za taką cenę jest dużym plusem. I moim zdaniem faktycznie daje się odczuć zawartość tak fajnych składników.


Balsam ma biały kolor i, jak na balsam, nawet gęstą konsystencję - nie spływa po ciele, nie przecieka między palcami, czego nie znoszę. Zapach bardzo mi się podoba, jest delikatny, kremowy, lekko słodki. Balsam rozprowadza się bezproblemowo, cudownie otula skórę, a przy tym dość szybko się wchłania. Naprawdę baaardzo go polubiłam, sprawia, że skóra jest miękka i naprawdę dobrze nawilżona. Nie wiem nawet, czy nie wolę go od kremu do ciała z masłem shea, które wspominałam powyżej - krem pachnie jeszcze ładniej, ale jednak konsystencja i działanie balsamu chyba bardziej do mnie przemawiają, choć obydwa z tych produktów to naprawdę świetne kosmetyki w niziutkiej cenie.


Znów same ochy i achy nad tą Isaną, zaraz ktoś mi zarzuci stronniczość recenzji... ;) Ale co ja zrobię, że te produkty naprawdę tak mi odpowiadają? W łazience skumulowała mi się dość duża porcja balsamów do ciała, ale większość z nich stoi bezczynnie, bo jeśli już w ten upał mam ochotę się czymś posmarować, to właśnie tym balsamem, bo od niego mogę się spodziewać najlepszego działania. Gorąco polecam!

28 maja 2013

Tak... ja też trafiłam do Rossmanna...

Z przyczyn nie do końca zależnych ode mnie, nie było mnie w zeszłym tygodniu w okolicach żadnego Rossmanna i mimo, że zazdrościłam Wam zakupów, sama jakoś bardzo nie rozpaczałam z tego powodu. Dzisiaj jednak miałam szanse trafić do jednego z Rossów i niestety, nogi same mnie tam zaniosły... Mój budżet w maju i czerwcu jest moooocnoooo nadwyrężony, więc w sumie zakupy przypłacam wyrzutami sumienia + nieco karcącym spojrzeniem Narzeczonego... Ale naprawdę starałam się ograniczać!


Do mojego koszyka wpadł samoopalacz Sun Ozon w spray'u i on jeden był kupiony poza promocją. Dzięki bieganiu twarz, dekolt i ramiona mam nieco opalone, jednak nogi jak zawsze - córki młynarza. 8 czerwca idę na wesele dobrej znajomej i chcę się trochę "poopalać" przed tą okazją. Cena: 8,99zł.

Dość spontanicznie kupiłam krem do twarzy Ziaji masło kakaowe. Moja cera w chwili obecnej nie jest bardzo wymagająca, a ja uwielbiam zapach tej serii. Powoli kończę krem Decubal (jest mega wydajny! recenzja tutaj), więc postanowiłam kupić Ziaję na zapas. Cena: 2,19zł.


I teraz już czyste zachcianki... wczoraj u Niecierpka zobaczyłam lakier z nowej serii Wibo w kolorze 159. Baaardzo mi się spodobał i przypomina mi nieco OPI Suzy's Hungary Again!, który marzy mi się odkąd tylko ukazały się jego zdjęcia promocyjne. W buteleczce wygląda na dość banalny róż, mam nadzieję, że na paznokciach pokaże swoje podobieństwo do opika, tak jak u Niecierpka... Cena: 3,39zł.


Chciałam kupić słynny tusz do rzęs Lovely Pump Up, jednak została jedna ostatnia sztuka, która miała starty kod kreskowy i pani nie mogła go wbić na kasę... Zamiast niego wzięłam nieco droższy, ale ponoć identyczny Miss Sporty Studio Lash 3D Volumythic Mascara. Tusze niby mam, ale na wykończeniu, a dawno już nie miałam tuszu, który by mnie naprawdę zachwycił - mam nadzieję, że ten przerwie tą passę. Cena: 7,79zł.


I ostatnie dwa łupy, to już czyyyyste zachcianki, bo produktów do ust mam całkiem sporo... Kupiłam słynne Wibo Eliksir. Wybrałam, opierając się na swatchach, kolory 05 i 08. Otworzyłam je dopiero w domu i 05 trochę mnie przestraszył, bo wygląda mocno brązowo, ale na ustach na szczęście jest po prostu ślicznym kolorem nude. 08 to trochę rekompensata za Rimmel Apocalips Stellar, który baaaaaardzo mnie kusił, ale niestety rozsądek zakazał mi go kupić, bo jednak nie potrzebuję takiego kolorku na co dzień, a opcja Wibo była jednak tańsza - w cenie Apocalips mam 2 Eliksiry i jeszcze 5zł w kieszeni. Cena: 5,19zł/szt.

Udzielcie mi prozę rozgrzeszenia, bo dosłownie wydałam na te zakupy (plus kilka innych drobiazgów, które niekoniecznie muszę pokazywać na blogu, w stylu herbata czy dezodorant dla TŻ) moje ostatnie grosze z portfela, pożyczając jeszcze 6zł od przyjaciółki... :P.

27 maja 2013

Peelingowe rozczarowane od Alterry...

W wiosennej paczce od Rossmanna przywędrował m.in. peeling pod prysznic Alterry pomarańcza i cukier trzcinowy. Mocno się ucieszyłam, bo moje obecne peelingi mi się kończyły, ale niestety ten peeling zawiódł moje nadzieje...


Zacznijmy od tego, że to raczej nie jest peeling. Jak dobrze określiła, chyba Idalia, kosmetyk ma konsystencję na wpół zastygniętej galaretki koloru półprzeźroczysto-pomarańczowego. I ma w sobie zatopione drobinki cukru, jednak jest to raczej cukier drobnoziarnisty, którego dosłownie trzeba szukać w tej galaretce... Podczas rozprowadzania kosmetyku na skórze, czuć jedynie, że coś tam jest, ale to właściwie w ogóle nie peelinguje, a jedynie lekko łaskocze...


Może to indywidualne preferencje, ale ja od peelingów oczekuję zdzierania a'la gąbka Syrena - mocnego, intensywnego, po którym skóra jest lekko, zdrowo zaróżowiona. Przy Alterrze osiągnięcie takiego efektu jest niestety niemożliwe...

Co do zapachu, jest on specyficzny i jak dla mnie niestety, nie pomarańczowo-orzeźwiający. Chyba czuję tutaj nuty kwiatu pomarańczy, ale nie samych cytrusów. Zapach przyjemny, ale nie powala. Co do spraw "technicznych" - tubka jest ładna i poręczna, mieści 200ml produktu i kosztuje 8,99zł.


Na powyższym zdjęciu widać, a właściwie nie-widać żadnych drobinek... Trzeba ich niestety szukać z lupą. Produkt dobrze myje i fajnie odświeża, lubię go używać po bieganiu, ale raczej czekam aż mi się skończy, niż stosuję go z przyjemnością... Dla mnie to po prostu żel pod prysznic.

Podsumowując, ja się niestety zawiodłam, podobnie jak wszystkie inne fanki mocnego zdzierania. Dla mnie ten produkt to przeciętny żel pod prysznic, a nie peeling.

12 kwietnia 2013

Rossmann przyniósł trochę wiosny :)

Wczoraj za sprawą Rossmanna przywędrowało do mnie trochę wiosny :) To trzecia już paczka otrzymana w ramach współpracy z tą firmą i chyba ta spodobała mi się najbardziej, choć w każdej z dotychczasowych paczek znalazła się jakaś perełka... Może ta zachwyciła mnie wyjątkowo swoją oprawą, no bo popatrzcie same:


Po rozpakowaniu ogromnej, białej koperty z logiem Rossmanna, moim oczom ukazała się pokaźna lniana(?) torba, robiąca bardzo fajne wrażenie "ekologicznej" :). Na pewno przyda się na zakupy, wydaje mi się, że będzie fajna też na jakiś piknik czy nad plażę :). A co było w środku?


Z wnętrza torby nieśmiało wyglądały do mnie opakowania produktów, zakopane wśród zielonej, papierowej "trawy", jak ja to nazywam :). Tym razem postanowiłam zrobić sobie niespodziankę i nie czytać wcześniej, co otrzymam do testów - frajda, jak przy otwieraniu prezentu :).



W paczce czekały na mnie:

  • Isana Med żel pod prysznic z olejkiem pomarańczowym - przepięknie pachnie!
  • Alterra peeling pod prysznic pomarańcza i cukier trzcinowy - super, moje obecne peelingi właśnie mi się skończyły, miałam w planach kupić, więc jak znalazł!
  • Isana kremowy balsam do ciała z olejkiem arganowym - olejek arganowy brzmi bardzo obiecująco!
  • Fusswohl masło do stóp - pachnie trochę jak pasta do zębów :D. Ale na pewno się przyda, bo od dwóch miesięcy w końcu regularnie dbam o nawilżanie stóp, a mój obecny krem powoli się kończy.
  • Alterra mydło w kostce konwalia - dużo dobrego o tych mydełkach słyszałam, chętnie przetestuję.
  • Isana pianka do włosów ultra mocna - raczej nie stosuję kosmetyków do stylizacji włosów, ale jak nie ja, to moja Mama na pewno z chęcią piankę przetestuje.


Zawartość paczki bardzo mnie ucieszyła, bo są to produkty, które najnormalniej w świecie są mi potrzebne i na pewno każdy znajdzie zastosowanie. Co prawda balsamów do ciała i żeli pod prysznic uzbierało mi się ostatnio sporo, ale są to produkty notorycznie przeze mnie używane i na pewno nie będą bezużyteczne. Biorę się do testów!

26 marca 2013

NOTD: Wibo Gel Like - 7 Blue Lake (by Gosia)

Tak, tak, moje paznokcie także "padły ofiarą" blogerskiej kolekcji Wibo Gel Like :). Długo się przed nią wzbraniałam, choć od początku chciałam upolować lakier Oleśki, który idealnie wpasowywałby się moją około-różową lakierową manię, w jaką wpadłam kilka miesięcy temu. Niestety, lakier w oka mgnieniu zniknął z krakowskich Rossmannów i z zakupu nici ;). Ostatnio jednak zauważyłam, że mimo mojego początkowego sceptycyzmu względem mięty na paznokciach, moje dłonie bardzo ładnie się w tego typu kolorach prezentują (ach, ta skromność :D) i skusiłam się na lakier nr 7 Blue Lake - autorstwa Gosi.


Zanim kupiłam lakier (to nabytek z piątku), sporo naczytałam się o formule lakieru - niestety niezbyt dobrych wieści... Moja opinia nie różni się od większości innych - lakier jest dość gęsty, odrobinę się ciągnie i przy pierwszej warstwie okrutnie smuży. Druga warstwa na szczęście niweluje smużenie i daje ładne, pełne krycie. Niestety położenie cienkich warstw jest raczej fizycznie niemożliwe, toteż pod niektórymi kątami światła widać małe nierówności - lakier nie zawsze rozlewa się równomiernie na płytce, a jego warstwy są dość grubo położone.


Co do wysychania - nie wypowiem się, bo jestem wierna cudownemu topowi Sally Hansen - Dries Instantly. Miałam napisać jego recenzję, ale to chyba bez sensu, bo chyba wycofano go ze sprzedaży - nigdzie nie mogę go znaleźć, nawet na Allegro :(. Po potraktowaniu lakieru topem, wszystko wyschło szybciutko, a top też nieco wyrównał powierzchnię lakieru.


Lakier ma wyglądać jak żelowy i faktycznie efekt, jaki otrzymujemy, nieco żel przypomina. Może to kwestia tych grubszych warstw i topa, ale lakier ślicznie błyszczy i daje dość grubą warstwę na paznokciu, co osobiście bardzo lubię.


Trwałość też jest na plus - u mnie mało co wytrzymuje bez odprysku dłużej niż 48h, a tutaj lakier noszę właśnie 48h z haczkiem i jest w stanie bardzo dobrym - końcówki może się odrobinkę starły, ale nie rzuca się to w ogóle w oczy ze względu na jasny kolor, odprysków brak i czuję, że ten lakier jeszcze trochę wytrzyma.


Sam kolor to śliczna wariacja na temat mięty moim zdaniem, choć z założenia lakier chyba miał przypominać zielono-niebieską wodę jezior :). W swojej kolekcji mam jedną miętę Bell i strasznie ją lubię, a ten lakier ma nieco więcej niebieskich tonów - coś pomiędzy miętą a błękitem. Kolor bardzo mi się podoba i na pewno często będę do niego wracać, bo nadzwyczaj dobrze się w takich czuję :).

13 marca 2013

Kolejne nowości, czyli paczki i zakupy z zeszłego tygodnia

W ostatnim tygodniu wydałam stanowczo za dużo pieniędzy w stosunku do tego, ile miałam na koncie :P. Na szczęście Narzeczony i Mama jak zawsze służyli "pomocą", co pozwoliło mi nieco zaszaleć zakupowo ;). Odkryłam, że w mojej okolicy otworzyli Pepco (hip hip hurra!), poza tym urządziłyśmy z Mamą dwa zakupowe wypady, a takie sytuacje zwykle kończą się nadprogramowymi zakupami... ;).

Na zdjęciach pokażę Wam jedynie moje kosmetyczne łupy, bo tych też oczywiście nie brakowało.



W zeszłym tygodniu również i do mnie dotarł koszyczek od L'Occitane. Nic więcej na jego pisać na razie nie będę, bo chyba wszystko zostało już powiedziane. Biorę się do testów i pewnie za jakiś czas opublikuję posta z mini-recenzjami mini-produktów.


Z okazji Dnia Kobiet i otwarcia sklepu Perelki.eu, skusiłam się z Siostrą na promocję na suche szampony Batiste - -20% na szampony. Od dawna mnie te szampony kusiły, ale było mi żal dopłacać za przesyłkę, a ta promocja sprawiła, że zakup stał się bardziej opłacalny. Dla siebie wzięłam wersję Lace i Tropical, moja Siostra wybrała Fresh, a do tego dostałam gratis mniejszą wersję Cherry. Dziś szampon poszedł pierwszy raz w ruch i utwierdziło mnie to w przekonaniu, że to był dobry zakup ;).


Dokonałam też małej wymianki z Sajjidaą. Wybrałam dla siebie 20ml zapach Yves Rocher ananasowo-kokosowy - będzie świetny na lato oraz... kolejny żel Balei, Peachy Rose - bo żele nigdy się nie zmarnują :).


Tydzień temu zajrzałam też do Rossmanna, gdzie na promocji po 7,99zł były płyny do kąpieli Luksja, które ostatnio zdominowały blogi ;). Uwielbiam słodkie zapachy "do zjedzenia" i moim łupem padły dwa: karmelowy wafelek i ciasto cytrynowe. Ten drugi kupiłam bardziej z myślą o Narzeczonym, bo on słodkości nie lubi, za to cytrynowe słodycze są wyjątkiem ;). Obydwa zapachy są obłędne, choć do mnie bardziej trafia karmelowy. Szkoda tylko, że przy dodaniu do wody, zapachy nieco tracą na intensywności  :(.


Przy okazji zakupów w Pepco, skusiłam się na lakier Sally Hansen z serii Salon Manicure - były po 10zł, a ten kolor wpadł mi w oko - w sklepie wyglądał na ciekawy, metaliczny fiolet. To nr 330 - Pedal to the Metal - i niestety na paznokciach już nie wygląda tak ładnie i traci swoją fioletową nutę.

Poza kosmetykami, w zeszłym tygodniu w moje ręce trafiło jeszcze mnóstwo skarbów z ww. Pepco - toż to raj, szczególnie w fazie urządzania mieszkania! Kupiłam firanko-zasłonki, jak zaprojektowane do naszego salonu - turkusowo-brązowo-beżowe, może pokażę je Wam jak już zawisną - na razie muszą iść do skrócenia, urocze limonkowe miseczki (pod kolor kuchni z zielonymi akcentami ;)), doniczkę za całe 1,99zł na prymulki, które dostałam od Taty na Dzień Kobiet, turkusową podkładkę na stolik w salonie, kilka przyborów i akcesoriów kuchennych, troszkę bielizny, 2 pary kolczyków po 1,49zł, spodnie dresowe do biegania (które to bieganie mam zamiar rozpocząć w przyszłym tygodniu), podkoszulkę i uroczą bluzkę z kotkami za 10zł ;).  Poszalałam w Pepco zostawiając mini-fortunę, ale każda z tych rzeczy osobno była naprawdę tania i mniej lub bardziej, z naciskiem na bardziej, potrzebna.

Poza tym odwiedziłam też Lidla, ponieważ w sobotę wchodziła gazetka sportowa. Niestety, okazało się, że zakupy o 11 to już za późno i to, na co czekałam najbardziej - bluzy sportowe, z myślą o bieganiu - były już strasznie mocno przebrane... Chciałam niebieską S, a zostały same czarne w rozmiarach M i L... Cóż, trudno, wzięłam czarną M - najwyżej pójdzie do zwężenia, mam nadzieję też, że nie będzie za bardzo przyciągała promieni słonecznych. Poza tym kupiłam też opaskę na ramię na komórkę, która także przyda się przy bieganiu oraz 3 słoiki masła orzechowego crunchy - z "tygodnia amerykańskiego" - kupiłam w środę jeden słoik, a w sobotę kolejne 2 - to masło jest po prostu p r z e p y s z n e, zajadamy się z Narzeczonym jak głupki i nakupiliśmy na zapas :D.

Na przechadzce po galerii handlowej z Narzeczonym kupiłam sobie jeszcze opaskę do biegania - wielofunkcyjną, zarówno na szyję, jak i na głowę, z bardzo fajnego materiału - w outlecie Tchibo.

Na zakupach z Mamą kupiłam natomiast na wyprzedaży torebkę z C&A - beżowo-szarą, średniego rozmiaru, za całe 34,90zł ;). Oprócz tego mierzyłam też kurtkę skórzaną z kolekcji Cindy Crawford (chyba...) i się w niej absolutnie zakochałam, jest jak dla mnie kurtką idealną, ale w chwili obecnej niestety nie mogę sobie pozwolić na zakup kurtki za 399zł... :(.

I to by było na tyle... Wiem, poszalałam strasznie i co gorsza, nawet nie wiem kiedy to wszystko trafiło do mojego domu! :P Po prostu jakoś "samo się kupowało", a mnie pozostaje czekać na kolejne stypendium i mieć nadzieję, że już się opanuję ;).

PS: Wiem, trochę poszalałam z zakupami "biegowymi", ale cóż, to troszkę zwiększa motywację, a ja naprawdę mam w planach zacząć biegać od przyszłego poniedziałku. Fakt, nieco zawaliłam, mimo postanowień przed- i noworocznych - od września nie ćwiczyłam prawie wcale. W zeszłym tygodniu byłam przeziębiona, od niedzieli na razie ćwiczę intensywnie w domu, bo pogoda jest bardzo zdradliwa, a ja ledwo się wykurowałam z przeziębienia. Ale plan treningowy jest gotowy i od przyszłego poniedziałku rozpoczynam swoją przygodę z bieganiem :). Jak wytrwam według mojej rozpiski (treningi po 30min 4 razy w tygodniu), sprawię sobie buty biegowe - już mam nawet jedne upatrzone ;).

PS2: Po ponad dwóch latach męczarni z Netią, w końcu mam nowy internet! 4mb zamiast poprzednich 0,5-1,5mb (Netia miała nam dać 2mb, ale w praktyce to było najczęściej pół w porywach do jednego...). Boże, co za ulga! :D

11 lutego 2013

Fusswohl rozświetlający lotion do nóg, czyli coś na karnawałowe szaleństwo

Dzisiaj mam dla Was recenzję ostatniego produktu ze świątecznej paczki od Rossmanna. Ten produkt najmniej przypadł mi do gustu, po prostu dlatego, że dla mnie, na chwilę obecną, jest trochę... bezużyteczny?  Nie jest zły, ale po prostu nie mam go jak zużyć (jeśli chciałabym go używać zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem). Ale o tym później, najpierw kilka ogólników.

Fusswohl rozświetlający lotion do nóg to wg producenta delikatnie nabłyszczający kosmetyk, z zawartością odżywczych składników. Ma dawać fajny efekt rozświetlenia przy wszelkich karnawałowych zabawach, ale przy tym pielęgnować nogi. Kosmetyk zawiera olej z orzechów makadamia, masło Shea i ekstrakt z jedwabiu. Jego cena to 7,79zł/125ml, a więc dość rozsądnie.


Strona estetyczna - tubka z nadrukiem nóg na tle różowo-złotego brokatu - nie jest zbyt mocna... No ale przywodzi na myśl trochę kiczowate, sylwestrowo-karnawałowe szaleństwo. Zawartość to biały, mocno kremowy balsam o średnio gęstej konsystencji. Bez problemu można go wydobyć z opakowania i rozprowadzić na nogach. Wchłania się szybko, zostawiając subtelny efekt rozświetlenia. Zapach producent określa jako jaśminowo-waniliowy. Może faktycznie ma coś z tych nut, choć ja nie umiem go do końca określić i na pewno nie jest to ewidentny jaśmin, ani ewidentna wanilia.


No i właśnie - to całe rozświetlenie. Kosmetyk faktycznie moim zdaniem rozświetla nogi, sprawiając, że wyglądają nieco bardziej "ponętnie", ale ma w sobie też sporo minimalnych srebrnych drobinek, które nie każdemu mogą się spodobać (niestety mój aparat uparcie nie chciał ich uchwycić). Ja sama nie wiem, jakie mam o nich zdanie - nie rzucają się w oczy, ale to jakiśtam brokat jest. Daleko mu do brokatowych żeli, których używało się w czasach podstawówki, ale też nie wiem, czy tak naprawdę "modne" i "fajne" jest dodawanie nogom rozświetlenia przy użyciu takich "narzędzi"... To już chyba kwestia bardzo indywidualna.

Efekt końcowy nie jest zły, ale też nie powala na kolana. To kosmetyk bez którego z całą pewnością można się obyć. Tym bardziej, że ja z karnawałowych szaleństw w żaden sposób nie korzystam.

Co do właściwości pielęgnacyjnych, te faktycznie są całkiem niezłe. Balsam dość dobrze nawilża i pielęgnuje skórę, ale fajerwerków też nie ma. Osobiście wolę jednak na nogi stosować ten sam balsam czy masło do ciała, którego używam do całego ciała.


Podsumowując - dla mnie to taki kosmetyk-zagadka. Okej, nie jest zły, nawet pielęgnuje, ale... Co ja właściwie mam z nim zrobić? Nawet, jeśli szła bym na imprezę z odsłoniętymi nogami, gdzie mogłabym wykorzystać potencjał kosmetyku, to byłaby to jedna, dwie imprezy w sezonie. A ta tubka z pewnością wystarczy na o wiele więcej użyć... Z kolei smarowanie nóg po każdej kąpieli produktem ze srebrnym pyłkiem też nie jest zbyt fajne, wolę produkty wchłaniające się do zera i nie pozostawiające po sobie śladu.

PS: Tak, wiem, że moja dłoń na każdym ze zdjęć ma inny kolor, ale to dlatego, że walczyłam z programem graficznym o uwydatnienie rozświetlenia i drobinek :P.

31 stycznia 2013

Lody pomarańczowo-jogurtowe, czyli masło do ciała Wellness&Beauty

Na wstępie, znów kilka słów o tym, co u mnie. Kuchnia czeka już gotowa, lustro do toaletki wisi, lampy pomontowane, ale od poniedziałku cały czas mam istny zapieprz, za przeproszeniem :P, bo inaczej się tego ująć nie da. W niedzielę mam nadzieję zacząć definitywną przeprowadzkę (która pewnie zacznie się całodziennym sprzątaniem). Ogólnie, mimo, że jakoś specjalnie nic takiego hardcore'owego nie robię, czuję się trochę, jakbym zaczęła pracę w kamieniołomie. Nawet nie wiedziałam, że godzina w łóżku o poranku z ogromnym kubkiem ulubionej herbaty może być AŻ TAKĄ przyjemnością. Tak więc wykorzystując tą chwilę lenistwa, pierwszą od naprawdę dłuższego czasu, piszę dla Was kolejnego posta :).


Uświadomiłam sobie, że pierwsze akapity moich notek chyba zawsze są taką prywatą... Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza, ale po prostu nie lubię tak od razu, na sucho, zaczynać recenzji ;). Ale teraz już mogę przejść do sedna, a mianowicie, kolejny kosmetyk od Rossmanna - Wellness&Beauty masło do ciała Mandarynka i Jogurt.

Uwielbiam masła do ciała, jestem zdecydowanie po ich stronie, niż po stronie zwykłych balsamów i mleczek. To masełko otrzymujemy w solidnym słoiczku o pojemności 200ml w cenie 10,29zł. Opakowanie jest całkiem ładne, ma kolor rozbielonej pomarańczy i nie rzuca się bardzo w oczy.


Masło ma bardzo gęstą konsystencję, jest chyba najbardziej maślanym masłem do ciała, jakiego miałam okazję używać. Jest naprawdę gęste i dość zbite, nieco ślizga się pod palcami i naprawdę w konsystencji przypomina masło spożywcze. Jednak bez problemu da się go nabrać ze słoika i rozprowadzić na skórze. Wchłania się dość szybko.

Co do właściwości, nie powaliły mnie, ale też nie rozczarowały. Pod względem działania jest to raczej przeciętniak, nawilża, ale bez szału, po prostu tonizuje skórę po kąpieli, niweluje ewentualne wysuszenie spowodowane żelem pod prysznic, nieco łagodzi u mnie podrażnienia po goleniu, ale nic ponad to. Producent zapewnia, że masło zawiera m.in. masło Shea, olejek Jojba, glicerynę i wit. E. Te składniki faktycznie są w składzie produktu, z tego, na ile się orientuję, są nawet dość wysoko, ale jednak nie zapewniają jak dla mnie aż takiego nawilżenia, jakie powinny.


Na sam koniec zostawiłam jak dla mnie najistotniejsze, czyli zapach. Po uchyleniu wieczka zapach  bardzo mi się spodobał i w momencie - u mnie, Narzeczonego i Mamy - przywołał wspomnienie jednych lodów pomarańczowo-śmietankowych. Nie pamiętam, jakie to dokładnie były lody, ale to masło pachnie naprawdę identycznie! I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że na ciele masło zmienia aromat... Nie wiem, czy to po prostu w połączeniu z moją skórą, czy to masło tak po prostu ma po wydostaniu z opakowania, ale w kilka minut po nałożeniu aromat lodów pomarańczowo-śmietankowych przygasa, a zaczyna dominować zapach... wosku. Jak dla mnie to ewidentna nuta niektórych świeczek, takiej czystej parafiny czy stearyny. Może to po prostu ta gliceryna w składzie? Nie mam pojęcia, bo przecież używałam też wielu innych produktów z gliceryną w składzie i nie spotkałam się z takim zapachem... Cóż, niestety ten defekt sprawia, że raczej już nigdy nie sięgnę po to masło, choć obecne opakowanie wykończę czy pomyślnych wiatrach.


Podsumowując, pod względem pierwotnego zapachu i konsystencji masełko zapowiadało się naprawę super, ale właściwości są na poziomie bardzo przeciętnym, a zapach na skórze sprawia, że masło będzie mi dość ciężko zużyć... Może tylko u mnie to masło zachowuje się tak, a nie inaczej, jednak u mnie się nie do końca sprawdziło.

A jak u Was? Używałyście? Czy zapach też zmieniał się po rozsmarowaniu na skórze?