Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bułki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bułki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Aromatycznie ... obłędnie aromatycznie.



W ten weekend, ba! przez ostatni tydzień było u mnie niezwykle aromatycznie. Zaczęło się od dżemu. Niby znany, niby nic nowego, a jednak dopiero teraz uznałam go za doskonały. Mniej cukru i imbiru, za to dodatek pektyny sprawiły, że dżem uzyskał idealną konsystencje i smak. Dodatek imbiru jest ledwo wyczuwalny, za to pomarańcze z dynią tworzą niezwykle dobraną parę. Wszystko razem, porządnie zmiksowane i zagęszczone naturalną pektyną tworzy dżem doskonały.


Dżem doskonały potrzebuje więc doskonałej kromki, a ona musi mieć miąższ jasny i miękki, absolutnie nie kruszący czy nazbyt puchaty, musi być mięciutki. Jeszcze tylko chrupka skórka i już mogę ukroić grubą pajdkę. Najlepiej z brioszki, tej aromatycznej i jeszcze ciepłej brioszki. Lekko słodka, niesamowicie pachnąca zarówno dzięki wodzie pomarańczowej, jak i sporemu dodatkowi z zapasu ususzonych skórek, jaki powstał mi po zrobieniu dżemu. A jeśli jeszcze upieczemy ją w maszynie do pieczenia chleba na szybkim programie w mniej niż półtorej godziny wyjmiemy parujący, koślawy bochenek, który wywołuje uśmiech na twarzy, zarówno swoim wyglądem jak i zapowiedzią smakowitego śniadania czy przekąski.


Na koniec tygodnia była eksplozja aromatów. Pomarańczowe i imbirowe zapachy dopełniły się obłędnie aromatyczną prażoną mąką, ziemistą, trochę jakby orzechową, czy nawet lekko truflową. Chleb ten piekłam już wcześniej i piec go będę pewnie jeszcze nie raz. Wprawdzie nigdy nie udało mi się wyrobić ciasta tak, by uformować bochenek, dlatego też piekłam go w ogromnej keksówce, ale smak i zapach chleba jest zachwycający niezależnie od jego kształtu. Miąższ chleba jest delikatny i miękki, lekko wilgotny, a przede wszystkim ... aromatyczny. Pachnie prażoną mąką, a kiedy zamykam oczy widzę drzewa i łany, słyszę szum rzeczki, czuję zapach pola przenikający się z zapachem lasu. Taką kromkę zjadam samą, bez dodatków, delektując się jej smakiem i zapachem.

Alciu, dziękuję za możliwość gospodarzenia w pierwszej w tym roku Weekendowej Piekarni i dziękuję wszystkim Piekącym za wspólną zabawę :*

Dżem dyniowo-pomarańczowy z nutą imbiru

Składniki:
3 kg dyni startej na tarce
7 dużych pomarańczy, cząstki wyfiletowane
0,7 kg cukru brązowego
5 cm kawałek imbiru, startego na tarce
4 opakowania pektyny

Przygotowanie: Dynię i pomarańcze zasypałam 1/2 kg cukru brązowego. Gotowałam, mieszając przez ok. 1 godzinę, aż zmiękły i prawie się rozpadły. Zmiksowałam wszystko blenderem i na ostatnie 15 minut wsypałam pektynę wymieszaną z resztą cukru i startym imbirem. Gotowałam na małym ogniu mieszając, aż wszystko zgęstniało. Przekładałam do wyparzonych słoików, odstawiałam do góry dnem i wystudziłam.

Po przepisy na brioszkę i chleb zapraszam tutaj.

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

środa, 6 stycznia 2010

Aromatyczne zaproszenie.


Nowy Rok zaczynam od ... ratowania zakwasu. Od czasu przeprowadzki do nowego mieszkania moja Matuszka* słabuje. Raz rośnie jak szalona, raz leniwie wstaje i pracować jej się nie chce. Już raz odratowałam ją, gdy zostawiłam z niej ledwie dwie łyżki i przez kilka dni dokarmiałam i odświeżałam co 12 godzin. Teraz znów powtarzam ten proceder, a jednocześnie zapraszam do pieczenia w 57' wydaniu Weekendowej Piekarni, jaką otwieram Nowy Rok. Tym razem chcę by było aromatycznie.

Moje walki o zakwasową kondycję, przypomniały mi pierwszy miesiąc w nowym domku, gdy kolejne nieudane zakwasowce lądowały dla ptaszków, a ja wyciągałam z szafki maszynę do pieczenia i piekłam szybkie chlebki lub bułki, sama dalej martwiąc się i głowiąc nad Matuszką. Z tego czasu w pamięć zapadła mi swym delikatnym smakiem, a za serce ujęła wyrazistym zapachem brioszka, jaką Liska poleciła w swojej Pracowni Wypieków. Delikatna, lekko słodka i maślana, niezwykle aromatyczna dzięki wodzie z kwiatów pomarańczy, czasem przeze mnie wzmacnianej przez dodatek skórki pomarańczowej. Nie zapomnijcie jednak o wanilii. Działa tutaj prawdziwe cuda.

Moje starania o zakwas przyczyniły się do tego, że szukałam przepisów z samym tylko jego dodatkiem, bez żadnego dopingu ze strony drożdży, by jak najlepiej sprawdzić jak sprawuje się odratowana Matuszka. Znalazłam ich kilka, czasem po prostu rezygnowałam z dodatku drożdży, wydłużając czas rośnięcia, a czasem były to receptury najbardziej podstawowe - mąka, woda i sól. Jeden z takich chlebów, też niezwykle aromatyczny, chciałabym Wam dzisiaj zaproponować. Pszenno-żytni chleb o delikatnym w dotyku, choć ciemnym miąższu ma jedną, najwspanialszą dla mnie zaletę. Pachnie! Pachnie prawdziwym chlebem. Silnie i zdecydowanie rozgaszcza się ten zapach w całej kuchni, uwodząc nos zapachem prażonej mąki. Spróbujcie, choćby dla samego tego niezwykłego aromatu.

Zapraszam więc do Piekarni. Tym razem aromatycznie zapraszam.


* mój zakwas nazwałam Matuszką już dawno temu, zresztą na sugestię Oczka bądź Princess, do których to pierwsze dziatki mojego zakwasu powędrowały, Kwasior i Bliźniak.


Chleb pszenno żytni z prażoną mąką

Składniki na zaczyn, wieczór przed pieczeniem chleba:
55 g zakwasu z mąki żytniej razowej
110 g mąki żytniej razowej
150 g wody

Przygotowanie zaczynu: Składniki mieszamy i pozostawiamy przykryte na 14-16 godzin w temperaturze pokojowej.

Zasmażka, wieczór przed pieczeniem chleba:
80 g mąki żytniej
200 g wody

Przygotowanie: Na rozgrzaną suchą patelnię, wsypujemy mąkę i prażymy, cały czas mieszając do uzyskania lekko brązowego koloru. Mąka nie może się przypalić! Przesypujemy na miseczkę i dolewamy stopniowo letnią wodę, energicznie mieszając łyżką albo trzepaczką, aż do uzyskania brązowej zasmażki o konsystencji papki.

Dzień pieczenia:
Do ładnie przefermentowanego zaczynu dodajemy zasmażkę, mieszamy do dobrego połączenia składników. Po czym dodajemy:
220 g mąki pszennej typ 650 (ja piekłam go na chlebowej)
250 g wody z solą
Znów mieszamy aby składniki połączyły się dokładnie i pozostawiamy na 2 1/2-3 godzin. Miskę należy zawinąć w folię, by ciasto nie obsychało.

Po tym czasie ciasto powinno ładnie podrosnąć, następnie dodajemy:
400g mąki pszennej typ 650
To już ostatnia faza, czyli ciasto właściwe. Dosypujemy stopniowo mąkę i wyrabiamy, aż ciasto będzie odchodzić od miski i ręki. Pozostawimy na 20 minut, aby odpoczęło. Wyjmujemy na blat posypany mąką, wyrabiamy chwilę, formujemy bochenek i wkładamy do koszyczka, aby ostatecznie wyrosło (do podwojenia objętości - ok. 2 1/2 godziny).
Piekarnik nagrzewamy do 250 stopni Celsjusza i pieczemy z parą w opadającej temperaturze. Po 10 minutach zmniejszamy do 230 stopni, potem stopniowo zmniejszamy temperaturę, aż kończymy pieczenie na ok. 180 stopniach. Ogólny czas pieczenia to ok. 45-50 minut. Studzimy na kratce.

Źródło: Leśny Zakątek Dany

Brioche z jogurtem i wodą pomarańczową

Składniki:
80 ml mleka
1 jajko, lekko roztrzepane
50 g jogurtu
2 łyżki wody z kwiatów pomarańczy
1 łyżeczka soku z cytryny (zwykle pomijam, ale czasem dodaję skórkę pomarańczową)
20 g cukru (zwykle daję brązowy) + cukier waniliowy (ja daję kilka łyżek domowego, lub dodaję więcej cukru i dolewam chlust ekstraktu)
1/2 łyżeczki soli
20 g masła, roztopionego
350 g mąki pszennej typ 450
1 łyżeczka drożdży instant

Przygotowanie: Wszystkie składniki umieścić w maszynie w podanej kolejności (należy upewnić się jaką kolejność dodawania składników wymaga Wasza maszyna, u mnie najpierw dodaje się płyny, tłuszcz, cukier i sól, a potem mąkę i na koniec drożdże). Nastawić program podstawowy lub szybki. Brioche studzić na kratce.
Ciasto można też przygotować ręcznie lub w mikserze. Wyrobić, odstawić na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia, potem uformować bochenek o dowolnym kształcie i piec w małej keksówce lub na blasze/kamieniu ok. 20-25 minut w 180-200 stopniach. Należy uważać na czas pieczenia. Nie piekłam jej jeszcze bez maszyny, więc nie jestem pewna długości pieczenia.

Źródło: Pracownia Wypieków Liski

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

czwartek, 3 grudnia 2009

Inspiracje i miłe niespodzianki.


Dzisiaj będzie i o miejscach i o ludziach i o zabawach, czyli o inspiracjach i miłych niespodziankach. Niedawno pisałam jak inspirujące dla mnie potrafią być niektóre książki. Dziś dodam, że nie tylko te wydane na papierze. Za każdym razem, gdy spoglądam na smakowite blogi znajduję tam coś ciekawego. Czasem jakiś składnik, czasem sposób wykonania, a czasem zupełnie nową dla mnie ideę.

Tak było, gdy zaczęłam piec chleby. Pierwsze wprawki kończyły się bardzo często porażką, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Nie zrażałam się tym jednak. Zawsze, gdy upadam, podnoszę się i idę naprzód. Tak było i z pieczywem i tak jest z nim wciąż. Więc kiedy kilka tygodni temu Tatter zaproponowała niesamowicie smaczne wypieki w rocznicowym wydaniu Weekendowej Piekarni wiedziałam, że muszę je wszystkie wypróbować. I pomimo dwóch nieudanych prób upieczenia bajgli, które tak nęciły moje zmysły z Waszych wirtualnych kuchni, nie zrażałam się ani do tego ani do innych przepisów.


Dzięki temu w moim domu na stałe zagościł jeden z najsmaczniejszych chlebów, jaki jadłam w życiu. Borodinsky, ciemny, wyrazisty chleb, o dosyć regularnych dziurkach, miąższu wilgotnym, lekko słodkawym, a przede wszystkim niezwykle aromatycznym od uprażonej i zmielonej kolendry. Pierwszy bochenek zniknął jeszcze tego samego dnia wieczorem i wiedziałam, że muszę upiec go znów, by w nowe miejsce w jakie się wybieraliśmy, zawieźć ze sobą choć trochę tego niezwykłego pieczywa. W Chacie Magoda jedliśmy ten chleb na śniadania i wszyscy zgodnie uznaliśmy, że z każdym dniem zyskuje na smaku, tracąc słodycz, na rzecz wyrazistości kolendry.


Zaproponowane bagietki - jak można się domyślać - również wpisały się wielkimi literami na listę ulubionych wypieków. Puszyste, pełne niesamowitej palety smaków, były wyborne nie tylko jako kanapki czy odrywane pajdki dodane do aromatycznego gulaszu. Były również doskonałe jako prezent dla przemiłej, energicznej Rudej, jak to się określiła Peggy Kombinera, gdy w dniu urodzin Kubusia Puchatka znajomość wirtualną przemieniłyśmy w realną.


A było to w dniu, gdy Bajeczna Fabryka otworzyła swoje podwoje. W iście bajecznych nastrojach spotkałyśmy się w knajpce Lente, która choć na ul. Wareckiej swoje miejsce ma, to podwoje swoje otwiera nie od innej, a właśnie od ul. Kubusia Puchatka. Czekając na osóbkę, której twarzy jeszcze nie znałam* popijałam przyjemną, choć daleką od doskonałości latte, za to ślicznie ozdobioną we wzorek pajęczyny. Na stoliku pilnował mnie hefalump Lumpek (kto zna bajkę Disney'a o Kubusiu Puchatku i Hefalumpach ten wie), a wszystko dlatego byśmy mogły się poznać.


Potem już były rozmowy przy kieliszku wina i nawet się nie obejrzałyśmy, gdy późna pora nastała, a my rozstać się nie mogłyśmy. Cóż nam więc pozostało. W autko wraz z moim Ukochanym wsiadłyśmy i Karolcię do domu odwieźliśmy, by jeszcze trochę czas miły przedłużyć, na następne spotkania się umawiać, różne niespodzianki i plany obmyślać. Za to na drugi dzień w pełni słońca mogłam swoje piękne prezenty obejrzeć. Śliczna serwetka w pasące się krówki i uroczy błękitny talerzyk wciąż mi teraz Karolcię przypominają. Dziękuję Kochana :***


Na drugi dzień jeszcze jedno "wspólnie", choć daleko od siebie robiłyśmy. Bagietki pokrojone na kromeczki stały się podstawą wspaniałego śniadania. Gdybym tylko wiedziała jak wybornie smakowały te serowe bułki z konfiturą z karmelizowanej cebuli, również i słoiczek tego cuda sprezentowałabym wraz z ciepłym jeszcze wypiekiem. Kromeczki podgrzane lekko pod grillem, posmarowane konfiturą, której anyżkowy posmak i aromat przyjemnie pieścił zmysły sprawiły, że bez względu na czas posiłek zyskał na odświętności.


Muszę się jednak do czegoś przyznać. Nic, ani ten ani żaden inny chutney czy konfitura, nie podbiły mojego serca, podniebienia i zmysłów tak jak chutney śliwkowy Bei ... nie to nie jest po prostu chutney, to jest BOSKI chutney. Niezwykle zrównoważone smaki słodyczy i kwaskowatości, wyraziste śliwki uzupełnione nutą korzenną, wszystko to podkreśla jego nieziemskość. Zdążyłam go zrobić dwa razy w sezonie, gdy śliwki jeszcze pięknie się prezentowały na straganach. Za każdym razem z podwójnej ilości i za każdym razem było go nam mało. Ostatni słoiczek oszczędzamy, by przedłużyć możliwie najbardziej rozkosz jaką nam daje.

Teraz siedzę, jem na kolację kanapkę z domowego chleba posmarowaną cienką warstwą chutney'u i zaglądam do Waszych wirtualnych kuchni, czytam Wasze smaczne blogi - Największą Książkę Kucharską i czuję, że szczęście jest wokół mnie. W ten może i dziwny i pokrętny sposób dziękuję Wam za odwiedziny, za przemiłe komentarze, miłe słowa czy dociekliwe pytania, za wyróżnienia i nagrody jakie mi przyznajecie, za możliwość poznania Was nie tylko w wirtualnej, ale i realnej przestrzeni. To właśnie Wasza obecność u mnie, jak i moje inspiracje Waszymi smakowitymi pomysłami, niejednokrotnie już dla mnie przemienionymi w realne gotowania czy spotkania są dla mnie najwspanialszą nagrodą i darem. Wybaczcie, że w odpowiedzi na wyróżnienia nie typuję 6, 8 czy 10 blogów do wciąż pojawiających się zabaw. Doceniam je i cieszą mnie, ale nie umiem wybrać tylko kilkorga z Was. Podzielę się za to z każdym z Was moją kromeczką z boskim chutney'em, moją pasją i entuzjazmem. Częstujcie się :-)

Dziękuję Wam za inspirację i miłe niespodzianki :-***


* zdjęcia w profilach są dla mnie tak nie wyraźne i nie adekwatne, że nawet nie przejmowałam się próbą zapamiętania zdjęcia z profilu Peggy. A poza tym motyw szpiegowski "jak się poznamy?" "będę miała kapelusz ..., będę miała książkę/gazetę pod pachą ..." bardzo mnie bawi.

Borodinsky

Składniki:
450 g zakwasu żytniego razowego 150% (ja dałam 100%)
380 g mąki żytniej jasnej
8 g soli morskiej
160 g letniej wody
35 g melasy
20 g słodu
7 g kolendry, uprażonej i utartej w moździerzu
5 g całych nasion kolendry

Przygotowanie: Wszystkie składniki dokładnie wymieszałam. Bardzo lepkie i dość rzadkie ciasto włożyłam do wysmarowanej olejem i posypanej całymi ziarnami kolendry foremki (duża keksówka) (ciasto wypełniało nieco ponad połowę foremki). Przykrywam naoliwiona folią spożywczą i zostawiłam do wyrośnięcia. Gdy ciasto wypełniło już prawie całą foremkę, rozgrzewałam piekarnik do 230 stopni. Wierzch chleba posmarowałam oliwą, wysypałam nasionami kolendry. Piekłam przez 15 minut, a następnie zmniejszyłam temperaturę do 200 stopni i piekłam jeszcze 40 minut. Ostudziłam na kratce.

Bagietki z kozim serem, czerwona cebulka i rozmarynem

Pate fermentee:
300 g pszennej mąki chlebowej
195 g wody
1 łyżeczka soli
nieco ponad 1/2 g drożdży świeżych lub 1/8 łyżeczki drożdży instant

Przygotowanie: Wlewam wodę do miski. Drożdże wsypuje do wody, mieszam i dodaję mąkę i sól. Gdy składniki się połączą, zakrywam miskę folią i zostawiam na 12-16 godzin w temperaturze pokojowej (ok. 21 stopni Celsjusza).

Ciasto właściwe:
550 g pszennej mąki chlebowej
150 g mąki pszennej razowej
415 g wody
18 g soli
15 g świeżych drożdży lub 1 1/2 łyżeczki drożdży instant
cale pate fermentee

150 g sera koziego twardego, pokrojonego w kostkę
90 g posiekanej czerwonej cebulki, podsmażonej na maśle, wystudzonej i odsączonej
10 g posiekanego z grubsza świeżego rozmarynu

Przygotowanie: W dużej misce mieszam wszystkie składniki z wyjątkiem zaczynu i soli. Potem wyjmuję ciasto i po trochu dodaję pete fermentee i sól, zagniatając ciasto, aż stanie się spójne i niezbyt luźne (ok. 10 minut). Na koniec dodaję cebulkę, rozmaryn i ser. Zagniatam, aż składniki równo rozłożą się w cieście. Odstawiam do naoliwionej miski i zostawiam do rośnięcia na 1 1/2 godziny, składam po 45 minutach. Następnie dzielę na 4 (lub 6) części, formuje lekkie kule, zakrywam i czekam 20 minut. Kształtuję bagietki i złączeniami w górę układam pomiędzy fałdami płótna. Zostawiam do wyrośnięcia szczelnie przykryte na 1 1/4 godziny. Piekłam (najlepiej na kamieniu) na rozgrzanej blasze w piekarniku rozgrzanym do 240 stopni Celsjusza przez 20 minut, potem obniżam temperaturę do 220 stopni Celsjusza i pieke kolejne 10 - 15 minut. Studzę na kratce.


Bajgle**

Składniki:
15 g świeżych drożdży lub 1 1/2 łyżeczki instant
2 łyżeczki słodu diastatycznego w proszku
350 g letniej wody
600 g białej pszennej maki chlebowej
2 łyżeczki soli
4 łyżki oleju

2 łyżki syropu słodowego
1-2 białka roztrzepane z 1 łyżką zimnej wody
mak, sezam do posypania

Przygotowanie: Drożdże rozpuszczam w wodzie. W misce mieszam mąkę, słód i sól. Wlewam wodę z drożdżami, mieszam i dodaję olej. Po dokładnym połączeniu składników wyrabiam ciasto ok. 8 minut (gluten ma być mocno rozwinięty). Zostawiam ciasto na 1 godzinę. Następnie dzielę ciasto na 20 części (ok. 48 g każda) i z każdej formuję okrągłe bułeczki. Zostawiam je na 5-10 minut, po czym spłaszczam i w środku robię dziurkę. Na palcu/trzonku drewnianej łyżki kręcę delikatnie bułeczkami, by powiększyć dziurki (muszą być dość spore, gdyż zmniejszą się podczas wyrastania). Zostawiam do wyrastania na 10-15 minut. Rozgrzewam piekarnik do 220 stopni Celsjusza i na ogniu stawiam duży garnek z woda i dodatkiem ekstraktu słodowego. Gdy woda zawrze, zmniejszam ogień odrobinę i wkładam po kilka bułeczek. Gotuje 1 minutę i przekładam je na drugą stronę. Wyjmuje na czyste płótno po 30 sekundach. Gdy przestygną, układam je na naoliwionej blasze, smaruje białkiem, posypuję makiem/sezamem/przyprawami/solą lub zostawiam "golaski". Piekę 30 minut. Studziłam na kratce.

** umieszczam tutaj przepis, gdyż jak napisałam powyżej piekłam bajgle dwa razy i za każdym razem wyszły z piekarnika nieudane, choć zjadliwe. Nie poddaję się jednak i pewnie niedługo znów się z nimi zmierzę :)

Źródło wszystkich trzech powyższych przepisów: Palce Lizać u Tatter

Boski chutney śliwkowy

Składniki:
800 g śliwek, wypestkowanych i pokrojonych na 8-10 części
200 g czerwonej cebuli, poszatkowanej
150 g rodzynek (dałam złote)
90-100 ml czerwonego wytrawnego wina
40 ml octu balsamicznego
100 g miodu
50 g cukru muscovado
1/2 - 3/4 łyżeczki imbiru w proszku (lub ok. 1/2 łyżki świeżego, startego)
1 łyżeczka kardamonu
1/8 łyżeczki zmielonych goździków
szczypta pieprzu kajeńskiego (pominęłam)

Przygotowanie: Wszystkie składniki umieściłam w rondlu i smażyłam na wolnym ogniu, aż masa dobrze zgęstniała. Regularnie mieszałam, by nic nie przywarło. Zajęło to ok. 1 godziny (również przy podwójnych porcjach). Przełożyłam do słoików i pasteryzowałam 15 minut.

Źródło: Kuchnia Bei

Anyżkowa konfitura z karmelizowanej czerwonej cebuli

Składniki:
6 łyżek oliwy
5 czerwonych cebul, obranych i drobno posiekanych
3 łyżki brązowego cukru
1 łyżeczka granulowanego czosnku (ja dałam 3 roztarte ząbki czosnku)
100 ml wina (czerwonego lub białego, dowolnie, ja dałam wermut)
200 ml wody
3 listki laurowe
2-3 gwiazdki anyżu
sok z 1/2 cytryny
4 łyżki octu balsamicznego (esencji balsamico)
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie: Na rozgrzanej oliwie dusiłam cebulę ok. 15 minut, aż zmiękła. Potem dodałam brązowy cukier i karmelizowałam ją kilka minut. Dodałam czosnek., listki laurowe, gwiazdki anyżu, wermut i wodę. Dusiłam na malutkim ogniu, aż płyny odparowały (ponad godzinę). Doprawiłam sokiem z cytryny, esencją balsamico, solą i pieprzem. Dusiłam jeszcze kilka minut. Przełożyłam do słoiczków, a następnie pasteryzowałam je ok. 15 minut.

Źródło: White Plate Liski

Smacznego.

Kuchnia Świąteczna i Noworoczna 01.XII.2009 - 05.I.2010

WeekendowaPiekarnia

czwartek, 7 maja 2009

Weekendowa Piekarnia i pierwszy chleb.



Ostatnia Weekendowa Piekarnia prowadzona przez Margot nie mogła mi zupełnie przejść koło nosa. I nie przeszła. Jednak by znaleźć czas na wpisanie notki czy obróbkę zdjęć znacznie bardziej musiałam się już postarać w ciągu dni tak pracowicie zajętych przez rehabilitację i nagromadzenie różnych zajęć. Ale teraz z wielką radością prezentuję nie tylko wyborne wypieki, jakie zaproponowała nasza Mistrzyni, ale i pierwsze pieczywo jakie zjadła moja cudowna bratanica, Zosia.


Na kolanach u Prababci, malutki skrzat karmiony przez mamusię z wielkim entuzjazmem pałaszował kawałki skórki z weekendowej bagietki. Serce i dusza śmiały się i radowały, gdy obserwowaliśmy jak malutka dziewczynka domaga się kolejnego kawałka. Nie tylko jednak jej smakowała ta aromatyczna bułka. Pozostałym biesiadnikom również przypadł do gustu ten ciekawy wypiek. Miękki i wilgotny, choć niezbyt napuszony miąższ łączył w sobie smaki chrupkiego maku i miękkiej, słodkawej skórki pomarańczowej.


Z sałatką grecką, a raczej sałatką alla grecką, przywołującą w pamięci dni podróży poślubnej bagietka, co to bagietką nie była, gdyż upieczona w formie bułeczki została, smakowała wybornie. Świeże warzywa, coraz bardziej pełne smaków, złączone lekkim, letnim dressingiem, dopełnione słonością mięsistych oliwek i kruchej fety potrzebowały już tylko jednego ... zielonej, soczystej bazylii. A gdy rozrywałam ją palcami w kuchni rozniósł się piękny zapach ... lata, wakacji, spokoju i relaksu.


Pieczenia również drugiej propozycji Margot się podjęłam. Jednak tutaj mały eksperyment zastosowałam z podmianą mąk. Zamiast mąki pszennej razowej, dałam mąkę orkiszową chlebową. Uzyskałam chlebek niezwykle oryginalny w smaku i zapachu, o ciekawej glazurze, do tej pory jeszcze nie wypróbowanej, a ogromnie smacznej. Miąższ chlebka choć zwarty, ma tą zaletę, iż długo pozostaje wilgotny, trochę swoją strukturą pumpernikiel przypominający.

Oba wypieki były wyborne, oba bardzo ciekawe zarówno w smaku jak i strukturze, a jaka to przyjemność patrzeć na bliskich jak cieszą się z jedzenia domowego pieczywa, jak proszą o dokładkę.

Bagietki na zakwasie z makiem i skórką pomarańczową

Składniki:
400 g mąki pszennej białej (użyłam pół na pół Manitoby i pszennej typ. 650)
250 g mąki pszennej razowej
1 łyżka soli morskiej
1 łyżka brązowego cukru trzcinowego
350 g wody
350 g zakwasu żytniego lub pszennego

3 łyżki ziaren maku
otarta skórka z 1 pomarańczy

Przygotowanie: Wszystkie składniki połączyłam, a potem wyrabiałam ciasto ręcznie (ok. 15-20 minut), pod koniec dodając mak i skórkę pomarańczową. Ciasto włożyłam do naoliwionej miski na 3 godziny rośnięcia, składając je dwa razy (co 1 godzinę). Po tym czasie ciasto odgazowałam i podzieliłam na 2 części. Złożyłam w kształt owalnych bochenków i włożyłam do omączonych koszyków do wyrastania. Gdybym miała piec w formie bagietek, należałoby ciasto podzielić na trzy i odłożyć do rośnięcia między serwetkami lub na specjalnej formie do bagietek. Odłożyłam bochenki do rośnięcia na ok. 2 godziny (u mnie zajęło to dłużej - ok. 3 godziny). Piekarnik nagrzałam do 230 stopni Celsjusza i piekłam przez ok. 25 minut (na początku kilka razy spryskałam ścianki piekarnika wodą ze zraszacza). Studziłam na kratce.

Źródło: Kuchnia Alicji

Sałatka grecka
(wielka miska)

Składniki:
4-5 pomidorów
2 ogórki
2 papryki
1 bardzo duża czerwona cebula (lub 2 średnie)
1 sałata lodowa
1 szklanka oliwek czarnych i zielonych
1 opakowanie fety
1 doniczka bazylii

sok z 1 cytryny
dwa razy tyle oliwy co soku z cytryny
sól i pieprz cytrynowy

Przygotowanie: Warzywa pokroiłam "jak wyszło". W misce wymieszałam z oliwkami i fetą, zrobiłam dressing energicznie mieszając w słoiku sok z cytryny i oliwę, z solą i pieprzem cytrynowym. Tuż przed dodaniem dressingu porwałam liście bazylii, polałam wszystko dressingiem (trochę zostało mi na później - ilość dostosować do gustu) i wszystko wymieszałam. Odstawiłam na kilka minut dla przegryzienia. Podałam z bagietką.

Fiński chleb JOULULEIPPA
(tradycyjny fiński chleb bożonarodzeniowy)

Ważne: ilości podane w ml!!!

Zaczyn:
1 łyżeczka 9 procentowego octu (można dać 10 % pół na pół z winnym co ma 6%, ja dałam tylko balsamiczny)
350 ml gorącej wody
400 ml mąki żytniej

Przygotowanie: Wodę zagotowałam. Odstawiłam na 5-7 minut i wlałam ocet. Wymieszałam i dodałam mąkę, dokładnie mieszając. Mieszaninę przełożyłam do miski, przykryłam folią i odstawiłam w ciepłym miejscu na 12 godzin (u mnie ok. 13 1/2 godziny).

Ciasto chlebowe:
25 ml wody
20 g świeżych drożdży
3 łyżki miodu (można mniej) (ja dałam gryczany)
1 łyżka oleju
1 łyżeczka mielonego (startego) kardamonu
1 / 2 łyżeczki cynamonu
szczypta startej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka soli
300 ml mąki żytniej razowej
300 ml mąki pszennej razowej (ostatecznie można i białej) (ja dałam orkiszową chlebową typ 1100)

Glazura:
1 łyżka wody
1 / 2 łyżki miodu
1 łyżeczka soli morskiej (grubej)

Przygotowanie: Drożdże rozczyniłam w wodzie z dodatkiem miodu i poczekałam aż się spieniły. Następnie wymieszałam wszystkie składniki i zagniotłam spoiste, choć lekko lepkie ciasto. Zostawiłam w naoliwionej misce do rośnięcia na ok. 1 godzinę. Wyjęłam i uformowałam 2 bochenki, które włożyłam do omączonych koszy na wyrastanie (co zajęło ok. 30-40 minut). Po tym czasie wyłożyłam bochenki na blachę wyłożoną pergaminem do pieczenia, posmarowałam glazurą z wody i miodu i posypałam gruboziarnista solą morską. Piekłam w temperaturze 200 stopni Celsjusza przez 45-50 minut. Studziłam na kratce.

Źródło: Kuchnia Alicji

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

środa, 19 listopada 2008

Smaczne warkocze.


Przystępując rano do tego wypieku obawiałam się wyników. W pamięci miałam moje wcześniejsze, smaczne choć nie zawsze ładnie wyglądające wysiłki piekarskie. Jednak wykonanie, mimo że trochę rozłożone w czasie, okazało się proste i bardzo bezpieczne dla takiej piekarskiej nowicjuszki jak ja. Chałkę, bo o tym pieczywie mowa, znalazłam we wspomnianej już książce K. Pospieszyńskiej, dzięki kulinarnej inspiracji jaką jest Festiwalu Kuchni Żydowskiej. Powstała jednak przede wszystkim dzięki mojej niedawno obudzonej i gwałtownie rosnącej pasji wypiekowej.

Zaczęłam od prostych bułeczek, próbowałam już oliwkowy chlebek oraz bialys. Drożdże oswajałam również w moim placku ze śliwkami i coraz pewniej się już czuję zagniatając i formując ciasto. Nawet mój zawodny piekarnik nie jest już dla mnie straszny. Między innymi dlatego iż zaopatrzyłam się w maszynę do wypieku chleba i moim pierwszym "maszynowym" chlebkiem już niedługo się pochwalę.

Tymczasem oswajałam się dalej produkując chałkę, która wbrew nazwie nie jest wcale słodka jak te powszechnie spotykane w piekarniach i sklepach. Ma jednak tak przyjemny i delikatny smak, że gdy tylko moje dwa warkocze przestygły, zjadłyśmy z babcią po dwie grube pajdy. Szukając informacji o chałce znalazłam taką wielość przepisów, niektóre pełne cukru lub miodu a niektóre prawie zupełnie niego pozbawione, więc wydaje mi się iż wypiek ten może być pieczony w różnych wersjach.

Podobno chałka ma być podziękowaniem Bogu za podwójny dar manny szóstego dnia ucieczki z niewoli egipskiej, dlatego na szabasowym stole powinny znaleźć się dwie bułki jako symbol tej wdzięczności. Dla mnie jednak jest to pieczywo "chorobowe". Zawsze gdy mój brzuszek się buntuje, albo gdy mam mocno przeziębione gardło, pajda chałki z bawarką jest najlepszym posiłkiem, dodającym mi sił. Czymkolwiek by dla jedzącego nie była, jest smacznym i łatwym wypiekiem, który gorąco polecam wszystkim piekarskim nowicjuszom.


Chałka

Składniki:
45 g drożdży
1 i 1/3 szklanki ciepłej wody
1 łyżka cukru
1 łyżka grubej soli
3 łyżki miękkiego masła
3 roztrzepane jaja
5-5 1/2 szklanki mąki (czyli 935 g)
1 żółtko roztrzepane z łyżeczką wody
mak/sezam

Przygotowanie: W dużej misce roztarłam drożdże z cukrem, wymieszałam z ciepłą wodą i odstawiłam pod przykryciem w ciepłe miejsce na 10 minut. Wlałam jajka, miękkie masło, wsypałam sól i 2 szklanki mąki, ubijając do czasu połączenia składników. Potem wciąż ubijając dodałam resztę mąki, aż powstało bardzo gęste ciasto. Wyrabiałam je mikserem przez ok. 10-15 minut, aż uzyskałam elastyczne i jednolite ciasto. Miskę wysmarowałam masłem i włożyłam do niej ciasto, obracając tak by było ze wszystkich stron pokryte masłem. Przykryłam i zostawiłam na 1 1/2 godziny do wyrośnięcia (musi podwoić swoją objętość, choć u mnie raczej potroiło). Wyrośnięte ciasto przełożyłam na podsypany mąką blat i wyrabiałam przez chwilę. Podzieliłam na 6 równych kawałków, które uformowałam w wałeczek o średnicy 3 cm. Zaplotłam dwa warkocze, każdy z trzech wałków. Na blaszce wysmarowanej masłem ułożyłam chałki w odstępie 15 cm i odstawiłam do wyrośnięcia (znów powinno podwoić objętość, u mnie zajęło to ok 30 minut). Przed włożeniem do piekarnika wierzch posmarowałam żółtkiem roztrzepanym z wodą i jeden warkocz posypałam makiem (ewentualnie sezamem), a drugi pozostawiłam bez posypki. Piekłam w nagrzanym do 200 stopni Celsiusa piekarniku przez ok. 35-45 minut. Po wyjęciu i lekkim postukaniu w nie powinny dać głuchy odgłos. Znaczy że upieczone :)

Smacznego.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...