Główna bohaterka nie zdobyła mojej sympatii, choć czasami czytając te jej przemyślenia, miałam wrażenie, że mogę wczuć się w jej rolę. Niektóre emocje były jakby wyjęte z mojego życia, ale nie, nie, żadnych zdrad. Po prostu jej odczucia splatały się z moim ostatnim mętlikiem w głowie. Oh, jak bardzo denerwowały mnie jej próby zdobycia zajętego mężczyzny, podczas gdy sama także była zajęta! Miałam ochotę tam do niej wejść i ją wyrzucić, zakopać.
Książka nie była zachwycająca, owszem, ale mimo to uważam, że styl pisarza jest godzien uwagi i podobał mi się, choć czasem gubiłam się w tych wypielęgnowanych zdaniach i musiałam wracać do przeczytanego tekstu. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, że książka jest do niczego, bo jest tam też coś, co przyciąga, co mi się podoba i sprawia, że odbieram książkę nieco bardziej entuzjastycznie. Uważam, że z tej książki możemy się też wiele nauczyć i mimo, że jest jakby o "niczym" jest duża szansa, że wyciągniemy z niej wnioski.
Pierwszy, który mi się nasuwa to na pewno, że doceniamy kogoś dopiero wtedy, gdy możemy go stracić lub już stracimy. Taka już nasza ludzka natura, że nie widzimy jak wiele zawdzięczamy innym i dopiero, gdy pojawia się zagrożenie i dana osoba znika z naszego życia, wiemy, że popełniliśmy błąd.
Drugi to taki, że każdy z nas najpierw robi, a dopiero później myśli, a gdy się już namyśli, rozpacza, bo przecież nie tak miało być, nie chciałem, proszę wybacz. Jest to przestroga dla nas wszystkich i nauka, by próbować zastanawiać się nad tym, co robimy, by później niczego nie żałować.
Muszę także pogratulować autorowi, bo pisząc wczuł się w rolę kobiety i moim zdaniem, wyszło mu to bardzo dobrze i gdybym nie wiedziała kto jest autorem, pewnie pomyślałabym, że to właśnie kobieta.
A o czym książka?
Linda to trzydziestojednoletnia żona, matka, która, choć ma wszystko (kochającego męża, dzieci, wspaniały dom, dobrą pracę), czuje się nieszczęśliwa i popada w depresję. Czegoś brakuje w jej życiu i gdy spotyka swoją dawną miłość z czasów szkolnych podczas wywiadu, czuje, że coś zaczyna się dziać, iskrzyć. Znudzona dotychczasowym życiem szuka pocieszenia w ramionach kochanka, który nie jest jednak taki, jak o nim myślała, ale mimo wszystko zapewnia jej poczucie spełnienia, sprawia, że jest szczęśliwa i zdaje się, że odnajduje swoje miejsce na ziemi. Niestety, nic nie trwa wiecznie i wewnętrznie rozdarta kobieta musi zmierzyć się z swoimi emocjami i myślami, które nie pozwalają jej spać i mogą doprowadzić do złego..
Nie interesuje mnie bycie szczęśliwym. Wolę być zakochany, chociaż to bardziej ryzykowne, bo nigdy nie wiadomo, co z tego wyniknie.
Nie wybieramy sobie życia, to ono wybiera nas. Nie mamy też wpływu na to, ile przypadnie nam w udziale szczęścia, a ile smutku. Trzeba się s tym pogodzić.
I to jest właśnie mój problem. Wulkan wybuchł, a ja próbuję wepchnąć lawę do środka, żeby zasiać trawnik, posadzić drzewa i wypuścić na pastwisko owce.
Miłość to nie tylko uczucie - to sztuka - i jak każda sztuka nie kończy się na inspiracji, lecz wymaga pracy.
Dla chętnych - fragment książki: tutaj .
Kolejna taka, której nie polecam, ale też nie odradzam, wszystko wyżej to tylko moje odczucia, ostatnio dość pomieszane.. A jakie są Wasze? Chętnie poczytam :)
Pozdrawiam
Maddie