Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POLSKA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POLSKA. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 sierpnia 2015

WARSZAWA NA WEEKEND

Hej

Nie ukrywamy, że w ubiegłym miesiącu naszego bloga dotknęła, podobnie jak cały kraj, susza. Nie było nowych wpisów, jednak na swoje usprawiedliwienie możemy podać fakt, iż jesteśmy w trakcie lekkiej reorganizacji życiowej i mieliśmy po prostu mnóstwo spraw na głowie. Zamęt zamętem, jednak mimo to udało nam się z okazji swojej papierowej rocznicy ślubu wyskoczyć na małą podróż - krajową dla odmiany. Niezbyt daleko bo do Warszawy. O nowych, wartych odwiedzenia miejscach, samym mieście jak i kilku ciekawych wskazówkach, traktuje dzisiejszy wpis ;) Zapraszamy do lektury!


poniedziałek, 1 czerwca 2015

ZAMKI, TWIERDZE I KOŚCIOŁY, CZYLI KOTLINA KŁODZKA II

Hej,
tak jak obiecaliśmy, również w ostatni weekend skorzystaliśmy z rewelacyjnej pogody i wybraliśmy się niejako na dokończenie naszej wyprawy po Kotlinie Kłodzkiej. Odwiedziliśmy stolicę regionu z jej słynną twierdzą, przejechaliśmy do sąsiadów Czechów i zwiedziliśmy zamek w Javorniku, aby na zakończenie odwiedzić prawdziwą perłę wśród zabytków Dolnego Śląska - Kościół Pokoju w Świdnicy. Wiemy, że region Kłodzka i okolic oferuje znacznie więcej - nie byliśmy chociażby w Złotym Stoku, Jaskini Niedźwiedziej, Ząbkowicach Śląskich i wielu innych, jednak kiedyś postaramy się nadrobić zaległości. Tymczasem zapraszamy do lektury.

czwartek, 28 maja 2015

ZDRÓJ NIEJEDNO MA IMIĘ, KOTLINA KŁODZKA I

Hej,
dzisiaj delikatne wtrącenie w naszym indyjskim temacie, wrócimy na chwilę do kraju, a konkretnie do jednego z najbogatszych w atrakcje regionów - Kotliny Kłodzkiej. Praktycznie każdy kto mieszka na Dolnym Śląsku, a pewnie i okoliczne województwa też się pod tym podpiszą, w czasach swojej podstawówki pojechał na wycieczkę do Kłodzka, Wambierzyc, Kudowy, odwiedził Góry Stołowe, a może i Duszniki Zdrój. Większość z nas pamięta taki wypad jak przez mgłę, jednak kategoryzuje region jako "byłem". My postanowiliśmy zwiedzić wspomniane tereny raz jeszcze, świadomie. Podzieliliśmy atrakcje na dwie tury - pierwsza, którą dzisiaj przedstawiamy dotyczy miejscowości uzdrowiskowych, druga którą zrealizujemy w najbliższy weekend, obejmie Kłodzko we własnej osobie, jaskinie niedźwiedzią i parę innych zakątków Kotliny. Zapraszamy do lektury, bowiem w przypadku Polskich atrakcji turystycznych, jakże prawdziwe jest powiedzenie o chwaleniu cudzego, nie poznawszy własnego.


niedziela, 17 maja 2015

NOC MUZEÓW 2015 - Fotorelacja

Hej,

zapraszamy do obejrzenia zdjęć z wczorajszego zwiedzania Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku oraz rynku Świebodzic. Obydwa miejsca znajdują się w bardzo bliskiej odległości i warto kiedyś poświęcić chwilę aby tam zajrzeć. 

Muzeum Kolejnictwa urzeka olbrzymią ilością bardzo dobrze zachowanych parowozów, pochodzących z czasów kiedy droga żelazna była wciąż nowinką. Całość kompleksu jest bardzo dobrze zorganizowana, przez co zwiedzanie przebiega szybko i sprawnie. Znaczna część lokomotyw jest ciekawie opisana, co również tyczy się plansz informacyjnych o rozwoju transportu kolejowego w Polsce i na świecie. Szczególnie polecamy muzeum dla rodzin z dziećmi, do wielu wagonów oraz parowozów można wejść i obejrzeć od środka, dodatkowe wrażenie zrobi wciąż jeżdżąca lokomotywa po terenie muzeum - za drobną opłatą można dostąpić zaszczytu bycia jej pasażerem. Należy zwrócić uwagę, iż większość powozów znajduje się na wolnym powietrzu, przez co warto zaplanować wyjazd przy sprzyjającej pogodzie.


Ratusz - Świebodzice.

poniedziałek, 11 maja 2015

BRAMA POZNANIA

Hej,

jeszcze nie tak dawno temu pół Polski żyło zbliżającą się, wyjątkowo krótką w tym roku, majówką. Tymczasem ani się człowiek obejrzał, i co? Po majówce, zbliża się środek miesiąca, a wraz z nim Noc Muzeów 2015. Ta ogólnopolska akcja z roku na rok przyciąga coraz liczniejsze grono ludzi, co z kolei powoduje iż swój udział deklaruje w niej również zdecydowanie więcej tytułowych bohaterów, czyli obiektów muzealnych oczywiście. Rezultat jest prosty, 16 maja możemy bezpłatnie, lub znacznie taniej niż zwykle odwiedzić obiekty kulturalne zarówno w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, lecz również w Jeleniej Górze, czy też Jaworzynie Śląskiej (gdzie postaramy się wybrać). Zachęcamy i Was do wzięcia udziału w tej, w sumie wspaniałomyślnej, akcji. W dzisiejszej notce chcielibyśmy przedstawić inny wyjątkowy obiekt, który również w wyżej opisanym wydarzeniu bierze udział. Ponad to tematycznie wpisuje się wprost idealnie w klimat majowy, w klimat polskiego miesiąca, który chociaż raz do roku pozwala nam świętować historyczny sukces, a nie rozpamiętywać porażkę. Zapraszamy do Bramy Poznania.

wtorek, 7 kwietnia 2015

WSPOMNIENIE BIESZCZADZKIEJ KUCHNI.


Na początku przepraszamy za długą nieobecność na blogu. Od ponad dwóch tygodni żyjemy na walizkach. Wyjeżdżamy, wracamy na 1-2 dni do mieszkania i ruszamy w dalszą drogę. Jeden weekend spędziliśmy w Krakowie, gdzie Michał brał udział w Otwartych Mistrzostwach Polski w Warhammera i zdobył tytuł Mistrza Polski!! :*  W nagrodę Michał jedzie do  USA reprezentować Polskę na Mistrzostwach Świata! Teraz  jesteśmy już we Wrocławiu wszystko nadal kręci się na podwójnych obrotach (na co zdecydowanie nie narzekamy).

W końcu przyszedł czas na kilka ostatnich słów dotyczących bieszczadzkich przygód.
Odkąd wróciliśmy z naszych pierwszych wspólnych wakacji bardzo często wspominamy chwile spędzone w Bieszczadach. Przypominamy sobie całe trasy, widoki zapierające dech w piersiach, zupełne drobiazgi, szczegóły i szczególiki z których potrafimy śmiać się do łez. Wspominamy też wszystkie pyszności, których skosztowaliśmy w Podkarpackiem. Od kabanosów na szlaku przez kwaśnicę po sławny naleśnik z jagodami. Nie ukrywam, że jadąc kolejny raz w tamte strony już przed wyjazdem cieszyłam się na tę kwaśnicę jak dziecko.  Oczywiście jak przed każdym wyjazdem przekopałam Internet w poszukiwaniu miejscowych przysmaków. Informacji dotyczących kuchni znalazłam zaskakująco niewiele, na palcach jednej ręki policzyć można restauracje czy też knajpki z opisem serwowanych dań. Jedyną, która zapadła mi w pamięć przed wyjazdem była Chata Wędrowca i jej słynny naleśnik z jagodami.




CERKWI SZLAK


Nadszedł czas na podsumowanie kolejnego fragmentu wspomnień i przemyśleń związanych z naszym pobytem w Bieszczadach. Mieliście już okazje przeczytać o urokliwej krainie położonej w samym rogu Polski, a także o trasach naszych pieszych wędrówek. Dzisiaj temat z zupełnie innej beczki - historia - jednak inna niż ta poznawana przez 12 lat edukacji szkolnej. Dotyczy bowiem magicznych lat po roku 1945, co więcej rzecz się działa w Polsce, a jak wszem i wobec wiadomo cała rzesza Ramzesów jest ważniejsza od np. Ks. Popiełuszki. 

Ostatniego dnia pobytu w Ustrzykach pogodę można było określić mianem chwiejnej, w przeciwieństwie do naszego nastroju, który to raczył się określić i w sposób znaczący stwierdzić - dalej nie idę. W związku z faktem, iż zarówno Inka jak i ja nie przepadamy za marnowaniem czasu podczas wczasów, postanowiliśmy poświęcić cały dzień na zwiedzanie - wybór padł na "szlak architektury drewnianej", co w wolnym tłumaczeniu oznaczało cerkwie. Jak się później okazało w okolicy było ich tak dużo, że zwiedzanie zajęło nam cały boży dzień.



PODBÓJ GÓRSKICH SZLAKÓW

Czas na kolejną część z serii bieszczadzkie przygody Inki i Michała, być może część najważniejszą albowiem dziś przedstawimy nasze górskie wycieczki. Przed wyjazdem przygotowaliśmy wstępny plan tras, które zamierzaliśmy przebyć - co oczywiście mogliście prześledzić na blogu we wcześniejszym wpisie - jednak rzeczywistość jest jak kot, chodzi swoimi ścieżkami i nie wiele robi sobie z naszych planów.


KONIECPOLSKI

Wróciliśmy. Cali, zdrowi, a przede wszystkim zadowoleni. Kolejnymi wpisami postaramy się przybliżyć Wam nasz pobyt w Bieszczadach. Wspomnimy Chatę Wędrowca, Rabią Skałę, Kremenaros, Zajazd u Górala, jak i rosę na trawie, powidła z brusznicy, a także wiele, wiele więcej. Zaczniemy jednak od przestawienia samej okolicy, bieszczadzkich wiosek i miasteczek gdzie choć kraj wciąż ten sam, ludzie tacy sami, a i język zrozumiały, to jednak wszystko jakieś inne.



Zatrzymaliśmy się w Ustrzykach Górnych, wioseczce jakich setka leży u podnóża Bieszczad. Składała się ona z jednego sklepu przy głównej drodze, dwóch barów, knajp, straży granicznej oraz kilkunastu domów, poprzerabianych na pensjonaty. W miesiącach wakacyjnych, turystów, zwanych również "plecakami", jest więcej od miejscowych. Poza Ustrzykami odwiedziliśmy również Wetlinę, Wołosate, Cisną, Brzegi Górne, Widełki, Żłobek, a także parę innych miejsc o równie malowniczych nazwach. Wszystkie one, poza Cisną która to wydała nam się Kołobrzegiem Podkarpacia, mają w sobie niesamowity czar i urok dający się określić stwierdzeniem: "Wy macie zegarki, my mamy czas."



Centrum życia jest naturalnie jedyny w wiosce sklep, bezczelnie zaprzeczający jakoby monopole nie istniały. Otwarty teoretycznie od 7 rano posiada patent na wieczną kolejkę do kasy. Po trzech dniach łatwo można skojarzyć przynajmniej połowę turystów czekających na obsługę. Za kasą rubaszny Pan właściciel zagadujący prawie do każdego lub też poddenerwowana córka z nieustającym pytaniem "Coś jeszcze?", stojąca tam prawdopodobnie za karę. Obok sklepu przystanek autobusowy, na którym parę razy dziennie pojawia się przelotem rozklekotany PKS, zostawiający i zabierający wędrowców do bardziej oddalonych miejscowości. Po okolicy natomiast usługami transportowymi trudnią się kierowcy z własnymi busikami. Odjeżdżają one kiedy uzbiera się wystarczająca liczba chętnych jadących w tym samym kierunku. Cena do ustalenia, zależnie od humoru kierowcy oraz pory dnia. Teoretycznie każdy z tych busów jest w stanie zabrać około 12 osób, jednak gdyby doszło do zderzenia czołowego dwóch takowych pojazdów w wiadomościach usłyszelibyście o co najmniej 40 ofiarach śmiertelnych.




Życie wobec takich reguł, a właściwie ich braku nie było by możliwe gdyby nie specyficzny rodzaj ludzi zamieszkujących te tereny. Oczywistym jest, że gdy Twoim głównym, bądź jedynym źródłem utrzymania są turyści, to starasz się być uprzejmy/a, pomocny/a etc. W Bieszczadach zasada ta przechodziła pewne granice interesowności, ludzie są tam dobrzy, naturalni, są po prostu sobą. Wieczny uśmiech na naszych twarzach wzbudzały opowieści kierowców, narzekających na brak wszystkiego: turystów (bus wypakowany do granic możliwości), pogody (25 stopni, słońce z lekkim wiatrem), stacji PKP w Ustrzykach Górnych (jakby nie istniały autobusy), zainteresowania ludzi górami (na Tarnicy ruch jak na Marszałkowskiej) itd. itp.
Właścicielka domku w którym się zatrzymaliśmy zapytana o pogodę stwierdziła iż nie będzie padać, bowiem rano na trawie była rosa, a gdy w górach jest rosa to choćby nie wie jak ciemne były chmury, to lać nie będzie. Rzeczywiście, cały dzień po niebie snuły się i czaiły czarne obłoki, jednak kropla żadna nie spadła. Następnego dnia to samo. Trzeciego dnia rosy nie było, chmur także, a od 15 lało jak z cebra.


Obraz bieszczadzkich wiosek nie byłby kompletny, ani nawet w połowie tak bajeczny gdyby nie typowa dla tego regionu zabudowa. Mnogość starych chat, z poczerniałego drewna, stojących w pionie dzięki niesamowitej sile woli Bóg wie kogo, sprawiała wrażenie realnej podróży do innej epoki. Przebywanie w wiosce złożonej w główne mierze z tego typu domostw było przeżyciem niezwykłym. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze opuszczone, bądź przechrzczone cerkwie, wraz ze swoimi cmentarzami, którym to poświęcimy osobny wpis. W wiosce, lub miasteczku często możemy natrafić na pracownie ikonograficzną, galerię obrazów, bądź też zakład stolarski. Podróżując wzdłuż drogi spotykamy pasterskie chatki, w których sprzedawany jest koźli/owczy ser, na przykład w rozmarynie.


Podsumowując, Bieszczady są miejscem o którym, dzięki Bogu, czas zapomniał. Wszystko toczy się tam swoim tempem, w swój urokliwy góralski sposób. Nie znajdziecie tu dyskotek, dmuchanych zamków dla dzieci czy też owczarka podhalańskiego pozującego do zdjęcia. Bieszczady dają ciszę, połoniny oraz placki z jagodami, jednak o tym następnym razem.