Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w konkursie zorganizowanym na forum http://alchemic.4um.pl/index.php.
Konkurs trwa do 26.01.2014 r.
Aby wziąć w nim udział, nie trzeba się logować, można wysłać e-maila do administratora forum lub odpowiedzieć w komentarzu pod tym postem.
Szczegóły tutaj: http://alchemic.4um.pl/viewtopic.php?f=110&t=966
Można pisać co się chcę, więc postawię na szczerość.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie mi się po prostu nie podoba ! Już sam dobór imienia głównego bohatera, zważywszy, że Hazel to dla mnie bardziej żeńskie imię.
Zresztą już pierwsza linijka mnie dobiła. "Hazel. Miał białe zęby a w ręku trzymał czarną parasolkę. Miasto otuliło się nimi, jakby chciało wyprzeć się tożsamości." ~ kilka razy to czytałam próbując znaleźć sens. Hazel jest jeden, a miasto otula się nimi, taaa...
Nie wiem czy jest to fragment jakiejś większej całości, czy to już jest ta całość. Ale ja po prostu nic z tego nie wiem, nic nie rozumiem.
Styl pisania jest ok, historia wydaje się mieć potencjał, ale z tego co przeczytałam nic nie wynika !
Mój email: karaq@tlen.pl
"Hazel jest jeden, a miasto otula się nimi, taaa..." a to czasem miasto nie otulało się tymi jego białymi zębami? ;)
OdpowiedzUsuńAle już tak całkiem poważnie: mordęga! Podczas lektury rozbolały mnie brwi od ciągłego marszczenia ich. Naprawdę, tyle w tym opowiadaniu nieścisłości, tyle zagwozdek językowych, potknięć interpunkcyjnych, banałów, płytkich fraz, tyle uproszczeń i kolokwializmów. To jest po prostu źle napisane. Literatura powinna sprawiać przyjemność, a trudno mi wyobrazić sobie kogoś, kto podczas czytania "Hazela" czerpałby jakąkolwiek radość. Zazwyczaj pomijam takie teksty w Internecie i nie oceniam/nie komentuję ich (po pierwszym akapicie można dojść do wniosku, czy jest w tym sens...), ale że to konkurs z nagrodami, zgłaszam się z konstruktywną krytyką, a więc pomocną dłonią ;)
Przede wszystkim nie będę wytykał błędów co do jednego - jest ich zbyt dużo, rozpanoszyły się po tekście jak mrówki i wywierciły dziury w artystycznym konspekcie.
W drugim zdaniu (pierwsze to "Hazel." ;) ) przed "a" powinien być przecinek, nieco dalej "nie wskazana" - imiesłowy przymiotnikowe z "nie" piszemy zawsze łącznie, później kolejny kwiatek: "Ależ, słuchał, oczywiście, że słuchał" - czy tu z kolei nie za dużo przecinków? Oprócz tego tekst jest najeżony nieporadnością językową, brakiem inwencji lub jej przerostem nad sensem. Też kilka przykładów:
- jej czarne, głębokie oczy wpłynęły do jego niebieskich - aż się boję pomyśleć, co by było, gdybym to sobie wyobraził ;) Zdecydowanie przekombinowane.
- gdy kot wydłubał właścicielce krtań - ponownie, chyba mam za małą wyobraźnię. Wydłubać to zrobić zagłębienie w czymś, wydostać coś w czegoś. Jak to zaś połączyć z krtanią, z kotem... Rozumiem, że miało być obrzydliwe i nagłe, ale brzmi raczej komicznie.
- i mój absolutny faworyt: Uśmiechnął się cicho, pod nosem - konia z rzędem temu, kto uśmiechnie się głośno, wrzaskliwie, nie pod nosem. Takie stwierdzenie można odnieść do szeptu, półszeptu, mruknięcia "pod nosem", ale nie uśmiechu. Ten bowiem nie ma kategorii fonetycznej, można dość głośno mlasnąć, uśmiechając się, ale chyba nie o to autorowi/autorce chodziło :)
Po gruntownej korekcie i nadaniu sensu, konkretyzacji celu twórcy, opowiadanie (lub jego fragment) byłoby zjadliwe. W innym wypadku: pełno tu banalnych zdań, mocno przekoloryzowanych i nie niosących za sobą treści. Widać po prostu, że autor/autorka nie jest jeszcze w pełni świadomy/a słów, jakich używa i potrzebuje sporo ćwiczeń oraz doświadczenia. Tak więc pisać, pisać, pisać i jeszcze raz czytać, bo potencjał przejawia się chociażby w umiejętności kreowania pewnych literackich obrazów, we własnej koncepcji oraz przede wszystkich w chęci pisania. Życzę autorowi powodzenia w dalszych literackich próbach.
Nick: Secrus
E-mail: adik16-94@o2.pl
„Nie będę okropny, nie będę okropny”, powtarzam w swoich myślach jak mantrę, lecz przypominam sobie swoje polonistki z podstawówki, gimnazjum i liceum, które z uporem maniaka przez te wszystkie lata zaszczepiały we mnie miłość do literatury i języka ojczystego. Być może jestem już na tyle „przesiąknięty” ich słowami, że i mnie boli kalanie polskiego języka mnogością kolokwializmów, błędów interpunkcyjnych i stylistycznych. A niestety, to one zdominowały opowiadanie, pt. „Hazel”, przeżerając się przez jego treść jak kret przez zapchaną rurę w zlewie. Statyczna fabuła mnie nie porwała, a jedynie pozostawiła w samym środku „przecinkowej” burzy. Przecinek tu, przecinek tam. Przecinek wszędzie. Samo opowiadanie odchodzi na dalszy plan. Ginie w gąszczu, a jego śmierć zdaje się być dla treści zbawienna.
OdpowiedzUsuń