Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 kwietnia 2013

Wczoraj i dziś ...

Do napisania tego postu natchnęła mnie stara rycina panoramy mojego miasta, a właściwie mojej ulicy z 1925 roku, na której mieszkam, gdzie są moje szkoły, uliczki, wspomnienia z dzieciństwa wciąż żyją swoim życiem we mnie. Zdjęcie, a właściwie obraz-rysunek zostały zrobione z wieży Kościoła Ewangelickiego, z którego obecnie pozostały tylko ruiny. W tym obrazku najbardziej przykuły uwagę i wzruszyły drzewa, które oplatają dom. W dzieciństwie pamiętam właśnie, że tutaj rosło też trochę drzew. Kasztanowce, które otulały Kościół i wokół mojego domu akacje, gałęzie ich dotykały domu, wiosną pachniało kwieciem, było tak normalnie. Pamiętam, ze z okna swojego pokoju leżąc na łóżku mogłam obserwować na niebie szumiące wysokie topole i ptaki, które tam się skrywały. Dziś też już ich nie ma, zostały doszczętnie wycięte. W zamian mamy betony i rzekę samochodów płynącą przez ulicę, dziennie setkę parkujących kierowców, którzy niemal bezczelnie wjeżdżają tuż pod same mury Kościoła. I chyba z tym najbardziej nie mogę się pogodzić, tak mnie to wkurza ! Smutne... Już kilkakrotnie wspominałam Wam, że mieszkam w dość ciekawym i tajemniczym miejscu, ale nigdy nie opowiadałam Wam szczegółów. To miejsce to nie tylko miejsce mojego dzieciństwa, gdzie każdego dnia biegałam pod sznurami z praniem, bawiąc się w wąskich uliczkach, tłukąc kolana na kocich łbach. To też historia, przeszłość i przyszłość, czas, ludzie, sąsiedzi, którzy częściowo się zmienili, przyjaciele z dzieciństwa, którzy wyjechali lub zaczęli życie gdzie indziej, a przede wszystkim to starzy ludzie, świadkowie zdarzeń, którzy tu byli i odeszli. Moja św. p babcia przyszła tu mieszkać w 1953 roku, wychowała dwoje synów i dwoje wnuków, w tym mnie.Że mieszkam w najstarszym budynku w moim mieście nie pamiętam czy dowiedziałam się na lekcjach historii czy od mojej babci. Kiedyś nie było dostępu do tych wszystkich informacji. Ktoś coś powiedział, ktoś coś dodał i tworzyły się legendy. Dziś mamy tutaj Muzeum, ludzi, którzy badają, wydają książki, wiernie im kibicuję. Dużo informacji dziś można znaleźć w sieci, w każdym bądź razie historią mojego miejsca interesuję się od dawna. Pamiętam, że w dzieciństwie kopaliśmy szukając fragmentów talerzy, monet, kiedyś rosły tam kamieniczki jedna na drugiej niczym grzyby w lesie, które zostały podczas wojny zniszczone, niektóre rozebrane, w takich też bawiliśmy się urządzając sobie kluby. Poza tym cała moja ulica to jedno wielkie cmentarzysko. Kiedyś przy budowie boiska szkolnego sąsiad znalazł urnę z prochami ludzkimi, kiedyś tutaj był cmentarz. Mój dom powstał w 1589 roku, dawniej był to budynek przyklasztorny, w którym mieszkały zakonnice, w moim domu także mieszkali ludzie służący Kościołowi. Szperając w sieci ostatnio natknęłam się na informację na niemieckich stronach z pocztówkami z tamtego okresu, że była tutaj Miejska Szkoła Katolicka. Moja babcia opowiadała mi, że jak się tutaj wprowadzała, to była tu szkoła. Na przeciwko mojego domu był Zakon Magdalenek. Siostry Magdalenki pojawiły się tutaj już w XIII w.zajmowały się opieką nad biednymi lub prowadziły szkoły dla dziewcząt. Tak wyglądało kiedyś, po prawej stronie Zakon, teraz jest tu Szkoła, dawniej też były Sądy. Widok z góry na ulicę ... Mój dom od głównego wejścia i od drugiej strony... Zawsze mówiłam, że mieszkam pośród czterech wież, dwóch ratuszowych, z czym jedna jest krzywa, ostatnio jest dość głośno, że jednej z wież grozi zawalenie. Stara fotografia naszego Ratusza. Taki mam widok z okna kuchennego, fajnie wygląda w nocy, kiedy wieże są oświetlone... Kolejną wieżą jest wieża Kościoła W.N.M.P, mój widok od pokoi i wieża Kościoła Ewangelickiego, a właściwie ruin, które straszą tuż za domem. W lutym 2009 roku odnaleziono w naszym Kościele pochówki Sióstr Magdalenek sprzed kilkuset lat. Pierwsza z nich spoczęła w krypcie w roku 1699, ostatnia u progu XIX wieku. Najmłodsza miała 39 lat, najstarsza ponad 80, zwłoki uległy mumifikacji. Na każdej z trumien znajdowały się inskrypcje zawierające miana patronów, imię zakonne oraz cywilne. Trumny wyglądają niemal identycznie, jednak są dziełem wielu artystów, noszą ślady otwierania, a na progu krypty znaleziono rosyjski pocisk. Ktoś przekonał się, że nie ma tu kosztowności i oszczędził kryptę. Od dziecka pamiętam legendę o "jakiejś księżniczce", która jest ukryta w naszym Kościele. Jest to Sarkofag ze szczątkami Św. Faustyny, która umarła śmiercią męczeńską w 304 roku w Rzymie. Badania w 2005 roku pozwoliły na ustalenie tożsamości owej Świętej i ustalono, że Sarkofag trafił tutaj wprost z Rzymu w 1765 roku na prośbę przeoryszy tutejszego Klasztoru. W rzeczywistości w szklanej trumnie znajduje się naturalnych rozmiarów sztuczna figura ludzka z drewnianym pudełkiem zwierającym kość prawego przedramienia beatyfikowanej. Szczątki zapomnianej Św. Faustyny rozwożono po różnych kościołach. Nie jest wystawiana na pokaz i mało kto ją widział. Ja osobiście widziałam ją raz w dzieciństwie przez przypadek i nie uwagę Kościelnego ponieważ bawiąc się przy bocznych drzwiach Kaplicy zobaczyliśmy, że jest otwarta. Tam też znajdowała się szklana trumna, którą odkryliśmy. Pamiętam kolor sukni, w którą była ubrana i ozdoby na niej.Była cała w fiolecie i chyba w dłoniach trzymała wianek. Odkąd pamiętam krąży legenda o podziemnych korytarzach, tunelach i labiryntach, które są pod miastem. Podobno łączą one mój dom, z Klasztorem, Kościołami, Ratuszem, basztą, bramą i innymi budynkami miasta. Gdzieś wyczytałam, że Siostry miały tunel, którym wychodziły poza mury obronne miasta. Podziemia są częściowo zalane i zasypane. Na mojej ulicy są też ruiny Kościoła Ewangelickiego. Powstał on częściowo na Zamku, potem Kościół uległ rozgrabieniu i zdewastowaniu i dziś straszy w sercu miasta. W dzieciństwie bawiliśmy się na schodach tego Kościoła, wdrapując się też na ruiny. Kiedyś babcia opowiadała mi, że pamiętała jeszcze msze św., które się tam odbywały. W swojej świetności wyglądał tak. Dziś są to już szczątki. Ciekawostką jest zegar słoneczny, który jest na budynku naprzeciw Kościoła. Kiedyś była tam pierwsza Szkoła Gimnazjum. I ja też tam uczęszczałam do Szkoły w latach 90. Współcześnie wygląda to tak. Przepraszam za jakoś zdjęć, jest to zbieranina fotografii, które zrobiłam w różnych okresach z mojego prywatnego archiwum, ale obiecuję, ze jak tylko wyjdzie słońce pokażę więcej. Moja ulica to szczególne i klimatyczne miejsce. Parę lat temu zerwali bruk i nałożyli nową kostkę, długo nie mogłam się z tym pogodzić. Bruki nadawały klimat temu miejscu i odkąd pamiętam to mówiono, że nie wolno ich ruszać, bo to zabytek i z tym przekonaniem rosłam i utwierdzałam się w tym. Zostały tylko zdjęcia. Tuż po procesji, zdjęcie zrobione w roku 2007 Ciekawostką też jest najstarsza tablica na Dolnym Śląsku, znajdująca się przy bocznym wejściu Kościoła... Moje miasto jest pełne zabytków, chodż zaniedbanych przez człowieka. Kiedyś za czasów Niemca wyglądało niczym raj Wenecki połączone dwoma rzekami Bóbr i Szprotką, które się z sobą łączą, a samych mostów, mostków i kładek było w centrum miasta ponad 20. Dziś naliczyłam około 15. Miasto też było nękane licznymi powodziami. Dziś oglądając stare fotografie to nie mogę się nadziwić jak tu było kiedyś pięknie. Niestety wciąż rozważam decyzję wyjazdu stąd z powodu wciąż narastającego ogromu bezrobocia i braku pracy, marazmu jakie otacza miasto. Post ten dedykuję przyjaciółce z dzieciństwa, która różnymi kolejami losu przeprowadziła się stąd, ale wciąż wraca. Wiem, że tęskni...

sobota, 6 października 2012

"Mała Moskwa"...

Kto oglądał film "Mała Moskwa" ten będzie wiedział o czym chcę dziś napisać. Kto się interesuje historią Polski ten będzie pamiętał o Garnizonach Armii Radzieckiej stacjonujących głównie w Polsce Zachodniej na Ziemiach Odzyskanych. Po wojnie stacjonowało tutaj około 400 tysięcy żołnierzy wojsk radzieckich, w latach 80 było ich 70 tysięcy. Największe skupiska radzieckie znajdowały się w Legnicy, Kołobrzegu, Białogardzie, w Szprotawie, Świętoszowie w Brzegu. I tak oto żyliśmy obok nich, Rosjan mijaliśmy w sklepach, na ulicach, mieszkali tuż obok, wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy, pamiętam, że my bawiliśmy się z rosyjskimi dziećmi na podwórku. Mimo to nigdy ich nie lubiliśmy i społeczeństwo polskie było niechętnie nastawione do czerwonoarmistów, przede wszystkim mieli u nas jak przysłowiowe "pączki w maśle", nasze sklepy świeciły pustkami, a u nich koszarach było wszystko. I czekolady, oleje, konserwy, rodzynki, ryby, słynne "kanfiety", zeszyty i przybory szkolne, ubrania produkty, których u nas nie można było dostać. Ja osobiście zapamiętałam ich jako niechlujów, często mieli okna pozaklejane gazetami zamiast firan czy zazdrostek, zupełnie jakby mieli zostać tu tylko na chwilę, a przecież tkwili tu latami wraz ze swoimi rodzinami i dziećmi. Nie dbali też o domy, w których mieszkali, na korytarzach widziałam fekalia i śmieci. Uważam, że zbyt pewnie czuli się w naszym kraju. Po upadku komunizmu obecność ich przestała być uzasadniona i wycofywanie wojsk radzieckich zaczęło się w kwietniu 1991 roku. I miasto opustoszało, Polacy zajęli budynki mieszkalne, w których mieszkali radzieccy oficerowie wraz ze swoimi rodzinami, opustoszały też koszary i słynne Lotnisko Wiechlice. Przypominając sobie tamte lata pamiętam jak koleżanka jeszcze będąc w Szkole Podstawowej nauczyła mnie jak wkradać się do Koszar tak, aby nie zostać złapanym przez rosyjskich żołnierzy niezauważoną dostać się do "Magazinów" czyli ich sklepów. Wiadomo było, że my nie wyglądaliśmy jak Rosjanki, że jesteśmy "Małe Polki" widać było z daleka i tym bardziej trudno było nam cokolwiek kupić, ale często udawało się. Byłam dumna jak mogłam przynieść do domu upragniony olej czy czekoladę lub banalne podpaski. Przeważnie dawaliśmy radę, raz tylko nas złapano, mi udało się wyrwać i uciec z koszar, koleżanka nie miała tyle szczęścia i została zatrzymana przez żołnierzy. Kilka godzin przeczekałam pod murem zanim przyjechała Milicja i ją wypuszczono. I tak oto w tamtych czasach uczyliśmy się życiai radzenia sobie. Dziś napada nas to śmiechem, ale naprawdę tak było. Na nasze podwórko przychodziły dwie dziewczynki, Rosjanki, nazywały się Uliana Kisieluk i chyba jej siostra miała na imię Ala. Przyjaźń nasza nie była silna ponieważ między nami była przepaść kulturowa i religijna, poza tym nie przepadaliśmy za sobą. Wśród dorosłych zdarzały się tez "mieszane małżeństwa", niedawno znajoma opowiadała mi o wielkiej miłości Polki z Radzieckim Oficerem, której Armia nie pozwoliła być z sobą mimo, że kobieta ta zaszła w ciąże, a potem na świat przyszło ich dziecko. Owszem pozwolono im wsiąść ślub, ale natychmiast zaraz po tym wydarzeniu wywieziono jego do Rosji, a ona została tutaj w kraju pisząc listy, tęskniąc, czekając i samotnie wychowując dziecko. Nie pozwolono też wyjechać jej do niego. Po latach wspólnej tęsknoty, kiedy to już była możliwość spotkania się oficer zmarł. Kobieta ta do dziś mieszka w Szprotawie. Dochodzę do wniosku, że Armia miała absolutną władzę również nad miłością, szczególnie dobrze pokazane jest to w filmie "Mała Moskwa". Niedawno wybrałam się z kolegą rowerem, jakieś około 2o km w jedną stronę do Pstrąża czyli Strachów w woj.dolnośląskim. Do 1992r stacjonowały tam wojska radzieckie, dziś Pstraże jest miejscem ćwiczeń dla wojsk i popada w coraz większą ruinę. Patrząc na to wszystko trudno uwierzyć, ze kiedyś miasto tętniło życiem, były tam sklepy, przedszkola, szkoły, domy oficerów. Dziś to "Miasto Widmo" widok bardzo przygnębiający.
Napis na jednym z budynków mieszkalnych i kule po karabinach
Opuszczone budynki ...
Opuszczony Plac Defilad ...
Fotografia bloków z góry... Grzegorz Namielski
Zdjęcia Pstrąża zrobione są przeze mnie, powyżej zdjęcia Rosjan udostępnione przez ludzi na http://www.facebook.com/Szprotawa.wczoraj.i.dzis. Dziewczyny dziękuję za uwagę, u mnie bardzo się ochłodziło, dziś pierwszy raz w tym roku napaliłam w piecu, także dzień spędzam pod kocem robiąc swoje kwadraciki. Robienie elementów pleda bawi mnie i cieszy, łączenie to zgroza. Pozdrawiam odwiedzających. Houk!