wtorek, 29 czerwca 2010
Naleśniki z malinami.
niedziela, 27 czerwca 2010
Tort arbuzowy
piątek, 25 czerwca 2010
Arbuz i feta.
czwartek, 24 czerwca 2010
Babeczki kruche z truskawką.
wtorek, 22 czerwca 2010
Pasta fresca i deser.
sobota, 19 czerwca 2010
Rumianek niepospolicie zwyczajny.
Miłość, nie nie lepiej nie
Choć chyba jednak łatwiej prosić o spełnienie materialnych życzeń. Coś co można dotknąć, zobaczyć, ocenić wartość.
piątek, 18 czerwca 2010
Crostini, mówiąc prosto - grzanki.
środa, 16 czerwca 2010
Jogurtowe na drożdżach.
poniedziałek, 14 czerwca 2010
Kanapka na drogę... z indykiem.
Ernst Hass
![](http://library.vu.edu.pk/cgi-bin/nph-proxy.cgi/000100A/https/blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbWm08vs7BX6tPmjO_ZaWEGbU2LfnocirEWOWFQAASpCP0raZ5KDofJHXthzmCCrsM8SWR8x5BZ19ZrVaD2N3msbZua4qoLsmFRM3asl0NT7AiQ1HwWlOXUajLJFawEqFsUEHFUlV1gBw/s400/kan.jpg)
Myślę, że niestety dzisiaj bardzo często zatracamy to co najważniejsze, spychamy gdzieś na bok. Wchłania nas jakiś szaleńczy bieg, próbujemy coś udowodnić, że jesteśmy w porządku, że jesteśmy dobrzy.
Zostawiamy siebie w wielu miejscach, rozbijamy umysł, serce i duszę na kawałki... A potem pozostaje pustka, zagubienie. Uzależniliśmy poczucie naszego szczęścia od innych, co niestety jest bardzo zgubne. Czujemy się wyssani, bez siły do życia, bo nie mamy jej w sobie tylko, szukamy na zewnątrz. Jeżeli do tego, wydarzy się coś, co zaburzy bieg codziennego życia, uświadamiamy sobie, że jesteśmy niczym rozbitkowie. Zapomniałam, po prostu zapomniałam, że czasem trzeba dać sobie szansę, wsłuchać się, zaczekać na siebie. Pasja, bo właśnie o niej myślę, jest jedną z sił, które napędzają człowieka. Sprawiają, że mimo wszystko warto żyć, iść dalej swoją drogą. Pasja pozwala wyrazić samego siebie, jest spełnieniem odwiecznej potrzeby wolności, niezależności i swobody. Zupełnie niezależnie od innych.
Wolne popołudnie, rower, wiatr we włosach, torba z aparatem przewieszona przez ramię i ... pole maków. Ile czasu? Nie wiem. Nie zabrałam zegarka, nie zabrałam telefonu.
Dopiero w domu zorientowałam się, że jestem okropnie pogryziona przez komary.
Nagrodą są rzeczy, których nikt mi nie odbierze, wewnętrzna wolność, siła, radość z życia, której tak bardzo teraz potrzebuję. To błogie uczucie, że robię coś, co tkwi głęboko, coś, co jest poza zasięgiem innych, coś co ja lubię.
Nawet najbardziej dziwna, najskromniejsza z pozoru pasja, jest czymś bardzo ale to bardzo cennym.
Czasami trudno jest znaleźć swoje prawdziwe zainteresowanie, autentyczne, nie wymuszone. Coś, co daje radość w najczystszej postaci. Jednak naprawdę warto zatrzymać się przynajmniej na chwilę.
Pozdrawiam :-)
Filet z indyka nadziewany.
Doskonały do kanapek na drogę;-)
filet z indyka
200 – 250 g mielonej wieprzowiny
łyżka szczypiorku
łyżka koperku
łyżka natki pietruszki
2 – 3 ząbki czosnku
sól, pieprz
2 – 3 łyżki oleju
Filet oczyścić z błon, rozciąć delikatnie wzdłuż ale nie do końca, tak by powstał jeden duży płat mięsa. Lekko roztłuc i posolić. Mięso mielone wymieszać z pietruszką, koperkiem, szczypiorkiem i czosnkiem. Doprawić solą i pieprzem, rozłożyć na filecie z indyka i ciasno zawinąć w rulon. Obwiązać nitką. W garnku rozgrzać olej i ułożyć na nim roladę. Opiec mięso z wszystkich stron następnie podlać ½ szklanki wody, oprószyć solą i pieprzem i dusić pod przykryciem ok. 1 h.
niedziela, 13 czerwca 2010
Ciasto na niedzielę - z galaretką.
Soren Kierkegaard
A życie toczy się dalej...
Koincydencja sprawiła, że przeczytałam ostatnio słowo imponderabilia na blogu Ani. Słowo zachwyciło mnie. Jako szperaczka, zaniepokojona światem sięgnęłam po słownik Kopalińskiego i słowo zachwyciło mnie jeszcze bardziej.
W moim rankingu „ słów ulubionych” zajęło jedno z najwyższych miejsc.
Obok niezapominajki, ździebełka ciepełka i kokilki ;-)
Imponderabilia czyli coś niesłychanie ważnego, ale nieuchwytnego (od łac. ponderare - ważyć). Coś czego nie da się zważyć, zmierzyć, dokładnie określić, może jednak oddziaływać, mieć znaczenie, wpływ na bieg wydarzeń. Słowo zwraca uwagę właśnie na to, na co my bardzo często nie zwracamy uwagi - na rzeczy ulotne, czynnik psychiczny naszych działań. Łatwo zauważyć ciasto stojące na stole. Nie zauważamy jednak zbyt często tego, co stoi za - lub brak czego spowodował, że to ciasto powstało. Czy to powinność, etos pracy? W niedzielę musi być ciasto na stole. Może uczucie i chęć sprawienia komuś przyjemności, może potrzeba akceptacji, samorealizacji. Być może, po prostu potrzeba zjedzenia czegoś słodkiego. Chociaż można przecież iść do sklepu i kupić sobie czekoladę ;-D Wpadłam jak truskawka w galaretkę.
Uczucia, przekonania, wartości, myśli – bo myślę, że to zdecydowanie imponderabilia, wkradają się w naszą codzienność i wpływają na nią znacząco.
Och! Amplifikując, tak bardzo chciałabym, żeby pewne imponderabilia były jednak mniej efemeryczne.
Mam nadzieję, że to nie pleonazm ;- DDD.
Pozdrawiam.
Ciasto z galaretką hm...
Chyba najbardziej typowe letnie ciasto. Owoce truskawki, jagody, maliny... o tak to moje ulubione owoce. Później brzoskwinie, wiśnie... zatopione w galaretce i doskonale harmonizujące z ... No właśnie czym? Kiedyś robiłam to ciasto tylko z bitą śmietaną, później zaczęłam eksperymentować, dodając do śmietany serek homogenizowany i odrobinę żelatyny. Dzisiaj najbardziej je lubię z jogurtem.
Ciasto lekkie, delikatne i bardzo orzeźwiające. Cieniutki biszkopt, przykryty ptasim mleczkiem z jogurtu naturalnego i owocami zatopionymi w galaretce. Można użyć owoców mrożonych lub świeżych. Owoce świeże zalewamy mocno już tężejącą galaretką. Natomiast zamrożone wrzucamy do zupełnie płynnej galaretki i energicznie nakładamy na ciasto. Bardzo szybko tężeje! Ja użyłam gotowej galaretki o smaku truskawkowym, ponieważ moi Nieletni Zjadacze zbuntowali się po ostatnim tiramisu. Polecam jednak galaretkę wykonaną na czerwonym winie. Oczywiście jeżeli używamy owoców jasnych np. brzoskwiń lepiej galaretkę przygotować na białym winie.
2 szklanki czerwonego wina
½ szklanki wody
50 g cukru
30 g żelatyny
Żelatynę rozpuścić w gorącej wodzie, wino zagotować dodać cukier i żelatynę dokładnie rozmieszać.
Biszkopt
Może być dowolnie upieczony cieniutki biszkopt, ja jednak proponuję:
2 jajka
80 g miałkiego cukru do wypieków
70 g mąki tortowej
50 g mąki ziemniaczanej
2 łyżki cukru waniliowego
łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki wody
Mąki połączyć z proszkiem i szczyptą soli. Przesiać. Białka oddzielić od żółtek i dokładnie ubić, dodając połowę cukru. Żółtka ubić w osobnej misce z resztą cukru, cukrem wanilinowym, wodą. Dodać białka, najpierw łyżkę, potem resztę. Delikatnie wymieszać. Nie używać już miksera. Dodać przesianą mąkę. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Ciasto przełożyć do blaszki. Można piec w okrągłej 20cm ewentualnie 24 cm. Ja jednak wolę to ciasto w formie kwadratowej i piekę w blaszce 24 x 24 cm. Czas pieczenia ok. 20 min.
Ptasie mleczko
800 ml jogurtu naturalnego ( bardzo lubię grecki )
100 g drobnego cukru
1 łyżeczka startej skórki z cytryny
kilka kropel soku z cytryny
30 g żelatyny
Żelatynę całkowicie rozpuszczam w ½ szklanki gorącej wody. Mieszając, stopniowo wlewam do jogurtu. Dodaję startą skórkę z cytryny, sok i cukier, dokładnie miksuję. Gdyby w jogurcie tworzyły się grudki z żelatyny, wystarczy miskę z masą postawić na garnku z gotującą się wodą i mieszać aż żelatyna całkowicie się rozpuści. Masa jest dosyć płynna, odstawiam i jak zacznie tężeć wykładam ją na przygotowany spód. Wkładam do lodówki do całkowitego stężenia. Na górę układam owoce i wykładam tężejącą galaretkę. Przygotowuję ją z 2 galaretek rozpuszczonych w 3 szklankach gorącej wody.
środa, 9 czerwca 2010
Sposób na... pizzę.
Éric-Emmanuel Schmitt „Oskar i Pani Róża”
No i masz, dopadł mnie i trzyma. Wykorzystał moment, w którym stałam się łatwym łupem. Mnie, która na co dzień, zawodowo zajmuje się pomaganiem innym – uwiódł, omotał, pokonał, właściwie bez walki. Smutek. Przytłacza mnie sam fakt istnienia. MNIE!!!
A kiedyś myślałam, że z tym jest tak, jak z ospą. Jak się człowiek wyleczy, to zyskuje odporność na całe życie.
Sprawa jest właściwie dosyć prosta. Chory potrzebuje lekarstwa, lekarstwem na smutek jest radość, taka po prostu, bycia tu i teraz, dostrzegania uroczych chwil.
A jaki jest przepis?
W zasadzie prosty i nie ja go wymyśliłam.
Świadomość oraz współczucie i zrozumienie.
Świadomość emocji, samoświadomość, zrozumienie, opanowanie własnych słów, myśli, w momencie zagrożenia, przykrości, rozczarowań, ogólnie mówiąc trudności życiowych. Świadomość co właściwie czuję, co mnie denerwuje, dlaczego się złoszczę, czuję się zraniona, oszukana. Współczucie wobec kogoś, kto sprawił nam przykrość, bo przecież prawda jest taka, że każdy z czymś walczy. Zrozumienie sytuacji oraz postępowania innych.
Mix kosztowny i czasem trudny w wykonaniu, może się przypalić.
Dużo tańsza jest rozpacz, smutek, złość w dodatku bez roboty.
Zainwestowałam w buteleczkę. Najlepszej jakości, oryginalna radość istnienia. Zażywam codziennie, jeszcze przed śniadaniem. Na efekty jednak trzeba zaczekać.
Ja tak bardzo chciałabym zrozumieć, tak bardzo chciałabym zrozumieć...
Proponuję jedno z najprostszych i najszybszych dań. Ciasto to woda mąka sól i odrobina drożdży. Im bardziej proste tym smaczniejsze. Jeżeli przygotujemy je wcześniej ( a może na nas zaczekać w chłodnym miejscu) to mamy lekki obiad lub kolację w 20 min.
Pizza
( 30 cm, odrobinę grubsze ciasto)
180 g mąki
10 g drożdży
1/2 łyżeczki cukru
1/2 łyżeczki soli
1/2 szklanki letniej wody
3 łyżki oliwy
oliwa do wysmarowania rąk podczas rozciągania pizzy
Mąkę wsypuję do miski, robię dołek, wkruszam drożdże, zasypuję cukrem i zalewam wodą. Pozostawiam na 10 min. Dodaję resztę składników i szybko mieszam ciasto. Powinno być jednolite, niezbyt ścisłe. Można ciasto od razu rozciągnąć na blaszce, ułożyć nadzienie i zapiec. Pizza jest jednak lepsza jeżeli ciasto trochę odpocznie i podrośnie.
Ja bardzo lubię jak pizza ma niewielką ilość składników jednak dużo sera.
Kładę na pizzę różne sery. Jestem powszechnie znanym zjadaczem serów więc zawsze mam kilka rodzajów w lodówce.
Sos do pizzy
łyżka przecieru pomidorowego
2 łyżki oliwy
duży pomidor drobno pokrojony
ząbek czosnku rozgnieciony
½ łyżeczki oregano
½ łyżeczki bazylii
Wszystko dokładnie wymieszać i posmarować wierzch ciasta. Na górę poukładać co kto lubi. Ja proponuję.
czarne oliwki
3 plasterki parmeńskiej lub salami ( pokrojone na kawałki )
roszponkę ( dobrze smakuje również szpinak no i oczywiście świeże listki bazylii)
ser gołda potarty
mozzarella pokrojona na plastry
ser topiony
Jeżeli mamy ser z ziołami ( np. Lidzbarski ) też doskonale smakuje.
Piekarnik nagrzewamy do najwyższej możliwej temperatury naszego piekarnika. Pieczemy 10 min.
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Gruszka w szynce parmeńskiej.
Antoine de Saint - Exupery
Bardzo lubię poranki, w których budzi mnie słońce, prześwitujące przez żaluzje. To ostatnia szansa by złapać za mały palec umykające niepostrzeżenie sny, to czas na porządki w przegródkach myśli.
Kochanie, co chcesz na śniadanie?
Potrzebowałam chwili by zastanowić się... Nie, nie, to inna bajka ;-)
Tupot trzech par bosych nóżek. Dwie maleńkie i jedna już prawie taka jak moja.
Maaamo! Jesteśmy głodni.
A Hanka mnie ugryzła.
Baldzo Cię kocham Mamusiu.
Jestem mamą. To jest mój wybór.
Rozmarzyłam się ... bo mnie się marzy, że Ktoś robi dla mnie śniadanie.
I tak rozpoczyna się kolejny dzień.
Skąd czerpię natchnienie?
No cóż, bo ja kiedyś byłam nałogowym poszukiwaczem nowych przepisów, dziwnych połączeń. Szperaczem i wycinaczem. Wtedy o internecie jeszcze nikt nie słyszał. Przeglądałam stosy gazet i poradników. Z zapamiętaniem wydzierałam notki o smakach, połączeniach, przyprawach;-). Większość, już dziś mocno pożółkłych karteczek, jest tematycznie powklejanych do zeszytu, niektóre fruwają na wolności. Potrafiłam zagłębiać się w tej miłej dla mnie lekturze. Siedziałam niemal do rana, z pasją oglądałam i planowałam co upiekę lub jaką sałatkę zrobię. Naprawdę :-D
A dzisiaj wyciągam stary zeszyt kiedy potrzebuję natchnienia.
Gruszka z szynką ? Pamiętam jak pierwszy raz podałam tę sałatkę na rodzinnej uroczystości. Wtedy kilka osób było mocno zaskoczonych. Myślę że dzisiaj nikogo nie dziwi takie połączenie, smaki przenikają się idealnie. Przepis znaleziony w gazecie kilka lat temu. W oryginale był podany z octem balsamicznym. Dla mnie wtedy to była czarna magia ;-) Wymyśliłam sos z oliwy cytryny, musztardy, cukru i tak zostało.
Sałatka z gruszką i szynką parmeńską
gruszka
szynka parmeńska ( długo dojrzewająca)
serek wiejski
orzechy włoskie,
świeży pieprz (kilka ziaren, grubo zmielonych)
kilka listków sałaty ( polecam roszponkę)
Sos:
2 łyżki oliwy
łyżka wody
kilka kropel soku z cytryny
1/3 łyżeczki cukru muscovado ( ewentualnie miód)
1/3 łyżeczki musztardy
pieprz, sól
wszystko energicznie wymieszać i skropić sałatkę. Nie mieszać.
Obraną gruszkę kroję na ósemki, owijam w cieniutkie plasterki szynki parmeńskiej ( jeżeli są bardzo wielkie, kroję wzdłuż, na pół ), układam na liściach sałaty, oprószonych solą, świeżo zmielonym pieprzem i oliwą. Dekoruję kleksami serka wiejskiego. Posypuję orzechami i polewam sosem. Podaję z pieczywem.