Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bandi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bandi. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 8 grudnia 2015

Denko - listopad

♪ Hello! How are you? ♪
Jestem, jestem. Zapodziałam się na chwilę, narobiłam sobie mega zaległości wszędzie tylko nie w pracy (odkryłam w sobie zamiłowanie do laminowania ;)), ale to nie znaczy, że kosmetycznie nic się u mnie nie działo. Wręcz przeciwnie, bo listopad jakoś wyjątkowo sprzyjał zużywaniu, na szczęście mniej kupowaniu.

Oto, co udało mi się wykończyć w listopadzie
1. Biały Jeleń, żel nagietkowy - dość długo przeleżał w moich zapasach, więc wydaje mi się, że żel stracił trochę na gęstości (w porównaniu z poprzednim opakowaniem). Zapach niezmiennie mi się podoba, więc jak kiedyś jeszcze trafię to się skuszę.
Teraz: różności z zapasów
2. Marks&Spencer, balsam Downton Abbey - oj, oj! Pomyliło mi się, bo myślałam, że to żel... Jedynym plusem tego produktu jest chyba tylko zapach - mega intensywny, perfumowany, taki wytworny. Główny problem to niewygodne opakowanie oraz ciężkie wchłanianie (balsam robił się biały na ciele i trzeba było trochę czekać aż kolor zniknie, ja przeważnie nie miałam na to czasu). Nawilżanie było całkiem w porządku, ale nie wrócę, bo pewnie i tak już na niego nie trafię w SH.
Teraz: ujędrniający olejek Eveline
3. C-THRU, żel pod prysznic Lovely Garden - dostałam jako gratis przy otwarciu kolejnego sklepu i w sumie nie spodziewałam się, że te żele są tak fajne! Trafiłam na ciekawy, kwiatowy zapach - z chęcią psikałabym się taką wodą. Żel był odpowiednio gęsty i dobrze oczyszczał. Myślę, że jeszcze kiedyś trafi w moje ręce.
Teraz: patrz pkt. 1
4. Original Source, płyn do kąpieli - czekoladowo-miętowy przyjemniaczek. Pienił się, pachniał, może wrócę.
Teraz: płyn ciasteczkowy z Biedry

5. ZróbSobieKrem, glinka zielona - miał powstać o nich oddzielny post a tu nie ma czasu. Nie stosowałam jej na tyle regularnie, by móc się wypowiadać na temat wpływu na stan mojej cery. Tak doraźnie to faktycznie usuwała nadmiar sebum, działała kojąco na wszelkie stany zapalne itp., oczyszczała. Przeważnie rozprowadzałam ją z wodą różaną, czasem dodatkowo z olejkiem arganowym. Wrócę jak pokończę inne kolory.
Teraz: glinka żółta i inne z zapasów
6. Jadwiga, maseczka kaolinowa - tak wielkim pudłem podzieliłam się z siostrą. Rozrabiałam ją podobnie jak glinkę zieloną, ale tym razem musiałam ją często zraszać podczas zasychania, bo ma tendencję do osypywania się z twarzy. Wybawieniem z sytuacji okazał się być zakup skompresowanych masek, które są strzałem w 10! Maska robi co ma robić a ja nie muszę co chwilę spsikiwać twarzy (nie lubię tego!). Maska przyjemnie uspokajała moją twarz, zmiękczała skórę i ją wygładzała oraz rozjaśniała już podczas doraźnego stosowania. Kiedyś wrócę.
Teraz: patrz wyżej
7. Clean&Clear, pianka oczyszczająca - tego typu produkty towarzyszą mi już od dawna, lubię próbować nowości i cieszę się, że trafiłam na nią, gdyż ma wszystkie cechy, które powinna mieć według mnie dobra pianka. Przyjemnie pachnie, jest wydajna a co najważniejsze bardzo dobrze radzi sobie z oczyszczaniem, nawet usuwaniem makijażu. Wrócę, mimo tego, że nie zwalczyła moich pryszczy.
Teraz: pianka Pharmaceris
8. BeBeauty, micelarny żel nawilżający - kiedyś bardzo lubiłam ten żel za zapach i za efekt dokładnego oczyszczania a kolejne opakowanie mnie rozczarowało. Zapach na szczęście się nie zmienił, ale żel nie radzi sobie już tak dobrze ze zmywaniem twarzy. Ma pfajną, bezbarwną, żelową formułę, która się nie pieni a przyjemnie koi skórę po całym dniu, zwłaszcza latem. Myślę, że mimo wszystko wrócę jeszcze kiedyś do niego, choćby do porannej toalety czy mycia pędzli.
Teraz: żel z Avonu
9. Garnier, płyn micelarny Czysta skóra - całkiem w porządku. Używałam go do zmywania i twarzy i oczu i radził sobie doskonale, równie skutecznie jak pozostałe 2 Garniery. Teraz czaję się na powrót do różowego (ma być niedługo w Biedronce).
Teraz: płyn BeBeauty

10. Bandi, krem intensywnie nawilżający - przede wszystkim przepiękny zapach ♥ Plus za opakowanie typu air-less, całkiem dobre nawilżanie i wchłanianie, nie świecenie się na twarzy, nie powodowanie zapychania i innych problemów skórnych. Nie wiem czy wrócę, bo staram się jednak szukać nieco tańszych produktów.
Teraz: matujący krem korygujący Sebio, Tołpa
11. Avon, kuracja z kwasem salicylowym - bałam się wysuszania a dostałam kilka syfów w gratisie... Od początku czekałam i czekałam aż zacznę coś zauważać na twarzy, jakieś pozytywne zmiany i dopiero pod koniec dostałam te wątpliwe prezenty. Liczyłam jednak na coś innego, nie wrócę.
Teraz: regenerujący krem korygujący Sebio, Tołpa

12. Mrs. Potter's, maska Ochrona koloru - włosy ostatni raz farbowałam jakieś 3 lata temu, ale nie przeszkadzało mi to w używaniu tej maski. Nie obciążała, miała przyjemny zapach, włosy po niej wyglądały normalnie.
Teraz: mleczny Kallos
13. Avon, balsam do ciała Luck - wodę skończyłam już dawno a balsam dopiero teraz. Pachniał przepięknie i dobrze nawilżał a do tego szybko się wchłaniał, więc polubiłam go.
Teraz: patrz pkt. 2
14. Rexona, antyperspirant - byłam zadowolona zarówno z zapachu jak i z ochrony (choć nie była 100%-owa), więc raczej do niego wrócę.
Teraz: antyperspirant CD
15. Isana, zmywacz do paznokci - przeczytałam tyle pozytywnych opinii, że nie mogłam go nie wypróbować. I nie mam innego wyjścia jak tylko dołączyć do jego miłośniczek! Faktycznie świetny zmywacz, który robi, co ma robić a do tego nie niszczy płytki i jest bardzo wydajny. Już rozglądam się za kolejną butelką.
Teraz: zmywacz z pompka z Biedronki

16. Linda, mydło drzewo sandałowe - bardzo spodobał mi się zapach tego mydła ♥. Nie jest tak gęste jak lubię (a pod koniec jeszcze syn dolał do butelki wody, żeby mydło starczyło na dłużej...), ale zapach wynagradza wszystko. Mam już kolejne opakowanie.
Teraz: to samo w łazience + mydło w piance B&BW a w kuchni zapach poziomkowo-winogronowy
17. Carea, płatki kosmetyczne - wracam regularnie.
Teraz: to samo
18. Tso Moriri, mydło Drzewo sandałowe - w tej kostce jeszcze lepiej było czuć ten niezwykły zapach! Lubię i wrócę.
Teraz: mydło z kolekcji Walentynkowej
19. Bania Agafii, peeling-masaż do ciała - pisałam o nim tutaj. Zdecydowania odradzam i sama też nie wrócę.
Teraz: na zmianę Avon, Perfecta i Tso Moriri
20. Barely There, kula do kąpieli - pierwsza moja kula i tej firmy i w ogóle i chyba mi się spodobało. Miły dla nosa zapach, przyjemne musowanie w wannie oraz wrażenie nawilżenia ciała - zdecydowanie warto tym bardziej, że w SH dałam za nią grosze.
Teraz: kule Tso Moriri
21. IsaDora, tusz do rzęs - zwykle, jak już nauczę się współpracować ze szczoteczką a tusz nie skleja rzęs a potem się nie osypuje to go lubię i tak było tym razem. Ładnie podkreślał rzęsy.
Teraz: tusz Eveline

Próbki. Peeling kawowy i złoty TM - oba całkiem przyjemne a ten złoty zostawia na skórze maleńkie błyszczące drobinki, serum Avon - ostatnia próbka :(, krem nagietkowy Sylveco - nie pamiętam już czy poprzednim razem też tak brzydko pachniał, Hean ze śluzem ślimaka - nic specjalnego.

Wyrzucam:


A jak Wam poszło w listopadzie? Znacie coś ode mnie?

niedziela, 7 września 2014

Denko - sierpień

Mój tradycyjny rozkład postów we wrześniu uległ zmianie przez wyniki rozdania, bo zwykle zaczynam miesiąc od denka, potem zakupy i reszta. W niczym to chyba nie przeszkadza tylko ja odczuwam jakieś zabałaganienie ;)

Koszyczek i tym razem nie podołał... Musze albo mniej zużywać albo znaleźć inny sposób przechowywania pustych opakowań.



Ciało - oczyszczanie


1. Ziaja, żel pod prysznic Gruszka i awokado - mój pierwszy ziajowy żel, ale wiem, że nie ostatni. Ślicznie pachniał a to dla mnie najważniejsze. Teraz mam grejpfruitowy, ale do tego wrócę na bank.

2. White Flower's, sól do kąpieli - zapach delikatny a działanie niezauważalne. Nie wiem czy kupię.

3. Luksja, żel pod prysznic - kremowa konsystencja, ale zapach taki średni, mało przyjemny. Nie kupię.

4. Tso Moriri, mydło glicerynowe Polskie maki - bardzo je lubię, ale przez dużą różnorodność zapachowo-wzorkową nie wracam 2 razy do tego samego ;). Kupię, ale inne.

5. Sulphur Zdrój, buskie spa siarczkowe - po nazwie spodziewałam się strasznego zapachu, ale było cytrusowo ;). Zużyłam na 2 razy, więc mało mogę powiedzieć - płyn bardzo wodnisty, ale dobrze się pienił choć piana szybko znikała. Nie kupię, bo wolę sole.

6. Avon, mydło peelingujące do stóp - całkiem ostre mydełko! Oczywiście to nie to samo co porządna tarka, ale spodziewałam się lekkiego łaskotania a tu czasem, przy dużym zbiorowisku tych drobinek, było niezłe tarcie. Może kiedyś kupię.


Twarz


7. Queen Helene, maseczka miętowa - recenzja tutaj. Ostatnio używałam jej głównie jako wysuszacz na krosty i świetnie sobie z tym radziła, więc jak tylko gdzieś ją znajdę to kupię.

8. Joanna, peeling do twarzy z gruszką - początkowo lubiłam, głównie za zapach, ale potem stwierdziłam, że wolę kremowe peelingi a nie takie żelowe. Słaby drapak i raczej nie kupię.

9. Bandi, kojący krem SPF 25 - recenzja tutaj. Nie kupię.

10. Tołpa, krem matujący - miałam, lubię i kupię.

11. Yves Rocher, krem do twarzy Hydra Vegetal - mocno pachnący żel, który zbyt długo się wchłania. Nie zdecyduję się na pełnowymiarową wersję.

12. Mariza, puder półtransparentny - to tester i kosztował grosze. Nie był tak mocno sprasowany, więc trochę pylił, ale to chyba cecha rozpoznawcza pudrów z Marizy. Odcień dla mnie idealny na lato, dobrze matowił, nie zapychał, ładnie pachniał. Kupię.


Ciało - pielęgnacja


13. Avon, wielozadaniowy balsam pielęgnacyjny - kocham go za zapach ♥ (owies + rumianek). Ogromna butla, ale dzięki pompce fajnie go się używało. Szybko się wchłaniał i dobrze nawilżał, ale tak na co dzień, nie długotrwale. Bardzo ładnie podkreślał moją opaleniznę, jakby wyrównywał koloryt skóry. Kupię.

14. Avon, mgiełka do ciała Fiołek - bardzo przyjemny spryskiwacz na lato o ładnym zapachu (miał pojawić się w Ulubieńcach minionych wakacji, ale ostatecznie zdecydowałam się na Tigera, bo jest głębszy, "wielonutowy" i przez to jeszcze ładniejszy). Kupię w przyszłym roku, ale może inny zapach na spróbowanie.

15. Avon, glicerynowy krem do rąk - edycja świąteczna. Kiedyś bardzo lubiłam te kremy, ale teraz wydaje mi się, że są gorsze niż dawniej. Albo to ja podniosłam poprzeczkę. Kupię jak opakowanie mi się spodoba.

16. She Foot, krem do stóp z masłem shea - całkiem przyjemny krem, dobrze nawilża. Mam jeszcze kilka próbek w zapasie i może kupię wersję pełnowymiarową.

17. Beauty Formulas, maska na stopy -  recenzja tutaj. Kupię.


Inne


18. Carea, płatki kosmetyczne - stale ich używam, ale teraz bardziej podobają mi się te zielone. Kupię.

19. Pilomax, maska do włosów zniszczonych - to już drugie opakowanie. Świetnie się u mnie spisuje i zapewnia błyskawiczny i zadowalający efekt. Używałam, gdy nie miałam czasu na długie maseczkowanie. Kupię.

20. Gentle Day, podpaski - wielki debiut na moim blogu, bo jeszcze nigdy nie pisałam o podpaskach. Długie prawie jak wkłady poporodowe ;), ale o wiele cieńsze i przyjemniejsze w używaniu. Nie kupię.


A jak Wam poszło w sierpniu? Więcej ubyło czy przybyło?
Znacie coś ode mnie?

piątek, 29 sierpnia 2014

Bandi, Eco Skin Care - kojący krem SPF 25

Do recenzji dzisiejszego produktu zbierałam się już od dawna i moja opinia zmieniała się niemal za każdym podejściem. Nie ma już co przedłużać, bo niczego więcej się o nim nie dowiem a lada moment sięgnę dna ;) Dlatego też zapraszam

Kojący krem SPF 25

Krem otrzymałam w prezencie od firmy w ubiegłym roku, na spotkaniu blogerek u Klaudii w Hrubieszowie. Początkowo wydawał się być nie dla mnie, ale po zagłębieniu się w ulotkę zmieniłam zdanie. Zanim zaczęłam go używać poszperałam w sieci po opiniach, zapoznałam się z nimi też na stronie firmy, więc wiedziałam już mniej więcej czego mogę się spodziewać. Jak na mój pierwszy krem z tak wysokim filtrem nie obyło się bez wpadek, ale o tym później.

Nie będę rozpisywać się na temat firmy czy serii, zamiast tego zeskanowałam Wam ulotkę dołączoną do kremu. Jeśli chcecie więcej, zajrzyjcie też na stronę Bandi.

lekko przyciemniłam
ups, trochę mi ucięło
  
Krem otrzymujemy w opakowaniu typu air-less (to lubię!). Jest na tyle przezroczyste, że dobrze widać zużycie, więc możemy się przygotować na ostatni psik.


Jak widać po otworze, krem nie jest koloru białego (a myślałam, że takie właśnie są kremy z wysokim filtrem) tylko beżowego czyli to taki krem tonujący (choć nie mogę powiedzieć żeby wyrównywał koloryt).

Tyle ile na zdjęciu wystarczy mi na wykremowanie całej twarzy. Nie jest to pełna pompka, bo taka ilość to za dużo jak na raz i bardzo widać to na twarzy.


Krem początkowo stosowałam tak jak producent nakazuje czyli na dzień. Tu nie do końca spisywał się dobrze, bo nie jestem przyzwyczajona do filtrów a nie spodziewałam się, że ich używanie jest aż tak problematyczne (dowiedziałam się tego dopiero po wpisie u Mademoiselle Eve). Nie chciał współpracować z moimi podkładami, nie mogłam go nosić samodzielnie, bo wyglądałam jak arlekin, więc go odstawiłam. Wróciłam do niego jakiś czas temu po to, aby go zdenkować i używałam na noc - sensu brak, ale cóż... Rano buźka była tak gładka i ładna, zmiany podgojone i pojawiało ich się coraz mniej, więc po paru dniach zaczęłam aplikować go też na dzień + ciemniejszy puder matujący i w takiej kombinacji spisywał się ok.

Od pierwszego użycia prześladowało mnie bielenie i błyszczenie twarzy (mimo tego, że po przeczytaniu opinii używałam go mało). O ile z błyszczeniem byłam sobie w stanie poradzić przy pomocy pudru to z bieleniem nie szło już tak łatwo. Krem delikatnie wklepywałam, na całej twarzy wchłaniał się niemal całkowicie (szkoda, że nie do matu), ale na moim nosie i w jego najbliższej okolicy było go widać niemal w każdym porze i ciężko było to przypudrować tak, aby nie uzyskać efektu tynku. Na linii żuchwy różnica też była widoczna i przy moim opalonym ciele wyglądało to brzydko. Na dowód moja poranna rozmowa z TŻ (zagorzałym przeciwnikiem make up'u):
- Nie maluj się tak, bo to źle wygląda.
- Ale co?
- No taka biała twarz.
- Ale ja mam tylko krem...

Krem faktycznie:
* świetnie się rozprowadza czy raczej wklepuje i dzięki jego barwie nie przegapimy ani fragmentu twarzy,
* nie zapycha porów,
* łagodzi podrażnienia,
* intensywnie nawilża i koi skórę,
* bardzo ładnie pachnie - tak delikatnie jak kosmetyki dla noworodków.

Krem niestety:
* nie jest lekki - dopóki go nie przypudrowałam miałam wrażenie lepkiej skóry,
* bieli,
* nie nadaje się pod makijaż.

O ochronie przed fotostarzeniem i stymulacji wzrostu prawidłowej mikroflory skóry się nie wypowiem - muszę zaufać.


Cena:
58 zł/50 ml

Dostępność:
sklep internetowy

Skład:
uhuhu jaki długi

Matowe opakowanie + zielone błyszczące kwiatki = ładny efekt
Prawda?

Krem nie przekonał mnie do stosowania filtrów. Spisywał się dobrze jeśli chodzi o nawilżanie czy łagodzenie podrażnień, ale dzięki kremom nie powodującym błyszczenia czy bielenia też jestem w stanie to osiągnąć. Może u osób z delikatną, nadwrażliwą i skłonną do podrażnień czy atopową skórą spisałby się lepiej - warto zaryzykować i sprawdzić. Ja nie mogę powiedzieć, że to bubel, bo miał swoje zalety, ale widocznie nie jest stworzony dla mnie. A ten idealny w ofercie Bandi jeszcze sobie znajdę ;)

Znacie produkty Bandi? Jak je oceniacie? Trafiłyście na perełkę?



- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

P. S. Chciałabym na koniec przypomnieć, że jeszcze tylko dziś i jutro możecie zgłosić się do rozdania, w którym przygotowałam dla Was 3 produkty Tso Moriri - Owocowe rozdanie.


Zapraszam serdecznie :)

czwartek, 6 lutego 2014

Denko - styczeń

Witajcie na pierwszym denku z tego roku :)

źródło
Najpierw kilka słów wyjaśnień, bo ciężko mi się odnaleźć w nowej sytuacji - z końcem stycznia rozpoczęłam pracę a także kurs specjalizacyjny, więc tak zabiegana nie byłam już dawno. Uwierzcie, że zdążyłam się od tego odzwyczaić a tu znowu wpadłam w sam środek rwącej rzeki... To w sumie dobrze, bo mam kopa i power a także więcej chęci do działania, ale bywa różnie. No i straciłam trochę czas na bloga i czytanie książek - staram się regularnie nadrabiać zaległości u Was, ale z notkami u mnie już gorzej. Książka też codziennie usypia mnie do snu, ale dorwałam w końcu ostatnie 2 tomy Martina i aż mi szkoda, że nie mogę ich połknąć tak szybko jak bym chciała. Ale może to lepiej? Dzięki temu dłużej zatrzymam się w tym klimacie :)


Wracając do tematu, zdjęcia w dzisiejszym wpisie takie a nie inne - rano jest za ciemno a po pracy już w zasadzie też. Potraktujcie je więc bardziej jako takie poglądowe...


Twarz:




1. Avon, pianka oczyszczająca - często do niej wracam i nigdy mnie nie zawodzi. Kupię ponownie.
2. Fitomed, maseczka-peeling K+K - recenzja tutaj. Dla mnie zbyt agresywny, więc nie planuję zakupu.
3. Pharmaceris, fluid intensywnie kryjący - prezent od koleżanki i polubiłam go po tej próbce na tyle, że mam już wersję pełnowymiarową. Bardzo mi się podoba i możecie się spodziewać recenzji niedługo.

Włosy:


4. Ziaja, maska do włosów - całkiem fajna maseczka, taka właśnie do codziennej pielęgnacji jak cała seria. Bardzo przyjemny zapach i zadowalające działanie, więc rozważam powrót i do niej o do szamponu.
5. ASP Kitoko, balsam do włosów - przepiękny, salonowy zapach! Konsystencja dość gęsta i zbita, więc przez takie a nie inne opakowanie ciężko było go używać. Działanie bardzo na +! Nie znam firmy, nie wiem czy można to gdzieś dorwać, więc nie kupię. 

Kolorówka:


6. Avon, puder prasowany Light Medium - świetny i dobrze sprasowany puder, po którym twarz była niemal idealnie gładka, ale podejrzewam go o zapychanie... Może kiedyś wezmę jaśniejszy odcień, bo ten nadawał się tylko do używania przy pomocy pędzla - gąbka robiła na twarzy koszmarne plamy. Bardzo wydajny i praktyczny - zaczyna się kruszyć dopiero gdy zostanie go tylko na brzegach. 
7. Glazel, tester pudru wykańczającego - matowił na długo,  bardzo ładnie pachniał, ale trochę przesuszał i pylił. Przesypałam go sobie do pustego pudełeczka po pudrze Mariza i dzięki temu bardzo wygodnie mi się używało, bo z tej małej próbki nie dało rady.
8. Eveline, tusz do rzęs - mega dziwna szczoteczka z taką kulką na końcu, którą na początku parę razy dziabnęła mnie w oko :/ Nie wiem jakie było jej zadanie, ale jak nauczyłam się obsługi to rzęsy były ładnie podkreślone, nic się nie kruszył i dobrze schodził pod płynem micelarnym.
9. Avon, trójkolorowy błyszczyk - smakowity drań! Nie byłam z tego odcienia tak zadowolona jak z poprzedniego, ale i tak uważam, że spisywał sie całkiem dobrze. Dobrze nawilżał i pielęgnował usta - szkoda, że nie ma ich już w ofercie.


Ciało-oczyszczanie:


10. Avon, żel Dazzling - ciekawy, iście świąteczny zapach, ale konsystencja jakby troche rzadsza niż w żelach ze standardowej oferty. Zawsze kupuję sezonowe wersje zapachowe, więc i tym razem nie mogło być inaczej.
11. Mariza, płyn do higieny intymnej - UWIELBIAM!!! Płyn był rewelacyjny i pachniał przepięknie, tak nawet lekko zmysłowo. Używałam go długo (od marca mniej więcej), ale to dlatego, że był ukryty między innymi kosmetykami w łazience przed TŻem, bo lubi mi podkradać takie płyny do...mycia włosów i czasem sama o nim zwyczajnie zapominałam. Bardzo fajna, choć trochę rzadka konsystencja, formuła taka mlecznobiała i trzeba było co jakiś czas wstrząsać opakowaniem, bo warstwy się rozdzielały. Butelka spora (260 ml), smukła i wygodna, pompka ani razu się nie zacięła, więc wszystko na +. Chętnie powtórzę ten romans, ale jak dopadnę go w promocji, bo cena regularna absolutnie do mnie nie przemawia.
12. Mariza, sól do kąpieli Róża - planuję recenzję niedługo. Zapach godny polecenia dla miłośniczek różanych aromatów.

Ciało-pielęgnacja:


13. Avon, krem do rąk - kupiłam, bo spodobała mi się kolorystyka opakowań tej linii i nie spodziewałam się, że tak bardzo go polubię. Dość wyraźny zapach nie każdemu może przypaść do gustu, ale mnie zachwycał. Bardzo dobrze radził sobie z głębokim nawilżaniem dłoni, stosowałam go głównie wieczorem. Z wielką chęcią powtórzę zakup, bo niedługo będzie w dobrej promocji.
14. Mariza, krem do stóp - średniaczek. Do pięt ;) nie dorasta mojemu lawendowemu ulubieńcowi. Nie chcę go więcej.
15. Eveline, kremowe mleczko do ciała - bardzo poczciwe mleczko o ładnym oliwkowym zapachu, dobrze nawilżało, ale na zimę potrzebuję czegoś mocniejszego. Opakowanie, jak przystało na kosmetyki Eveline, aż pęka w szfach od wszelkich obietnic i informacji :). Mój pierwszy tego typu produkt z pompką i nie ostatni, bo mam jeszcze 2 inne w zapasie, ale nie powiem, żeby takie rozwiązanie mnie całkowicie zadowalało - o ile jeszcze na początku było super, bo nic się nie zacinało i bez problemu wydobywało, to jak pompka przestała nabierać mleczko to okazało się, że w opakowaniu zostało ok. 5 cm produktu. Musiałam ciąć piłką do chleba a potem tytanowymi nożyczkami, bo taki to twardy plastik. 

Zapach:


16. Avon, woda Pur Blanca Elegance - miałam już chyba wszystkie wersje PB i ta na chwilę obecną podoba mi sie najbardziej. Zapach trwały i faktycznie bardzo elegancki, więc polecam. Rzadko wracam do tego samego zapachu, więc raczej wybiorę coś nowego.

Próbki i inne:


1. Carea, płatki kosmetyczne
2. Avon, serum naprawcze x 6
3. Bandi x 5 - na uwagę zasługują 3 białe saszetki czyli kojący krem do skory tłustej i 2 x krem redukujący zaczerwienienia. Bardzo podpasowały mojej twarzy zarówno pod względem pięknego i delikatnego zapachu jak i działania i gdyby mnie było stać to chętnie zakupiłabym wersje pełnowymiarowe. 
4. Nivea, krem na dzień - nawet mi się spodobało jego działanie i szybkie wchłanianie, ale zapach dla mnie zbyt intensywny i długo utrzymujący się na twarzy
5. Ziaja, krem ochronny na dzień - absolutnie nie nadaje się dla mnie na dzień, bo bardzo się błyszczy na twarzy. Stosowałam go na noc i rano buzia była miękka i gładka oraz matowa.
6. Efektima, maseczka nawilżająca - ratowałam nią buźkę po Sylwestrze, bo nie chciało mi się zmyć makijażu ;) Ślicznie pachnie, dość dobrze nawilża, ale nie lubię takich wchłaniających się maseczek, których resztek trzeba się jakoś pozbyć z twarzy - mimo, że zostaje tego niewiele to zwykle ciężko idzie usuwanie.

Uff! Powoli widać światło w moim próbkowym tunelu :)


Wyrzutki:

błyszczyki
olejek
+
coś na odchudzanie


Znacie coś? Jak Wasze pierwsze denka w tym roku?

piątek, 1 listopada 2013

Denko - październik

Tradycyjnie na początku miesiąca zamieszczam posta dotyczącego zużytych kosmetyków w miesiącu poprzednim. Tym razem wypadło na święto, ale z tej okazji, że siedzę w domu i raczej nigdzie się nie wybieram, postanowiłam ogarnąć to już dziś. Flaczki z kaczki bulgoczą przyjemnie w garnku a tymczasem w moim koszyczku...

Poszło mi raczej słabo... Plan był inny i jeszcze co najmniej 4 puste pudełka powinny się znaleźć na zdjęciu, ale z różnych powodów nie udało mi się ich opróźnić. Nie udało, bądź nie chciałam, ale o tym rozpiszę się za miesiąc (o ile nie zapomnę wspomnieć).



Ciało - oczyszczanie:
(w końcu jakieś puste pudełka po żelach, bo już się bałam, że zaczniecie myśleć, że się nie myję... Myję, myję, ale w kwestii otwierania żeli w ogóle się nie ograniczam i cała wanna jest zapełniona używanymi żelami i płynami - zapach wybieram w zależności od nastroju i ochoty, dlatego dość wolno mi to schodzi)


1. Avon, żel pod prysznic City Rush - kupiłam w zestawie z wodą i balsamem. Woda skończyła się w tamtym miesiącu a teraz przyszła pora na żel i balsam. Bardzo przyjemny zapach, kto lubi wodę City Rush polubi i ten żel. Jako środek myjący spisywał się bardzo dobrze, był dość gęsty, więc nie spływał z dłoni a zapach nawet długo utrzymywał się na ciele.

2. Avon, żel Seventh Heaven - zmyliło mnie różowe opakowanie, bo miałam kupić zapach Garden of Eden... Żel jak wszystkie żele Senses, ale zapach nie do końca mój. Muszę szybko naprawić swój błąd, bo mi jeszcze wycofają GoE!!!

3. Mariza, grejpfrutowy żel pod prysznic - mój pierwszy żel z tej firmy. Cieszę się, że miałam okazję kupić go taniej w zestawie z peelingiem do ciała o tym samym zapachu, bo uważam, że cena (9,9 zł/250 ml) jest ciut za wysoka (w porównaniu np. do żeli Senses z Avonu, które uwielbiam). Zapach świetny, trudno stwierdzić czy faktycznie pobudzający, ale bardzo przyjemnie mi się go używało. Konsystencja trochę za rzadka i czasem spływał mi z dłoni, więc uważam to za spory minus. Butelka wygodna w używaniu, a dzięki prostemu zamykaniu pod koniec możemy postawić ją do góry nogami i zużyć do końca. Z wielką chęcią wrócę do niego oraz wypróbuję inne zapachy, ale tylko wtedy gdy będzie na nie promocja (co niestety zdarza się dość rzadko, ale w najnowszym, świątecznym katalogu w końcu się doczekałam i czuję się, że porobię spore zapasy ;))


Ciało - nawilżanie:


4. Venus, balsam po goleniu i depilacji - szerzej o nim rozpisywałam się tutaj. Z chęcią wrócę do tego balsamu w przyszłości.

5. Avon, balsam do ciała City Rush - razem z żelem używałam go głównie dla podbicia i przedłużenia zapachu wody CR. Według mnie zapach balsamu różnił się troszkę od zapachu wody i żelu, ale była to subtelna różnica, która w niczym mi nie przeszkadzała a czuć ją było jedynie przy rozsmarowywaniu. Fajna, lekka konsystencja łatwo się rozprowadzała po ciele i szybko wchłaniała. Bardzo przyjemny duet, a raczej trio jeśli brać pod uwagę i wodę.


Kolorówka:


6. Mariza, puder matująco-kryjący - bardzo dobry produkt! Świetnie matowił a efekt był długotrwały. Puder przyjemnie pachniał i miał w sobie takie malutkie, błyszczące drobinki, ale nie widać było tego błyszczenia na twarzy. Całkiem wydajny i z wielką chęcią zakupię kolejną sztukę, ale tym razem w jaśniejszym, zimowym odcieniu. Kolorówka z Marizy spisuje się u mnie bardzo dobrze a to kolejny dowód. Szczerze polecam!

7. Avon, tusz do rzęs Super Drama - dla mnie Super Dramat... Dostałam go w prezencie, ale z tą zachcianką chodziło mi głównie o kosmetyczkę, z którą był dostępny w zestawie świątecznym w tamtym roku. Koszmarna szczoteczka, która brzydko sklejała mi rzęsy i za każdym razem musiałam je jeszcze rozczesywać inną szczoteczką. Wiem, że to prezent i darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale w przypadku blogerek (maniaczek kosmetycznych ;)) to przysłowie nie istnieje. Z radością go wykończyłam!

8. Avon, kredka do powiek Steel Grey (czy jakoś tak) - moja pierwsza w życiu kredka do kresek! Używałam jej dość długo aż w końcu nie byłam w stanie strugać. A w ogóle to już od lipca próbowałam ją zdenkować i patrzcie jak długo się trzymała, bestia! Bardzo podobał mi się ten kolorek na powiekach - szary, ale czasem wpadał w delikatny błękit. Z drugiej strony, w drugiej skuwce mieściły się cienie w szarym kolorze. Ja nie używam cieni, ale czasem wieczorami lubię sobie pożartować i coś tam zmalować i mimo tego, że jest tam ich bardzo mało to nie umiem ich wykończyć.


Inne:


9. Carea, płatki kosmetyczne - stały bywalec.

10. Ziaja, maska z zieloną glinką, Nuno - jakoś nie umiałam się do niej przekonać. Niby jest przeznaczona do cery zanieczyszczonej ze skłonnością do wyprysków, więc mojej, ale nie zauważyłam poprawy w tej kwestii. Faktycznie redukowała świecenie się skóry, ale był to efekt krótkotrwały i jedyny w zasadzie... Poszukam czegoś lepszego.


11. Avon, kulka Only Imagine - to moja przedostatnia kulka z Avonu. Dawniej byłam z nich bardzo zadowolona, ale teraz albo coś się pozmieniało, albo zwyczajnie zaczęłam potrzebować czegoś bardziej skutecznego. Dlatego jeśli znacie coś godnego polecenia to proszę o cynk w komentarzu (UWAGA! nie może brudzić ubrań!)


Próbki, próbeczki:


1. Ziaja, krem na dzień i na noc do skóry suchej, zmęczonej z bio olejkiem z awokado - dość tłusty i bardzo odżywczy krem. Próbka mega wydajna. Używałam jej głównie po maseczkach ściągających i tylko na noc, bo krem wolno się wchłania i zostawia błyszcząca, lepką warstwę na twarzy, ale za to rano buźka wygląda jak nowa! Mimo tego, krem nie dla mnie.

2. Ziaja, krem na dzień do skóry wrażliwej, mało elastycznej z bio olejkiem z pestek winogron - ten krem spodobał mi się bardziej już ze względu na bardzo przyjemny zapach. Konsystencja i wchłanianie też na plus, więc jestem skłonna go kupić, bo choć używałam go na noc to wydaje mi się, że będzie się dobrze spisywał pod makijażem. Dobrze nawilżał i łagodził wszelkie podrażnienia, dlatego poważnie myślę o zakupie pełnowymiarowego produktu.

3. Ziaja, krem redukujący trądzik - mała pojemność, więc nie jestem w stanie powiedzieć o nim tyle co o poprzednikach. Redukcja trądziku to coś na czym mi zależy i być może skuszę się na niego "w ciemno". Dobrze się wchłaniał i nie powodował błyszczenia.

4. Bandi, serum korygujące x2 i eliksir młodości - zacznę od tego, że nie lubię próbek Bandi, bo są ciężkie w używaniu - wąziutkie i bardzo ciężko grzebać w nich palcami! Używałam ich na noc, ale po szybkości wchłaniania i efekcie natychmiastowego matowienia mogę stwierdzić, że z powodzeniem nadadzą się pod makijaż. Nie zauważyłam spektakularnej poprawy na twarzy po tych trzech próbkach (używanych noc po nocy), ale i tak byłam zadowolona z efektu. Gdyby nie cena produktów pełnowymiarowych to skusiłabym się na serum.

5. Avon, serum naprawcze - pojawia się u mnie przy okazji każdego denka, więc to musi świadczyć o jego mocy! Uwielbiam i mam ich jeszcze sporo w zapasie.

6. Avon, maseczka Planet Spa tajski kwiat lotosu - już niemal zapomniałam jak fajna była ta maseczka! Miałam pełnowymiarową wersję, ale już nie jest dostępna w katalogu i wielka szkoda... To zaraz po błotnej moja ulubiona maseczka - pięknie pachnie, dobrze oczyszcza, nie ściąga i nie przesusza.

7. Floslek, maseczka intensywnie nawilżająca - bardzo ciekawy i godny wypróbowania produkt. Ratowałam się nią w pierwszych dniach używania mydła Aleppo, ale już się wszystko unormowało i jest ok. Warto ją mieć w zapasie, bo faktycznie bardzo dobrze nawilża i łagodzi podrażnienia.



Uff!!! Myślałam, że szybciej się z tym uporam, bo niby skromne denko, ale jak zwykle trochę mi zeszło z opisaniem wszystkiego. Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca ;)

Znacie coś? Podzielacie moją opinię?

czwartek, 1 sierpnia 2013

Denko - lipiec

Tradycyjnie nowy miesiąc zaczynam od wpisu denkowego. Trochę się rozleniwiłam ostatnio, ale pora już brać się ostro do roboty!


Fotka zbiorowa
(wcześniej koszyczek służył mi do przechowywania nowości, ale już się w nim nie mieszczę, więc od jakiegoś czasu zbieram tu puste opakowania)



Ciało - oczyszczanie


1. Pollena, Biały Jeleń żel pod prysznic babka lancetowata i dzika jabłoń - cudny zapach, miłe używanie zwłaszcza latem. Chętnie wrócę do niego

2. Avon, różany płyn do kapieli - zapach trochę zimowy i nawet opakowanie z choinką ;) W środku był czerwony, bardzo rzadki płyn, który barwił wodę na czerwono i słabo się pienił. Miło się go używało w okresie świątecznym, każdego roku decyduję się na taki zakup i mimo wszelkich minusów, skuszę się jeszcze.

3. Oriflame, krem pod prysznic More - powstal jako dodatek do wody od Demi Moore. Zapach bardzo wytworny, elegancki, ale dla mnie trochę zbyt kwaśny. Krem spisywał się dobrze i często wykorzystuję takie okazje na zakup tanich zestawów (kupiłam go z lakierem do włosów i masłem do ciała, lakier sprzedałam a masło gdzieś się jeszcze poniewiera nieużywane).

4. Original Source, żel pod prysznic czekolada i pomarańcz - delicjowy zapach :) Bardzo fajny, ale w upały trochę za ciężki, wolę cytrusy. Tak czy inaczej, polubilam się z tym żelem i to z pewnością nie jest pierwszy i ostatni raz.

Oczywiście tych czterech żeli nie zużyłam w miesiąc, teraz tylko wypadło ich definitywne wykończenie :)


Ciało - nawilżanie


5. Perfecta, wyszczuplający mus do ciała czarna porzeczka i grapefruit - raczej nie wyszczuplił, ale zapach idealny na lato! Czułam głównie grapefruit i było to bardzo przyjemne doznanie. Mus dobrze się wchłaniał a skóra po nim była aksamitna, nie ściągnięta. Mam ochotę na inne wersje zapachowe.

6. Barwa, balsam do ciała żurawina i imbir - wcześniej te balsamy oddawałam siostrze, ale po powąchaniu ten musiał zostać u mnie, pachnie obłędnie! Kwaśna żurawina, jak sok - mniam mniam! Balsam miał mleczkową konsystencję i doskonale się rozprowadzał na ciele i wchłaniał. Czy ujędrnił? Nie wiem, ale dla samego zapachu skuszę się jeszcze!

7. Mariza, krem do stóp nawilżająco-wygładzający - mój ulubieniec od jakiegoś czasu, recenzja tutaj. Kolejne opakowanie już czeka na półce.


Oczyszczanie - twarz


8. Avon, żel 3 w 1 - kolejny ulubieniec zapachowy! Słabo sobie radzi z usuwaniem makijażu, dlatego używam go tylko rano i tu jest ok. Mam też wersję zieloną, ale ona już tak nie pachnie i jeszcze jej nie próbowałam.

9. Mariza, peeling drobnoziarnisty do twarzy - bardzo fajny i godny polecenia zdzierak. Recenzja tutaj a kolejne opakowanie już zamówione.

10. Avon, maseczka do twarzy z błotem termalnym - był ogień! Początkowo trochę bałam się jej używać, bo przy mojej wrażliwej cerze takie rozgrzewanie nie było dobrym pomysłem, ale używałam jej rzadko, więc nie narobiła mi szkody. Ostatnimi czasy stosowałam ją jako peeling, bo opakowanie dawno wyrzucone a zapomniałam jak długo może być na twarzy. Nie jest już dostępna w sprzedaży.

11. BeBeauty, płyn micelarny - to już chyba moje trzecie opakowanie, co świadczy samo za siebie. Zużywam swoje zapasy, bo Biedronka nas chyba oszukała i nie ma zamiaru wycofać kury przynoszącej złote jajka ;). Płyn jest genialny, uwielbiam zmywać nim oczy, ale podczas wyjazdów służy mi do demakijażu i tonizacji całej twarzy. Kupię, kupię, kupię!!!


Kolorówka


12. Avon, nawilżająca pomadka Lilac Shimmer - odcień idealny dla mnie! Chociaż wolę błyszczyki, to ta pomadka również podbiła moje serce - piękny kolor i długotrwałe nawilżanie w zupełności mi wystarcza. Gdyby nie to, że mam z 5 innych nieotwieranych pomadek to kupiłabym ją jeszcze raz.

13. Avon, ekstremalnie wydłużający tusz do rzęs - spodobał mi się dopiero po czasie, bo na początku musiałam nauczyć się malować tą szczoteczką, która kilka razy dziabnęła mnie w oko. Tusz ma takie króciutkie włókna (widać je na waciku po demakijażu), które przyczepiają się do rzęs i w ten sposób je wydłużają. Nie zlepiał rzęs i chętnie wrócę do niego.

14. Oriflame, dotleniający podkład Oxygen Boost - tym razem w odcieniu Natural Ivory. Lubię go i wracam chętnie (to chyba już moje trzecie opakowanie) mimo tego, że nie kryje tak jakbym chciała. Teraz robię sobie przerwę, bo w kolejce mam 2 kremy BB (trzeci lada moment do mnie dotrze...) i jeden podkład.

15. Avon, żelowa kredka Super SHOCK - czarna z mieniącymi się drobinkami. Nie umiem robić kreski eyelinerami a kredką wychodzą mi takie jakie chcę :) Mam jeszcze 4 w zapasie: mocno czarną i fioletową do zużycia, bo kobaltowej i srebrnej chętnie bym się pozbyła - źle się czuję w takich kolorach.


Inne


16. Carea, płatki kosmetyczne - stały bywalec.

17. Avon, serum na suche i zniszczone końcówki - końcowki i tak się rozdwajają, ale lubię wiedzieć, że przynajmniej coś robię w celu ich zabezpieczenia. Kupię.

18. Oriflame, mydełko z drzewem herbacianym i rozmarynem - baardzo wydajna kostka! Używałam jej prawie rok, ale nieregularnie i tylko do przemywania twarzy rano. Kupiłam, bo myślałam, że będzie to tańszy odpowiednik żelu tonizującego z tej serii, który spisywał się u mnie bardzo dobrze, ale okazało się, że jednak nie. Co żel to żel! ;)


Pielęgnacja okolic oczu


19. Floslek, żel ze świetlikiem lekarskim i rumiankiem - świetny produkt! Uratował moje powieki po strasznym przesuszeniu kremem na dzień Anew Vitale. Miałam wrażenie, że im bliżej końca tym żel stawał się bardziej gęsty, ale nie wpływało to na wchłanianie. Nie podrażniał a bardzo dobrze nawilżał. Chętnie wrócę do niego.

20. Avon, luksusowy żel wygładzająco-rewitalizujący - cieszę się, że zapłacilam za niego ok. 5 zł chociaż nie jest wart nawet tego! Słaby luksus jak dla mnie, długo się wchłaniał i przez to lepił powieki. Nie zauważyłam pozytywnego działania na drobne zmarszczki czy cienie pod oczami a nawilżenie też było takie sobie. Nie kupię.


Próbki


1. Bandi, antycellulitowy balsam wyszczuplający - ciężko cokolwiek powiedzieć po próbce, która starczyła na jedno użycie, ale wiem, że nie kupię pełnowymiarowego opakowania, bo mimo tego, że bardzo rozgrzewa (przez co można mieć wrażenie, że działa) to słabo się wchłania i nogi po prostu się świecą. Nie dla mnie.

2. Mariza, krem matujący Biała herbata - przepięknie pachnie! Miałam już tak, że kupowałam krem matujący tylko ze względu na zapach, ale w końcu doszłam do wnisoku, że nie warto. Ten spisywał się dość dobrze, ale nie odpowiada mi konsystencja i wrażenie rozprowadzania na twarzy czegoś mega tłustego. To po chwili mija, ale u mnie nie przejdzie. Próbka starczyła mi na tydzień, ale używałam go tylko na noc i nie wiem czy nada się pod makijaż. Muszę kupić próbkę jeszcze raz i sprawdzić ;)

3. i 4. Ziaja, kremowy płyn do higieny intymnej - ok, ale znam lepsze.



Uff! W końcu!
A jak u Was w lipcu? Wakacje sprzyjają denkowaniu czy nie bardzo?




P.S. Jeśli chcecie to mam do oddania pompkę z serum na końcówki - podobno pasuje do podkładu Revlon.

niedziela, 7 lipca 2013

Hydro Care mleczko intensywnie nawilżające, Bandi

Postanowiłam spełnić życzenie katniewojt :) i dziś biorę się za recenzję mleczka nawilżającego od Bandi.
Produkt otrzymałam na październikowym spotkaniu blogerek w Lublinie i to było moje pierwsze zetknięcie się z tą firmą. Zaraz po otrzymaniu prezentu zastanawiałam się czy nie wymienić się z kimś od razu na coś, co bardziej przyda się mojej cerze, ale ostatecznie zrezygnowałam i cieszę się, bo miałam okazję przetestować kosmetyk, którego sama raczej bym sobie nie kupiła.

Tak oto prezentuje się mleczko:


Produkt jest zapakowany w solidny kartonik, nie pamiętam czy był zafoliowany, ale myślę, że tak, bo mam też krem na dzień w podobnym pudełku i jest on w folii. Na kartoniku po bokach jest rysunek mleczka oraz wytłoczona nazwa serii Hydro a z tyłu mamy informacje o produkcie. Skład kosmetyku znajduje się na spodzie pudełka.

W środku znajduje się plastikowa, twarda butelka z pompką mieszcząca 200 ml mleczka. Po pierwszych machaniach buteleczką okazało się, że z łatwością możemy kontrolować ubytek kosmetyku, bo butelka, choć nie jest idealnie przezroczysta, pokazuje nam zużycie.

Do gustu szczególnie przypadła mi szata graficzna plastikowego opakowania - połączenie bieli z niebieskimi kółkami różnej wielkości oraz zgniłozielonym napisem Hydro jest przyjemne dla oka. Początkowo denerwowałam się, że na plastikowym opakowaniu nie ma informacji o produkcie i za każdym razem gdy chciałam coś sprawdzić, musiałam szukać kartonika, ale taki minimalizm jednak jest bardziej w moim guście (wolę to niż całe opakowanie zapisane obietnicami tak jak w przypadku kosmetyków Eveline).

                               



Podczas używania okazało się, że w przypadku tak twardego plastiku, pompka jest jedynym rozwiązaniem, bo inaczej ciężko byłoby wydobywać mleczko. Ilość kosmetyku, która wychodzi po jednym naciśnięciu dozownika jest dość mała, więc potrzebowałam 5 naciśnięć na policzki i brodę i 3 na czoło (ale ja używałam trochę inaczej niż zaleca producent, więc to chyba stąd ta ilość). Przez cały czas stosowania pompka ani razu mi się nie zacięła.

Rurka od pompki jest umieszczona prosto, więc jak zostało mi ok. 2 cm mleczka to przestała już działać i zaczęła pluć - wykręciłam ją wtedy, buteleczkę postawiłam do góry nogami i reszta produktu spłynęła mi do plastikowej zatyczki. Resztę ze ścianek wydobyłam (czyściutkim!) pędzelkiem do malowania ust i dzięki temu zużyłam mleczko do ostatniej kropli :).

Czasem miewałam problemy z założeniem plastikowej zatyczki, gdyż jest ona bardzo dobrze dopasowana i z jedną ręką pełną mleczka ciężko było dobrze trafić, ale dzięki tak solidnemu zamknięciu można mieć przynajmniej pewność, że w podróży nic się nam nie otworzy i nie wyleje.



                                                 




Mam nadzieję, że już wyczerpałam temat wyglądu zewnętrznego ;) i możemy przejść do działania. Oto co obiecuje nam producent:


oraz sposób użycia:


Moja opinia:
Produkt zaczęłam używać od razu po otrzymaniu, ale początkowo bardzo się nie polubiliśmy. Nie przepadam za mleczkami do oczyszczania twarzy (jedynie do demakijażu oczu) a już tym bardziej za usuwaniem ich wacikami, więc za drugim podejściem zmodyfikowałam sobie ten sposób i po rozprowadzeniu i delikatnym masażu twarzy, zmywałam mleczko wodą.

Po pierwszych próbach z wacikiem i niezadowoleniu z oczyszczania skóry z makijażu, odstawiłam kosmetyk i wróciłam do niego w kwietniu. Nie wiem dlaczego wcześniej ubzdurałam sobie, że mleczko nadaje się do demakijażu, bo choć teraz usilnie tego szukam, nigdzie nie ma takiej informacji. I tak z powodu niewiedzy i dziwnych urojeń początkowo się zraziłam. Dopiero gdy dotarło do mnie, że kosmetyk nadaje się raczej do usuwania resztek po demakijażu lub porannego oczyszczania, zmieniłam co do niego zdanie.

Jestem zdania, że oczyszczanie z kremu na noc i innych pościelowych zanieczyszczeń to nic wielkiego i zwykle używam do tego celu ulubionych kosmetyków, które nie radzą sobie z demakijażem a jakoś nie umiem się z nimi rozstać (np. Avon Care 3 w 1). Mleczko Bandi wyróżnia się jednak niesamowitym efektem nawilżenia skóry, które utrzymuje się dość długo. Podczas używania naprawdę nie musiałam biegiem wklepywać kremu na dzień i czasem, jak nigdzie nie wychodziłam to siedziałam bez kremu nawet 2 godziny i nie czułam ściągnięcia (może tu pomagało moje dodatkowe masowanie przy użyciu produktu) tylko przyjemnie miękką buźkę. Nie zaobserwowałam żadnych niepokojących zmian na twarzy, więc chyba rzeczywiście nadaje się do każdego rodzaju cery, ale jestem ciekawa jak sprawdziłoby się w przypadku cery suchej (ja mam mieszaną).

Dodatkową zaletą jest zapach produktu. Zawsze mam problem z precyzyjnym określeniem, ale tu czuję głównie kwiaty i może jakieś owoce, zapach jest delikatny i nie dusi. Na twarzy nie utrzymuje się długo, więc nawet jak nie przypadnie do gustu to też nie męczy.

Konsystencja, jak to w przypadku mleczek, jest ani rzadka ani gęsta. Po wydobyciu na dłoń, mleczko z niej nie spływało, ale podczas rozprowadzania i masażu na wilgotnej twarzy robiło się jeszcze rzadsze i uciekało między palcami. Przy stosowaniu na suchą twarz nie było już z tym problemu.

Z wydajnością trochę pojechałam, bo nie pamiętam dokładnie jak długo używałam tego mleczka. W październiku/listopadzie odstawiłam je już po tygodniu a teraz od kwietnia, przy (mniej więcej codziennym) używaniu 8 pompek raz dziennie wystarczyło mi do drugiej połowy czerwca. Krótko? Długo? Trudno określić.

Dostępność:
sklep internetowy Bandi

Cena/pojemność:
29 zł/200 ml (przed chwilą zobaczyłam, że mleczko zostało produktem tygodnia i dla klientów po zalogowaniu jest na nie rabat w wysokości 20%)

Biorąc pod uwagę, że mleczko nadaje się dla mnie tylko do porannego oczyszczania, do wykonania którego nie mam zbyt wielkich wymagań, cena może być ciut wygórowana (mój ulubieniec AC 3 w 1 kosztuje ok. 6 zł i starcza mi mniej więcej na tyle samo). Uważam jednak, że raz na jakiś czas można pozwolić sobie na szaleństwo i większą dawkę nawilżenia dla skóry :)

                                                 



Skład:



Cieszę się, że miałam możliwość przetestowania tego mleczka a także innych produktów firmy (próbek). Dzięki temu już coś sobie upatrzyłam i chętnie poczynię drobne zakupy, mleczko z pewnością będzie na liście.



Znacie to mleczko? Jak sprawdziło się u Was?



Na koniec jeszcze pokażę Wam moje ostatnie zakupy kosmetyczne

                                                



 i stosiki na wakacje ;)

                                                


Do napisania :*