Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maseczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maseczka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 sierpnia 2013

Maseczka miętowa, Queen Helene

Korzystając z aktualnie zwolnionego komputera, chciałabym Was zapoznać z amerykańską firmą i bestsellerowym kosmetykiem, który otrzymałam w lutym na spotkaniu blogerek w Hrubieszowie. Dla mnie był to pierwszy kontakt i z 4 otrzymanych produktów to właśnie miętowa maseczka pierwsza (i jedyna ;) poszła w ruch. Tak wygląda w opakowaniu


Pierwsze co dziwi to niespotykana objętość 56,7 g, bo tak to opakowanie nie wyróżnia się niczym specjalnym - całkiem przyjemna kolorystyka, miękki plastik i tubka z zakrętką.


Maseczka ma nam pomóc w walce z trądzikiem poprzez zasuszanie pryszczy, usuwanie zaskórników i zmniejszanie porów - po prostu idealna dla mnie!


Oto informacje od producenta:



Od razu zweryfikujmy to przechodząc do moich wrażeń - używam jej już od kilku miesięcy z różną regularnością i muszę powiedzieć, że robię to bardzo chętnie. Mimo drobnych problemów z wydobyciem i rozprowadzeniem jej na twarzy a także początkowym pieczeniem (wrażenie mija po paru minutach) uważam, że faktycznie działa dobrze na wszelkie niespodzianki na mojej twarzy. Po 15 minutach i zmyciu twardej skorupy, twarz wydaje się być rozjaśniona a zmiany nieco przygaszone, pory są mniej widoczne a cała buźka przyjemnie gładka i matowa. Maseczka nie przesusza ani nie porażnia skóry, ale ja od razu przecieram twarz tonikiem i może dzięki temu tego nie zauważam (chodzi mi głównie o wysuszanie, bo zaczerwienienia nigdy nie zaobserwowałam).
Być może przy regularnym stosowaniu powoduje całkowite pozbycie sie syfów i widoczną poprawę stanu skóry, ale u mnie często wyciąga coś złego na wierzch i zwyczajnie się boję gorszego wysypu. Poza tym, nigdzie nie znalazłam informacji o tym jak często można ją stosować, więc wolę nie przesadzać.

Od jakiegoś czasu używam też jej punktowo i smaruję krosty na noc - maseczka dość szybko zasycha i przestaję czuć cokolwiek (więc zaczynam wątpić w jej działanie), ale rano zmiany rzeczywiście są podsuszone i podgojone. Ubolewam, że nie radzi sobie z przyspieszaniem "dojrzewania" zmian, ale nic co stosowałam do tej pory sobie z tym nie radziło, więc widocznie muszę cierpliwie znościć cały ten długotrwały etap...



Otwór przez który wychodzi produkt - dziurka jest dość spora, ale i tak zawsze są problemy z wyciśnięciem, bo maseczka jest bardzo gęsta.



I tu już mamy maseczkę - zielona, gęsta pasta o zapachu gumy Wrigley's Spearmint ♥ (a przynajmniej to jest moje pierwsze skojarzenie, bo gumy nie żułam juz bardzo dawno). Można go też porównać do zielonej Orbit.



Dostępność:

Cena:
8,5 zł/ 56,7 g lub 21,9 zł/270 g (+ koszty wysyłki ok. 6 zł)

Skład:
Water (Aqua), Kaolin, Bentonite, Glycerin, Zinc Oxide, Propylene Glycol, Sulfur, Chromium Oxide Greens, Fragrance (Parfum), Phenoxyethanol, Methylparaben


Reasumując, uważam, że produkt jest godny polecenia osobom, które borykają się ze zmianami trądzikowymi, bo mięta fajnie łagodzi i chłodzi a do tego nie podrażnia. A do wyduszania i rozprowadzania na twarzy można się spokojnie przyzwyczaić ;)




Specjalnie dla Was porobiłam skany ulotki, którą otrzymałam razem z maseczką - możecie zapoznać się z resztą produktów firmy Queen Helene:






mam jedną tubkę tego pierwszego olejku i odżywkę z cholesterolem 57 g


dostałam także 2 opakowania masła kakaowego 28 g (jednego używa siostra)


I jak tam? Znacie firmę? Testowałyście coś? Ja jestem bardzo ciekawa peelingów i innych maseczek.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Last and least - maseczka z olejem winogronowym BingoSpa

Jak zwykle w biegu i jak zwykle w ostatniej chwili...
Tym razem sprintem przybywam do Was z recenzją ostatniego produktu, który otrzymałam od firmy BingoSpa czyli

maseczce do twarzy 
ze 100% olejem winogronowym



Od producenta:
Maska do twarzy zawiera 5% czystego oleju winogronowego oraz kompleks ujędrniający. - tyle jeśli chodzi o opakowanie, po resztę musimy zajrzeć na stronkę a tam
Maska polecana jest do pielęgnacji cery tłustej, mieszanej i zanieczyszczonej.
Więcej tutaj




Cena/pojemność:
12 zł/120 g

Dostępność:

Skład:

Moje wrażenia:
* zapach nieładny!!! - coś starego, jakieś grzyby (ale to pewnie zapach oleju winogronowego); czuć go przez cały czas (czyli 15 min.)
* konsystencja żelowa, gęsta
* łatwo się rozprowadza na twarzy i nie spływa z niej
* zaraz po nałożeniu pieką mnie płatki nosa (tu gdzie mam "znaczniki" mojej wrażliwej skóry) i trwa to ok. 5 min
* czuć jak skóra chłonie składniki poprzez lekkie chłodzenie (tak mi się to skojarzyło)
* maseczka tak jakby "waży" się na twarzy - to, co się nie wchłonęło pozostaje w formie glutów
* pod koniec zmywania czuć tłustawą warstwę na twarzy
* po zmyciu chłodną wodą policzki są ciepłe
* skóra jest miękka i gładka, nie ściągnięta i nie spięta 


Podsumowując współpracę z firmą mogę śmiało zaliczyć ją do udanych (choć porównania raczej nie mam ;)). Kolagen do ciała i czekoladowo-miętowe serum przypadły mi do gustu niemal pod każdym względem, w przypadku maseczki zapach zdecydowanie przekreślił wszystko. Niemniej jednak, skuszę się na inne produkty, na pewno będzie to jakaś maseczka bezolejowa :).



Dziękuję firmie BingoSpa za możliwość przetestowania produktów. Fakt otrzymania tych kosmetyków za darmo nie wpłynął na moją ocenę.

piątek, 9 listopada 2012

Tydzień 3.: maseczka oczyszczająca i przeciwzmarszczkowa Efektima



Kolejny tydzień akcji to kolejne maseczki, tym razem wybrałam dwie z firmy Efektima. Szukając zdjęć w necie dowiedziałam się, że Efektima ma w ofercie aż 7 rodzajów maseczek! Oprócz dwóch testowanych i opisanych tu przeze mnie są jeszcze: nawilżająca, liftingująca, odżywcza, peel-off i relaksująco-łagodząca. Chętnie przetestowałabym tą ostatnią i odżywczą (strasznie zaciekawił mnie ich opis TU), ale u mnie w Naturze ich nie widziałam.




Pierwsza z recenzowanych dziś przeze mnie to

maseczka błoto mineralne 

przeciwzmarszczkowa z wyciągiem z alg



Info od producenta:
Doskonała maseczka przeciwzmarszczkowa na bazie błota zawierającego 70% substancji organicznych. Biostymuluje komórki skóry, powodując wzrost elastyczności i wygładzenie naskórka. Działa przeciwolnorodnikowo oraz dotlenia komórki. Mikroalgi wzmacniają spoistość i poprawiają gęstość skóry. Maseczka regularnie stosowana potrafi odwdzięczyć się skórze (szczególnie suchej i wrażliwej) widocznym pojędrnieniem. Dodatkowo doskonale ją tonizuje i napina.

Moje uwagi:
Jednym słowem: cudak (maseczka ta nie ma nic wspólnego z innymi błotnymi, których do tej pory używałam). Produkt ma konsystencję jak masło do ciała, taką gęstą i kremową, ale mimo wszystko łatwo się rozprowadza na twarzy. Kolor brązowo-fioletowy, zapach trochę błotny, ale niezbyt wyczuwalny i dzięki temu nie drażni. Nakładamy ją na 20 minut, po tym czasie zmywamy i oczom ukazuje się skóra trochę oczyszczona, gładka i miła w dotyku. Nie podrażnia.
Mimo swojego dość młodego wieku mam już trochę zmarszczek mimicznych, ale sięgając po nią nie liczyłam na cuda, bo wiadomo, że po jednorazowym zastosowaniu żadna maseczka dużo nie zdziała. Z tego powodu nie mogę powiedzieć żebym czuła się rozczarowana, z wielką chęcią ją wypróbowałam, ale nie zrobiła na mnie aż tak dobrego wrażenia abym miała powtórzyć zakup - z pewnością jest wiele innych godnych polecenia i wypróbowania.


Druga to

maseczka oczyszczająca 

z wyciągiem z nagietka



Info od producenta:
Nowoczesna, skuteczna i szybko działająca maseczka oczyszczająca. Zastosowany w maseczce kaolin wchłania zanieczyszczenia i nadmiar tłuszczu pokrywającego skórę. Napina ją i wygładza oraz nadaje ładny, matowy wygląd. Formuła maski zawiera dodatkowo wyciąg z nagietka oraz rumianku, które działają kojąco, łagodzą podrażnienia i intensywnie pielęgnują cerę oraz zapobiegają powstawaniu nowych zmian na skórze

Moje wrażenia:
CUDO!!! Już od pierwszej chwili zakochałam się w zapachu!!! Kojarzy mi się z mazidełkami, których używałam do pielęgnacji skóry mojego bobaska jak był w stosownym wieku :) (ale chyba nie jest to zapach rumianku tylko raczej nagietka - tak sądzę, bo wiem jak pachnie rumianek w kosmetykach, ale zapachu nagietka nie znam :/). Ten cudny, relaksujący aromat czujemy przez cały czas trzymania maseczki na twarzy (20 minut), pewnie dla osób wrażliwych na zapachy będzie to problem - ja byłam zachwycona :).
Jedyny minus to konsystencja - teraz już wiem, że przed wydobyciem produktu z saszetki należy ją trochę pougniatać, ponieważ maseczka się rozwarstwiła i jak ją otworzyłam to na rękę wypłynęła mi jasnozielona woda a gęstsza, kremowa konsystencja była na samym dnie saszetki. Na szczęście ta woda, która uciekła mi przez palce nie sprawiła, że rozprowadzanie produktu stało się problemem.
Mimo obecności glinki kaolin maseczka nie zasycha na twardą skorupę - a przynajmniej u mnie tego nie zaobserwowałam (prawdę mówiąc to nawet nie wiem czy powinna tak zasychać, ale inne maseczki z glinkami tak się zachowywały i stąd ten wniosek; wybaczcie moją ignorancję, bo pomimo tego, że bardzo lubię glinki to jeszcze nie wszystko o nich wiem).
Z ręką na sercu mogę za to powiedzieć, że wszystkie obietnice producenta zostały spełnione - skóra jest zmatowiona, nieściągnięta, niepodrażniona, nowe problemy skórne również się nie pojawiły :) a te, które zagościły ostatnio na mojej twarzy wydają się być ukojone i podleczone, ale nie wysuszone. Czuję się w pełni usatysfakcjonowana, co z pewnością przeniesie się na kolejne zakupy.


Pojemność i cena: 10 ml/1,49 zł w promocji


Z wielką chęcią sięgnę jeszcze po tę maseczkę z nagietkiem oraz odżywczą i relaksująco-łagodzącą, błotną już sobie odpuszczę.


Testowałyście je już? Może znacie te dwie, które mnie zaintrygowały?
Czekam na komentarze :)

środa, 31 października 2012

Tydzień 2.: maska anty-stres z glinką żółtą Ziaja

TAG maseczkowy podzieliłam sobie na 5 wpisów (po wpisie na tydzień) i w każdym pojawi się recenzja co najmniej jednej maseczki bądź grupy maseczek. Tym razem będzie o tym, co lubię najbardziej czyli o maseczkach z glinką. Żadne tam żelowe, żadne tam peel-off (a już tym bardziej żelowe peel-off!) tylko właśnie te z kolorowymi glinkami są moimi ulubionymi.
Wróć! Sorki, mam też jedną ulubioną peel-off...




W poprzednim tygodniu miałam przyjemność przetestowania

maski anty-stres z glinką żółtą do każdego rodzaju skóry


Na zdjęciu pierwsza od lewej


Skusiłam się na nią w Naturze (1,99 zł/7 ml - na raz) a parę dni później znalazłam ją w Rossmannie za 1,69 zł (nie zrobiłam zapasu, bo nie wiedziałam czy mi się spodoba, ale wpadnę tam z pewnością po jeszcze).



Info o produkcie:
łagodzi relaksuje odpręża

 skutecznie łagodzi podrażnienia
glinka żółta kojąca - naturalny surowiec z grupy minerałów ilastych, bogate źródło mikroelementów: krzemu (60%), glinu (20%) i żelaza (ok. 10%). Zawiera magnez, potas, fosfor oraz wapń.

 redukuje szorstkość naskórka
ECO-certyfikowany olej Canola - bogaty w fitosterole, tokoferole oraz kwasy tłuszczowe. Doskonale odżywia i zmiękcza naskórek
ECO-certyfikowane glicerydy kokosowe - źródło NNKT bogatych w kwasy omega3 i omega6 niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania skóry. Zapewniają wysoką efektywność ochrony warstwy lipidowej naskórka.

 rozjaśnia koloryt skóry
witamina C - rozjaśnia i poprawia koloryt naskórka. Wspomagając procesy wytwarzania i regeneracji kolagenu, spowalnia starzenie się skóry
prowitamina B5 - aktywnie nawilża oraz skutecznie regeneruje podrażniony naskórek



Ja użyłam jej dopiero raz, więc o długotrwałych efektach nie mogę jeszcze mówić, ale z pewnością zrobię zapas i potestuję regularnie czyli 2-3 razy w tygodniu, a wtedy faktycznie będę mogła ocenić wszystkie obietnice. Póki co to mogę powiedzieć, że maska jest koloru ciemnożółtego, ma gęstą, przyjemną konsystencję i prześliczny zapach, który czujemy przez cały czas jak mamy maseczkę na twarzy - to właśnie ten zapach chyba ma relaksować i odprężać, mnie urzekł on bardzo i chyba o to chodzi! Podczas aplikacji i już trzymania maseczki na twarzy nie czuć pieczenia (co często się u mnie zdarza - mam takie "czujniki" przy nosie), więc może naprawdę ma działanie łagodzące.

W ostatnich dniach zaobserwowałam, że strasznie wysuszyła mi się skóra, zwłaszcza na policzkach i koło ust i nie wiem czy to wina kremu, który próbuję zdenkować od dwóch tygodni czy ogrzewania, które też ma na to duży wpływ. Może oba czynniki mają takie działanie razem, bo nie pamiętam abym w tamtym toku miała podobny problem po włączeniu ogrzewania, tak samo jak nie pamiętam, aby ten krem wcześniej mnie wysuszał, więc mam zagadkę. A pielęgnacji też ostatnio nie zmieniałam to tym bardziej!
Tą dygresją zmierzam właśnie do kolejnej zalety maski czyli redukcji szorstkości naskórka. Nie bez obaw sięgnęłam po nią w piątek, w przeddzień spotkania blogerek, licząc na błyskawiczną poprawę stanu skóry bez ryzyka pojawienia się kolejnych problemów... I rzeczywiście, po zmyciu skóra sprawiała wrażenie dobrze odżywionej i nawilżonej, szorstkość była dużo mniejsza, ale efekt utrzymał się tylko do rana i w dzień dalej było widać przesuszenie. Rozjaśnienia kolorytu także nie zauważyłam, ale po jednej aplikacji nie ma co spodziewać się cudów - tym bardziej jestem bardzo zainteresowana dalszym używaniem!

Reasumując, maska zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie i jest dla mnie zapowiedzią dłuższej przygody, bo obietnice producenta idealnie rozwiązałyby problemy skóry, które mam aktualnie. Jestem zdecydowanie na tak! :)



Lubicie maseczki z glinkami? Jakie są Wasze ulubione?




niedziela, 21 października 2012

Tydzień 1.: maseczka błotna

Witajcie słoneczno-niedzielnie, ale niestety katarzyście...




Przemyślałam to sobie i doszłam do wniosku, że akcji "Październik miesiącem maseczek" nie mogę rozpocząć inaczej niż recenzją (czy też przypomnieniem w przypadku błota) moich ulubieńców czyli


błota z Morza Martwego, Betterware




http://themonique-girlsjustwant.blogspot.com/2012/04/boto-z-morza-martwego.html











maseczki błotnej z minerałami z Morza Martwego Planet Spa, Avon


Tu na zdjęciu w duecie z gąbką do nakładania maseczek, której używam do nakładania tylko tej maseczki, bo uważam, że wychodzi jej to lepiej niż moim palcom.




Tu widzimy obietnice producenta




A tu mamy kolor (szary) i mniej więcej konsystencję maseczki (raczej gęsta, zbita, niespływająca z twarzy czy z gąbki i niewsiąkająca w nią)




Tak wygląda gąbka po nałożeniu maseczki na całą twarz.



Maseczkę polubiłam niemalże od pierwszej chwili, ponieważ bardzo lubię tę serię z minerałami z Morza Martwego Planet Spa i zauważyłam, że jej działanie nie jest tylko zwyczajną obietnicą. Po 5-10 minutach chodzenia w szarej masce oczom ukazuje się twarz dobrze oczyszczona i wygładzona oraz przyjemnie matowa (a nie "promienna" jak mamy na opakowaniu, dla mnie to nawet lepiej). Przy regularnym stosowaniu można nawet zauważyć zmniejszanie porów oraz podsuszanie i rozjaśnianie wszelkich czerwonych problemów skórnych a zatem ich szybsze gojenie i znikanie. 
Jestem też zadowolona, bo maseczka jest bardzo wydajna, ale zależy to oczywiście od ilości jaką nakładamy jednorazowo - u mnie nie jest to ani zbyt cienka ani zbyt gruba warstwa, doszłam już do wprawy i wyrobiłam sobie idealną ilość na moją twarz.



*Opakowanie - wygodna, plastikowa tubka z łatwym otwieraniem typu "klik"

*Zapach - bardzo charakterystyczny (jak całej serii), ale delikatny i niemęczący czy duszący

*Cena regularna: 27,00 zł/75 ml (w promocji 19,99 zł; ja najczęściej kupuję ją w zestawie i kosztuje mnie ok. 10 zł)



Zachęcam do zakupu i wypróbowania tej maseczki, bo krzywdy nie powinna wyrządzić a możecie ją polubić tak jak ja :).



P.S. Mam niespodziankę dla kogoś, kto chciałby przetestować błoto z Morza Martwego - pierwsza osoba, która wyrazi taka chęć pod tym postem otrzyma ode mnie odsypkę błota na jeden raz (7 łyżeczek błota i mogę również dołączyć mini buteleczkę ze skoncentrowaną wodą z MM).
Zapraszam i polecam!



sobota, 25 sierpnia 2012

Naprawcza maseczka do włosów z minerałami z Morza Martwego, Avon

Nie muszę się chyba powtarzać, że lubię Avonową serię Planet Spa, a tą z minerałami z Morza Martwego to już w ogóle! Maseczka ta nie jest już niestety dostępna w regularnej sprzedaży, ale można ją wyhaczyć aktualnie w ofercie dodatkowej i kosztuje 7.99 zł.



Co ma robić z włosami?*
- odbudowywać i wzmacniać
- nawilżać i nadawać połysk
- wygładzać, ułatwiać rozczesywanie i układanie 
* ściągnięte z opisu na KWC, bo na opakowaniu tego nie ma a katalog już dawno wyrzucony


W wygodnej do użycia tubce mieści się 150 ml maseczki.




Mniej więcej taką porcję stosowałam jednorazowo, wcierałam ją tylko na długości włosów, nie u nasady.




I maseczka na włosach (mój kolor to aktualnie jasny złoty brąz, ale tu tego nie widać)




I w końcu te beznadziejne klipsy z Avonu mogły się wykazać (przynajmniej z mokrych włosów się nie ześlizgują...)




* Nakładamy na umyte włosy i trzymamy 5-10 min (ja zawsze ponad 10)
* Opakowanie wystarcza na ok. 10 użyć - przynajmniej na moich włosach (mam je do łopatek)
* Zapach taki jak całej serii (dla mnie bardzo fajny), ale po zmyciu nie czuć go na włosach


Przyjemnie używa się tę maseczkę już od samego początku, bo fajnie się rozprowadza na włosach i nie jest zbyt rzadka, więc nie skapuje między palcami. Efekty czułam już podczas pierwszego zmywania - włosy były gładkie i miękkie, chociaż miałam wrażenie, że jest ich mniej niż normalnie.

Czy włosy są odbudowane i wzmocnione? Nie umiem tego stwierdzić... I przed używaniem maseczki i w trakcie włosy wypadały cały czas tak samo, więc chyba nie bardzo sprawdziła się w tej kwestii :/
Ale pozostałe obietnice zostały spełnione w 100%! Włosy są miękkie i nawilżone nawet po wysuszeniu suszarką, ponadto są wygładzone i zdrowo się błyszczą - ogólnie, jestem bardzo zadowolona z efektów i planuję kolejny zakup tej maseczki (mam nadzieję, że jeszcze ją dostanę).

I pora na parę słów o mojej pielęgnacji włosów po to, abyście mogły zweryfikować moje wrażenia - maseczki zaczęłam używać na początku lipca, w trakcie łykania MEGA Krzemu AVETPHARMA a gdzieś tak w połowie lipca rozpoczęłam kurację Jantarem Farmony. Pewnie na moje odczucia miały wpływ również te specyfiki, ale ciężko odnieść się do efektów jakiejkolwiek maseczki do włosów "na sucho", bo i tak używamy różnych szamponów, które mogą współdziałać z daną maseczką lub nie. Ja testowałam ją po wszystkich wówczas używanych przeze mnie szamponach i specyfikach (Nivea Ling Repair, Alterra Makadamia i Figa, Avon Kwiat Wiśni, Avon szampon z marokańskim olejkiem oraz Avon serum na zniszczone końcówki - to oczywiście po maseczce) i efekt był zawsze zadowalający. Tak samo z suszeniem włosów - raz używałam suszarki a raz pozwalałam im wyschnąć ot tak. Suma sumarum, dla mnie produkt godny polecenia.



Używałyście jej może? Jak wrażenia?

poniedziałek, 30 lipca 2012

3 w 1 - peeling, maseczka, krem myjący - Solutions, Avon

Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem opublikowania tej notki, ale czekałam na przetestowanie trzeciej możliwości użycia tego kosmetyku (czyli maseczki). Wczoraj w końcu znalazłam na to czas, więc dziś przedstawiam Wam jeden z nowszych produktów linii Solutions czyli


3 w 1

peeling, maseczka, krem myjący 

Linia Podstawa Pielęgnacji z szarotką alpejską






Zacznę od tego, że na to cudo skusiłam się od razu w katalogu, w którym się pojawiło - lubię testować wszelkie nowe peelingi z oferty Avonu, a ten kupiłam w zestawie razem z tonikiem i nawilżającym żelem do twarzy z tej serii (żelu niestety nie testowałam, bo pozbyłam się go zaraz po tym jak dowiedziałam się, że powoduje błyszczenia, a tonik czeka w kolejce i podobno jest spoko).


Cała linia przeznaczona jest do każdego rodzaju skóry w każdym wieku a kompleks z szarotką alpejską chroni przed wolnymi rodnikami, nadaje skórze nieskazitelną czystość, świeżość i nawilża ją.

Kosmetyk ma pojemność 100 ml i znajduje się w tubce z wygodnym otwieraniem typu "klik" - to bardzo dobrze, bo nie lubię kosmetyków do oczyszczania twarzy, które trzeba odkręcać!!!


Kolor biały z niebieskimi drobinkami



Przejdźmy zatem do oceny kosmetyku pod względem jego zastosowania:

- krem myjący - bardzo fajnie oczyszcza twarz z makijażu i innych zanieczyszczeń, ładnie pachnie, nie pieni się i przyjemnie chłodzi podczas mycia. Po zabiegu buzia jest gładka i odświeżona, a chłodzenie utrzymuje się jeszcze chwilę (efekt pożądany zwłaszcza latem). I co ważne - nie powoduje ściągnięcia skóry! Można spokojnie odczekać aż chłodzenie się skończy i nakładać krem.

- peeling - drobne, niebieskie cząsteczki dość dobrze ścierają a jednocześnie są delikatne, wiec nie powinny wyrządzić nikomu krzywdy. Jeśli używałyście zielonego peelingu Clearskin z Avonu to ten jest łagodniejszy i chłodzi mniej, ale równie przyjemnie - można go dzięki temu używać częściej.

- maseczka - ta opcja spodobała mi się najmniej. Jedynym plusem dla mnie jest to chłodzenie, które czuć przez cały czas jak maseczka jest na twarzy i jakieś 5 minut po zmyciu jej. Nakładając i zmywając jednocześnie robimy lekki peeling, ale tu zauważyłam, że skóra mimo tego, że jest gładka to wcale nie wydaje się być dobrze nawilżoną. W ten sposób użyłam kosmetyku raz, ale więcej nie będę, bo mam lepsze maseczki.

Podsumowując, jest to dla mnie fajna alternatywa dla zielonego peelingu Clearskin, którego mogę używać raz w tygodniu, bo jest ostrzejszy. Dwa z wymienionych wyżej zastosowań mają dla mnie trochę rozmytą granicę, bo używając kosmetyku jako kremu myjącego nakładamy go na twarz i tym samym trzemy drobinkami skórę co już jest dla mnie lekkim peelingiem (tu różnica jest jedynie w nacisku z jakim to robimy i w czasie wmasowywania - używając go jako peelingu masujemy ok. minutę). Producent zaleca, aby codziennie rano i wieczorem używać go do mycia twarzy, a parę razy w tygodniu jako peeling i maseczkę - ja nie potrzebuję nawet lekkiego peelingu 2 razy dziennie, wolę myć twarz zwykłymi preparatami do oczyszczania, bez drobinek i 2-3 razy w tygodniu zrobić sobie chłodzący peeling.
Polecam go zwłaszcza do stosowania latem :)

Cena: 13,99 zł w promocji (cena katalogowa: 18,00 zł)



A Wy lubicie kosmetyki chłodzące? Co myślicie o peelingach do twarzy z Avonu?

piątek, 20 kwietnia 2012

Błoto z Morza Martwego - Betterware

Moja przygoda z minerałami z Morza Martwego rozpoczęła się parę lat temu kiedy zaczęłam używać tej serii w Avonie (nigdy nie sprawdzałam ile faktycznie jest MM w tych kosmetykach, bo w zasadzie byłam zadowolona z tego co miałam). Jakiś czas temu firma Betterware wprowadziła u siebie kategorię produktów Blue Nature, w której znalazły się:
- sól karnalitowa z MM
- błoto z MM
- skoncentrowana woda z MM.



Od początku czaiłam się na te produkty, ale cena była dla mnie nie do zaakceptowania, więc czekałam na super promocję. Gdy w końcu kupiłam zestaw to przeleżał on w szafie parę miesięcy aż w końcu sytuacja zmusiła mnie do wypróbowania błota jako maseczki na trądzik. Trądzik to w moim przypadku zbyt dużo powiedziane, ale zaczęły się u mnie pojawiać nieładne krosty, których chciałam się szybko pozbyć.

Plastikowe pudełko z wygodnym odkręcanym wieczkiem mieści w sobie 500 g błota (skład: 100% Dead Sea mud). Początkowo myślałam, że pachnie jak zwykła ziemia, ale teraz jak się w to wwąchuję to czuć coś bardziej wyrazistego, dość ostrego dla nosa (wg producenta jest to zapach mułu rzecznego). Jak podaje dystrybutor:

"błoto nie zawiera żadnych środków aromatyzujących, konserwantów ani polepszaczy. Stanowi jego czystą, naturalną formę, co odróżnia je od innych kosmetyków dostępnych na rynku, zanieczyszczonych dodatkami." 

Na opakowaniu widnieje również informacja, że jest to

  "Produkt naturalny. Kraj pochodzenia: Jordania"


Parę słów o produkcie od dystrybutora:

"Błoto z Morza Martwego jest nadzwyczaj skuteczne w pielęgnacji cery tłustej i mieszanej oraz nieocenione w zwalczaniu trądziku i wykwitów skórnych wywołanych nadmiarem sebum. Oczyszcza pory, ściąga je i dezynfekuje. Po zastosowaniu maseczki lub okładu z błota skóra staje się gładka i delikatna w dotyku."

Błoto (w różnej postaci) ma wiele zastosowań:
- zabiegi antycellulitowe,
- walka z trądzikiem i wypryskami,
- walka z łupieżem,
- wspomaganie leczenia atopowego zapalenia skóry, grzybicy i łuszczycy,
- wspomaganie rehabilitacji pourazowej,
- łagodzenie artretyzmu, reumatyzmu oraz zapalenia kości lub nerwów,
- pomoc w niwelowaniu zmarszczek i opóźnianie procesów starzenia,
- łagodzenie migreny, zmęczenia i stresu,
- działanie relaksacyjne i uspokajające.

Pierwsze 4 punkty - ok, mogę się z tym zgodzić lub to przyjąć do wiadomości, bo nie korzystałam z błota w walce z innymi problemami niż trądzik. Z resztą zastosowań miałabym wątpliwości, ale w sumie ciężko stwierdzić czy błoto ma jakiś wpływ na nasze zmęczenie lub reumatyzm czy nie a jeśli tak to jak go wtedy używać w tym celu? Macie jakieś pomysły? Zresztą, zbaczam z tematu a nie tego miał dotyczyć post...



Błoto wygląda tak:


Tu już przesypane do mojego pojemniczka, w którym przyrządzam papkę:


Do 7 płaskich łyżeczek błota dodaję jedną łyżeczkę wody mineralnej lub skoncentrowanej wody z Morza Martwego (na zdjęciu) - nie może to być woda z kranu!:


 I gotowa papka, którą nakładam na twarz:


Tym razem maseczka wyszła mi wyjątkowo gęsta, bo zwykle przesadzam trochę z wodą, co sprawia, że  ciężko nałożyć ją na twarz. Błoto nie jest tak drobniste jak piasek, więc trzeba je dobrze wymieszać z wodą, ale i tak podczas nakładania czuć grudki (mamy więc peeling i maseczkę w jednym). Od razu po nałożeniu czuć pieczenie, ale według dystrybutora jest to "częstym objawem pobudzenia mikrokrążenia oraz reakcją na sól". Maseczkę należy trzymać na twarzy ok. 5 minut i NIE WOLNO doprowadzić do jej wyschnięcia oraz zmywać mydłem. Po tym czasie zmywam ją więc wodą i moim oczom ukazuje się bardzo zaczerwieniona twarz (co również jest częstym objawem, tym bardziej przy mojej wrażliwej skórze). Przy kontakcie z wodą zmywane błoto się rozgrzewa i im cieplejsza woda tym bardziej to czuć - lepiej więc to robić wodą zimną lub letnią, wtedy to uczucie rozgrzewania jest nieco mniejsze i nasze naczynka są bezpieczne.

Skóra po takim zabiegu faktycznie wydaje się być wygładzona a pory zmniejszone choć zaczerwienienie, zwłaszcza na najbardziej wrażliwych miejscach, utrzymuje się przez pewien czas. Pierwszy raz spróbowałam zrobić tę maseczkę ze skoncentrowaną wodą z MM i muszę powiedzieć, że pieczenie jest jeszcze większe -  aż chciałam zmywać to wcześniej. Jeśli chodzi o same krosty to po jednym użyciu nie widać od razu jakiś spektakularnych efektów, ale jak powtórzymy zabieg i robimy to regularnie to szybciej się goją i przygaszają.

Jednym słowem, bardzo jestem zadowolona, że w końcu zdecydowałam się na wypróbowanie tego specyfiku a co najważniejsze, podoba mi się jego działanie i z pewnością będę korzystała z niego za każdym razem, kiedy zajdzie taka potrzeba. Polecam Wam ten produkt z czystym sumieniem :)


35,99 zł/500 g



Testowałyście może ten produkt? Co o nim sądzicie?

wtorek, 14 lutego 2012

Eva Natura - peeling i maseczka


Witajcie po dłuższej przerwie...

Dziś przybywam do Was z recenzją  programu pielęgnacyjnego od eva natura. Produkt kupiłam w Carrefourze na wyprzedaży i kosztował mnie tylko 1 zł :)












Program składa sie z dwóch kroków:

1. Peeling - oczyszczanie:

* z mikrogranulkami jojoba i wyciągiem z lukrecji do każdego rodzaju cery, z wyłączeniem trądzikowej

O produkcie:
Dzięki zawartości mikrogranulek jojoba usuwa martwe komórki naskórka i odblokowuje ujścia gruczołów łojowych. Wykonywany podczas peelingu masaż skóry dodatkowo stymuluje cyrkulację krwi. Zabieg peelingu pobudza skórę do wytwarzania nowych komórek, dzięki czemu szybciej się ona regeneruje. Wyciąg z lukrecji zapobiega podrażnieniom skóry.


Drobinki ścierające w peelingu są bardzo maleńkie (takie tyci różowo-czerwone kuleczki) i dość ostre, co sprawia, że dobrze sobie radzą ze ścieraniem naskórka. Zapach jest delikatny, kwiatowy, przyjemny.
Nie wiem czy tak powinno być, bo nie ma o tym ani słowa na saszetce, ale już w chwilę po nałożeniu skóra zaczęła mnie piec i niestety, nie wytrzymałam masażu przez 2-3 minuty (jak zaleca producent).
Po spłukaniu skóra przestała piec, była odświeżona i gładziutka jak pupcia niemowlaka, więc swoje zadanie spełnił.
Opakowanie wystarcza na jedno użycie.



 2. Maseczka relaksująca sos - relaks:

* z aktywną soją i kwasem hialuronowym do każdego rodzaju cery, również wrażliwej

O produkcie:
Aktywna soja i kwas hialuronowy zapewniają widoczny, szybki efekt liftingu i ujędrnienia, bezpośrednio po zastosowaniu maseczki. Naturalne substancje aktywne zapewniają doskonałe napięcie i nawilżenie naskórka , a także przeciwdziałają procesowi przedwczesnego starzenia się skóry. Maseczka usuwa oznaki zmęczenia i stresu.


Maseczka jest koloru bladozielonego, jest strasznie rzadka i ładnie pachnie (chyba aloesem). Producent informuje, że maseczkę najlepiej stosować na noc oraz, że  nie wymaga zmywania, ale ja sobie tego nie wyobrażam - chyba, że nałożymy jej tyle co kremu do twarzy, więc powinno ładnie wsiąknąć. 
Bardzo łatwo się rozprowadza, ale trzeba uważać z ilością, bo może skapywać z twarzy. 
Jeśli chodzi o lifting i ujędrnienie to niczego takiego nie zauważyłam, ale to może dlatego, że jeszcze za bardzo nie mam co ujędrniać na twarzy ;). No i co najważniejsze, użyłam jej tylko raz - przy regularnym stosowaniu (wg producenta 2 razy w tygodniu) być może widać coś więcej. 
Trudno też mi odnieść się do tego relaksu, bo maseczkę robiłam rano przed pracą a nie np. wieczorem w wannie. W każdym razie, mnie nie odstresowała :)

Czy kupię ten program raz jeszcze? Jeśli będzie w tej cenie to tak.



Pojemność 2 x 7,5 ml
Cena: ok. 4,9 zł



Próbowałyście? Co o niej myślicie?