mam wrażenie, że każdy kto jedzie do grecji, zabiera tę książkę ze sobą. w zeszłym roku nie udało mi się jej zdobyć na czas, w tym natomiast stwierdziłam, że nie odpuszczę i wyspa brytyjskiej pisarki victorii hislop powędrowała ze mną na kretę.
akcja powieści dzieje się właśnie na krecie, w place - małym miasteczku położonym w północno-zachodniej części wyspy. alexis, młoda pani archeolog, postanawia dowiedzieć się czegoś na temat rodziny swojej matki. do tej pory był to temat tabu, jednak nadszedł moment, by odkryć rodzinne tajemnice. w tym celu alexis udaje się do plaki, skąd od razu zauważa małą wyspę - spinalongę - miejsce zesłania trędowatych. w miejscowości spotyka starą przyjaciółkę swojej mamy, której zadaniem jest przekazanie wszystkiego, co wie na temat rodziny matki alexis. tak zaczyna się ta pełna kreteńskiego uroku, ale też sentymentalna i trochę egzaltowana opowieść, gdzie tragedie nie dają odpocząć poczciwych ludziom, tylko podchodzą do nich z każdej strony życia i bezczelnie atakują. choroby, morderstwa, zesłania, zdrady - odnajdziemy w tej książce wszystko, czego na pewno sami nie chcielibyśmy doświadczyć. jedna historia pociąga za sobą kolejną i nie sposób oderwać się od każdej z nich, nie dowiadując się wcześniej, co będzie dalej...
wcześniej specjalnie nie przepadałam za tego rodzaju pokoleniowymi historiami, jednak tym razem wyspa przypadła mi do gustu. to wciągająca, mądra, czasem przewidywalna, napisana prostym językiem opowieść, którą polecam wrażliwcom. chusteczki też się przydadzą ;)
ocena: 5/6.
zapomniałam wspomnieć, że będąc w chanii (miejscowość na krecie), trafiliśmy na wystawę poświęconą mini-serialowi nakręconemu na podstawie tej książki. w grecji ta powieść była takim hitem, że przeniesiono ją na ekran telewizyjny.