Showing posts with label dress. Show all posts
Showing posts with label dress. Show all posts

Wednesday, May 24, 2023

Pędzlem malowane

 

Ten materiał kupiłam przypadkiem. Rozmawiałyśmy z przyjaciółką o sklepach z tkaninami i ona mówi "bo to jest w tym sklepie, a nie poczekaj, pomyliłam się, to nie ten sklep miałam na myśli, tylko inny..." i tym innym okazał się sklep, którego nie znałam, a w nim trafiłam na cienki drukowany len z wzorem niczym maźnięcia pędzlem ławkowcem! *^v^*




Wykrój opracowałam sama na podstawie wykroju na bluzkę z japońskiej książki "ソーイングナチュリラ シンプルナチュラルなおしゃれ服" czyli "Naturalne szycie. Proste i naturalne modne ubrania", znacie ją z tej wersji, także takiej i takiej.  Tym razem zmieniłam bluzkę w sukienkę, czyli przedłużyłam ją do 120 cm, odpowiednio też poszerzając. Chociaż, do końca nie byłam pewna, czy będzie to sukienka, bo na początkowym etapie szycia rozważałam, czy nie rozciąć przodu po środku, dodać listwy z guzikami i nie zrobić z tego narzutki/płaszcza, ten pomysł pojawił się i całkiem mi się spodobał.

 


 

Jednak ostatecznie stanęło na tym, że sukienka pozostała sukienką. Szwy na bokach doprowadziłam do ok. 30 cm od dołu, pozostawiając rozcięcia, przód jest podłożony nieco wyżej niż tył. Naszyłam też prostokątne kieszenie. Sukienka wpisuje się w japoński trend ubrań oversize i przyznaję, że ostatnio bardzo takie lubię, być może wynika to z mojej zmiany figury - wcięte w talii sukienki-tuby, a nawet te dopasowane tylko na górze i rozkloszowane nie do końca pasują teraz na moje kształty. Rzeczy opięte na brzuchu mnie denerwują, talia nie chce pozostać w talii tylko podjeżdża pod cycki... Dopóki nie zgubię nadmiarowych kilogramów to zamierzam cieszyć się fasonami luźnymi, tym bardziej, że lato tuż tuż i takie powiewające obfite sukienki i narzutki będą dobrze chronić przed słońcem i chłodzić. *^v^*




Tuesday, May 09, 2023

Tokyo Blue, Tokyo Pink

 


 

Obiecałam pokazać, co uszyłam na wyjazd do Japonii, to dzisiaj wrzucę trzy rzeczy obfotografowane na szybko, bo nie mam czasu na porządne sesje fotograficzne, jakoś w biegu spędzam te wakacje!... *^V^*

Po pierwsze, sukienka.

 


 

Kupiłam kiedyś sukienkę.

Nie jest to może ewenement na skalę światową, ale nie zdarza mi się to często, bo skoro umiem sobie sukienki uszyć, to już raczej nie wydaję pieniędzy na gotowce. Ale była w pięknym morskim kolorze, lniana, od polskiego producenta i w bardzo intrygującym kroju, który nie był taki oczywisty na pierwszy rzut oka na zdjęcia na modelce. 

Sukienka była bardzo droga, kosztowała prawie 500 zł. Ale powiedziałam sobie, że to len, a lniane ciuchy zawsze są droższe ze względu na koszt tkaniny, że krój jest ciekawy więc płacę za niecodzienny projekt. Zamówiłam rozmiar L/XL, który według wymiarów w biuście i w pasie powinien być na mnie dobry z dużym zapasem, a wymiarów w biodrach nie podano. Sukienka przyszła pocztą, przymierzyłam ją i... ZONK! Góra leży idealnie, talia w porządku, biodra - nie ma mowy, żebym zapięła ostatnie dwa guziki i żeby mi się to brzydko nie rozłaziło na boki. Długość też pozostawiała dużo do życzenia, jestem wysoka, widocznie modelka ze zdjęć jest kobietą średniego wzrostu i u niej sukienka sięgała poniżej kolan, u mnie dużo powyżej...

Sukienka poszła do zwrotu. Ale... zanim ją odesłałam, zrobiłam sobie na jej podstawie wykrój i postanowiłam uszyć własną wersję. Miałam w rękach oryginał więc tajemniczy krój przestał być dla mnie tajemnicą. Doceniam starania projektanta i bardzo chciałam uhonorować jego pomysł kupując oryginalny produkt, ale skoro nie szyją go w moim rozmiarze, to zdecydowałam zrobić to samemu, skoro umiem. Sprzedawać tego nie będę, to jest jedyny egzemplarz tylko dla mnie.  

 


 

Sukienka pozornie jest banalna i podobna do wielu innych - rękawy i dekolt to wariacja na temat superpopularnego od kilku lat trendu kimonowego/kimonopodobnego. Dalej idzie prosto w dół - to było moją zgubą, bo przy moich szerokich biodrach muszę mieć sukienki rozszerzane od talii. Elementem dekoracyjnym który robi tu całą robotę jest wiązanie, które jest sprytnie doszyte do przodu. Wybrałam cieniutki łososiowy len koszulowy, kupiłam go w Amstii

 


 

Ten fason jest bardzo wygodny bo luźny, len na lato - wiadomo, cudo!!! Chłodny i przewiewny. A wiązanie z przodu czyni ten model ciekawym i pozwala sukience ładnie się ułożyć na sylwetce. Ale... nie na mojej! Nie wzięłam pod uwagę, że ten fason - w zasadzie prostopadłościan, chociaż w mojej wersji trochę go rozszerzyłam na dole, nie układa się dobrze na takich sylwetkach jak moja, czyli na szerokich biodrach i dużych pupach przy stosunkowo małej talii. Dodatkowo, mam wciąż sporo nadmiarowych kilogramów i wystający brzuch, co powoduje, że sukienka wypycha się na przodzie i podciąga ponad wiązaniem mimo, iż podniosłam dół na linii talii o ok. 10 cm. Ale... (i jest to "ale" numer 2) mogę ją również nosić rozpiętą jako kimonowa narzutka! *^V^* 

Podoba mi się materiał i kolor, kimonowa góra jest świetna, wiązanie można zamotać z przodu lub z tyłu, włożyłam w nią sporo pracy i nie chciałabym się jej pozbywać. Dlatego zostanie ze mną w takiej postaci jaka jest, ale noszona też jako narzutka do bluzek i jakiegoś dołu, rozpięta po całości i ewentualnie zawiązana.

***



Poza tym, zapragnęłam narzutki. 

 


 

Miała być lniana, dłuższa do pół uda, niebieska, wygodna, z kieszeniami, o ciekawym kroju. Kupiłam 2 metry lnu w kolorze Maroccan Blue i znalazłam wykrój w starym numerze japońskiego magazynu "Cotton Friend" (krąży też na Pinterest) - bardzo prosty pomysł, przód kroimy jednocześnie z szerokim kołnierzem, który składa się na karku wedle uznania. Jakby się chciało, to można go w ogóle ściągnąć nitką albo splisować na stałe.


 

Narzutka wyszła super i sprawdza się w japońskiej majowej pogodzie - jest przewiewna ale zakrywa i chroni przed słońcem i wiatrem. Kieszenie pomieszczą ręce albo cokolwiek tam nawpycha turysta, kołnierz można zrolować albo podnieść wedle potrzeb, postawiony wokół szyi chroni kark przed spaleniem przez promienie słońca. Same zalety! (Przyznam się, że uszyłam drugą taką narzutkę z lnu w innym kolorze, ale została w domu i już żałuję, że jej nie zabrałam!...)



A na koniec zostawiłam trzeci uszytek, który jest tak prosty że aż nie ma sensu poświęcać mu osobnego wpisu - spódnica z przewiewnego cienkiego melanżowego lnu (melanżowość polega na różnej grubości nitek, nie na kilku kolorach jak zazwyczaj postrzega się melanż, kupiłam go w sklepie Alternative Textiles, ale chyba jest już niedostępny). Spódnica ma 15-centymetrowej wysokości karczek o obwodzie moich bioder, w talii jest zebrany gumką. Do karczka doszyłam zmarszczony prostokąt materiału z kieszeniami w bocznych szwach. I, ot cała filozofia, zużyłam kawałek 1,5 x 1,5 metra.

 

 

Sunday, April 23, 2023

Czapla siwa


 

Nareszcie mam do pokazania nową sukienkę! *^V^* Uszyłam ją w marcu, bo chciałam sobie umilić czas oczekiwania na wiosnę.

 


 

Wykrój pochodzi z magazynu Moda na szycie, nr 2/2022 i użyłam go już drugi raz, pierwsza wersja tej sukienki powstała z chabrowego lnu latem zeszłego roku, widać ją na pierwszym zdjęciu w tym wpisie marcowym. ^^*~~




Tym razem kupiłam piękny drukowany len i trochę poszerzyłam spódnicę, żeby mi lepiej falowała w tańcu. ^^*~~ Długość spódnicy to 70 cm. Model jest łatwy, nie ma suwaków ani guzików, dopasowuje się w talii gumką i wiązaniem, ma mój ulubiony dekolt cache coeur i bufiaste rękawy zbierane w mankietach gumką.
 
 

 (Nie mogę się doczekać wizyty u fryzjera, bo już nie ogarniam mojej fryzury, ona żyje własnym życiem, szczególnie świeżo po umyciu wygląda jak nastroszony mop!... Idę w środę w nowe miejsce, uprzejmie proszę o kciuki, bo trochę strach...)

 

Przy okazji, krótka historia mojego tatuażu na szyi. Chciałam tam mieć coś niedużego w czarnym kolorze, i kiedy przeglądałam różności na Pinterest w oko wpadł mi ten obrazek. Dotarłam do źródła i okazało się, że to rysunek artystki Yiwen Lu. Od razu napisałam do niej z pytaniem czy mogę wykorzystać jej projekt na tatuaż. Bardzo się zdziwiła, po pierwsze, że ktoś w ogóle zapytał a nie po prostu użył sobie jej rysunek, a po drugie, że ktoś chce mieć jej projekt wytatuowany na sobie! Oczywiście się zgodziła, tym bardziej, że to nie była praca zrobiona na czyjeś zlecenie, tylko prywatny rysunek, część większej całości przedstawiającej schematycznie kilka rodzajów ramenu - TAK! To jest miska z ramenem! *^W^*~~~ Nawet przysłała mi ten obrazek w ogromnej rozdzielczości, takiej że mogłabym wydrukować sobie plakat na całą ścianę!... ^^*~~ A sam wzór na skórę przeniosła mi Natalia.

 

 


 ***

 


Jeśli chodzi o pierwszy tydzień mojego wczesnego wstawania, sama siebie nie poznaję... W poniedziałek nie mogłam się doczekać, kiedy wstanę! Koty obudziły mnie jak zwykle ok. 4:30 na szybkie karmienie, położyłam się potem ale obudziłam o 5:30, potem o 6:24, aż wreszcie o 6:51 wstałam z łóżka, bo znudziło mi się leżenie i czekanie na budzik nastawiony na siódmą rano. *^o^* We wtorek już nie byłam tak entuzjastycznie nastawiona, ale budzik zadzwonił o 7:00 i wstałam.  W środę budzik zadzwonił, a ja go wyłączyłam i przez dłuższą chwilę walczyłam z przemożną chęcią odwrócenia się na drugi bok i zapadnięcia w głęboki sen...



Ale wstałam. 

W czwartek i piątek było podobnie, muszę popracować nad jeszcze jednym elementem tej układanki dobowej - wieczorami czasem trudno mi po prostu wstać z kanapy i iść się myć, chociaż oczy się zamykają... Czas nauczyć się bycia bardziej stanowcza z samą sobą, bo inaczej siedzę przed telewizorem a nie oglądam nic konkretnego (chociaż trwają właśnie Mistrzostwa Świata w Snookerze na Eurosport!...), ziewam, nos mi opada na cycki i nie mogę się zebrać do spania, a czas leci i robi się coraz później. Ale na razie eksperyment możemy uznać za udany i zamierzam go kontynuować! *^0^*~~~


 

Trenujemy smaki Japonii i Korei. Udało nam się kupić korzeń łopianu - w japońskiej kuchni popularny i łatwo dostępny, u nas nie bardzo, ale do czego jest Allegro!... *^w^* W związku z tym zrobiłam z owej zdobyczy sałatkę z marchewką kinpira gobo i podałam do koreańskiego obiadu z zupą z kimchi, tofu i krewetkami, i koreańskimi przystawkami.

 

Kupiłam bardzo smaczny makaron soba i zjedliśmy go na lekki lunch z kilkoma warzywami w tempurze.




 

W zeszłym tygodniu dużo siedziałam przy maszynie do szycia. Kilka rzeczy do uszycia zaplanowałam sobie wcześniej, kilka wskoczyło na listę w ostatniej chwili, bo kupiłam piękne materiały które natychmiast musiałam przerobić na ciuch na wyjazd... *^0^* Ostatecznie dokończyłam lnianą kieckę szytą jeszcze zimą, bo wciąż nie miałam czasu poszukać pasujących do niej guzików i tak czekała na zmiłowanie, aż wreszcie ogarnęłam temat w zeszły piątek! Tak w ogóle, wszystkie nowe uszytki, która zabieram ze sobą na wakacje to len, przypomniałam sobie o tym materiale i latem nie chcę nosić nic innego!

 



Do wyjazdu do Japonii 9 dni!!! *^O^*~~~ Teraz to już naprawdę czas ostatnich przygotowań, sprawdzenie czy wszystko co miało być kupione zostało kupione, listy rzeczy do zabrania spisane, jeszcze wizyta u dentysty i fryzjera, lada dzień wyciągam walizki. 

 


Monday, March 13, 2023

DOJadanie, tydzień III

 


Acha, gdybyż już można było pomykać w lnianych sukienkach z gołymi nogami!... Na razie w Warszawie nastąpił nieoczekiwany i niechciany powrót pogody listopadowej, ale cóż poradzić, w powietrzu już czuć,  że wiosna czai się za rogiem. *^-^*  Czytam marcowy rozdział "Rześko" i już widzę, że będzie tu większa dawka wiedzy o sezonowości i naszym połączeniu z rytmami natury niż w "Ciepło", więcej do przyswojenia, przemyślenia, przepracowania. Szykuję się do wiosennych porządków, pierwszy raz od dawna kupuję cięte kwiaty, zaczęłam wyprowadzać na spacery moje liczne kolorowe szminki. Wprawne oko dojrzy na poniższym zdjęciu nową sukienkę świeżo spod maszyny. *^v^* Wisi sobie i czeka na okazję, żeby zobaczyć światło dzienne na człowieku.

 


 

Wieczór Dnia Kobiet spędziłam z psiapsiółkami na mieście, w wegańskiej restauracji "Peaches Gastrogirls" (jedna z koleżanek jest wegetarianką). Słyszałam, że jedzenie w tym miejscu jest pyszne i nareszcie sama mogłam się o tym przekonać. Ja wzięłam wontony w bulionie, przepyszne! Dziewczyny też chwaliły swoje dania, a deser zjadłyśmy wszystkie trzy, każda swoją porcję. ^^*~~

 



 

***

 

Cały poprzedni tydzień chciało mi się serdelka z musztardą, a Robert szczęśliwy i pełen energii... *^0^*

 

Japońskie congee (wegańska wersja, z użyciem maszynki do gotowania ryżu), może być śniadaniem, obiadem lub kolacją.

 


 

1 miarka ryżu 

4 Ł granulatu sojowego

+ 3 Ł sosu sojowego

+ 1 Ł mirinu

+ 3 Ł wody

2 świeże grzyby (shitake, pieczarki) lub kilka suszonych

imbir (kawałek wielkości kciuka) 

1 Ł bulionu z kombu (granulowany)

2 łyżki mirinu 

1 łyżeczka oleju sezamowego 

pieprz czarny 

1 łyżeczka soli 

 

dymka 

benishoga 

marynowany daikon lub inne kiszonki

 

Granulat sojowy zalać sosem sojowym, mirinem i wodą, wymieszać porządnie, odstawić na 5 minut. 

Ryż wsypać do suihanki (maszynki do gotowania ryżu) bez płukania, zależy nam na luźnej skrobi.

Imbir obrać łyżeczką i zetrzeć na tarce, grzyby pokroić w kawałki, suszone połamać.

Przełożyć granulat, imbir i grzyby do suihanki na ryż. Dodać bulion, mirin i olej sezamowy. Zalać wodą do poziomu porridge/kayuu/congee dla jednej miarki ryżu. Posolić, popieprzyć, ustawić suihanki na porridge/kayuu/congee, uruchomić.

Gdy gotowanie się skończy wyłożyć do misek, posypać posiekaną dymką. Podać z benishiogą, tsukemono i sosem sojowym.

(Niestety nigdy nie gotowałam congee w garnku na gazie, więc nie wiem, jakie są proporcje ryżu do wody w takim przypadku.)





Tutaj przykład mniej udanego dania - gotowa "polędwica" z seitana czeskiej produkcji, przyrządzona na podobieństwo klasycznej potrawy obiadowej Svíčková na smetaně. Seitanowe plastry przypominają plastry chleba a sos niedoprawiony... 


 

Tak samo wegańska "mielonka". Smakowało to jak słaby paprykarz w formie mielonki, dało się zjeść ale drugi raz nie kupimy.

 


 

Kiełbaski marki Beyond Meat - takie sobie, z na pewno nie warte swojej ceny 26 zł za dwie sztuki!




Za to pierwsza duszona młoda kapustka w sezonie - poezja!.... *^-^*~~~

 


 

Były na przykład takie śniadania robione przez męża - fasolka w pomidorach na toście i pieczarki z cebulą i tofu na drugim. ^^*~~

 


 

Albo ryż smażony z warzywami i przyprawami, świetny sposób żeby zużyć ugotowany wcześniej ryż.

 


 

Smażyłam naleśniki. Ponieważ Nutella nie jest wegańska (i jest niezbyt zdrowa...) kupiłam dwa kremy orzechowo-czekoladowe bio i ten z Diet-Food jest GENIALNY!!! Mogłabym go jeść łychą prosto ze słoika i dotrzeć do spodu w 10 minut. ^^*~~





I takie obiady - pierwsze dwa to dania gotowe z Wege Micha, do których ugotowałam ryż basmati albo bulgur i dorobiłam surówkę, trzeci obiad to kotlety z fasoli z ziemniakami i szybkim sosem "pieczeniowym".





 

Robert gotował kapustę kiszoną zasmażaną z fasolą z własnego przepisu.



  • paczka kapusty kiszonej (850g, 550g po odlaniu) 

  • dwie puszki fasoli białej gotowanej (2 x 400g, 2 x 240g po odlaniu) 

  • dwie cebule 

  • olej rzepakowy (zimnotłoczony, nierafinowany) 

  • dwa liście laurowe 

  • dwa ziela angielskie 

  • garść kminu 

  • pieprz 

  • cukier trzcinowy 

  • sól 

 

Kapustę odlać na sitku i przenieść do garnka. Dodać ziele angielskie, liście laurowe, kmin. Zalać gorącą wodą trochę poniżej poziomu kapusty i postawić na gazie pod przykryciem na około 1h.

Cebulę skroić w drobną kostkę. Na dużą patelnię wlać olej (kilka łyżek), rozgrzać, przyprawić mielonym pieprzem. Następnie wrzucić cebulę, posolić, rozłożyć równą warstwą i zostawić żeby się przysmażyła na złoto-brązowo. 

Odlać fasolę z puszek zachowując płyn (aquafabę). Odlaną wrzucić do zezłoconej fasoli, opruszyć odrobiną cukru, przemieszać i zostawić do przysmażenia. 

Gdy fasola się przysmaży wlać zachowaną aquafabę i zredukować. Następnie odlać kapustę na sicie, usunąć liście laurowe i ziele angielskie i wrzucić na patelnię. Przesmażyć wszystko razem aż potrawa się zagęści i połączy. W trakcie doprawić solą do smaku.

Podawać z chlebem razowym z margaryną albo z pure ziemniaczanym.


W piątek spotkałam się z koleżanką w Vege Love.




W sobotę na domowych urodzinach kolegi zamówiliśmy przepyszne bliskowschodnie jedzenie z Niedaleko Damaszku (nie mam zdjęć). Jest to jedna z restauracji, dla których mogłabym się przeprowadzić bliżej centrum Warszawy!


W niedzielę zamówiliśmy na obiad podobne jedzenie z restauracji Falla, moim zdaniem trochę słabsze ale też w porządku. Ja wzięłam wrapa koreańskiego z boczniakami i to nie był najlepszy wybór, za to Robert jadł wrapa z cytrynowym ryżem i chilli sin carne, i był zachwycony.

 ***

 

I taki to był zeszły tydzień. W przyszłym planuję kilka dań dalekowschodnich, na pewno będą też pierogi. Będzie nowe szycie - szykuję kilka nowych rzeczy na japońskie wakacje. Mam też nowe pomysły na obrazki. Do zobaczenia za tydzień!