Zawsze przed wyjazdem na urlop mówię sobie, że robię przerwę w gotowaniu. Miło jest zatęsknić. Tym razem zajęło mi to całe cztery dni. Katalizatorem były produkty, które dostępne były w Ginestra i okolicach.
Ugotowałam prosty jak budowa cepa, ale piękny w swej prostocie obiad. Siedząc przy stole, który naruszyły już nieco korniki, słuchając koncertu skrzypcowego Vivaldiego, którego melodia mieszała się z odgłosami dnia codziennego dochodzącymi z ulicy, osiągnęłam kulinarną nirwanę. Zabawne jak człowiekowi czasem niewiele trzeba.
Aby ugotować ten posiłek idealny udałam się 2000km od Yorkshire, na ciepłe wzgórza Gór Sabinskich, nabrałam spokoju i zapomniałam o tym, że do szczęścia potrzebne mi są dwa te same idealne nakrycia, a przypomniałam sobie, jak dobrze może smakować jedzenie z wyszczerbionej michy, nawet popite tanim winem stołowym.
We wtorek lub w piątek ok. 9.30 nasłuchiwałam przez okno muzyki tanecznej. To Cessidio, który przyjeżdża samochodem dostawczym, staje najpierw przy barze, potem przy sklepie, a na końcu podjeżdża na plac przed pocztą. Ma mały wybór warzyw, ale zawsze świeże i smaczne. U niego kupiłam dwa kilogramy pomidorów. Daleko im było do tych, które leżą na półkach supermarketu. Przypominały mi te, które na działce hodowała Babcia Lusia. Zapach nagrzanych słońcem gałązek pomidorowych bardzo mocno kojarzy mi się z dzieciństwem i Babcią.
Dobre pomidory, albo czosnek można też kupić u Neapolitańczyka. On przyjeżdża do wsi w w piątki między 10 a 11.
Do posiłku idealnego potrzeba też dobrej oliwy. A najlepszą jaką dotychczas jadłam to oliwa od Giny. Oliwa, która szuka sponsora i z całą pewnością na niego zasługuje. W wiejskim frantoio w Ginestra kilku producentów oliwy tłoczy oliwę z własnej mieszanki oliwek, o niskiej kwasowości, a głębokim smaku i pięknym kolorze. Na szczęście oliwę zamówiłam już na początku kwietnia i czekała na nas w metalowym kanistrze.
![]() |
Drzewko oliwne w Ginestra |
Buszując po sklepach spożywczych w Osteria Nuova nietrudno zgadnąć, że w okolicy popularny jest świeży makaron (pasta fresca) produkowany lokalnie w Spinacetto - Greccio. Kupiłam paczkę strozzapreti fresche (nazwa po włosku oznacza, że dławią one księdza - podoba mi się!) i ten makaron okazał się tak świetny, że parę dni później wróciłam po więcej wyrobów tego producenta. Makaron dostępny jest między innymi u braci Liberati, gdzie można też dostać pecorino, ser który bardziej kocham od parmezanu.
Kilka umytych pomidorów posiekałam na kawałki wielkości kęsa, przełożyłam do dużej miski z drobno posiekanymi 2 dużymi ząbkami czosnku i jedną pokruszoną w palcach papryczką peperoncino. Delikatnie posoliłam, odstawiłam na bok i zajęłam się gotowaniem makaronu. Gdy pomidory puściły już sporo soku dolałam do nich szczodry chlust oliwy i dodałam nieco świeżo utłuczonego czarnego pieprzu.
Makaron odcedziłam i wymieszałam z zawartością miski, a na górę zestrugałam trochę pecorino. Jak już zjedliśmy wszystko, popijając cudownie schłodzonym różowym winem, to przystąpiliśmy do froterowania misek. Pomógł nam przepyszny chleb kupowany w sklepiku w Ginestra. Ani kropelka soku spod pomidorów z oliwą nie mogła się zmarnować.
Dlaczego ostatnio obsesyjnie myślę o własnym domu na włoskiej prowincji?
Dlaczego ostatnio obsesyjnie myślę o własnym domu na włoskiej prowincji?
Uwielbiam takie obiady, idealne w swej prostocie. Nic dodać nic ująć :-)
OdpowiedzUsuńJedne z moich ukochanych obiadów. Planuję na jutro, telepatia. Mmmmmm.
OdpowiedzUsuńA ja pomyslalabym, ze to trofie...
OdpowiedzUsuńPewnie jest jakas encyklopedia albo slownik z nazwami makaronow ;)) Natknelas sie juz na cos takiego ?
A te pomidory sa tak piekne, ze az zdjecie pachnie...
Bo czasem proste smakuje najlepiej :)
OdpowiedzUsuńMilo widziec cie znowu!
Kejt, szczegolnie na wakacjach czlowiek do szczescia niewiele potrzebuje. :)
OdpowiedzUsuńEvitaa, mnie sie marzy znowu taki obiad, ale nie trafilam jeszcze tego lata na smaczne pomidory w UK. :(
Miss_Coco, jest taka ksiazka: "Encyclopedia of Pasta" autorstwa Oretta Zanini de Vita. Tylko, ze... nazwy tych samych makaronow zmieniaja sie nawet i co kilometr, bo kuchnia wloska to kuchnia regionow, prowincji... Wiec chyba nie ma sensu sobie zaprzatac glowy niuansami. ;)
Maggie, proste smakuej najlepiej, sekretem sa po prostu dobre skladniki. :)
Pozdrawiam Was serdecznie i dziekuje za pozostawienie sladu. :)
Twój wpis bardzo mnie zachęcił, pomidory poki co są , trzeba wyprobowac . Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńmmm... zazdroszczę tej oliwy i wakacji we Włoszech!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Oj, ja się nie dziwię dlaczego? ;-)
OdpowiedzUsuńpomidorki wygladaja smakowicie!!
OdpowiedzUsuńMakaron z sosem pomidorowym to było zawsze moje ulubione danie ! W Twoim wykonaniu aż ślinka leci :)
OdpowiedzUsuńCzytając Twojego posta przeniosłam się wspomnieniami do moich pierwszych wakacji we Włoszech. ech ... wspomnienia.
OdpowiedzUsuńNiestety sklepowe warzywa niczym nie dorównują tym ogrodowym, a szkoda.
uwielbiam takie proste smaki! a jeśli używa się do ich przygotowania lokalnych produktów to musi smakować obłędnie!
OdpowiedzUsuńKarola cudownie Wam było! Ciekawe czy ci księża faktycznie się tym makaronem dławili? Ciekawe jak by smakowało, gdybyś sobie do słoików zapakowała na zapas i zapasteryzowała ;d
OdpowiedzUsuńMiska cudna!
A wiesz dlaczego tak obsesyjnie myślisz? Żebyś mogła w nim gościć swoich wiernych fanów takich ja ja ;)
POZDRAWIAM ;)
Po oglądnięciu zdjęc i przeczytaniu tekstu - to jest zdecydowanie posiłek idealny! Prosty,a pyszny. Takie sa najlepsze :)
OdpowiedzUsuńA widze, ze zapoznala sie kolezanka ze scarpetta :-)
OdpowiedzUsuńAch... ale mi narobiłaś apetytu i nie tylko na jedzenie ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie
Oj pomidory! Przecież one się uśmiechają do wszystkich. Zjadłam w ostatnim tygodniu chyba tonę pomidorów, ale takich właśnie z ogródka. Niebo i słońce w gębie. Twój obiad wygląda smakowicie i musi smakować wyśmienicie:-)
OdpowiedzUsuńAż zapachniało słońcem... Wczoraj mój teść nas namawiał na hodowlę pomidorów :)))
OdpowiedzUsuńWiesz co? Tok opisałaś - przedstawiłaś to danie, że po prostu poczułam słodkokwaśny, pachnący sos na kawałku pieczywa... Rety jakie to wspaniałe! :)
OdpowiedzUsuńDlaczego ostatnio obsesyjnie myślę o własnym domu na włoskiej prowincji?
OdpowiedzUsuńbo wlochy sa zarazliwe :-) Wrocilismy z Ligurii; i choc nadal najbardziej kochamy Ginestre, to jednak Liguria (ale nie Cinque Terre) zauroczyla nas.
Tak, Wlochy sa cholerne zarazliwie.
OdpowiedzUsuńTak, pomidory tam smakuja bajecznie.
Tak, chcialabym miec duzy dom, duzo czasu i duzo pieniedzy, aby spedzac zycie gotujac dla przyjaciol, podrozoujac po pieknych miejscach i moc o tym pisac. :D
Ciesze sie, ze zdjecia i opisy do Was przemawiaja - chcialam, aby tak wlasnie bylo. :)
Jutro zapraszam na kolejna porcje wloskich klimatow.
Pozdrawiam cieplo i dziekuje za kazdy jeden komentarz! :)
Proste i pyszne :) No i Włochy...
OdpowiedzUsuńDla smakoszy - cudowne miejsce. :)
Usuń