Pokazywanie postów oznaczonych etykietą makarony. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą makarony. Pokaż wszystkie posty

10 stycznia 2014

Krewetki petarda (firecraker prawns). Słodko - ostre.






To danie (też w wersji z kurczakiem) poznałam w Wagamamie, tyle, że tam serwują je z ryżem. Ja miałam ochotę na makaron ryżowy, a z resztą składników improwizowałam zdając się  na mój smak i wspomnienie dania z baru, a także bazując na przepisach, które gościły głównie na amerykańskich blogach. Niestety wszystkie amerykańskie przepisy zawierały jakiś tajemniczy gotowy sos chilli, do którego nie mam dostępu. Zrobiłam więc swoją wersję i niewiele różniła się od tej, którą jadłam. 

Polecam wielbicielom mieszanki słodko - ostrych smaków. Jeśli szybko siekacie warzywa, to obiad będziecie mieć gotowy w ok. 20 minut, szczególnie jeśli użyjecie cienkiego makaronu ryżowego - wymaga on tylko ok. 3-4 minut moczenia we wrzątku.

20 listopada 2013

Luby gotuje. Szaszłyki z kurczaka, sos satay, pikantne nudle. Miętowy ananas na deser.






Kolejna odsłona tego cyklu, o którym szczegółowo możecie przeczytać we wpisie "Luby gotuje. Wprowadzenie". Przypominam na wszelki wypadek, gdyby pojawił się znowu głos, że nie podaję źródeł. Raz, a konkretnie wystarczy, bo w tej serii są tylko przepisy z jednej książki. Jak to się zmieni, to dam znać. Tak więc dziś gwoli przypomnienia. 

Zestaw ten ma azjatyckie wpływy, ale jak to Jamie - on lubi gotować je po europejsku, no i wszędzie, ale dosłownie wszędzie wali oliwę. Tak więc z autentyczną kuchnią azjatycką ma to coś tam wspólnego.  Inspiracja jest jednak konkretna, takoż dawka chilli i limonek - dla mnie ideał. 

Sos satay (pikantny sos na bazie orzeszków ziemnych), szaszłyki z kurczaka, pikantne nudle z nerkowcami i kolendrą, a na deser ananas z miętowym cukrem, borówkami i jogurtem kokosowym. Jeden z fajniejszych zestawów jakie jadłam. Zapraszam serdecznie. 

3 października 2013

Luby gotuje. Zapiekanka z makaronu i kalafiora. Sałatka z cykorii z boskim dressingiem. Korzenne zapiekane śliwki z lodami.




Bardzo na czasie. Pogoda sprzyja sycącym zapiekankom, a i korzenne śliwki są bardzo na miejscu o tej porze roku. Jamie połączył w tej zapiekance dwa klasyki anglosaskie - macaroni cheese (makaron krótkie rureczki zapiekane z serem) i cauliflower cheese (kalafior zapiekany z serem) i całkiem dobrze to wyszło. Raczej z kategorii comfort food, niż wyrafinowane, ale jesienią tego mi trzeba. Do tego chrupiąca cykoria i absolutnie cudowny dressing, który będę na pewno wykorzystywać do innych sałatek. 

27 września 2013

Luby gotuje. Nudle ze stekiem i warzywami. Herbata z hibiskusa.



To był chyba drugi zestaw, który przygotował luby. Siedzieliśmy przy stole, a totalną ciszę zakłócało tylko siorbanie. Nudle ciężko jeść kulturalnie, ale podobno w Azji siorbanie to nic takiego, a jedynie oznaka, że smakuje. Jedyne, co niemal nie wykrzyczałam mu w twarz to:

I Ty mi chcesz powiedzieć, że nigdy w życiu nie smażyłeś steka?!

11 kwietnia 2013

Soba (nudle) z warzywami i orzeszkami ziemnymi (w stylu azjatyckim)





Czasem mam wrażenie, że powinnam do opisu bloga dodać "Blog dziękczynny poświęcony przepisom świetnego pisarza kulinarnego, aktywisty i kucharza Hugh Fearnley-Whittingstall'a". Uwielbiam jego książki, na serie TV "River Cottage" zawsze czekam z zapartym tchem (nawet jeśli nie mam telewizora!), bardzo dobrze czyta się jego felietony, a każdy z przepisów przez niego proponowanych, a wypróbowanych przez nas okazał się być hitem w naszym domu. Dziś po raz kolejny więc prezentuję coś ugotowanego wg przepisu z jego książki, tym razem "River Cottage Veg Everyday!". Przepis potraktowałam nieco po swojemu i taką wersję prezentuję, bo każdy orze jak może - u mnie na wsi czasem niektóre składniki są ciężkie do zdobycia. A i danie chciałam jeść letnie, a nie zimne, jak wskazywał przepis. Choć zimne też się broni.

6 lipca 2012

Trapanese, które lubię (wcale nie gładkie)

 

Wyobraźcie sobie letnie dojrzałe pomidory - pachnące, soczyste, słodkie. Garść świeżej bazylii, która potrząśnięta uwalnia delikatny aromat. Orzechowe nuty lekko uprażonych migdałów i bogaty smak oliwy tłoczonej w małej wiosce w górach sabińskich. Chcielibyście zmielić te dobra na gładkie pesto? Czy może cieszyć się smakiem oraz ciekawą kompozycją różnych konsystencji? Sposób podania trapanese, który kultywuję od lat przedstawił Jamie Oliver w jednej z moich ulubionych książek "Jamie's Italy". Nie wnikam, który sposób jest tradycyjny i najbardziej słuszny, szczególnie,  że Włosi potrafią sami o tym dyskutować, nie zgadzać się ze sobą, a jedyne słuszne przepisy na to samo danie okazują się różnić co 50 km (lub mniej), no i kuchnia to poligon doświadczalny, więc każdy gotuje, jak mu smakuje. Ja prezentuję, co lubię, a lubię trapanese, w którym czuć kawałki pomidorów i w którym migdały nieco chrupią pod zębami. Dodam tylko, że mi bardziej pasuje tu Pecorino Romano (który wierzcie mi, nie jest odmianą parmezanu) niż Parmigiano Reggiano, ale wiem, że dobrego świeżego pecorino nie mamy pod dostatkiem w Polsce, a już na pewno nie w małych osiedlowych sklepikach (jak przeczytałam na pewnym blogu kulinarnym), tak więc zalecam użyć to, do czego macie dostęp. I powiem jak Jamie: Tygryski, to może być Wasze następne ulubione makaronowe danie. 

Miłego weekendu (Tygryski)!


Linguine alla trapanese 

2 porcje 

200g makaronu (użyłam  linguine) 
200g pomidorków koktajlowych 
garść świeżej bazylii, liście z grubsza porwane, możecie użyć też posiekanych łodyżek (mają sporo aromatu)
100g migdałów, bez skórek
szczodry chlust dobrej jakości oliwy z pierwszego tłoczenia (użyłam oliwy z Ginestry
1 duży ząbek czosnku, obrany i drobno posiekany
4 łyżki świeżo startego Parmigiano Reggiano albo Pecorino Romano (dla wegetarian użyjcie sera bez podpuszcki zwierzęcej; wege parmezan jest dostępny, choć nie wszędzie)
nieco soli
nieco świeżo zmielonego czarnego pieprzu

Makaron ugotować wg instrukcji na opakowaniu. Polecam mocno posoloną wodę oraz gotowanie makaronu al dente, rzecz jasna.

Gdy woda na makaron się zagotowuje, przygotować dodatki. W dużej misce rozgnieść w rękach pomidorki - będą ostro chlapać, ale wypuszczą sporo słodkiego soku i pozostaną w ciekawej konsystencji.

Na suchej patelni zarumienić migdały i przełożyć je do malaksera, lub utłuc w moździerzu.  Ja lubię je zmielone na drobno, ale tak, aby było ciągle czuć chrupiące kawałki migdałów. Dodać je do miski z pomidorami, dolać oliwę, dorzucić starty ser (zachowując nieco do wykończenia dania), bazylię i czosnek. Posolić, zmielić pieprz i odstawić.

Przy odcedzaniu makaronu zostawić kilka łyżek gorącej wody z gotowania, dodać do miski z resztą składników, dla rozluźnienia sosu. Dodać do miski ugotowany makaron i wymieszać.

Rozłożyć między dwa talerze, jeśli w misce zostało nieco sosu, czy pomidorów, po prostu wylać to na górę makaronu i posypać resztą sera. Serwować od razu.



23 września 2011

Nie każdy chłop z widłami to Posejdon...


... jak przeczytałam gdzieś w internecie, a nie każdy długi makaron to spaghetti. To na zdjęciu to akurat jego cieńsza wersja spaghettini. Jako, że cieńsza, to i szybciej się gotuje, a to z kolei oznacza, że pyszny obiad ląduje na stole w tempie błyskawicznym. Jedno jest pewne - satysfakcja na pewno nie jest cienka. Wręcz przeciwnie - człowiek się nie namęczy, ograniczy przygotowania obiadu do absolutnego minimum, a na koniec jeszcze zaszpanuje miską pysznego makaronu. I jak nie kochać takich dań?  

Miłego weekendu Moi Drodzy i korzystajcie z końcówki sezonu na cukinię!























Cytrynowe spaghettini z cukinią i szpinakiem 

2 porcje

ok. 200g spaghettini
szczodry chlust oliwy
1 średnia cukinia, starta na dużych oczkach lub pokrojona w słupki
duża garść szpinaku drobnolistnego
1 papryczka peperoncino, utłuczona w moździerzu 
sok z połowy cytryny
kilka listków świeżej mięty, porwanych z grubsza
świeżo zmielony czarny pieprz
sól
nieco ustruganego pecorino lub parmezanu (lub jego wege wersji)

Wstawiłam wodę na makaron i rozgrzałam powoli dużą patelnię. Gdy makaronowi zostały ok. 4 minuty do końca gotowania, wlałam oliwę na gorącą patelnię, dodałam peperoncino, po czym cukinię i smażyłam przez ok. 2 minuty.  Następnie dodałam szpinak i smażyłam przez ok. minutę i dolałam sok z cytryny. Doprawiłam solą i pieprzem, dodałam miętę, wymieszałam i wyłączyłam po chwili ogień.

Makaron odcedziłam, wrzuciłam na  patelnię z warzywami, dokładnie wymieszałam. Jeśli makaron wydaje się być za suchy można dolać nieco oliwy. Rozdzieliłam między miseczki, zmieliłam nieco więcej pieprzu i posypałam ustruganym pecorino.

25 sierpnia 2011

Posiłek idealny



Zawsze przed wyjazdem na urlop mówię sobie, że robię przerwę w gotowaniu. Miło jest zatęsknić. Tym razem zajęło mi to całe cztery dni. Katalizatorem były produkty, które dostępne były w Ginestra i okolicach. 

Ugotowałam prosty jak budowa cepa, ale piękny w swej prostocie obiad. Siedząc przy stole, który naruszyły już nieco korniki, słuchając koncertu skrzypcowego Vivaldiego, którego melodia mieszała się z odgłosami dnia codziennego dochodzącymi z ulicy, osiągnęłam kulinarną nirwanę. Zabawne jak człowiekowi czasem niewiele trzeba. 

Aby ugotować ten posiłek idealny udałam się 2000km od Yorkshire, na ciepłe wzgórza Gór Sabinskich, nabrałam spokoju i zapomniałam o tym, że do szczęścia potrzebne mi są dwa te same idealne nakrycia, a przypomniałam sobie, jak dobrze może smakować jedzenie z wyszczerbionej michy, nawet popite tanim winem stołowym. 

We wtorek lub w piątek ok. 9.30 nasłuchiwałam przez okno muzyki tanecznej. To Cessidio, który przyjeżdża samochodem dostawczym, staje najpierw przy barze, potem przy sklepie, a na końcu podjeżdża na plac przed pocztą. Ma mały wybór warzyw, ale zawsze świeże i smaczne. U niego kupiłam dwa kilogramy pomidorów. Daleko im było do tych, które leżą na półkach supermarketu. Przypominały mi te, które na działce hodowała Babcia Lusia. Zapach nagrzanych słońcem gałązek pomidorowych bardzo mocno kojarzy mi się z dzieciństwem i Babcią. 

Dobre pomidory, albo czosnek można też kupić u Neapolitańczyka. On przyjeżdża do wsi w w piątki między 10 a 11. 

Do posiłku idealnego potrzeba też dobrej oliwy. A najlepszą jaką dotychczas jadłam to oliwa od Giny. Oliwa, która szuka sponsora i z całą pewnością na niego zasługuje. W wiejskim frantoio w Ginestra kilku producentów oliwy tłoczy oliwę z własnej mieszanki oliwek, o niskiej kwasowości, a głębokim smaku i pięknym kolorze. Na szczęście oliwę zamówiłam już na początku kwietnia i czekała na nas w metalowym kanistrze. 


Drzewko oliwne w Ginestra


Buszując po sklepach spożywczych w Osteria Nuova nietrudno zgadnąć, że w okolicy popularny jest świeży makaron (pasta fresca) produkowany lokalnie w Spinacetto - Greccio. Kupiłam paczkę strozzapreti fresche  (nazwa po włosku oznacza, że dławią one księdza - podoba mi się!) i ten makaron okazał się tak świetny, że parę dni później wróciłam po więcej wyrobów tego producenta. Makaron dostępny jest między innymi u braci Liberati, gdzie można też dostać pecorino, ser który bardziej kocham od parmezanu.



Kilka umytych pomidorów posiekałam na kawałki wielkości kęsa, przełożyłam do dużej miski z drobno posiekanymi 2 dużymi ząbkami czosnku i jedną pokruszoną w palcach papryczką peperoncino. Delikatnie posoliłam, odstawiłam na bok i zajęłam się gotowaniem makaronu. Gdy pomidory puściły już sporo soku dolałam do nich szczodry chlust oliwy i dodałam nieco świeżo utłuczonego czarnego pieprzu.



Makaron odcedziłam i wymieszałam z zawartością miski, a na górę zestrugałam trochę pecorino. Jak już zjedliśmy wszystko, popijając cudownie schłodzonym różowym winem, to przystąpiliśmy do froterowania misek. Pomógł nam przepyszny chleb kupowany w sklepiku w Ginestra. Ani kropelka soku spod pomidorów z oliwą nie mogła się zmarnować.

Dlaczego ostatnio obsesyjnie myślę o własnym domu na włoskiej prowincji? 




18 stycznia 2011

Makaron. Pikatny, słony i chrupiący.




Za co kocham makarony? Głównie za to, że przygotowanie dań na ich bazie trwa kwadrans. Także za to, że można je jeść jedną ręką z miski siedząc na ulubionej kanapie, czy nawet na podłodze przed kominkiem. Za to, że nie muszą być eleganckie, a mimo to widok miski pełnej makaronu z odrobiną sera, oliwy, czy ulubionego sosu albo pesto zawsze powoduje uśmiech na naszych twarzach. Nie inaczej było z tym spaghetti.


Spaghetti z sardelami i bułką tartą


2 porcje

ok. 200g spaghetti
5-6 łyżek oliwy
8 solonych marynowanych sardeli (anchois)
duża garść natki pietruszki
1 czerwona chilli
ok. 4 łyżki bułki tartej

Wstawiłam wodę na makaron i zabrałam się za przygotowanie reszty składników.

Chilli wypestkowałam (możecie zostawić pestki, jeśli lubicie bardziej ostre dania) i bardzo drobno posiekałam. Pietruszkę także drobno posiekałam. Sardele roztarłam nożem na desce do krojenia i z grubsza posiekałam.

Na rozgrzaną patelnię wlałam oliwę, wrzuciłam chilli, pietruszkę i sardele i smażyłam minutę. Następnie dorzuciłam bułkę tartą i smażyłam, aż się lekko zarumieniła. Jeśli bułka zabiera dużo oliwy i jest nadal dość sucha, to należy chlusnąć nieco więcej oliwy.

Makaron ugotowałam al dente, odcedziłam, wrzuciłam na patelnię i wymieszałam dokładnie z resztą składników. Serwowałam od razu.

4 listopada 2010

Paweł i Gaweł...

...w jednym stali domu. Tak, to o nas, ale nie będzie o kłótniach, ani robieniu sobie na złość. Czy będzie o sztuce kompromisów? Nie do końca. O sztuce zaspokojenia dwóch czasami różniących się od siebie apetytów i zapotrzebowania na jedzenie - o tym dziś będzie.

Opanowałam wszakże sztukę przygotowania dwóch posiłków, bez dodatkowego czasu w kuchni i małym nakładem energii. Ja nie należę do osób szczególnie mięsożernych i mięso 3 razy w tygodniu, to dla mnie często górna granica. Trudno, żebym wymagała takiej samej diety od lubego, który kawałem chłopa jest i nie siedzi cały dzień za biurkiem nad papierami, a ciężko pracuje fizycznie. Z dużym szacunkiem odnosi się do dań wege i zjada je ze smakiem, ale dla niego to są góra dwa obiady w tygodniu, kiedy dla mnie to właśnie mięso mogłoby gościć na talerzu tak rzadko.

Stąd wyjątkową sympatią obdarzam przepisy, które łatwo z wege zmienić na mięsne, lub odwrotnie. Dzięki nim gotuję dwa obiady w krótkim czasie. I wilk syty i owca cała.

Dziś przykład takiego posiłku, a przepis od Kikkery (dziękuję!), który dwa lata siedział w moich ulubionych zakładkach i doczekał się wreszcie realizacji. W nieco zmienionej wersji i dzięki uprzejmości lokalnych delikatesów, które wreszcie zdecydowały się sprowadzać solone kapary. Warto było mieć tyle czasu ten przepis w ulubionych, bo okazał się być rewelacyjny i wchodzi do naszego repertuaru w sezonie dyniowym.




Razowe penne z pieczoną dynią i kaparami (oraz wersja z boczkiem)


2 porcje

200g penne z pełnego przemiału
mała dynia piżmowa, obrana i pokrojona na ok. 2 cm kostkę
2 łyżki oliwy
2 łyżki solonych kaparów
1 łyżka masła
1 ząbek czosnku, obrany i drobno posiekany
garść świeżej pietruszki, posiekanej
nieco startego Grana Padano
3 plastry bekonu pokrojone w paski (lub chudego surowego boczku, może być pokrojony w kostkę)
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Piekarnik rozgrzałam do 200 stopni C. Nastawiłam spory garnek z wodą na makaron.

Kapary bardzo dokładnie wypłukałam na sicie, aby pozbyć się soli.

W patelni, która nadaje się do zapieczenia w piekarniku rozgrzałam oliwę i przesmażyłam na niej dynię. Po kilku minutach włożyłam ją do piekarnika. Piekłam przez ok. 10 minut, na ostatnie 2 minuty dodając masło, czosnek i kapary.

Makaron ugotowałam al dente w lekko posolonej wodzie, a na suchej patelni usmażyłam na rumiano bekon.

Makaron odcedziłam i wymieszałam z upieczoną dynią i kaparami. Do jednej porcji dodałam bekon. Rozłożyłam do miseczek, posypałam natką pietruszki i Grana Padano startym na dużych oczkach.

Zainteresowani innym przepisem na wege i mięsny makaron za jednym zamachem? Zapraszam tutaj.

19 października 2010

Są ravioli, jest stłuczony paluch



Jeśli komuś się znudziła dynia, to nie jest najlepszy wpis dla niego. I pewnie to warzywo pojawi się jeszcze w najbliższych tygodniach... Dynia króluje w październiku i od ładnych kilku lat kusi, abym zrobiła z niej nadzienie do ravioli. Nadzienie, jak nadzienie - pestka! Gorzej z nastawieniem do produkcji własnych ravioli.

Moment przełomowy nastąpił podczas produkcji własnego makaronu, przy okazji zwalczania kolejnego demona kuchennego. Maszynka jest, dynia jest, demona już nie ma. Co zrobić? Ravioli z dynią.

Efekty? Pyszne własne ravioli, które przyprawiły mnie o dobry humor i rozpierająca dumę. Nawet jeśli kuchnia wyglądała jak po armagedonie, a ja mam stłuczony wielki paluch u nogi, bo kręcąc intensywnie jakoś (nie wiem do dziś jak...) wyrwałam rączkę z maszynki i z hukiem opuściłam ją wprost na mój palec. Ale warto było.





Ravioli z dynią i masłem szałwiowym


4 porcje

Ciasto

220g mąki makaronowej typu '00'
2 jajka w temperaturze pokojowej
1 żółtko j.w.
szczypta soli

Mąkę przesiałam, dodałam sól, zrobiłam wgłębienie i wbiłam do niego jajka. Używając opuszków palców rozgniotłam żółtka i zaczęłam mieszać je z mąką okrężnymi ruchami. Dzięki temu mąka powolnie łączyła się z jajkami. Używając rąk zagniotłam ciasto, rozciągając je za pomocą podstawy dłoni, nakładając znowu na siebie i powtarzając ten ruch raz po raz. Ręczne wyrobienie ciasta to kwestia ugniatania przez ok. 10 minut. Ciasto może być sztywne, nie należy go bardzo długo wyrabiać, a zagniecione zawinąć w wilgotną ściereczkę i zostawić na godzinę, aby odpoczęło. W tym czasie nieco zmięknie i będzie bardziej elastyczne.

Farsz

pół średniej dyni piżmowej, wypestkowanej, pozostawionej w skórce
łyżka oliwy
3 łyżki świeżo startego parmezanu
2 łyżki bułki tartej
ok. 30g orzechów włoskich
1 żółtko
odrobina świeżo startej gałki muszkatołowej
pół łyżeczki ziaren kopru włoskiego, zmiażdżonego w moździerzu
sól
świeżo zmielony pieprz

Piekarnik nagrzałam do 180 stopni C. Na blaszce położyłam połowę dyni, skropiłam oliwą i upiekłam, aż miąższ był miękki. Wyciągnęłam z piekarnika i ostudziłam. Po ostudzeniu łyżką wyjęłam cały miąższ ze skórki.

Do robota kuchennego dodałam orzechy, wszystkie przyprawy, miąższ dyni i zmieliłam na pure. Następnie wymieszałam je z parmezanem, żółtkiem i bułką tartą. Zostawiłam w lodówce i zabrałam się za wałkowanie ciasta.

Początkowo ciasto rozwałkowałam wałkiem na grubość ok. 1 cm, aby łatwiej wchodziło do maszyny. Używając najgrubszej opcji rozwałkowałam ciasto, pomagając sobie drugą ręka, aby ciasto nie nachodziło na siebie, nie zagniotło się, czy skleiło. Jeśli jest bardzo klejące, to można podsypać je odrobiną mąki. Kolejno zmniejszałam rozstawienie wałków rolujących i wałkowałam ciasto na coraz cieńszy płat.

Następnie nałożyłam ciasto na siebie, zaginając je w połowie i ponownie na najszerszym ustawieniu wałkowałam je, aby dwa płaty połączyły się ze sobą. Powtórzyłam wałkowanie kilka razy, za każdym razem zmniejszając grubość.

Na jeden rozwałkowany płat nakładałam w równych odstępach nadzienie - wyciskałam je z woreczka, któremu obcięłam róg, bo nie mam szprycy. Mniej więcej ilość jak z kopiastej łyżki, w odstępach ok. 2.5 cm od siebie i ok. 1.5cm od brzegów ciasta. Ciasto wokół nadzienia smarowałam wilgotnym pędzelkiem i nakładałam na górę kolejny płat rozwałkowanego cienko ciasta. Dociskałam wokół nadzienia, delikatnie, starając się pozbyć powietrza. Radełkiem kroiłam na kwadraty, tak aby nadzienie znalazło się na środku każdego. Odkładałam na stolnicę oproszoną mąką.

Nastawiłam wielki garnek z wodą, która zagotowałam z solą. Wrzucałam jednorazowo ok. 8 sztuk i gotowałam ok. 5 minut. Odcedzałam delikatnie łyżką cedzakową.

Podałam z masłem, w którym usmażyłam na małym ogniu kilka listków świeżej szałwii oraz dodałam kilka kropel soku z cytryny. Posypałam lekko parmezanem i świeżo zmielonym pieprzem.

23 września 2010

Pięć lub mniej składników #3




Poprzednie posty z serii:

#1 Zasady serii i wieprzowina w sosie karmelowym

#2 Łosoś pieczony z koprem włoskim i oliwkami

Miałam chwilę przerwy w prezentacji tego cyklu, ale dziś na prośbę czytelniczki Ani wrzucam kolejną propozycję. Zostaję w klimatach makaronowych, a także korzystam z sezonu na cukinię. Idealna do tego przepisu jest oliwa czosnkowa, ale zwykła extra virgin też da radę.

Według zasad tej serii wyłączam z listy składników wodę, sól i pieprz i prezentuję Wam danie gotowe w czasie kiedy makaron się gotuje.


Tagliatelle z cukinią i suszonymi pomidorami


2 porcje

ok. 200g tagliatelle (lub innego długiego makaronu)
2 małe, jędrne cukinie
kilka pomidorów suszonych z oliwy
kilka łyżek oliwy czosnkowej lub extra virgin
parmezan lub pecorino
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Wstawiłam wodę na makaron i w tym czasie przygotowałam cukinie.

Obieraczką do warzyw pocięłam je wzdłuż na wstążki i na patelni z oliwą przesmażyłam je, delikatnie mieszając - tak aby plastry się nie rozerwały i zbyt nie zbrązowiły.

Makaron ugotowałam al dente i odcedziłam. Wymieszałam z cukinią, pomidorami i pieprzem, rozłożyłam na talerze i posypałam skrawkami parmezanu, ustruganymi także obieraczką do warzyw.

20 września 2010

Walczę z demonami, vol. 2

Dziś kolejny demon, którego pokonałam parę dni temu - domowy makaron. Jestem wielką wielbicielką makaronów, ale produkcja własnego w domu wydawała mi się niezwykle praco i czasochłonna. Kusiło mnie wprawdzie, aby zrobić domowy makaron, tylko dla porównania ze sklepowym. Kiedy miałam więc okazję zaopatrzyć się w maszynkę do rolowania i cięcia makaronu, zdecydowałam się pokonać tego demona. Jestem z siebie dumna - makaron pyszny, kolejny demon pokonany.

Cenne rady dotyczące domowej produkcji makaronu znalazłam w świetnej książce autorstwa Giorgio Locatelli "Made in Italy. Food and the stories". Zaczęłam od produkcji jajecznego makaronu. Przyjmuje się zasadę, że na każde 100g mąki daje się jedno jajko, ale jak wyczytałam w książce dodawanie kilku jajek i samych żółtek też jest normą i zależy od regionu, kucharza itp. A im więcej żółtek dodamy, tym bardziej łamliwy będzie makaron.




Domowe tagliatelle

ok. 600g gotowego makaronu

500g mąki włoskiej do makaronu, typu "00"
3 duże jajka, w temperaturze pokojowej
2 żółtka (opcjonalnie, mogą być dodatkowe całe jajka)
szczypta soli

Mąkę przesiałam do miski, a następnie na stolnicy uformowałam z niej górkę, w której środku zrobiłam wgłębienie. Dosypałam sól i do środka wbiłam jajka. Obok czasem dobrze mieć miskę z wodą, aby móc pomoczyć ręce, gdyby ciasto ciężko się zagniatało. W przypadku używania małych ilości składników (na 2 małe porcje, albo jedną bardzo dużą wystarczy 100g maki i jedno jajko) lepiej jest zagniatać ciasto ręcznie, gdyż mikser może sobie nie poradzić.

Używając opuszków palców rozgniotłam żółtka i zaczęłam mieszać je z mąką okrężnymi ruchami. Dzięki temu mąka powolnie łączyła się z jajkami. Używając rąk zagniotłam ciasto, rozciągając je za pomocą podstawy dłoni, nakładając znowu na siebie i powtarzając ten ruch raz po raz. Ręczne wyrobienie ciasta to kwestia ugniatania przez ok. 10 minut. Ciasto jest dość sztywne, nie należy go bardzo długo wyrabiać, a zagniecione zawinąć w wilgotną ściereczkę i zostawić na godzinę, aby odpoczęło. W tym czasie nieco zmięknie i będzie bardziej elastyczne. Po tym czasie przystąpiłam do wałkowania.



Początkowo ciasto rozwałkowałam wałkiem na grubość ok. 1 cm, aby łatwiej wchodziło do maszyny. Używając najgrubszej opcji rozwałkowałam ciasto, pomagając sobie drugą ręka, aby ciasto nie nachodziło na siebie, nie zagniotło się, czy skleiło. Jeśli jest bardzo klejące, to można podsypać je odrobiną mąki. Kolejno zmniejszałam rozstawienie wałków rolujących i wałkowałam ciasto na coraz cieńszy płat.

Następnie nałożyłam ciasto na siebie, zaginając je w połowie i ponownie na najszerszym ustawieniu wałkowałam je, aby dwa płaty połączyły się ze sobą. Powtórzyłam wałkowanie kilka razy, za każdym razem zmniejszając grubość.

Gotowe ciasto powinno być grube na ok. 1.5 mm, lśniące, jednolite i nie powinno być widocznych żadnych linii wewnątrz, gdy popatrzycie pod światło.




Gotowe ciasto można pociąć ręcznie, ale ja użyłam nakładki na maszynkę, tnącej płaty w tagliatelle. Po pocięciu można nieco oprószyć mąką, aby się nie sklejało i od razu gotować lub ususzyć na stojaku i przechowywać w torebce papierowej, albo słoju. Świeże tagliatelle gotowałam ok. 3-4 minut.

Domowy makaron jest tak pyszny, że nie potrzeba mu wielu dodatkowych składników - dobra oliwa, parmezan, bazylia i czosnek wystarczą. Ale jeśli macie ochotę, to zróbcie domowe pesto, na które przepis znalazłam w tej samej książce. Smak domowego pesto jest dużo lepszy od kupnego, gdyż kupne czasem ma zbyt dużo czosnku, a smak bazylii potrafi być dość chemiczny. Domowe pesto przykryte warstwą oliwy wytrzyma w lodówce ok. 6 miesięcy, szczególnie jeśli zrobicie je z młodej bazylii, która jeszcze nie kwitła.




Klasyczne pesto

mały słoiczek

2 ząbki czosnku
2 łyżki orzeszków piniowych, tostowanych
250g liści bazylii
2 łyżki pecorino lub parmezanu, startego
ok. 300ml oliwy extra virgin
szczypta soli

Użyłam moździerza, ale możecie użyć robota kuchennego z ostrym ostrzem. Czosnek roztarłam z solą, następnie z orzeszkami. Potem dodawałam po trochu liści bazylii, szybko ucierając, na koniec dodałam ser i oliwę, którą dolewałam w trakcie ucierania, do uzyskania zielonej pasty. Im szybciej utrze się pastę, tym bardziej zielona będzie - pod wpływem temperatury w trakcie ucierania, może stracić nieco koloru. Gotowe pesto można spożyć od razu, lub przełożyć do słoiczka, zalać warstwą oliwy i przechowywać w lodówce.

A tutaj poprzednie edycje tej serii:
Vol. 1 - bulion wołowy na pieczonych kościach

17 lipca 2010

Makaron. Bardzo szybki. Bardzo smaczny.



Juppi! Jestem znowu on-line. Ten tydzień przerwy uświadomił mi, że wielką przyjemność sprawia mi blogowanie. Ale do rzeczy, bo może ktoś z Was jest ciekawy, co nowego w mojej kuchni...

Pisałam Wam kiedyś, że makaronowe szybkie dania często goszczą na naszym stole i że lubimy różne rodzaje pesto. Dziś jedno z naszych ulubionych - z suszonych pomidorów. Przepisów w sieci masa, a ja wypracowałam swój ulubiony, w którym zamiennie stosuję migdały z orzeszkami piniowymi, a także świeże zioła, jakie akurat mam pod ręką.

Czego można więcej chcieć do jedzenia w nasz ulubiony piątkowy wieczór, kiedy zawsze idzie w ruch butelka wina? Nie ma sensu w ten wieczór tracić czasu w kuchni - ma być szybko, smacznie i kojąco. Takie właśnie moim zdaniem są makarony z pesto.


Tagliatelle z pesto z suszonych pomidorów


2 porcje

250g tagliatelle (lub innego, Waszego ulubionego makaronu)
145g suszonych pomidorów z oliwy/oleju (waga po odsączeniu słoiczka 280g)
łyżka oliwy/oleju z pomidorów
2-3 łyżki orzeszków piniowych
2-3 łyżki świeżo utartego parmezanu
2 małe ząbki czosnku
2 łyżki czerwonego wytrawnego wina (użyłam cabernet sauvignon)
łyżka świeżego oregano (czasem używam bazylii, majeranku lub pietruszki)
świeżo zmielony czarny pieprz
sól

Wstawiłam wodę na makaron i w tym czasie zajęłam się przygotowaniem pesto.

Orzeszki piniowe uprażyłam na suchej patelni i przełożyłam cześć do robota kuchennego - zachowałam ok. łyżkę orzeszków na później. Do robota dołożyłam pomidory, oliwę, 2 łyżki parmezanu, czosnek, wino i oregano i zmieliłam nieco pieprzu. Zmieliłam na gładką pastę.

W tzw. międzyczasie zaczęłam gotować makaron, kiedy był al dente, odcedziłam go zachowując ok. 2 filiżanki do espresso gorącej wody z gotowania makaronu i dodałam ją do pesto. Wymieszałam gorącą wodę z pesto w robocie.

Odcedzony makaron wymieszałam z pesto, przełożyłam do miseczek, posypałam resztą parmezanu i orzeszkami i udekorowałam listkami oregano.

11 maja 2010

Gdzie ta wiosna?




Jak na maj, nawet jak na Północne Yorkshire jest dość zimno i mokro. Chciałoby się jeść lżej, ale pogoda ciągle zmusza do sięgania po bardziej treściwe dania. A ochota na szparagi nie spadła ani trochę.

Zamiast tradycyjnego mięsnego obiadu i szparagów jako dodatek, który to obiad uznałam za ostateczną opcję "aby nie umrzeć z głodu i zjeść szparagi w tym samym daniu", ugotowałam wiosenny makaron, który syci i cieszy oko i podniebienie zielonymi warzywami.

Przepis znalazłam w majowym wydaniu "Good Food" i nieco go zmieniłam.



Tagliatelle z wiosennymi warzywami i sosem cytrynowo - szczypiorkowym


2 porcje

250g tagliatelle
8-10 zielonych szparagów (twarde końce usunięte), przekrojone na pół
filiżanka zielonego groszku (użyłam drobnej odmiany zwanej w UK petit pois)
sok i skórka otarta z jednej cytryny
łyżeczka musztardy Dijon
4 łyżki oliwy
garść świeżego szczypiorku
kilka ustruganych płatków parmezanu
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Ugotowałam makaron al dente, dodając przed końcem gotowania na 5 minut dolne części szparagów, na 3 minuty główki szparagów, a na ostatnią minutę groszek.

Gdy makaron się gotował na patelni wymieszałam sok, skórkę z cytryny, musztardę i oliwę, podgrzałam mieszając, aby składniki się połączyły. Doprawiłam solą i pieprzem.

Odcedziłam makaron z warzywami, zachowując 4-5 łyżek wody spod gotowania makaronu i dodałam je do sosu. 3/4 szczypiorku pocięłam do sosu używając nożyczek. Wymieszałam makaron z sosem, doprawiłam pieprzem, rozdzieliłam na talerze, pocięłam na górę resztę szczypiorku, posypałam płatkami parmezanowymi.

15 kwietnia 2010

Prawy prosty!


Dziesięć sierpowych! Dziesięć podbródkowych! Dwadzieścia brzuszków!

Czwartkowe wieczory nie są łatwe, satysfakcja jednak gwarantowana. Po zajęciach łapię torbę, pędem do samochodu, noga na gaz (byle nie za bardzo - uspokoiłam się po lutowym wypadku) i już myślami jestem w domu. Przy lodówce, rzecz jasna, bo apetyt bardzo dopisuje po godzinnym boksowaniu kilku znielubionych facjat (przecież zawsze sobie można wyobrazić czyjeś oblicze na padach bokserskich, prawda?).

Co przygotować, aby było:

a) szybko (jestem w domu później niż zwykle i umieram z głodu)
b) w miarę niskokalorycznie (nie po to spalałam w pocie czoła kalorie, aby teraz nadrobić to z nawiązką)
c) ze słodkim akcentem (aby po kolacji nie kusiły słodycze, z tego samego powodu, o którym w punkcie b)

Stir fry! Czyli mieszaj, smaż i za kilka chwil delektuj się lekkim daniem.


Indyk z mango w azjatyckim stylu


2 porcje

ok. 300g filetu z indyka (możecie użyć kurczaka)
2 łyżki oleju z orzechów arachidowych
2 ząbki czosnku
kawałek świeżego imbiru, ok. 2.5 cm
czerwona chili
mały brokuł
6 mini kolb kukurydzy
mango
limonka
łyżka sosu sojowego
łyżeczka skrobi kukurydzianej
filiżanka bulionu warzywnego, drobiowego lub wody
garść świeżej kolendry
jajeczne nudle chińskie (jak z zupek ekspresowych)

Przygotowałam wszystkie składniki, aby były gotowe do wrzucania do woka: mięso pokroiłam w cienkie plastry, czosnek i imbir drobno posiekałam, chili wypestkowałam (prawdziwi twardziele mogą zostawić pestki) i pokroiłam w paseczki. Brokuł podzieliłam na różyczki, a jego trzonek pozbawiłam wypustek i grubszej skóry i pokroiłam w plasterki. Kolby kukurydzy przekroiłam wzdłuż na pól, mango obrałam i pokroiłam na spore plasterki.

W woku rozgrzałam mocno połowę oleju i na dużym ogniu obsmażyłam mięso. Następnie odłożyłam je za pomocą łyżki cedzakowej do miseczki.

Do woka dodałam resztę oleju, czosnek, imbir i chili i smażyłam, ciągle mieszając, przez około minutę, aby kolejno dodać brokuły i po minucie połówki kukurydzy. Smażyłam, mieszając przez 5 minut.

Następnie dodałam mango, smażyłam minutę, wrzuciłam z powrotem indyka i zalałam filiżanką bulionu, w którym rozrobiłam skrobię kukurydzianą. Doprawiłam sosem sojowym i sokiem z limonki. Gotowałam pół minuty, sos bardzo szybko zgęstniał.

Serwowałam z nudlami jajecznymi posypane świeżą kolendrą.




P.S. Just let me die with dignity/It's not suicide, simply mercy/Life is killing me...

Dziś boksowałam ze szczególną siłą, aby pozbyć sie złych emocji. Pożegnaliśmy frontmana grupy Type O Negative, Petera Steele (wł. Petrus T. Ratajczyk). Kawał chłopa, kawał głosu i polskie korzenie. Wielka szkoda.

7 kwietnia 2010

Makaron. Pochwała prostoty.


W tygodniu często nie mam czasu na gotowanie pracochłonnych dań. Po powrocie z pracy, zasiadając przy dużym drewnianym kuchennym stole marzymy, aby coś ciepłego i pysznego pojawiło się na nim jak najszybciej.

Proste dania makaronowe nadają się idealnie na szybkie i kojące kolacje w środku tygodnia. Większość moich ulubionych dodatków do makaronu można przyrządzić w czasie, gdy zagotowuje się woda, a potem gotuje makaron.

Bardzo lubię eksperymentować z różnymi rodzajami pesto, a dziś pokażę moje ulubione - ze szpinakiem i orzechami włoskimi. Lampka czerwonego wytrawnego wina jak najbardziej wskazana.


Linguine z pesto szpinakowo-orzechowym


2 porcje

150-200g linguine (możecie użyć swojego ulubionego makaronu)
garść łuskanych orzechów włoskich
2 garści świeżego szpinaku (użyłam odmiany drobnolistnej)
1 ząbek czosnku, obrany
2 łyżki oliwy
4 łyżki startego parmezanu
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
odrobina świeżo utartej gałki muszkatołowej

Nastawiam wodę na makaron i zanim się zagotuje przygotowuję pesto. Szpinak, orzechy, oliwę, 2 łyżki parmezanu, szczyptę soli, nieco zmielonego pieprzu i gałkę muszkatołową umieszczam w robocie kuchennym i miele na gładką masę. Możecie użyć ręcznego blendera i zmiksować pesto w wysokim naczyniu.

Pesto jest dość gęste więc dodaje 4 łyżki wody z gotowania makaronu i jeszcze chwilkę miksuję. Makaron gotuję al dente, odcedzam, wrzucam z powrotem do garnka i dodaję do niego pesto. Mieszam dokładnie, aby pesto oblepiło makaron.

Rozdzielam na talerze i posypuję resztą parmezanu.

5 marca 2010

Makaronu z groszkiem dwie odsłony



Groszek i mięta to jedno z genialniejszych połączeń smakowych. Dopiero lektura "Ministry of Food" Jamiego Olivera uświadomiła mi rok z hakiem temu, że można świetnie to połączyć z makaronem. A podobno to klasyka! Jak to się mówi - lepiej późno, niż wcale.

Teraz to jedno z moich ukochanych dań - bo makaronowe, bardzo proste i szybkie w wykonaniu, aromatyczne i delikatnie odświeżające dzięki dodatkowi mięty. Ugotowałam ostatnio dwie wersje i obie zaprezentuje: jedna dla rozpustnika - bekonowa, druga dla mnie - wege. Obie lubię jednakowo.

Makaron z groszkiem, miętą i bekonem (oraz jego wersja wegetariańska)

2 porcje makaronu - użyłam kokardek (farfalle) do wersji bekonowej, a razowych rurek (penne)do wege; przyjmuje się, że porcja na osobę to ok. 80-120g suchego makaronu
4 kopiaste łyżki crème fraiche (gęstej, kwaśnej śmietany)
2 łyżki oliwy
1 cebula, pokrojona w drobną kostkę
1 ząbek czosnku, drobno posiekany
ok. 150g mrożonego groszku (użyłam jego mniejszej, delikatniejszej odmiany petit pois)
3 plastry bekonu, pokrojonego na paski (można użyć chudego boczku, albo włoskiej pancetty, forma też nie ma aż takiego znaczenia - może być pokrojony w niedużą kostkę)
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
garść świeżej mięty, posiekanej, kilka listków zostawionych do dekoracji
2 łyżki parmezanu startego na drobnych oczkach

Nastawiłam wodę na oba rodzaje makaronu. Zanim woda się zagotuje, można zająć się sosem. Na jednej patelni rozgrzałam oliwę i przesmażyłam cebulę, aż była miękka, na sam koniec dodając na minutę czosnek. Dołożyłam śmietanę i dokładnie wymieszałam, dodając trzy łyżki wody na makaron, która akurat się zagotowała; sos trzymałam na bardzo małym ogniu. Doprawiłam solą i pieprzem. Na drugiej patelni, w tym samym czasie wysmażyłam na rumiano bekon, bez użycia tłuszczu.

Ugotowałam makaron al dente, na ostatnią minutę dodając do każdego garnka groszek. Do sosu dodałam posiekaną miętę i jego połowę przełożyłam do patelni z bekonem. Odcedziłam makarony z groszkiem i pełnoziarnisty dodałam do sosu wege, a kokardki do sosu z bekonem. Dokładnie wymieszałam.

Każdą porcję posypałam resztą mięty i parmezanem.