W odpowiedzi kapelusznikowi:
Podobało mi się, a
szczególnie fakt, że w efekcie tego całego zamieszania, któremu początek dała
kobieta (wykradzenie i zagubienie płytki ze zwierzeniami męża- agenta CIA) po
głowie dostają mężczyźni, dający się tak łatwo wkręcić w głupie afery. Nie ma
tu żadnych mądrych, gdy rozum zasypia, budzą się emocje a z nimi demony czyli
wszelkie irracjonalne obsesje, opętania itp. Pani doktor-pediatra, i pan agent
CIA, i pan jakiś ważny z rządu, i pan delikatny kierownik klubu fitness, nie
mówiąc już o jego przygłupim personelu - instruktorze i pani rejestratorce –
wszystkim im odbija i to równo, gdy zostaje naruszone ich dumne ego, albo gdy
poczują zapach łatwej kasy, ewentualnie seksu. Na szczęście, kobiety, może
nawet i będące kołem zamachowym niektórych afer ( także tych światowych, że wspomnę
tu przy okazji Monikę Levinsky wkręcającą Billa Clintona w seksaferę), wychodzą
cało z przeróżnych opresji, jakim poddają je w filmie bracia Coen. To mężczyźni
summa summarum okazują się głupszymi i bardziej naiwnymi, a odwaga z jaką
wydaje im się, że ruszają do boju, by zdobyć (niektórzy po raz pierwszy a
niektórzy powtórnie) pozycję, okazuje się tylko naiwną fanfaronadą, nikomu nie
potrzebną, a nawet zgubną dla ich samych i dla ich otoczenia.
Jednym słowem – niezły obraz, kolejny, jak to u braci C., na cześć triumfującej powszechnie ludzkiej głupoty. I byłoby to może jeszcze bardziej śmieszne, gdyby nie maleńka nutka refleksji, pojawiająca się przy okazji sceny w szafie, czy na ulicy, że to z powodu głupoty bliźnich najczęściej giną ludzie, też może i tak samo głupi, ale czasem niekoniecznie.
To dobrze, że Frances McDormand jest żoną jednego z braci, dzięki temu możemy na nią od czasu do czasu popatrzeć jako na aktorkę głównego planu. Tilda Swinton - jakże mi się tu podobała, o wiele bardziej niż w „Michaelu Claytonie”. Brad Pitt – co z tym facetem i jego urodą można można zrobić - jest dobry, zarówno jako totalny prostak i prymityw jak i jako znękany życiem rodzinnym facet w średnim wieku (Babel). A i Malkovich, kolejny raz (po Johnnym English) udowadnia, że dysponuje niezłym komediowym potencjałem – jako znerwicowany i rozpity eks- agent wypada rewelacyjnie, nawet lepiej od Pitta, którego rola momentami jest niepotrzebnie przeszarżowana.
Jednym słowem – niezły obraz, kolejny, jak to u braci C., na cześć triumfującej powszechnie ludzkiej głupoty. I byłoby to może jeszcze bardziej śmieszne, gdyby nie maleńka nutka refleksji, pojawiająca się przy okazji sceny w szafie, czy na ulicy, że to z powodu głupoty bliźnich najczęściej giną ludzie, też może i tak samo głupi, ale czasem niekoniecznie.
To dobrze, że Frances McDormand jest żoną jednego z braci, dzięki temu możemy na nią od czasu do czasu popatrzeć jako na aktorkę głównego planu. Tilda Swinton - jakże mi się tu podobała, o wiele bardziej niż w „Michaelu Claytonie”. Brad Pitt – co z tym facetem i jego urodą można można zrobić - jest dobry, zarówno jako totalny prostak i prymityw jak i jako znękany życiem rodzinnym facet w średnim wieku (Babel). A i Malkovich, kolejny raz (po Johnnym English) udowadnia, że dysponuje niezłym komediowym potencjałem – jako znerwicowany i rozpity eks- agent wypada rewelacyjnie, nawet lepiej od Pitta, którego rola momentami jest niepotrzebnie przeszarżowana.